Kiaur, Ksenomanta

„Nie lękajcie się, zawsze mam w zanadrzu Opary Grozy…”
- Kiaur do towarzyszy podróży

Historia postaci

Czuję ciepło otaczającego mnie ducha. Jest miękko, jest radośnie. Czuję się bezpiecznie. Dookoła mnie jest ciemno, nic nie widzę, ale wyczuwam bliskość otaczającej mnie jasnej istoty. Dostrzegam też kontury własnej postaci błyszczące niebieskim światłem. Jest spokojnie i panuje absolutna cisza. Błogość. Nagle chroniąca mnie istota odrzuca mnie. Każe mi odejść, słyszę krzyki, coś mnie mocno pcha, razi mnie światło, krztuszę się i…

Odkąd sięgam pamięcią, co pewien czas przeżywałem ten sam sen. Zwykle zdarzało się to w chwilach nieszczęścia, choroby lub depresji. Zawsze rano budziłem się z nowymi siłami, świeży, wypoczęty i chętny do pracy. Nikomu o tym nie opowiadałem. Zresztą i tak nikt by mnie nie zrozumiał.

Wychowałem się wśród t'skrangów. Znaleźli mnie kwilącego w wiklinowej łódeczce płynącej po Wężowej Rzece kiedy miałem kilka miesięcy. A może kilka tygodni? Podobno z trudem utrzymali mnie przy życiu. Nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z ludźmi, ale pomyśleli, że Wężowa Rzeka nie może zsyłać na nich nic złego, więc przygarnęli mnie i traktowali na równi ze swymi dziećmi. Nazwali mnie Shivoamt'chai, co oznacza Dziecię Rzeki (dosłownie Jajko Wężowej Rzeki). W koszyku leżałem owinięty w duży koc, na którym wyszyty był wizerunek zionącego ogniem smoka. Na mojej szyi wisiał na metalowym łańcuszku duży, także wykuty z metalu kieł z wyrytym podobnym wizerunkiem. Wszystkie te przedmioty otrzymałem w dniu nadania imienia i zachowałem na pamiątkę do dzisiaj.

Mimo dobroci moich opiekunów i przyjaznego nastawienia rówieśników, stałem się odludkiem. Nie rozumiałem dlaczego tak bardzo różnię się od nich, byłem słabszy i mniej sprawny, nie miałem ogona, słabo pływałem. W drużynowych zabawach zawsze byłem ciężarem dla swojego zespołu, zacząłem więc unikać swoich pobratymców i przesiadywałem całymi godzinami w dżungli pogrążony w rozmyślaniach. Zastanawiałem się, kim jestem, jaką mam do spełnienia rolę w życiu. Ponieważ nie znajdowałem słów, które warte byłyby wypowiedzenia, wszyscy uważali mnie za niemowę.

Sytuacja uległa zmianie, kiedy do naszej wioski przybyła grupa adeptów. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy elfy i trolla. Nie wiem, czego chcieli, ale nie mogłem od nich oderwać wzroku. Siedzieli przy dużym ognisku i rozmawiali z lahalą, a ja przyglądałem się im siedząc na gałęzi drzewa oddalonego o kilkanaście metrów. W pewnym momencie zauważyłem dziwny cień zbierający się wokół jednego z elfów. Początkowo był to po prostu ciemniejszy obszar, ale kiedy mu się uważnie przyjrzałem, spostrzegłem formujący się mroczny kształt wyglądem przypominający wilka lub krojena, który kąsał postać elfa. Odruchowo spojrzałem na twarz elfa. Zauważyłem na niej okropny i przerażający grymas bólu i strachu. Krzyknąłem i spadłem z drzewa, po czym straciłem przytomność.

Ocknąłem się w łóżku. Pochylał się nade mną troll. Kiedy otworzyłem oczy, przez jego twarz przebiegło coś w rodzaju uśmiechu, jednak natychmiast zniknęło. Przyglądał mi się bacznie, a ja jemu. Moją uwagę zwrócił medalion w kształcie słońca zwisający z szyi trolla na długim, złotym łańcuchu. Wokół tego przedmiotu dostrzegłem błękitną, falującą poświatę i drobną nić, która znikała w fałdach płaszcza trolla.

Wtedy odezwałem się po raz pierwszy w życiu. Pragnąłem dowiedzieć się, co zaatakowało elfa przy ognisku i co się z nim stało. Troll był wyraźnie zdziwiony i poprosił, abym dokładnie opowiedział mu, co zobaczyłem. Potem spytał, czy zauważyłem coś niezwykłego w jego medalionie. Na koniec chciał się dowiedzieć, co czułem patrząc na tego mrocznego potwora. Długo myślałem, nim udzieliłem odpowiedzi.

Główną siłą motywującą t'skrangi jest jik'harro, czyli ciągła walka ze strachem i przełamywanie kolejnych barier lęku. To dlatego nie mogłem się z nimi dobrze porozumieć. Po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, że z jakiegoś powodu nie czuję strachu. Nie bałem się widząc potwora, tylko współczułem elfowi. Usłyszawszy tę odpowiedź, troll poprosił mnie, abym cierpliwie na niego czekał i obiecał, że wróci po mnie. Że chce uczynić ze mnie adepta. Moim szczególnym talentem było to, że umiałem dostrzec rzeczy niewidoczne dla zwykłych ludzi, a w przyszłości miałem się nauczyć, jak chronić dawców imion przed takimi strasznymi zjawiskami.

Troll zjawił się w samą porę. Naszą wioskę najechała grupa rozbójników. Grozili spaleniem wioski i zabiciem nas, jeśli się nie wykupimy. Rzucilibyśmy się wszyscy do walki, gdyby nie to, że bandyci złapali wszystkie dzieci i grozili poderżnięciem ich gardeł. Zastanawialiśmy się, co robić, gdy z dżungli wyszedł troll. Podszedł do wodza bandytów, po czym kazał mu się rzucić na włócznię. Ku naszemu zaskoczeniu, rozbójnik wrzeszcząc i przeklinając, rozpruł sobie brzuch włócznią i padł na ziemię brocząc krwią. Bandyci rzucili się do ucieczki, pozostawiając małe t'skrangi w spokoju. Nigdy więcej nie słyszeliśmy o tej bandzie.

Chociaż w wiosce przeżyłem piętnaście lat swojego życia, nie czułem smutku wyruszając na wyprawę z trollem. Mieszkańcy wioski także rozstawali się ze mną bez żalu. Marny był ze mnie żeglarz. Jedyny pożytek, jaki miała ze mnie wioska, polegał na moim kolejnym darze. Małe dzieci uwielbiały się ze mną bawić i nie sprawiały starszym kłopotu w tym czasie. Do dziś nie wiem, na czym to polega, ale nawet obce i groźne zwierzęta łaszą się do mnie, a dzieci traktują jak najlepszego przyjaciela. Mimo dzielącej nas przepaści, t'skrangi pożegnały się ze mną, jak z członkiem rodziny. I wiem, że jeśli będę tego chciał, mogę do nich wrócić.

Troll nie był ani łagodny, ani miły. Był jednak sprawiedliwy i bardzo mądry. Spędził dwa lata podróżując ze mną po Barsawii i odwiedzając kolejne miejsca. Byliśmy w Urupie, Travarze, Kratas, Jerris, odwiedziliśmy mieszkańców Lśniących Szczytów, przeszliśmy Szlak Pielgrzymów i odwiedziliśmy shivalahalę Syrtis. W trakcie podróży troll wykładał mi swoją wiedzę na temat magii i uczył, jak być ksenomantą. Wtedy zacząłem posługiwać się imieniem Kiaur pochodzącym ze starożytnego języka Królestwa Landis. W czasie podróży zacząłem poszukiwać informacji na temat mojego pochodzenia, dowiadywałem się co oznacza symbol wyszyty na moim kocu i wyryty na moim kle. Nie było na to jednak zbyt wiele czasu, gdyż mnóstwo wysiłku musiałem poświęcać na naukę, nie osiągnąłem więc praktycznie żadnych efektów.

Nasza wspólna podróż zakończyła się w Throalu. Tam troll uznał moją naukę za zakończoną i rozstaliśmy się. Ja pozostałem w krasnoludzkim królestwie jeszcze przez rok, ucząc się jak przeżyć samodzielnie w wielkim mieście. Dzieciństwo spędziłem praktycznie w otoczeniu jednej, wielkiej rodziny, gdzie wszyscy się znali, wspierali wzajemnie, a problemy rozwiązywali wspólnie. Nie wszędzie jednak tak jest, a ja chciałem dobrze poznać zwyczaje innych dawców imion.

Chociaż jak każdy mag potrafię wyszywać, dodatkowo nauczyłem się rzeźbić. Wszystkie moje czary zapisuję w naszyjniku z wyrzeźbionych w drewnie kłów podobnych do tego, który był w moim koszyku. Na każdym kle zapisany jest jeden czar.

kiaur/historia.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/11 08:50 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG