Action disabled: revisions

Wizyta w Hanto

22 czerwiec 2018. Tyle epickich rzutów kośćmi to ja jeszcze nie widziałem. I to zarówno ze strony graczy jak i mojej. Kości były bardzo łaskawe i często wypadały najwyższe wyniki co w Earthdawnie generuje legendarne czyny. I bynajmniej nie chodziło o walkę z Horrorem czy inne ratowanie świata. Ot, ktoś chciał zasięgnąć języka w niezbyt przyjaznej osadzie górników…

24 Mawag (maj) 1508 TH, osada Żółte Źródła

Rhamduc wyprowadził ich na zewnątrz wioski. Wskazał ręką na zachód. „Widzicie te dwa szczyty, o tam w paśmie Tylonów? No. To idąc cały czas na zachód musicie się kierować tak, by mierzyć pomiędzy nie. Hanto jest półtora dnia drogi stąd, a po nocnej burzy step przypomina miejscami bagnisko, więc lepiej uważajcie. I dziękuję za nakarmienie wioski!” dodał.

Niebo się wypogodziło. Pasterze wyprowadzali bydło i owce w step. Dhali spoglądał w niebo i oceniał pogodę. „Dobra, zbierajmy się. Wieczorem może znów spaść deszcz.”

Nie tracili czasu na pieszą wędrówkę. Magiczne skrzydła, którymi zaopatrzył ich Kiro, znacznie przyspieszyły podróż. Około drugiej po południu dolecieli do ciekawej skalnej formacji. Co więcej, Kiro wyczuł magicznie obecność ducha żywiołu w pobliżu. Dość potężnego sądząc po jego emanacji.

Ze szczytu sporego wzgórza wyrastała skalna iglica na jakieś 3 metry. Sam szczyt pokryty był żwirem i skalnymi odłamkami, gdzieniegdzie tylko porośnięty trawą. Wczorajsza burza odsłoniła wąską szczelinę w ziemi u stóp iglicy. Gort i Kiro zajęli się jej badaniem, natomiast Dhali zszedł niżej. Trzysta kroków od podnóża, w śród stepowej trawy odnalazł uprawne pole. Kukurydza, ziemniaki i warzywa na dobrze utrzymanym skrawku ziemi otoczone sporym płotem z kolcorośli i patyków. Jego uwagę zwróciły warzywa. Bakłażany i pomidory przejrzałe zalegały ziemię wokół krzaków, gnijąc już w większości. Badał i analizował ślady. Znalazł dwa truchełka królików zaplątane w kolce i częśćiowo zjedzone przed padlinożerców. Był przekonany, że od co najmniej dwóch tygodni nikt tu nie zaglądał.

Tymczasem Kiro, przewiązany w pół liną, pełzł na czworakach szczeliną w dół. Wcześniej próbował przejrzeć ciemności i nawet rzucił kamyk do środka. Wiedział, że musi być głęboko. Gdy go otoczyły ciemności, zawierzył magicznym zmysłom i spojrzał w świat astralny. Po czterech metrach łagodnego zejścia, korytarz się urywał pionowym lejem. Dwa metry niżej miał skalny występ, a pod nim strome urwisko z osypiskiem kamieni, które wiodło 20 metrów w dół, ku dnu jaskini. Ocenił, że jednak lepiej sfrunąć niż ryzykować wspinaczkę.

Dno jaskini błyszczało magicznie sporą żyłą esencji ziemi, a drobiny ziaren świeciły w niej jak diamenty. Ujrzał astralne odbicie ducha, który leniwie przemieszczał się wokół żyły. Zareagował jednak na jego obecność zmieniając swoją formę. W świecie fizycznym dno jaskini zalegały jakieś śmieci, których Kiro nie mógł zidentyfikować z tej wysokości. Odwiązał linę, dał znać Gortowi i pofrunął w dół. Wypatrywał jakichkolwiek nienaturalnych anomalii i nawet posłużył się karmiczną energią by wyostrzyć swoje zmysły. Dzięki temu był w stanie dostrzec niewielki zwitek mokrego pergaminu, wciśnięty między kamienie mniej więcej w połowie zbocza. Ostrożnie wyciągnął go spod skał i nie rozkładając delikatnie umieścił w kieszeni. Bazując na astralnym wzroku sfrunął na dno, i spróbował przemówić do ducha.

Nie było to proste. Najwyraźniej duch ziemi był wybitnie magiczny i potężny. Po kilku próbach udało im się porozumieć. Duszka uradowało towarzystwo, bo czuł się tutaj dość samotny. Zdradził, że Kiro jest drugim Mistrzem Żywiołów, którego w swoim życiu spotyka. Opowiedział o Lawoście z Throalu, który jakiś czas temu gościł w jego jaskini, ale więcej ujawnić nie chciał. Radością ducha było targowanie się, więc zażądał od Kiro dziesięciu kawałków rudy żelaza w zamian za opowieść. Zamierzał magicznie przekształcić i wpleść żelazo w żyłę esencji, by ruda mogła swobodnie wrastać w korzenie skały przez następne dziesięciolecia.

Kiro przejrzał śmieci, które wcześniej zauważył, przy okazji rozmyślając o Lawoście. Imię było mu skądś znane. Krąg Mistrzów Żywiołów JKM współpracował ze starszym archiwistą Lawostem i być może była to ta sama osoba? Śmieci okazały się pieczołowicie posegregowanymi stosami przegniłych, zbutwiałych i zamokniętych dywanów, gobelinów, zmurszałych ksiąg i zapleśniałych skrzynek, szkatułek i kuferków. Wszystko poukładane jakby było gotowe do skatalogowania. Kiro zapalił płomyk i usiłował odczytać choćby jeden tytuł księgi. Niestety starothroalskie glify niewiele mu powiedziały. Zostawił więc marne znaleziska, pożegnał ducha i wleciał na powierzchnię podzielić się wiedzą z przyjaciółmi.

Gort i Dhali debatowali własnie, co mogło się stać w ostatnich dniach? Z dala nie było widać Hanto, jedynie wierzchołek jakiejś wieży i ziemne zarysy, które mogły być dachami domostw. Mieli dobre półtorej mili do osady.

Ale wcześniej postanowili osuszyć pergamin i zobaczyć co się w nim kryje. Gort poświęcił swoją pochodnię by osuszyć i rozgrzać fragmenty ogrodzenia. Gdy ogniska zapłonęło Kiro umieścił nad nim magiczny powietrzny materac. A Dhali trzymał ostrożnie pergamin badając stopień jego wilgotności. Po dwóch kwadransach byli w stanie go rozłożyć i nie zniszczyć.

Pergamin był fragmentem notatki, niejakiego Lawosta, zostawionej zgodnie z notką w połowie miesiąca Doddul 1506 TH. Notatka pisana w wysokim throalskim zawierała fragment dysertacji nad magicznym znaleziskiem. Autor, który odcyfrował trzy słowa ze starożytnej księgi, zastanawiał się nad ich znaczeniem. Ponoć runy były mieszanką starożytnego Sperethiela i smoczych znaków, a słowa jakie odcyfrował to księga, duch i niebieski. Trochę byli rozczarowani znaleziskiem, bo nic sensownego z niego nie wynikało.

Mieli jeszcze kilka godzin do zmierzchu ruszyli więc w kierunku domniemanej wioski, a przynajmniej miejsca gdzie widzieli fragmenty ceglanej budowli. Istotnie. Pół godziny lotu później, zatrzymali się na skraju całkowicie zrujnowanej osady.

Ich uwagę przyciągnęło stado hien, pożywiające się padliną na skraju wioski. Gort pierwszy dostrzegł,że to nie resztki zwierząt a fragmenty ludzkich zwłok! Uderzając w tarcze i krzycząc odpędził stado padlinożerców, choć przywódca stada długo nie mógł się zdecydować, czy atakować czy uciekać. Dziewięć mogił, sądząc po rozmiękłej ziemi, niedawno wykopanych. Trzy z nich były całkowicie rozgrzebane, a szczątki Dawców Imion walały się dookoła. Dhali zauważył, że szczątki były zwęglone lub nadpalone.

W ogóle cała wioska wyglądała, jakby rozgniewany smok wypalił ją doszczętnie swoim ogniem. Ruiny ceglanej wieży stojącej przy resztkach spalonego częstokołu, również nosiły ślady ognia. W przeciwnej części wioski jedynie warsztat kowalski zachował trzy swoje ściany, i ogromny piec do wypalania gliny zdawał się prawie nietknięty. W centralnej części wioski na ogromnym stosie leżały zarżnięte zwierzęta, woły, owce, kozy i drób. Wierzchnia warstwa padliny wydawała się całkowicie zwęglona.

Dhali i Kiro jednoczesnie zajrzeli w astralną przestrzeń. Żadnych odbić magicznych obiektów. Natomiast zdumiał ich niesamowity widok trzech koncentrycznych kręgów zakrywających wioskę dywanem magicznej energii. Każdy z kręgów miał inny odblask w astralnym świecie, od złocistej żółci po krwistą purpurę w centrum. Zawahali się. Dhali schylił się, podszedł dwa kroki w stronę zewnętrznego kręgu i dotknął ziemi. Skupił swój astralny wzrok. Magiczny dywan wypełniała bulgocząca energia i srebrzyste rozbłyski jak w napęczniałej, burzowej chmurze. Badał zmysłami Zwiadowcy, lecz nie mógł wykryć żadnej ukrytej pułapki. Jednakże magia ich bardzo niepokoiła.

Gort nie wahał się wcale. Poprosił o magiczną ochronę Kiro, który zabezpieczył go przed magia ognia i objął dodatkowym pancerzem utkanym z powietrza. Wraz z Dhalim skupili się na obserwacjach świata astralnego, gdy bohaterski Gort śmiało wkroczył w magiczny pierścień. W mgnieniu oka ujrzeli jak od stopy Gorta rozchodzą się magiczne fale wzbudzające niewielkie tsunami, zderzają z sobą, wracają i koncentrują w rozbłysku jasności. Wojownik zawył z bólu. Krew w jego żyłach momentalnie się zagotowała, rozrywając żyły i naczynia krwionośne. Cierpienie zamgliło mu wzrok, zadudniło w uszach,a ból powalił go na ziemię. Zrozumieli, że jest prawdziwym niebezpieczeństwie, gdy półprzytomny usiłował wyczołgać się z zasięgu pułapki. Zagrzmiało. „Dhali” - wyjąkał półprzytomny krasnolud. „Mówiłeś, że nie ma pułapki i nie będzie padać…” - wydyszał jęcząc. „A tu dupa, żadna z twoich prognoz się nie sprawdza! Pogadamy sobie inaczej jak do siebie dojdę!” - ledwo wycharczał i padł poza zasięg zaklęcia. Ten wieczór dla Kiro był bardzo pracowity, użył całą moc głosiciela Garlen i talenty uzdrowicielski by uleczyć wewnętrzne obrażenia przyjaciela. A i tak zostawił go w dość opłakanym stanie. Postanowił przyjrzeć się bliżej pułapce i po prostu rozplątać wątki zaklęcia, które ją tam umieściło. Udało mu się z pierwszym kręgiem, lecz przy drugim musiał się poddać.

W tym czasie Dhali badał bezpieczny obszar. Odnalazł bryłkę stopionych paciorków, srebrny zerwany łańcuszek i złoty medalion, zamknięty szczelnie z therańską inskrypcją „Miłości mojej - Thinuviel”. W ruinach kuźni odnalazł sztaby żelaza i kilka brył rudy, które mogły posłużyć Kiro do negocjacji z duchem. Jednak najważniejszym znaleziskiem były odkryte w rozmokniętej glinie ślady końskich kopyt. Wzmocnił swe zmysły magią Zwiadowcy i wkrótce ujrzał błękitne ślady zwierzęcia wiodące prosto w kierunku ściany Gór Tylońskich.

Postanowili przenocować w jaskini. Prawie pół godziny przekładali swe tobołki, tarcze i zbroje by przecisnąć je przez szczelinę. Dzięki magicznej sieci Kiro, łatwo i bezpiecznie zeszli na dno jaskini. Niestety negocjacje z duchem nie poszły łatwo. Duszek obruszył się, że Kiro przyniósł mu zaledwie połowę obiecanej nagrody. Nie chciał słyszeć o zaliczkach i wręcz ironizował czy Kiro faktycznie potrafi liczyć na palcach. Noc jednak spędzili spokojnie i wreszcie mogli się wyspać, czując bezpiecznie w jaskini.

25 Mawag (maj) 1508 TH, osada Hanto

Nad ranem rozpętała się burza i to ona była powodem, dla którego opuścili jaskinię. Strumienie wody zaczęły ściekać na dno jaskini więc czym prędzej się ewakuowali.

Dhali musiał ponownie odszukać tropy konia. Dzięki niebywałym umiejętnościom i magii, udało mu się to, mimo ulewy jaka minęła dosłownie chwilę temu. Wrócił do przyjaciół, sprawdził tylko mogiły, które wczoraj pracowicie zabezpieczał cegłami z rozebranej wieży i oznajmił im, że mogą ruszać dalej.

Po kilku godzinach lotu w kierunku ciemniejących podnóży Tylonów, trop się urwał przy końskiej padlinie. Ciało zwierzęcia było mocno ogryzione przez drapieżniki. Jednak Dhali nie miał wątpliwości, że to nie jest dziki koń, tylko wojskowy, podkuty wierzchowiec. Postanowili zbliżyć się do wioski, której dymy majaczyły siwymi pasmami pod masywnym szczytem tylońskiego łańcucha. Tuszyli pieszo. Nie doszli nawet 50 kroków do muru okalającego górniczą osadę, gdy rosły troll wyszedł przed bramę i mierząc do nich z łuku oznajmił: „Stójcie tam gdzie jesteście, ani kroku! Czego od nas chcecie i kim jesteście, mówcie!” Dhali wystąpił krok do przodu i spróbował swych magicznych sztuczek by wywrzeć wrażenie: „Szukamy naszych krewniaków z Hanto! Wioska wydaje się spustoszona i potrzebujemy wiedzy, co się tam wydarzyło? Nie wiecie może?” - starał się nadać jak najbardziej przyjazny ton swoim słowom. „Im więcej mówisz tym gorzej dla ciebie kłamco!” - troll rozwiał jego nadzieje. „Jestem Aler, starszy osady Stone-shriek. Odejdźcie, nim stanie się wam krzywda!”. Kiro zbaraniał słysząc jak Gort przejmuje inicjatywę w dyskusji: „Krzywda to zaraz może stać się tobie, trolu!” - odkrzyknął zaczepnie usiłując przestraszyć górnika. „Precz stąd odejdź, ty i twoje łachudry!” - odkrzyknął niewzruszony Aler i mocniej naciągnął cięciwę. Nim Dhali zdążył oprzytomnieć, Gort wyjął toporek, poluzował pawęż i pognał prosto na aroganckiego trolla. Świsnęły strzały, trzech górników wychyliło się zza muru i wirujące groty pomknęły na spotkanie krasnoluda. Bardziej poczuł niż usłyszał uderzenie a potem falę bólu i trzask pękającego żebra. Wręcz zatrzymało go to w miejscu, zacisnął żeby i pobiegł dalej licząc, że dopadnie wodza nim ten zdąży wystrzelić ponownie. Nadaremno. Kolejna strzała z sykiem przebiła zbroję i wbiła się w płuco pozbawiając go oddechu i zaćmiewając bólem zmysły. Dhali oprzytomniał i ruszył do przodu. Kiro wyczekał moment, gdy Aler umknął za mur i schował się za furtą. Ziemna dłoń wyrosła z klepiska za murem i uniosła w górę trolla, zaciskając na nim swe ogromne paluchy. Astralnym wzrokiem dojrzał jeszcze grupę kilku górników, skupioną pod chatami, dzierżącą włócznie, topory i kilofy.

Kiro ruszył za Dhalim usiłując ukryć się za plecami towarzysza. Celny strzał z łuku zmiótł go dosłownie na ziemię. Upadł ledwo przytomny i miał jedynie tyle siły by obserwować wydarzenia. A te nie wyglądały zbyt dobrze. Górnicy szyli z łuków schronieni za murem. Tarcza Gorta przypominała powoli jeża. Jeden Dhali zdawał się nietknięty i nadnaturalnie unikał każdego pocisku. Zbliżył się do muru chcąc przerwać to szaleństwo. Gort już wspinał się na kamienną przeszkodę i jednym susem znalazł sie po drugiej stronie. Obuchem topora ogłuszył jednego z górników, lecz wzbudziło to krzyki gniewu i rozpaczy wśród przyczajonej pod chatami reszty. „Widziałam therański znak!” - ktoś krzyknął cienkim głosem - „to łowcy, bij zabij, żywcem nas nie wezmą!” i tłum zdesperowanych górników osaczył w końcu Wojownika.

Kiro miał tyle przytomności by rzucić na siebie zaklęcie maskowania, tak by nikt go nie dostrzegł. Wypił eliksir uzdrawiający i wzmacniając swój głos magią powietrza wykrzyknął aż echo poszło po sąsiednich dolinach: „Przestańcie, proszę! To szaleństwo, nie jesteśmy Theranami! I nie chcemy rozlewu krwi ani z wami walczyć! Przestańcie!” Dhali ledwo wskoczył na mur, a wielki kamień pomknął w kierunku jego głowy. „Przestańcie!” - zdołał krzyknąć. Gort odrzucił topór: „Dobra, poddaję się!” i uniósł pawęż nad głowę. Jeden z orków rzucił do Zwiadowcy:„ Rzuć broń i tarczę i złaź tutaj!” „Ani myślę!” - odmruknął Dhali i zeskoczył na klepisko przed murem, szykując miecz. Kiro złapał się za głowę. Wiedział, że dalsza eskalacja do niczego nie doprowadzi. „Mamy listy! Naprawdę, nie chcemy wyrządzić nikomu nic złego!” - podleciał do Dhalego schowany za jego plecami i podał mu listy od Charboyyi. Aler opadł z jękiem na metrową kupę żwiru, błota i kamieni. Magiczna dłoń zniknęła uwalniając wodza osady. Potarł obolałe plecy. „Dobra, dajcie te pisma! Ale ostroznie! A ty krasnoludzie za bramę, nie chcemy cię tutaj!” - wypchnęli Gorta i wyrzucili za mur jego topór.

Aler nie umiał czytać, ale pomógł mu jeden z górników. Kwadrans później wyprowadzili za bramę rannego krasnoluda, wspierającego się na kulach. Emberica, był uderzająco podobny do Charboyyi, choć trochę młodszy. Zawarli rozejm z górnikami i mogli wysłuchać opowieści Emberici. „Dwa tygodnie temu, oddział konnych, uzbrojonych Theran, z których co najmniej jeden był jakimś magiem, wjechał pędem do wsi, pytając o położenie Hanto. Kiedy Jamrun Kowal powiedział im, że właśnie dotarli do Hanto, to przywódca Theran – ten arogancki, pogardliwy cudzoziemiec, zażądał wydania mu dziewczynki o Imieniu Aardelea. Nie mówił po naszemu, ale tłumaczył to jeden z żołnierzy. Moi sąsiedzi rzucili się do ucieczki przeczuwając, że coś jest nie tak. Dzięki strasznym zaklęciom swojego przywódcy, Theranie zabili wszystkich, którzy chcieli uciec. Zburzyli dom po domu i odnaleźli Aardeleę ukrywającą się u Lognaka w piwnicy. Ten theranin pochwycił ją i wsadził na swego konia. Następnie oznajmił nam, że wszyscy jesteśmy oskarżeni o zdradę Imperium Thery za udzielenie azylu „agentowi smoków”. Mag wypalił całą wioskę magicznym ogniem. Na naszych oczach. Potem nas zakuto w kajdany, a kapitan łowców niewolników wręczył temu magowi sakwę pełną srebra. Zabierali nas po kilku i wyprowadzali daleko w step, gdzie czekały wozy. Ten dowódca łowców, wielki i gruby troll, kazał się tytułować generałem. Nakazał Kormunowi, Dhabradowi i Rozbecie wrócić do wioski i pochować zabitych. Rzecz jasna pod eskortą. Mnie udało się uciec parę godzin później, jak rozszalała się burza i jeden z koni łowców złamał nogę. O ile dobrze słyszałem, to mieli nas zabrać na targ niewolników, w osadzie Księżycowa Włócznia, na południowy zachód stąd.”

Emberica odpowiedział im jeszcze na szereg pytań, opisał maga - przywódcę napaści. Gdy Kiro go uzdrowił i opatrzył oparzenia, krasnolud poprosił, by odnaleźli i uwolnili mieszkańców Hanto. Aler nie zgodził się jednak by przenocowali w osadzie. Miał do nich urazę. Przeprosił, że nazwał ich kłamcami, ale nie mógł wybaczyć ataku na swych ludzi. Zażądał by opuścili Stone-shriek czym prędzej.

Byli poobijani i poranieni. Zmęczeni wydarzeniami dwóch ostatnich dni i nocy. Musieli znaleźć sobie miejsce w jednej z pobliskich kotlin i zabezpieczyć nocleg. Rankiem postanowili podjąć decyzję co dalej.

kampania_2014/wizyta_w_hanto.txt · ostatnio zmienione: 2018/06/23 16:36 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG