II dzień świeta Ziemi - Wielki Targ, komnaty Rajcy Gliniaka

„Wejść!” - rajca z trzaskiem zamknął rejestr zadłużeń wobec urzędu i zmęczonym wzrokiem spojrzał na drzwi. „Czego chcesz Orgrun, nie miałeś własnie patrolować alei Srebrnej? Co?” - odezwał się na powitanie zmęczonym głosem. Orgrun nie zareagował, pośpiesznie podszedł do ogromnego biurka Gliniaka. „Panie, Kiro tu jest.” - wyszeptał konspiracyjnie i otworzył gębę ozdobioną żółtymi kłami, gapiąc się na twarz rajcy. „Jaki Kiro na jaja Thystioniusa?! Czego mi zawracasz….aaaaa TEN Kiro! Ten który rozpieprzył pół alei Świec?!” Orgrun gorliwie pokiwał głową: „Ten sam, z kolorowym czubem na głowie! Polazł od razu do Kenrona, eee… do Świecowej Karczmy, panie. He he, poszedł stamtąd jak zmyty z podkulonym ogonem. Ale byli z nim ci dwaj, ten throalczyk Neumani, no i młodszy Dermul.”

Gliniak wstał głośno odsuwając fotel: „Nic mi nie wspominaj o Neumanim! Gnoje, spalili budynki szanowanego kupca, a potem chędozony Neden odstawił cyrk ze sfingowanym śledztwem i zaszlachtowali niewinnych obywateli Wielkiego Targu! A Dermulom jeszcze do dupy się dobiorę! Stary zwiał pod spódnicę Neden! Ale młodego już niedługo pogonimy za te jego throalskie konszachty. Ale co ja tobie tępy łbie tłumacze. No co z tym wietrzniakiem?” „Eee…nie wiem panie, jest. Miałem co rychlej powiadomić was, więc przyszłem.” - odparł Orgruk. „Czekaj! Czy Dunrim jest trzeźwy? Nie będziemy ścigać głupiego latacza o parę tysięcy srebrników odszkodowania. Kenron pokrył część moich wydatków. Ale nie chcę mieć takich nieobliczalnych adeptów w moim mieście. Nie takich, co demolują mi wszystko w koło, bo mogą! Obudź Dunrima, niech zorganizuje swoich chłopców z kuszami. Niech zapolują. Teraz są tłumy w mieście, no nie dość że uchodźcy to jeszcze Święto Ziemi. Niech Dunrim znajdzie okazje, a potem się do mnie zgłosi.” - Gliniak usiadł na fotel i więcj nie zaszczycił orka spojrzeniem.

Tego samego dnia, późne popołudnie, korytarze Bazrata, Throal.

„Czego tak wciągasz powietrze?” - Kiro dziwnie patrzył na Gorta. Ten zatrzymał się na środku ogromnego korytarza, złożył ciężką skrzynię stękając i stanął. „Wącham zapachy! Dom, nie rozumiesz? Wreszcie wszystko dookoła pachnie jak powinno. I te kolory, to przytłumione światło, te dudniące dźwięki…” - Gort kręcił głową wzruszony. „Jasne, a strażnik przy Wrotach Throalu od razu cię rozpoznał.” - wtrącił Dhali - „I od razu, panie kapitanie do ciebie… że tak wy się poznajcie, dla mnie to każdy strażnik wygląda tak samo i cięzko mi odróżnić Ueravena od takiego Neumani” Gort chrząknął: „Zważaj na słowa Dhali” Wziął ciężką skrzynię na plecy i ruszyli dalej. Mijali plac, na którym krasnoludzcy żonglerzy i połykacze ogni urządzali prawdziwe widowisko przy wtórze piszczałek i basetli grajków. Tłum gęstniał i co chwila korytarz robrzmiewał echem zachwyconych okrzyków.

„Co tam masz Kiro w tej skrzyni? Ciężka jak cholera…” - stęknął. Wietrzniak markotnie usiadł na ramieniu Dhalego. „Jak wy byliście u Dermuli, to poleciałem do Dw Palce. Tylko, że to już nie Dwa Palce, a Świecowa Karczma i prowadzi ją ktoś zupełnie inny. W dodatku wnętrze przebudowano. Odesłano mnie do domu Kenrona, na aleję Maślaną. Biedak… Musiał zwinąć interes. Zapłacił 7 tysięcy srebrników za naprawę ulicy.” - ciągnął Kiro. „Ile?” - jednoczesnie zapytali przyjaciele wietrzniaka. „Ano. Ponoć magistrat go szantazował i zmusił do porzucenia działalności. Tym samym straciłem lokum i miejscówkę” - żachnął się mały adept. „Zapraszam do Yistane. Kiro szkoliłeś mnie i Gorta podczas powrótu, obiecałeś nauczyć talentu kamiennej skóry. Jestem ci wiele dłużny. A w naszej kamienicy jest mnóstwo miejsca. Mógbyś tam swoją pracownię otworzyć…” - Dhali zaproponował lekko łypiąc okiem na siedzącego mu na ramieniu wietrznika. „Pomyślę. A co z twoim bratem?” „Dziwne, ale nie było ani Finwisa ani Kidiris na miejscu. Są w Throalu, znaczy się w Yistane. Niepokoi mnie to, bo warsztaty zastaliśmy z Gortem zamknięte. Rozumiem, Święto Ziemi. Ale magazyny były puste…” „Prawda” - dodał Gort - „Spieszmy do domu. Obiecałem Bakari, że dojedziemy na jej urodziny. A jesteśmy przed czasem. Muszę zajrzeć do siostry, po prezent. Suknię miała jej zamówić. No i was zapraszam. Z rodzinami. W końcu na dłużej zapuścimy tu korzenie. Za cztery dni popijecie na moich zaręczynach, a potem będzie czas na politykę, bale i interesy!” Dhali mu przerwał: „Ty się tak nie rozpędzaj. Mamy obowiązki wobec korony i służb. Trzeba sprawdzić u Runewinda. Co się stało z naszymi listami, jakie akcje przedsięwzięto. Jak tylko zawitam do domu i pogadam z bliskimi muszę wrócić do Wielkiego Targu, do Cieniopłaszczki…” „Liczysz, że Rathael tam jeszcze będzie?” - kpiąco zapytał Kiro - „Po tym jak dostał twoje listy popędził pewnie na Triumfa węszyć i szukać dziewczynki. Założę się o sto Brazów…”

I tak wesoło rozprawiając minęli dzielnice dahnat i weszli w bogatszą część posiadłości wedshel. Dzwon na skrzyżowaniu wybił dwudziestą godzinę dnia.

III dzień Święta Ziemi - Wielki Targ, posiadłość Mefrahów

Gort siedział przy łóżku Bakari. Wpatrywał się w jej twarz. Spała spokojnie, a oddech unosił jej piersi. Oczy miała przepasane białą opaską, nasączoną balsamem, który sporządził Ontar, głosiciel Garlen. Westchnął, wstał cicho i opuścił komnatę. Wszedł do gabinetu ojca i usiadł na jego fotelu.

„Ekhm, jestem tu” - chrzaknął Drisam. „Taaak, wiem ojcze…” - pociągnął zamyślony Wojownik. „Nie zdążyłem ci podziękować, za wszystko co uczyniliście dla Bakari. Nie, nie przerywaj… Wiem ile zachodu, złota i czasu was to kosztowało. Doceniam. I odwiędzyłbym się gdybym tylko mógł bardziej.” Drisam zamknął witrynę na klucz i podszedł do syna. „To nie tak Gorcie. Czuję się winny, że jej nie upilnowałem. Nie powinna zostawać sama, bez żadnej ochrony. Odkąd zaangażowałeś się w sprawy królestwa, to zrozumiałe, że twoje zycie i życie twoich bliskich powinno być cenniejsze dla Avalusów. Bo może stanowić potencjalny cel wszystkich tych, którzy życzą źle Throalowi. Nie omieszkam o tym powiedzieć Grindo, a nawet samemu królowi.” Gort machnał ręką: „Wiem jak o to zadbać. Nie mówiłem jeszcze Dhalemu, ale poprosze go żeby zorganizował dla nas kogoś do ochrony. Jakiegoś emerytowanego szpiega z Oka Throalu. Dhali ma tam wpływy, a ja muszę zadbać o nasze bezpieczeństwo. Koszty biorę na siebie.” „Co zamierzasz teraz?” - zapytał stary krasnolud.

„Chciałem poczekać aż Bakari się obudzi. Wczoraj pół nocy rozmawialiśmy… Idę do rodziny wuja Stetgartha do korytarzy Upandala. Mam do przekazania ostatnią wolę i testament ciotce Ferii. Coś zjem pewnie u nich i wracam do komnat królewskich. Musze przekazać list Stetgartha do rąk własnych króla Nedena, bo pismo do Oka Throalu dałem już Dhalemu. Więcej dziś nic nie zdziałam, chciałem odwiedzić siostrę, ale nie zdążę.” Gort zamilkł. Zaczął nasłuchiwać. „Idę, Bakari się obudziła jak mniemam.” Drisam patrzył za synem z niepokojem w oczach.

O tej samej porze, Yistane, kamienica Dermuli

„Ile to już trwa?!” - miotał się Dhali. Finwis patrzył na niego z markotną miną. Kidiris siedziała na sofie i nie odezwała się ani słowem od dobrej godziny. Tyle czasu zajęło Finwisowi i Wershaliji wtajemniczenie Dhalego w wydarzenia z ostatnich kilku tygodni. „Odkąd matka odeszła, ojciec zupełnie porzucił warsztat. Albo się upija, albo szwenda gdzieś po zaułkach Yistane bratając z jakimiś mętami. Wiesz co musiałem zrobić? Zamknąłem swój warsztat w Wielkim Targu i zawiesiłem umowy. Musiałem przenieść tu pracowników i nadrabiać zaległości. A i tak część kontrahentów się wycofała. Nie mamy długów, na szczęście. Ale moja pozycja w Wielkim Targu jest już zachwiana. Rada Kupiecka mnie na pewno nie przyjmie, bo Gliniak jest zawzięcy na ojca. Ponoć ty, bracie miałeś w tym swój udział. Nieważne. Jeśli zajmiesz się ojcem i doprowadzisz go do porządku, ja mogę przejąć wszystkie zobowiązania. Wróciłbym do naszego domu, a pracę rozdzielił. Z czasem bym przeniósł część warsztatów do Wielkiego Targu. Tutaj mogłyby być magazyny, ale nie wiem jak to będzie wyglądać z cłami? Gliniak niechętnie patrzy na wwózke towaru do Throalu bez opłat. Sytuacja jest napięta, a sprawy handlowe słabo uregulowane. Bardziej mi sie opłaca mieć wszystko na miejscu. Nie wiem Dhali, teraz to ta kamienica jest twoja i Wershaliji. Zróbcie z tym coś.” - Finwis zamilkł.

„Dlaczego matka odeszła? Co wam powiedziała?” - dopytywał się Zwiadowca. Wershalija wzruszyła ramionami. „Nie było mnie tutaj. Pracuję dla drugiej górniczej kompanii Elcomi, wróciłam już po fakcie.” Dhali się zdziwił: „Pracujesz dla tych… eh, nieważne. A co mówił ojciec?” Finwis usiadł obok swej żony: „Bredził coś o przeznaczeniu rodu Dermuli, o zemście na jakichś orkach, o dziedzictwie R'ahny. Jakieś bzdury pijaka. Rozum mu się pomieszał. Wiesz co? Twój druh Kiro jest głosicielem Garlen, może by tak wyleczył ojca?” Dhali się poirytował: 'Nie bądź bracie ignorantem. Nasz ród, ród Dermuli wywodzi się z Landis. Przed Pogromem Landyjczycy trwali w konflikcie z orkami z Kara Fahd„ „Twój ród Dhali!” - wypalił brat. „Ja…ja jestem Anawari! Tak samo jak ojciec, Irajana czy Wershalija! Nie bez celu matka tak wybrała i tylko was nazwała swoim rodowym mianem. Ja się nie czuję Dermulem! Nigdy nie czułem. I myślę, że to najwyższy czas, by nasze rody rozdzielić! Co Dermulowe, niech idzie do Dermuli. A Anawari powinni być tam gdzie się urodzili. W Wielkim Targu. Więc Dhali, zastanów się czego chcesz?! Mi Throal nie jest potrzebny do szczęścia. Obiecaj mi tylko, że pomożesz ojcu, a jak wydobrzeje do zabieram go do siebie. W moim domu jest dużo miejsca. A tutaj…” - rozsierdzony Finwis machnął ręką - „tutaj możesz sobie urzadzać choćby i burdel! Masz mnóstwo miejsca.” Dhalego zatkało. Przez moment pomyślał, że użyje magicznych talentów na bracie, by go uspokoić, ale dał spokój widząc Kiro przez otwarte drzwi, który radośnie machał do niego obiema rękami. „Oj nie w porę Kiro, nie w porę.” - pomyślał.

IV dzień Święta Ziemi, Throal, korytarze Bodal karczma Włochaty Słoń

Siedzieli przy stoliku obaj wpatrzeni w podekscytowanego wietrznika. Kiro od wczoraj miotał się, ale trzymał gębę na kłódke i nie chciał im nic zdradzić. Dhali nosił na twarzy oznaki nieprzespanej nocy. Problemy domowe go przerosły i z ulgą przyjął zaproszenie przyjaciela na wycieczkę do ulubionej karczmy. Choć dotarcie tutaj zajęło mu kilka godzin. Gort mimo południowej pory wyglądał jakby się niedawno obudził. Pół nocy zajmował się swoimi sprawami i słudzy litościwie nie budzili go na śniadanie. Stad był okropnie głodny, a kiszki grały mu marsza. „Panowie!” - zagaił Kiro - „mam dla Was ofertę nie do odrzucenia, ofertę która zdarza się raz w życiu!” Zaczął teatralnie i z triumfem popatrzył po przyjaciołach” Sięgnał po magię elokwencji i z trudem nalał z ogromnej (dla niego) butli trunku w kielichy obu adeptów. Gort i Dhali popatrzyli po sobie, bo Kiro nigdy nie był taki uprzejmy.

„Co byście zrobili jakbym Wam powiedział, że moglibyście zostać WSPÓŁWŁAŚCICIELAMI… uważajcie na to!… jesteście gotowi!?.. KARCZMY!” - wypalił. „Tak nie przesłyszeliście się, daję Wam możliwość zakupienia czegoś co jest bezcenne, takim dobrym przyjacielem jestem!”

Kontynuował: „Chciałbym z Kenronem otworzyć karczmę w Throalu. Jak wiecie poprzednia w wyniku jakiegoś drobnego nieporozumienia z władzami Nowego Targu musiała zostać chwilowo zamknięta. A ponieważ w karczemnym biznesie nie można stać w miejscu i trzeba iść do przodu, postanowiliśmy zawalczyć o zacną klientele Throalu. Natomiast jak się domyślacie taka inwestycja początkowo wymaga pewnych, dla Was wspaniali towarzysze zapewne niewielkich nakładów finansowych, których ja mały, biedny wietrzniak oraz były właściciel karczmy (z wielkim rachunkiem za nowy chodnik) nie jesteśmy w tej chwili w stanie pokryć. Wierze że dwie tak znaczące rodziny jak Neumani i Dhermule nie mogą przepuścić takiej okazji…” - zawiesił głos i dodał mocy swoim talentom przekonywania.

„Oczywiście jako współwłaściciele będziecie korzystać z wielu udogodnień, kiedy już karczma będzie działać jak np. stolik na własność (w poniedziałki do 12.00), olbrzymie rabaty na trunki i przekąski (z wyłączeniem weekendów i piątków), możliwość wyboru muzyki która ma być grana w lokalu (tylko w środy i czwartki) i te pe!” Gort i Dhali zdumieli się, gdy Kiro ponownie napełnił ich puste kielichy ciężko mocując się z butlą throalskiej brandy.

„Ale najważniejsze jest to, że będziemy mogli wybrać nazwę dla lokalu! Może „Wspaniały Kiro i kamraci” albo „Pod śmigającym wietrzniakiem” albo „Długi Włos i dwie czuprynki”? Nie? No dobra nad nazwą jeszcze pomyślimy w wolnej chwili. To co wchodzicie w to!? Wchodzicie! To cudownie!” - rozemocjonowany Mistrz Żywioów popatrzył na przyjaciół dziwiąc się, że nie podzielają jeszcze jego entuzjazmu.

„To wznieśmy toast za udany biznes! No do dna, do dna… ooo jak ładnie i jeszcze jeden za Throal! Cudnie!” - Kiro wręcz promieniował radością. „Dobrze to ja sobie tu pozwoliłem przygotować takie małe weksle, jakbyście tylko tu złożyli swoje podpisy… ooo właśnie tutaj.” Gort spojrzał i zbaraniał. Dhali musiał wypic jeszcze jednego kielicha. „Słucham?” - zdziwił się Kiro. „Że dużo zer, nieee wydaje Ci się, przez alkohol dwoją Ci się i troją….”

V dzień Święta Ziemi, Throal, korytarze Upandala, karczma Piaskowy Behemot

Kiro siedział na krawędzi stołu i przyglądał się Gortowi: „Co dokładnie powiedział ci Abgar wczoraj? Jak możemy pomóc Bakari?” „No przecież mówiłem już!” - biesił się krasnolud. „Ktoś ze szpiegów Denairastów musiał na nią napaść. Z całą pewnością śledzili i obserwowali jej perfumiarnię. Wiedzieli kiedy wychodzą pracownice i to, że zostaje sama w laboratorium. Abgar sprawdzał ślady w destylarni i na zapleczu. Postawię sto Brazów, że to był wietrzniak. Dlatego nie zostawił śladów i dlatego Bakari słyszała szelest i podmuch powietrza jak się do niej zbliżał. Sypnął jej w oczy tym kurestwem a potem pociął jak…” - Gort zacisnął zęby i milczał przez chwilę. „To paskudna substancja. Magiczna. Oślepia ofiarę, wywołując Krwawą Ślepotę. Ponoć ciężko to wyleczyć. Ofiara jest ślepa, siatkówkę pokrywa krwawa błona i po pół roku zanika całkowicie nerw wzrokowy…” „Mamy zatem cztery i pół miesiąca żeby coś zrobić?” - zapytał Dhali. „Coś koło tego” - odparł Gort. „Ontar byłby w stanie sporządzić leczniczy wywar w ciągu dwóch tygodni. Ale potrzeba do tego oczu pryzmy…” „Pryzmy!?” - Dhali aż się zająknął. „To chyba trudniejsze od zdobycia krwawego bluszczu” - wymruczał. „Te cholerne pryzmy są najrzadszymi insektami w Barsawii! Poza tym żyją praktycznie nie lądując na ziemi. I to nad szczytami najwyższych górskich łańcuchów! No i są wielkie. I niebezpiecznie.” - dodał. „No dobra, a co z tym bluszczem?” - zainteresował się Kiro. „To też ciężka sprawa” - westchnął Gort. „Rośnie wyłącznie w ogrodach królowej elfów. Abgar polecił mi znajomego maga, Hiermona, czarodzieja z Przyczółka. To starzec, ale ponoć całkiem sprawny. Prowadzi interesy z krwawymi elfami. I być zechce nam pomóc…” „A jak nie zechce?” - zapytał Kiro. „Cóż, użyjecie na nim wszystkich swoich uroków i elokwencji, żeby zechciał” - Gort uśmiechnął się kwaśno. „Chcesz Kiro karczmę otwierać i liczysz na wsparcie klanu Mefrahów, to zapewne zrobisz wiele, by pomóc swojemu przyszłemu wspólnikowi?”

„A jak tam wizyta na dworze?” - zagadnął Dhali. Gort się nieskromnie uśmiechnął: „Nie czekałem długo na audiencję. Król Neden bardzo ciepło was wspomina i żałował, że nie przybyliście ze mną.” „Do rzeczy, do rzeczy” - ponaglił go Kiro. „Władca był bardzo zaintersowany wydarzeniami na południu. Dwa tygodnie temu dowiedział od Oka o naszej akcji. Throal ostrożnie popiera działania smoków o ile są skierowane przeciwko Therze. Swoją drogą Dhali byłeś już u swoich pracodawców? Ktoś się z tobą kontaktował?” - Gort zawiesił spojrzenie na przyjacielu. „Nie miałem czasu. Sporo zamieszania w domu. Matka odeszła. Opuściła Throal, ojciec bardzo to przeżywa. Od kilku tygodni nie funkcjonuje normalnie, co się przełożyło na interes, który mocno podupadł. Kiro, gdybyś mógł mi pomóc i uzdrowić ojca z rozpaczy? Pomogłoby to całej rodzinie Dermuli…” - zawahał się - „I Anawari.” Kiro się zainteresował: „Kłopoty rodzinne?” Dhali kiwnął głową: „Nieszczęścia. Rozłam. Kłótnie. Dis szerzy swoją klątwę.” - mruknął Dhali i kontynuował - „Gdybyś uleczył Faegila, może mógłbym bardziej pomóc w pomyśle z karczmą? Myślałem o tym by ulokować ją w kamienicy Dermuli. To cztery piętra i kilkanaście pokoi. Gdyby przebudować, zrobić osobne wejścia…Jest podwórze, są piwnice. Wiele pokojów pustych…” „A warsztaty? Magazyny?” - zdziwił się Gort. „Jakoś to z bratem ogarnę” - smutno odparł Dhali

„Cóż, chętnie spróbuję pomoc w takim razie” - zamachał nogami Kiro. „No jutro chcę was widzieć u mnie” - wtrącił Gort. „W mniejszym gronie co prawda, nie robimy balu, ani uczty, ale chcę świętować urodziny Bakari. Zgodziliśmy się z Ontarem, że kilka godzin siedzenia przy stole Bakari nie zaszkodzą.” „Czy ona..coś widzi?” - ostrożnie zapytał Kiro. „Nie brachu, niestety” - odpowiedział Gort - „Dlatego chciałbym wyruszyć do Przyczółka tak szybko jak się da…” Zapadła cisza.

„Panowie?” - Gort popatrzył na obu adeptów. „Cholera” - zaklął Dhali - „mam kupę rzeczy do pozałatwiania. Nie byłem jeszcze u Klodrige, może będą jakieś rozkazy co do Przyczółka. Chciałem odwiedzić Charboyye, Wielką Bibliotekę, Donovana Navsara, Tirnaga Ueravena” „Kogo do kroćset?!” - przerwał mu Gort, „Mojego ucznia. Chciałem pogadać z Abgarem o tym medalionie Hefery, spotkać się z Nachtim w Wielkim Targu no i oczywiście wypytać Sola o to co się stało za sprawą listów Hefery. No i chciałem poszukać mentora, żeby poprosić o rytuał awansu”. Gort dziwnie popatrzył na Zwiadowcę, a potem na Kiro. „A ty? Też masz tyle do zrobienia?” Kiro się uśmiechnął: „Aż tyle nie. Ale chciałbym w spokoju pomedytować nad moimi talentami. Pomóc jakoś ojcu Dhalego i odwiedzić Ontara w jego Olzimie Garlen. Zostaje kwestia księgi Hefery, pewnie coś z niej przepiszę do swojej księgi. No i chciałbym pomóc Kenronowi z tym knajpianym biznesem.” - skończył wietrzniak radośnie majtając nogami. Gort zgrzytnął zębami: „Jeśli trzeba to pojadę tam sam! I wytrząsnę z tego Hermiona każdy liść tego krwawego gówna!” odstawił puchar z trzaskiem na stół. „Dwa tygodnie! Daję wam dwa tygodnie i ani dnia dłużej. Potem ruszamy razem do Przyczółka.”

01 Raquas (lipiec) 1508 TH

Dopiero gdy Bakari poszła się położyć, wymawiając zmęczeniem, biesiada w domu Mefrahów zrobiła się nieco głośniejsza i nieco śmielej zaczęto sięgać po trunki. A towarzystwo zebrało się naprawdę zacne. Poza oczywiście Serisi, Drisamem i Gortem, którzy pełnili rolę gospodarzy, zjawili się czarodziej Abgar i Belori, siostra Gorta z opiekunką małego Modruka; Tiras Byril'ah, sędziwy dziadek rodu; Ghandar Mefrah z małżonką - bliski kuzyn ojca, no i ciotka Feria Neumani, żona kapitana Stetgartha, którą Gort czuł się zobowiązany zaprosić, po tym jak przekazał jej testament żołnierza. Andeweria Sarafica, nieformalna ciotka Bakari, złożyła tylko serdeczne życzenia Gortowi, podkreślając jak jest dumna, że domy Sarafica i Neumani połączą się wkrótca, jak tylko on i jej dalsza siostrzenica wezmą ślub. Wypiła łyk brendy i opuściła uroczystość.

Kiro spędzał czas w towarzystwie Gungira i Jovaima, dwóch archiwistów, współpracowników Belori i bliskich Mefrahów. Przechwalili się swoją wiedzą o historii Throalu i serwowali wietrzniakowi co rusz to nową anegdotę z dworskich historii Varulusa I czy jego następcy.

Dhali siedział w drugim końcu stołu. Przybył na uroczystość z siostrą, Wershaliją, a teraz zawzięcie konwersował z Ontarem, głową Olzimu Garlen w Korytarzach Bazrata. Tę ich dyskusje usłyszał Kiro. Wziął z sobą srebrny kielich, specjalnie dla niego przygotowany przez Gorta i podleciał. „I jak się miewa Fagael?” - zagadnął. Ontar odpowiedział: „Dobrze to rokuje. Widać potrzebował kogoś znanego, kto potrafi dotrzeć do niego i wnieść błogość do chorego umysłu. Dobrze się spisałeś Kiro. Raduje się widząc, że Garlen przez ciebie dociera do innych.” Kiro podstawił kielich Dhalemu. Ten solidnie nalał mu jagodowej nalewki. „Choć do Gorta, próbuje się przecisnąć na drugą stronę stołu więc jest wreszcie okazja by z nim pogadać.”

Wojownik był lekko wstawiony, wypił chyba z każdym gościem, i nadal dbał o to by kielichy wszystkich były pełne. „Dobra, głośno tutaj” - powiedział i beknął donośnie. „Chodźmy na piętro do mojego gabinetu”. „Na piętro?” - zdumiał się wietrzniak. „No co? Ta część posiadłości nie była eksplorowana od lat. W zasadzie to moja scheda od babki ze strony ojca. Skoro już za rok mam być dumnym małżonkiem i ojcem, to będę potrzebował kilku pokojów, gabinetu, sypialni, warsztatu i skarbca, nie?” - uśmiechnał się zadziornie. „Czekaj, czekaj, czy ja dobrze słyszałem? Ojcem?” - szybko zapytał Kiro. Gort pokazał mu obraźliwy gest.

„Kiro” - zaczął Dhali, odstawiając swój puchar na stolik. „Nie wiem jak ci dziękować, za to co dla mnie zrobiłeś z ojcem.” wyłożył małą sakiewkę. „To drobiazg, ale niech te 100 sztuk srebra będzie symbolicznym datkiem dla Głosiciela.” „Ło ho ho!” - wtrącił się Gort -„łaskawca, psia jego mać. Wiesz ile byś musiał zapłacić za naukę tego magicznego talentu kamiennej skóry, od jakiegoś obcego Mistrza Żywiołów?! Co najmiej ze dwa tysiaki! Tak, że tego…” Dhali wyraźnie się poirytował. Wietrzniak przepił do niego i mrugnął: „Oj tam, Gort, nie marudź, wiele razy nam Dhali tyłek ratował, nie? A poza tym to chciałem z wam raz jeszcze pogadać o tej karczmie. Dla mnie to naprawdę poważna sprawa. Wiem że każdy z Was ma w domu i na głowie masę innych zmartwień, dlatego w razie czego ja z Kenronem wszystkiego dopilnujemy. Dhali doszły mnie słuchy, że mieszkasz w pustej kamienicy, nie wydaje Ci się że to zrządzenie Pasji? Gort wiem, że zawsze szukasz dobrej okazji żeby pokazać wszystkim, że nie tylko z wojaczką Ci po drodze? Ja osobiście chciałbym wreszcie mieć jakiś swój kawałek na świecie, jakieś miejsce do którego bym wracał i mówił „jestem w domu”. Nawet jeśli miałaby to być mała klitka w karczmie na dnie Throalu” - uśmiechnał się kończąc przemowę. „Poza tym co myślicie o nazwie „Pod Trzema Chmuroptakami”?”

Gort łypnął na Kiro z nad kufla z piwem. Wysłuchał do końca i rzekł: „Oj Kiro Kiro z tym domem, to ty nie długi-włos tylko kłamliwy jęzor!” I pokazał jęzor. A potem dodał: „Na poważnie - spółka to nie wiem - trzeba przeanalizować, policzyć, sprawdzić wasz plan…. o, na pewno zapomnieliście o podatkach. NA PEWNO!” - podkreślił chwytając za tacę z pieczystym i unosząc ją jedną ręką.

„Muszę sprawdzić pozostałe zobowiązania Mefrahów. To nie takie proste, mam za dużo interesów na głowie, żeby podpisywać takie cuś bez przejrzenia dokumentów. W niczym ci nie pomoże jak się okaże za pół roku, żem bankrut i gołodupiec. Na takie coś potrzeba spokojnej głowy i większej ilości czasu. Jeżeli będziesz chciał mogę poprosić ojca, żeby to sprawdził i decyzję przekazał twojemu wspólnikowi… za jakiś czas. Od ręki natomiast mogę na pewno pomóc w uzyskaniu od domu Neumani nisko oprocentowanej pożyczki, specjalnie dla Ciebie. Jakbyś był członkiem domu i rodziny, a gdyby ci się powinęła noga to i spłacić pomogę. Wybór należy do Ciebie skrzydlaty przyjacielu.”

Dhali chciał koniecznie coś powiedzieć, ale krasnolud nie dopuścił go do głosu. „A Nazwa brzmi najlepiej spośród wszystkich jakie do tej pory zaproponowałeś, ale jeśli zobaczę w szyldzie chmuroptaka z krasnoludem i człowiekiem w szponach to ci nogi z dupy powyrywam.” - W tym momencie Gort wyrwał kawał mięsiwa z tacy z głośnym trzaśnięciem i uśmiechem od ucha do ucha na gębie.

Wreszcie Zwiadowca mógł coś powiedzieć: „Ja się zgadzam. Masz rację Kiro, że sytuacja rodzinna mi się pokomplikowała. Ale w kamienicy Dermuli jest mnóstwo miejsca i byłoby całkiem łatwo tam urządzić karczmę. Spotkajmy się za jakiś czas i pogadamy o konkretach. Mam pewien plan, ale musze go potwierdzić z ojcem. A on….sami wiecie”.

„A powiedz no Dhali, co z tym listem od Rathaela?” - Gort palnął się w czoło - „zapomniałem o tym do cna, przez te zaręczyny.” „No jak weszliśmy cztery dni temu do Cieniopłaszczki, to już go tam nie było. Jedynie wiadomość dla mnie u Gryzimóżdżka.” - Dhali wyciągnął z jednej z licznych kieszeni zwitek pergaminu na którym nakreślono pięknym runicznym pismem elfów: „Jaskinie Voron-Teh i Pamiętnik Ailona Od Krwi”. Popatrzyli na wiadomość w milczeniu. „I co to ma być?” - zapytał Kiro. „Mniemam, że wskazówka. Odpowiedź na moją prośbę o identyfikację zbroi.” - wruszył ramionami Dhali. Gort był zniesmaczony: „Tyle? No wiecie co?! Kto to w ogóle jest Ailon Od Krwi? Brzmi jak szpieg z Iopos, skurwysyn jeden!” „Gort, teraz to każdy obcy brzmi dla ciebie jak szpieg z Iopos” - rzucił Kiro.

„No dobra, Dhali, a byłeś pogadać z Okiem?” - kontynuował wietrzniak. Zwiadowca pokręcił głową. „To jak będziesz gadał z tym twoim szefem, to weź pod uwagę to co ci teraz powiem” - Gort rozparł się na fotelu. „Potrzebuję kontaktu z jakimś emerytowanym, doświadczonym szpiegiem z Oka. Chcę go zatrudnić, by zwiększyć bezpieczeństwo rodziny. Mam pewien budżet, a taki ekspert wiedziałby co nalezy zrobić. Rozumiesz. Chciałbym uniknąć w przyszłości powtórzenia takich ataków jak ten na moją narzeczoną” - ostatnie słowo Gort podkreślił z dumą. „No dobra. Postaram się kogoś zorganizować. A teraz wróćmy do stołu bo nas obsobaczą że cichcem jakieś sprawki omawiamy.” dodał Dhali wstając i przeciągając się leniwie.

03 Raquas 1508 TH, Throal Olzim Garlen w Korytarzach Bazrata

Dhali siedział w jednej z małych wnęk wykutych w skale dookoła ogromnej sali, teraz wypełnionej wszystkimi potrzebującymi Dawcami Imion, których tylko Głosicieli byli w stanie przygarnąć. Siedział obok posiwiałego mężczyzny, trochę do niego podobnego z profilu. Przekonywał go, że R'ahna jest lojalna do bólu, że nie miała innego wyjścia, ale kocha go i wróci do niego. Ojciec Dhalego słuchał, ale myślami był daleko. „Zaczyna się wojna w barsawii i matka musi zrobić co do niej należy, a my musimy zrobić co do nas należy – przetrwać jako rodzina, przeżyć zawieruchę i być razem” - podkreślał Zwiadowca. „Finwis się wściekł na matkę, Wershalija też się na nią boczy, nie miałem pojęcia co się u was dzieje przez te kilka tygodni mojej nieobecność”. Dhali usiłował zainteresować ojca: „Na razie zawiesimy warsztat tutaj, bo jesteś chory i ciężko Ci pracować, Finwis zaoferował się że przejmie kontrakty, jeśli trzeba przeniesie do siebie materiały i sprzęt, da pracę części pracownikom, ja tu w dolnej części kamienicy zorganizuję karczmę wraz z moimi kompanami z drużyny i Kernonem znajomym który prowadził karczmę w Wielkim Targu, może znajdzie się praca dla pozostałych pracowników, przebuduje się dół na karczme, piwnice na magazynu, a piętro na pokoje, zrobi osobne wejścia, a dwa górne piętra będą dla Ciebie, matki, Wershaliji i dla mnie, jeśli będziesz chciał popracować, albo i pobyć po prostu starczy pójść do Finwisa, tam robota będzie czekać i gościnny dom, a tu będę ja, i Wershalija, na dole Kernon będzie dzierżawił, no, co myślicie o tym?” Finwis zamyślił się. „Tutaj? Karczma? W sumie miejsca jest dużo. Tyle że do tej pory było tak spokojnie. Ale czemuż miałbym się nie zgodzić? Już chyba czas, bym się wycofał z robienia interesów… Ale nie chcę wracać do Wielkiego Targu. Tam niech Finwis rządzi. Próbuję ci wierzyć Dhali, że matka kiedyś wróci. Masz z nią wspólną żyłkę adepta, więc pewnie to głębiej rozumiesz. Może czas już zacząć swoją emeryturę?” Dhali wyraźnie się uradował. „Choć już dziś do domu. Obgadamy te sprawy z Wershaliją, ona i tak za dzień musi iść w głąb Throalu, do pracy z górnikami. A je na pewno będę potrzebował twoje pełnomocnictwa, żeby zarządzać majątkiem…”

04 Raquas 1508 TH, Throal dom Gorta

„Jesteśmy zgubieni!” - lamentowała Bakari roniąc gęste łzy spod opaski z balsamem. Gort chodził po pokoju usiłujac ją uspokoić: „Przecież utrzymujesz piękny, egzotyczny ogród po Gandavielu, skąd te bzdury, że czegoś zabraknie?!” Bakari podniosła głowę w stronę miejsca, skąd dochodził głos. „Nie masz bladego pojęcia o produkcji perfum!” „To prawda” - skromnie przyznał Wojownik, „ale to nie powód by tak rozpaczać, co?” „To co jest w ogrodzie, to zaledwie kilka egzemplarzy, bardziej po to by eksperymentować z kompozycjami, niż na prawdziwą produkcję! Ja potrzebuję 300 funtów miesięcznie płatków róż. Lekko podsuszonych, niesfermentowanych. Najlepszej jakości. Tyle samo, a nawet więcej ściętych szczytów lawendy… 50 funtów kwiatów geranium i jaśminu. A do tego 100 funtów piżma. Piżma!” - krzyknęła poirytowana. Gort myślał szybko. „Rozumiem że są problemy…jakie to może mieć implikacje?” „Problemy to mało powiedziane, Gorcie”. „Róże i lawendę kupowałem u kompanii braci Montgerain z Ardanyan. A teraz Kubsur Montgerain mi pisze że nic z tego bo plantacja została w połowie zniszczona podczas powrotu wojsk throalskich ze szturmu Triumfa. I podniósł o połowę ceny. To oznacza mniej towaru, i większe koszty. Geranium i jaśmin w postaci gotowych destylatów sprowadzał dla mnie kupiec Gurtenstein z korytarzy Ultura, stowarzyszony z Sarafica. Wietrzniaki z Axalalai przestały sprzedawać kwiaty jaśminu t'skrangom z Domu Trzcin, bo Theranie blokują lub utrudniają handel na tym odcinku Wiji. I co ja mam teraz zrobić?!” Gort usiadł na brzegu łóżka i przytulił narzeczoną. „Coś wymyślimy, nie martw się. W czym ja mógłbym ci pomóc?” Bakari wysmarkała nos. „Listy. Weź pergaminy i pisz, ja będę ci dyktować. Do braci Montegrain. Chcą więcej, dostaną więcej, ale za coś. Mam już pomysł. Potem idź na Bazar Królewski i poszukaj Placówkę Henerdabana. To taki wielki obsydianin, który zatrudnia posłańców. Zapłać mu, niech pośle kurierów do Ardanyan. Drugi list napiszemy do Lotherinda Wesołego z Jerris. To elf, który ma całkiem znośną destylarnię. Niech przygotuje próbki destylatów kwiatu pomarańczy, goździków i pieprzu. I cenę na roczne dostawy, powiedzmy po 4 buszele i 2 kwarty rocznie? Dobrze. Udaj się potem do Gurtensteina, czy nie organizuje karawan do Jerris i zapytaj go o opłatę na trasie w jedną stronę za 15 funtów towaru na wozie?” Gort zamyślił się: „Uważasz, że dobrze jest sugerować Gurtensteainowi, że chcesz coś kupować w Jerris? Skoro handlował z Domem Trzcin i ściągał destylaty, to może ci podkupić tego elfa, czyż nie?” Bakari zastanowiła się przez chwilę. „Chylę czoła przed twoją przzenikliwością mój przyszły małżonku” - odparła ze śmiechem. „A jakaś inna opcja?” Gort zaczął tłumaczyć: „Mieliśmy jakiś czas temu sprawkę ze złodziejami przedmiotu wzorca naszego miłościwie panującego. Nieświadomie w aferę był zamieszany jakiś troll, Dhali go odwiedzał i coś z nim gadał. Yamin Kołodziej. Jedyny z nim problem, że jest nieprzychylny bardzo Throalowi…” Gort skrzywił się kwaśno. „To już zostaw mnie kochany. Pchnij umyślnego do mojej perfumerii. Niech wezwie to Ilthinbrę. Ona ma głowę do interesów, a poza tym to elfka. Czy mógłbyś przydzielić jej potem kogoś do ochrony w Wielkim Targu?” Gort szeroko się uśmiechnął.

05 Raquas 1508 TH, Throal, Korytarze Bodal karczma Włochty Słoń

Kiro nie mógł uwierzyć i aż przecierał oczy. „Jesteś pewien Kenronie, że policzyłeś wszystko dobrze?” - pytał. „Co do grosza. Uwzględniłem wszystko, co byłoby potrzebne, żeby rozkręcić biznes. Same opłaty i formalności to jakieś 4-5 tysięcy. Przebudowa kamienicy Dermuli to sześć, siedem razy tyle. Zakup wyposażenia pokoi, sali biesiadnej i kuchni to ponad dziesiątka. No i zatrudnienie kucharza, czterech ochroniarzy na dwie zmiany, dwójki do obsługi sali i kogoś do sprzątania - robi swoje. Ponadto pomyśl o tym, że trzeba kupić zapasy trunków no i jadła. Obmyśleć menu podług upodobań kucharza. I rozdać co nieco na promocje. To kolejna dziesiątka. Łącznie, tak jak widzisz, zrobiło się 70 tysięcy…” - Kenron zawiesił swój palec nad podsumowaniem wypisanym u dołu pergaminu. „Ale to mnóstwo pieniędzy mój drogi! Nie wiedziałem, że to aż takie koszty?!” - Kiro nie mógł wręcz uwierzyć w kalkulacje przyjaciela. „To nie zabawa, musimy się liczyć z tym, że pierwszy rok będzie trudny. Ale skoro obiecałeś, że wespół z Gortem i Dhalim dołożycie do wspólnego interesu - ot, uczciwie cię informuję ile to będzie kosztować.” - ciągnął Kenron. Kiro dopił mały puchar wina i otarł usta rękawem: „Wiem, że Dhali miał iść jutro do magistratu, prosić o wszelkie zgody i licencje. Ponoć jego matka była znajomą baronowej. Ale muszę skoczyć do Gorta, pogadać o finansach. Dzięki brachu, że tak skrupulatnie wszystko policzyłeś”

06 Raquas 1508 TH, Yistane, pałac namiestnika, komnaty audiencyjne

Baronowa Skaave siedziała na podwyższeniu niezobowiązująco rozparta w ogromnym fotelu. Po jej prawicy i lewicy zasiadało kilkoro doradców z różnyc ras Dawców Imion. Dhali zaanonsowany przez krasnoludzkiego szambelana podszedł do linii wyznaczającej miejsce petentów.

„Jestem Dhali Dermul, królewski zwiadowca VII kręgu służący Nedenowi. Razem z moimi towarzyszami, zacnym wojownikiem Gortem Merfahem Neumani oraz mistrzem żywiołów, głosicielem garlen, Kiro Długim Włosem przysłużyliśmy się wiele razy koronie. Odnaleźliśmy zaginione królewskie galeony, odkryliśmy prawdziwą tożsamość zabójców króla Valurusa, dostaliśmy się do wnętrza Triumpha nad jeziorem Vorst” - rozejrzał się po sali, czy jego słowa wywarły właściwe wrażenie

„Pani, jestem współwłaścicielem kamienicy na obrzeżach Yistane, którą zakupił mój ojciec Fanwis Anawari oraz znana ci dobrze pani, moja matka R’ahna Dermul, krocząca ścieżką Trubadura. Matka niestety nie mogła tu przybyć, jest teraz na wyprawie. Proszę Was o możliwość otwarcia tam karczmy. Ma ona służyć gościną tym którzy przybywają z throalu, być też miejscem gdzie rozbrzmiewac moze muzyka i pieśni. Głównymi udziałowcami będą moi towarzysze z drużyny. Będę wdzięczny gdybyście w zamian za naszą wierną służbę dla króla zechcieli rozważyć obniżenie podatku do 10%. Chętnie też wesprę swoją radą i pomocą Korpus Śledczy Yistane, jeśli tylko obowiązki na to pozwolą. Konsultowałem już zamiar założenia karczmy z dostojną Yonaal, która pozytywnie odniosła się do tego pomysłu…” - tu spojrzał na trollicę zasiadającą po prawej stronie baronowej. Ta lekko skinęła głową w jego stronę i coś szepnęła do baronowej.

„Tak Dhali Dermul, świetnie się składa.” - Skaave wstała i klasnęłą dłońmi. Dhalemu aż dech zaparło z wrażenia. Miał świadomość gdzieś z tyłu głowy, co potrafi z emocjami zrobić Trubadur wysokiego kręgu, ale aura, która promieniowała od Skaave była wręcz namacalna. „Yonaal szczegółowo mi opowiedziała o twoich zamiarach i raduje me serce, że w Yistane powstanie karczma pod patronatem tak zacnych adeptów i tak bliskich naszemu kochanemu władcy. Myślę, że wszelkie licencje, uzgodnienia i dokumentacje będą formalnością, jeśli ty Dhali Dermul, sam lub ze swoimi przyjaciółmi spełnisz naszą prośbę. Otóż w wyniku ostatnich badań niezmiernie istotna okazuje się dla nas pewna księga. Mędrcy i czarodzieje, a także historycy zwą ją Malachitową Księgą Ustrectu. Według wszelkich znanych mi danych, księga spoczywa w grobowcu króla Runvira gdzieś w zapomnianej dolinie królów Ustrektu. Odzyskaj ją dla nas, byśmy mogli kontynuować badania, a wszelkie formalności i obniżenia podatków zostaną rozpatrzone przychylnie…: - umilkła. Dhalego lekko zatkało, więc ukłoniwszy się wycofał z komnaty audiencyjnej.

W tym samym czasie, korytarze Jothana, posiadłość Sarafica

Gort wprowadzony przez lokaja usiadł przy końcu niewielkiego stołu w niskiej komnacie przesiąknietej zapachem perfum, kurzu i pergaminów. Znał to miejsce, był tu dwa i pół roku temu, negocjując uratowanie tyłka Dhalego, który miał problemy z dwójką szlachciców Domu Uearven. Teraz było tu jaśniej i cieplej. W rogach komnaty unosiły się ciężkie, promieniujące kryształy świetlne. Po przeciwnej stronie stołu zasiadły Andeweria Sarafica, jej odległy kuzyn Nathori i sama Zendes. Andeweria chrząknęła: „Cóż Gorcie Mefrahu, nie do końca rozumiem cel twojej wizyty. Zaprosiłam Nethoriego, by ewentualnie wyjaśnił status prawny pokrewieństwa twojej Bakari z naszym domem, co nie ulega wątpliwości, ale być może potrzebujesz mistrza tłumaczącego zawiłości rodowodowe…?” Gort przełknął tę zniewagę i łagodnie się uśmiechnął. „Nie pani, wiadomym mi jest, że moja narzeczona jest sierotą, a jej rodzice Befrantha i Wenantius tragicznie zginęli dekadę temu. Znam pokrewieństwa klanu Jastram Sarafica i uznaję, że ty pani Andeweria, jako ciotka w trzecimm pokoleniu z klanu Jastram jesteś jej najbliższą osobą, formalnie zobowiązaną - tu ukłonił się w stronę Zendes - do opieki nad moją Bakari.” Wziął głęboki oddech i zamilkł. Ciszę przerwała Zendes: „Dom Sarafica zawsze dba o członków przynależnych klanów. Zachowanie twojego ojca wobec Andewerii było niestosowne, przyznasz?” Gort i tym razem ozdobił swą gębę uśmiechem. „Wybacz pani Zendes nadto krewki charakter mojego ojca. Wzburzenie wynikało z całą pewnością z faktu skrytobójczego zamachu, jaki agenci Iopos przeprowadzili na mojej pani. Obiecuję, że będę ją strzegł bardziej niż rodowego skarbu i włos z głowy jej nie spadnie.”

Tym razem odchrząknął Nathori. Pogładził się po siwej brodzi i wlepił wzrok w Gorta: „Panie Neumani, trudno mi pogodzić się z postawą waszego rodzica, który nie dopuszcza krewniaków do łoża chorej i blokuje opiekę, jaką moglibyśmy otoczyć chorą. Czy tak postępuje szlachcic?” Mody Wojownik wytrzymał spojrzenie i nieco się wyprostował w fotelu wyraźnie górując wzrostem nad wszystkimi w komnacie. „Od tej pory każdy krewniak Bakari, pochodzący z krwi klanu Jastram będzie mile widzianym gościem w naszej posiadłości. Nie znam wszystkich tak nagle zainteresowanych zdrowiem Bakari krewniaków, stąd domagam się by każdy z gości wpierw okazał znak kamerdynerowi.” - i podał srebrną płytkę z emaliowanym godłem obrazującym koło i dwa młoty w krwawym polu. „A co do pomocy i opieki, to Bakari chętnie przyjmie kilka tysięcy srebrników duchowego wsparcia, które pozwolą szybko i sprawnie wrócić jej do zdrowia.” Zendes wtrąciła: „Słyszałam pogłoski o rzadkich składnikach, które mogą ją uleczyć?” Gort dumnie się odkłonił: „Na dniach wyruszam do Czarodzieja Hiermona z Przyczółka, potrzebujemy kogoś kto handluje z Dworem Elfów z Krwawej Puszczy…” Zendes wyraźnie się wzdrygnęła. „Zatem powodzenie Gorcie Mefrahu. Nie będziemy nadużywać twojej gościnności i zakłócać spokoju chorej. Ciesze się, że doszliśmy do porozumienia…”

Gort wracając na Królewski Bazar mruczał coś do siebie mijając dziesiątki tragarzy. „Pomyśleć - dumał - że dwa lata temu podejrzewałem Bakari, że zamordowała Gandaviela…” - uśmiechał się do siebie. „A Dhali i te jego podchody, by się włamać do jej domu…” Pogrążony w rozmyślaniach nie zwracał uwagi na śledzącą go dwójkę krasnoludów.

08 Raquas 1508 TH, tajny ośrodek Oka Throalu

Klodrige siedziała blada pod ścianą. Od dawna nie widziała, żeby Solthrod tak miło się usmiechał i tak uprzejmie mówił. To oznaczało, że jest niebywale wściekły i za chwilę wybuchnie. Dhali oczywiście nie zdawał sobie absolutnie z tego sprawy i brnął dalej. „A to zdobyliśmy również z kajuty Hefery” - podniósł amulet maga na chwilę w góre i zabawnie nim pomachał. „Czy Oko zna tego typu medaliony Pasterzy Niebios? Czy chcecie to zidentyfikować, czy zostawiacie to mnie?” Gapił się przez chwilę niezrozumiałym wzrokiem na Sola. Ten łagodni się uśmiechał siedząc w fotelu i kiwał głową, machnął ręką zachęcająco by Dhali kontynuował. „A właśnie tego, mam tu też kawałek łańcuszka i medalion z podobizną therańskiej kobiety. Z całą pewnością należał do therańskiego żołnierza z grupy Hefery. Być może tego co porwał dziewczynkę i ukrył się z nią w dżungli Serwos…?” Co was tak śmieszy, czy coś jest nie tak?” - dodał zdezorientowany. Sol wstał, strzepnął nieistniejący pyłek z mankietów i zaszczycił Dhalego zimnym spojrzeniem. „Agencie Dermul, jaki mamy dziś dzień?” Dhali odpowiedział zgodnie z prawdą: „Ósmy dzień Raquas szefie…” „Ósmy” - upewniał się Sol - „A więc przybyłeś do Throalu 13 dni temu?” „Tak” - Dhali kiwnął skwapliwie głową. „Miałem do rozwiązania poważne sprawy rodzinne, a wam wysłałem listy przez…” „Cisza!” - ryknął Solthrod, aż Dhali podskoczył w miejscu. „Agencie Dermul nie obchodzą mnie wasze rodzinne problemy. Narobiliście swoimi raportami niezłego bigosu. Król podniósł na nogi dwudziestu starszych agentów. Mistrz Merrox musiał uruchomic środki by skontaktować się z Lodoskrzydłym. Potrzebowaliśmy pilnie informacji z pierwszej ręki. Pilnie kurwa!” - dodał już ciszej. „Czy pilnie dla was to 13 pierdolonych dni? Cisza mówię! Oczywiście, że 13 dni to szmat pierdolonego czasu, w którym agenci Pasterza Niebios dostarczyli dziewczynę do Powietrznej Przystani. A wy przechwujecie jeszcze jego księgę zaklęć, a szlag wie jak może magicznie oddziaływać na swój przedmiot wzorca… Bo to jest jego przedmiot wzorca, prawda agencie Dermul? Z pełną świadomością go przejęliście, zgadza się?!” Dhali przełknął ślinę i skinął głową. „Ta księga byłyby dobrym zadośćuczynieniem dla Lodoskrzydłego. Ale to nie była robota Oka, tylko wasza prywata więc martw się o nią sam. Natomiast co do naszych spraw. To było ostatni raz agencie Dermul, kiedy przybywając z jakiejkolwiek misji tracicie więcej niż kilka godzin, bez wizyty i raportu osobiście w mojej komnacie? Rozumiemy się? Nie więcej niż kilka godzin. Nie trzynaście dni! Jasne?” „Jasne szefie” - Dhali odetchnał głęboko. „Na pół roku odbieram ci wszelkie przywileje i korzyści. Zawiodłeś zaufanie Oka. Będziesz musiał się zdrowo napracować, żeby je odzyskać.” Dhali zmarkotniał: „Sol, lada dzień ruszamy do Przyczółka, sprawa prywatna, pomagam Gortowi….” Solthrod uniósł wysoko brwi. Dhali zdał sobie sprawę, że przeciąga strunę. „Gdybym mógł coś zrobić dla Oka w Przyczółku?” „Na razie agencie Dermul przemyślcie moje słowa i ustalcie sobie priorytety. Żegnam”

Dhali człapał korytarzem Thandosa w kierunku Królewskiego Bazaru. „Klodrige, nie wiesz gdzie tu odbić, żeby skrócić sobie do Wielkie Biblioteki? Mam sprawę do przyjaciela. Gungira, znasz przedstawiałem ci go parę miesięcy temu. Chciałem mu zlecić robotę, mam enigmatyczne notatki na temat pewnych jaskiń i potrzebuję strzepów wiedzy…” Krasnoludka złapała go za pasek. „Stój Dhali Dermul. Czy tyś postradał zmysły? Godzinę temu Sol Danbras mało cię nie wypatroszył i wrzucił flaki do wiadra dla gnojarzy. Chyba do ciebie nie wszystko dotarło. Widze, że jestes rozkojarzony. Zamiast dyrdać po tę zasraną księge rozmyślasz o jakichś chędorzonych jaskiniach? Czy tobie się ostatnio nie oberwało w głowę? Wiesz że masz przesrane u Sola? U mnie też powinieneś mieć, ale jak patrzę na twoją gębę to mi cię tak po krasnoludzku żal.” Dhali chlasnął się ręką w czoło: „Właśnie! Zapomniałem. Klodrige znasz jakiegoś dobrego agenta, ale wiesz…nie na służbie. Takie emerytowanego cwaniaka, najlepiej z kontrwywiadu?” Klodrige oniemiała patrzyła na Dhalego. „Bo wiesz, Gort będzie potrzebował kogoś, żeby upilnować Bakari, jak my wyskoczymy do Przyczółka na kilka tygodni i tego…” Krasnoludka pokręciła zrezygnowana głową.

10 Raquas 1508 TH, Yistane, kamienica Dermuli

Kiro wachlował się pergaminową okładką i patrzył na Dhalego. „Nic z tego, słabo ci to wychodzi. Niby rozumiesz, niby przefiltrowujesz magię właściwie przez swój wzorzec, ale twoja skóra przybiera kolor dębowej kory i chwilę potem wyglądasz jak pień drzewa. Nie! To tak nie zadziała. Kamienna skóra działa głębiej, nie tylko z zewnątrz zmieniając strukturę ciała. Popatrz na mnie…nie tak, astralnie! Widzisz. Magia musi wniknąć w twoje żyły, w tętnice, w każde naczynko którym biegnie krew… dopiero to odmienia strukturę ciała, ale inaczej. O… teraz dobrze dopiero. Dobra, wystarczy na dziś bo ci żyłka pęknie…” Dhali zrezygnowany otarł pot ręcznikiem i usiadł na fotelu. „Wiesz, byłem dwa dni temu u Gungira.” „W kwestii smoczej zbroi?” - zapytał Kiro. „Tak właśnie. Zleciłem mu poszukiwania wiedzy o jaskiniach Voron-teh i pamiętnika Aiolona Od Krwi. Wział 50 srebrników i stwierdził, że to trudniejsza sprawa i zajmie się tym dodatkowo po godzinach. Ale i tak mam wrócić za 3 tygodnie.” - Dhali się skrzywił.

„To kiepsko. To znaczy, że i tak wpierw musimy odwiedzić Przyczółek.” - Kiro odłożył okładkę. „Dzięki Dhali, że mogłem przespać kilka dni u ciebie i skorzystać z kuchni. Mnie nie ominie i tak wyprawa do Domu Trzcin. Zdałem sobie sprawę, że aby ponownie nazwać moją laleczkę, muszę odwiedzić mauzoleum Chikri Pandalona V'strimon i głębiej poznać jego dzieje. Inaczej nic z próbowania wzmocnienia wątku. Wiedza mój drogi, wiedza to podstawa. Bez tego trudno zdziałać coś więcej..” Dhali podskoczył i wyjął coś z szuflady. „A właśnie! Twoja szachowa figurka. O ile pamiętam, to wykorzystałem 3 próby. Zostały mi jeszcze 3, które zamierzam teraz wykorzystać!” Kiro się uśmiechnął: „No proszę, to w kwestii zapłaty za naukę talentu?” „Coś w tym stylu” - bąknął Dhali.

„I jak?” - zapytał Kiro z niecierpliwością. „Było blisko. Ale nie dałem rady. Została mi ostatnia próba. Jak to nie pójdzie, będę musiał ulepszyć swoje Tkanie Wątków….” „No dawaj, skup się!” „No właśnie. Rozpraszasz mnie Kiro! nic z tego. Nie udało się. Może następnym razem…”

„Cóż. Masz kilka dni żeby opanować Ziemną Skórę. Ja zbieram się do Gorta. Posiedzę u niego i zrobimy zakupy na wyprawę. Wiesz jaki on się robi nerwowy…” - Kiro sfrunął ze stołu i poleciał do kuchni nęcony pysznym zapachem kolacji.

14 Raquas 1508 TH, Komnaty prywatne Runewinda

Stary mag uważnie się przyglądał wietrzniakowi. „To daje nam pewną przewagę nad Heferą, mój Kiro. Jednakże wiąże się też z dużym ryzykiem. Kradzież magicznej księgi adepta arcymistrza, z reguły kończy się źle dla złodzieja. Osobiście nie pochwalam waszego uczynku, ale patrząc z punktu widzenia Oka Throalu i Solthroda, strategicznie to było dobre posunięcie i ja to rozumiem…” Kiro wiercił się na fotelu: „A co z jej zabezpieczeniem mistrzu?” „Myślałem o tym. Sam Throal jest w jakimś stopniu zabezpieczeniem, choć szpiegujący duch ziemi miałby tu pole do popisu. Część komnat Cechu i biblioteka mają nałożone zaklęcia ochronne zabezpieczające przez zewnętrzną ingerencją. A właśnie, gdyby ci kiedykolwiek przyszło do głowy skoczyć astralnie do któregokolwiek z wymienionych, albo użyć zaklęć przenoszących - miej się na baczności bo źle skończysz.” Kiro gorliwie zaprzeczył potrząsając czupryną. „Najłatwiej byłoby wydedukować taką odmianę rozwinięcia Rozplatania wątków, która pozwoliłaby na operowanie wątkami cudzymi. Mamy na to czas i fundusze na badania, gdybyś chciał w tym uczestniczyć jako doradca ze strony Cechu, to zapewne brać Cechu Czarodziejów chętnie cię wysłucha. Natomiast to wymaga czasu i zachodu. Tymczasowo zabezpieczymy księgę Hefery w orichalkowym kontenerze w chronionych komnatach. Rozumiem, że brać naszego cechu może przeglądać zaklęcia therańskiego maga i jego notatki?” - Runewind zawiesił głos i chytrze spojrzał na Kiro. „O ile zrozumieją zapiski therańczyka, to oczywiście tak.” - odparł Kiro. Runewind skinął głową: „O ile zrozumieją. Wspominałeś, że ruszacie do Przyczółka?” „A tak mistrzu” - potaknął Kiro - „Lada dzień opuszczamy Throal. Sprawy prywatne bardziej niż zawodowe, ale to raczej nie będzie urlop” - uśmiechnął się. Runewind w zamyśleniu pogładził brodę. „Byłem kilka razy w Parlainth, w czasach gdy Torgak dopiero co stawiał ściany swojej faktorii. Miejcie się na baczności, to paskudne miejsce. Bez względu co wam nie powiedzą o ukrytych tam skarbach i potędze.” Siwy mag wstał z fotela, zamknął księge Hefery i wpakował ją do sporej skrzyni błyszczącej złotem i orichalkiem. Spojrzał jeszcze na Kiro i dodał: „Myślałem z członkami Rady Cechu nad twoim awansem Kiro. I wszyscy byli zgodni, że jesteś godny wejścia na kolejny krąg. Ustaliliśmy, że swą gotowość potwierdzisz przynosząc nam Klejnot Solag-far…” Kiro nieco zbaraniał: „Solag-far?” Runewind się uśmiechnął: 'Tak, to taki nasz throalski zwyczaj. Opuszczając kręgi czeladnicze, a VIII Krąg jest właśnie ostatnim, każdy z członków Cechu udawał się do jaskiń Tarvolaacha za Kopalniami i tam szedł Ścieżką Czeladnika, przechodząc kolejne próby. Na końcu, na piedestale jest Klejnot Solag-far strzeżony przez duchy żywiołów. I własnie o niego nam chodzi. Oczywiście po wszystkim Klejnot jest zwracany i służy dalszej nauce czeladników. No ale… taka jest tradycja„ Kiro westchnął: „A prościej się tego nie da załatwić?” Runewind wzruszył ramionami: „Jak chcesz. Próbuj.”

16 Raquas 1508 TH, Królewski Bazar w Throalu, namiot Henerabana

Dhali odliczył 5 słupków po 10 srebrnych monet każdy. „To zapłata, za przekazanie moich listów”. Obsydianin w granatowym turbanie skinął wolno głową. Zmrużył swe ciemnopomarańczowe ślepia. „Niech się upewnię. Ten oto tutaj zapieczętowany pergamin ma dostać się w ręce twego brata, Finwisa Anawari z Wielkiego Targu, który wyruszył do Darranis w celach handlowych nie dalej jak tydzień temu?” „Istotnie” - potwierdził Zwiadowca. „A ten drugi list, dostanie twoja siostra Irajana Dermul, mieszkanka Urupy dzielnicy Zennice?” „Tak, tak, po trzykroć tak!” - odpowiedział poirytowany Dhli. „Ile razy musze potwierdzać odbiorców Henerabanie?” - dodał. Wielka łapa zgarnęła stosik monet do szkatułki. „Zawsze sprawdzam jak bardzo moim klientom zależy na czasie” - obsydianin posłał szelmowski uśmiech Zwiadowcy - „To by było na tyle Dhali, dziękuję za skorzystanie z mojej usługi i chętnie zobaczę cię wkrótce” Dhali nachmurzył się: „To się jeszcze zobaczy. Zapytam brata jak wróci, kiedy otrzymał mój list. I oby otrzymał go rychło!” - wstał, otrzepał rękawy zbroi i wyszedł z namiotu w gwarny tłum gawiedźi okupujących bazar.

17 Raquas 1508 TH, Wielki Targ

Gort pogwizdywał cicho pod nosem i zmrużonymi oczami lustrował niebo: „Cztery tygodnie spokoju od wiatru, deszczu i świecącego w oczy słońca. Tylko cztery tygodnie. A tu masz. Wychodzisz do Wielkiego Targu i co? I deszcz wisi w powietrzu…” Kiro za to był cały podekscytowany. Jego skóra zmieniła kolor na ciemnoszary, tak różny od oliwkowej zieleni z jaką przybył do Throalu. Co rusz zrywał się z ramion krasnoluda i wzlatywał w górę podziwiając zmiany, jakie zachodziły w mieście. „Patrzcie, na rogu Srebrnej i Traktu - o tam - nie było tej wieży. Niech mnie, to będzie wieża zegarowa, zobaczcie, wciągają mechanizm!” Gort wyniośle zignorował fakt rozwoju cywilizacyjnego Wielkiego Targu, a Dhali zatopiony był w myślach. „To dokąd właściwie idziemy? Z jaką to karawaną?” - zagadnął go Gort. „Przy bramach na placu karawan czeka na nas Hokkerlug Skórzany Płaszcz” „Kto taki?!” - zdumiał się Gort. „Hokkerlug. Przewodnik karawan. Hvitzirk mi go wskazała i umówiła. Nie płacimy za podróż. Mamy wikt. Śpimy w swoim namiocie, który mam nadzieję zakupiłeś, jak prosiłem?” „Jasne że tak. To cholerstwo zajmuje tyle co mój plecak!” - narzekał Wojownik. „To dobrze bo nasze rzeczy pojadą na wozie” - uśmiechnął się Dhali. „Hokkerlug jest pracownikiem Cleothy Płaskostopej. Prowadzi karawany z Przystani do Throalu grubo 10 lat i zna każdy kamień na trasie. A trasa - jak mi tłumaczono - jest zmienna. Część to szlaki, część bezdroża. Zależnie od pogody, od stanu wody na Wiji, od przeprawy przez wąwozy i kaprysy Węża pod Tansiardą. Więc nie marudź tylko chodź.” Gort splunął: „Do Kara Fahd dolecieliśmy na skrzydłach w try miga, a tu mamy się wlec z jakąś karawaną?” „Krasnoludzką karawaną Gorcie!” - Dhali był już nieźle rozeźlony. „Weź też pod uwagę, że mogą nas śledzić. Agenci Iopos, bądź Thery!” Gort wzruszył ramionami: „No i co. Szybko im uciekniemy jak Kiro zmieni się w chmuroptaka”. Dhali spojrzał na niego z wyższością wtajemniczonego agenta: „Mi nie chodzi o to bym im uciec. Tylko by ich schwytać…”

kampania_2014/czas_wolny_ix.txt · ostatnio zmienione: 2019/03/08 14:49 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG