Zasadzka

Spotkanie z 26.11. Scenariusz Tomka Majkowskiego zakładał dość drastyczne zapoznanie graczy z wyższymi sferami Throalu. Tymi najwyższymi. Znając mechanikę Earthdawna zakładałem, że sama scena zasadzki i rzuty koścmi zajmą nam kilka godzin. Żeby ułatwić życie sobie i wprowadzić większą dynamikę, zasymulowałem przewidywany przebieg starcia wcześniej. Efekt był do przewidzenia, zaskoczeni kupcy nie powinni mieć szans w pierwszym starciu. Czynnikiem nieprzewidywalnym było zachowanie Adeptów, czyli moich graczy. Poniżej, krótko, acz malowniczo o tym co się wydarzyło na szlaku

12 charassa (marzec) 1506 TH.

Rankiem przywitał ich deszcz. Muły niechętnie pozwalały się zaprzęgać do wozów. Nim minęła godzina, płaszcze podróżnych ciężkie były od wilgoci. Jechali o połowę wolniej niż zamierzali. Dopiero przed wieczorem ustało padać. I podniosła się bardzo gęsta mgła.

13 charassa (marzec) 1506 TH.

To chyba z powodu mgły wpadli w zasadzkę. Calvan zniknął pół godziny wcześniej, nawet nie pamiętali czy wyjechał przed karawanę, czy został w tyle. Gdy wjechali szerokim traktem między dwa łagodne, zalesione wzgórza, a ich lewej i prawej strony, jak spod ziemi wyskoczyli orkowi łucznicy i oddali salwę w stronę karawany. Efekt był straszliwy, zmiótł kilku krasnoludów z wozów. Poza Yacusem nikt nie zdążył zareagować. Gdy się otrząsnęli z zaskoczenia i skoczyli pod wozy, rój strzał uderzył ponownie. Nim minęło kilka chwil, połowa z krasnoludów leżała martwa bądź umierająca, naszpikowana strzałami jak leśne jeże.

Co więcej, przed nimi na trakcie, drogę ucieczki zagradzał co najmniej tuzin orkowych nomadów. Na znakach na tarczach i po stylu stroju wojowników poznali, że mają do czynienia ze straszliwymi Czaszkowymi Wilkami. A ci nigdy nie biorą jeńców.

Dhali schronił się pod wóz dopadając do rannego Yacusa. Z jednej strony wciągnął martwego Makara z drugiej ustawił swą tarczę, licząc, że utrudni orkom celowanie do kupca. Dopiero Urrurs z rykiem wściekłości wypadł z wozu na łuczników. Nim się opamiętali, pierwszy z nich leżał martwy na ziemi z przetrąconym karkiem. Urrus nie używał broni, walczył skutecznie swymi pięściami, w żelazno-skórzanych rękawicach.

Dołączył do niego Gort i w krótce w ruch poszły krasnoludzkie topory. Kiro ukryty za skrzyniami wozu, splatał i rzucał zaklęcia na napastników. Nie musiał ich widzieć, wyczuwał magicznie obecność każdego z nich.

I wówczas nomadzi zaszarżowali. Z głośnymi okrzykami wpadli na drogę wokół wozów, dożynając i dziurawiąc pikami, resztę półżywych krasnoludów. Kiro wzbił się wysoko w górę, słusznie przewidując że jeźdźcy łatwo go odkryją na wozie. Mimo, że machał rozpaczliwie skrzydełkami i śmigał prosto w niebo, nie zważając na pędzące pociski, dwie strzały zmiotły go z trajektorii, ciskając szaleńczym piruetem na ziemię. Spadając, kontem oka dostrzegł ciemny kształt wypełniający niebo. Tylko cudem przeżył upadek ze znacznej wysokości. Tylko cudem nic sobie nie połamał, choć krwawił mocno…

Ciemnym kształtem okazała się throalska galera „Spiżowy Orzeł”, królewski, powietrzny okręt patrolowy. Throalczycy ostrzelali orków z pokładu i wkrótce do Gorta i Urrusa dołączył tuzin throalskich ciężkozbrojnych.

Dhali dyszał ciężko wspary plecami o pień świerku. Aż tu przytargał z sobą rannego Yacusa, wynosząc go spośród wozów, zabitych kompanów i szarżujących orków. Był nietknięty. Żadna ze strzał nawet go nie drasnęła. Najwidoczniej Garlen miała go dziś w swojej opiece. Z rozpaczą widział, jak Gort pada pod ciosem lancy, którą wbił w niego rozpędzony jeździec. Pechowo dla jeźdźca, który wypadł z siodła, Gort wstał szybko, podbiegł do wstającego napastnika i ściął mu głowę ciosem scytyjskiej siekiery. Najwidoczniej ork miał wśród swoich towarzyszkę życia, która zawyła na widok Gorta unoszącego w tryumfie ścięty, orkowy łeb. Rzuciła się na krasnoluda z grzbietu wierzchowca, lecz niewiele wskórała. Sama, omalże nie ginąc. Czaszkowe Wilki musiały obejść się smakiem. Ich wódz nakazał szybki odwrót i w kilka chwil pole walki ucichło i opustoszało.

Gdy Yacus zamglonym wzrokiem ujrzał throalskiego Wojownika w srebrnej zbroi, mało co nie zemdlał. Pociągnął w dół Dhalego szepcząc: „przyklęknij głupku…” I dodał głośno: „Wasza Książęca Mość, dziękuję za ratunek i wybawienie. Winien jestem Wam życie…”

kampania_2014/zasadzka.txt · ostatnio zmienione: 2014/12/21 13:46 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG