Wizyta w Urupie

05.02.2021 Miało być lajtowo, bez ambitnych celów i wyzwań, ot tak, żeby bardziej poerpegować. I chyba sie udało. 19.02.2021 - intryga była już przygotowana, ale za żadne skarby nie chcieli się tym zainteresować. Podanie na tacy też nie pomogło. Jedynym nierozsądnym argumentem stało się piwo. W życiu bym nie przypuszczał. Poniżej opis obu sesji z lutego 2021

8 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, blisko ujścia Wiji do morza Aras

Zapadał zmierzch. Kilka godzin wcześniej Kiro wybłagał u kapitana T'reota udostępnienie magazynu na fordeku Rozpruwacza Fal. Tam właśnie odprawił rytuał Nadania Imienia swojemu chowańcowi, którego jakże oryginalnie nazwał Piro. Laleczka, dzięki magii sympatycznej i energii życiowej wietrzniaka istotnie ożyła, przebudziła swoją świadomość i zaczęła się z nim komunikować.

Co prawda przez początkowe godziny jej ruchy były mocno nieskoordynowane, oczy rozbiegały się na wszystkie strony. Kiro jak mógł pomagał swojemu chowańcowi. „Ja jestem Kiro” - wolno mówił wskazując na siebie. „Ty jesteś Piro” - dźgnął palcem główkę lalki. „Anata Kiro! Boke Piro!” - odrzekła lalka z wyraźną inteligencja w oczach…

Dhali, Gort, kupiec Valdo Marens kapitan T'reot siedzieli na spardeku kapitańskiego mostka parowca. T'skrang palił fajkę w milczeniu. Valdo zaś opowiadał im jak dobrze żyje się bogatemu kupcowi w Urupie. „A wy waszmościowie w celach prywatnych, pozwiedzać nasze miasto czy jakieś throalskie misje was pędzą?” - zapytał. „Pozwiedzać” - odrzekł Kiro, który niedawno się do nich dosiadł. „Nigdy do tej pory nie byłem w Urupie, a tyle słyszałem dobrego o mieście.” Przez następną godzinę musieli wysłuchać monologu kupca, o wyższości inwestowania w biznesy kupieckie, nad trzymaniem pieniędzy w bankowych depozytach, choćby tak renomowanych jak Bank Throalu, czy też Miejski Bank Urupy. Valdo zachęcał ich do zamiany swojej gotówki na papiery udziałowe dowolne kompanii. Przytaczał przykłady również z throalskiego podwórka, opowiadając o rozwoju interesów Domu Yilwaz w Urupie. „Ba, myśle że i wy moglibyście w samym mieście się nieźle wzbogacić. I nie mówię tu o szukaniu pracy jako najemnicy w karawanach handlowych, widzę że dla was taka praca nie godziłaby się. Ale mamy w Urupie Gildię Trenerów, gdzie z całą pewnością dostalibyście zlecenia, jako adepci wysokich kręgów na swoich ścieżkach…” Gort krzywo się usmiechnął: „Zapewne musielibyśmy zapłacić spory podatek?”

„Cóż, jako obcy, bez prawa wyborczego, niezrzeszeni w żadnym cechym - owszem, 38% podatku, który byłby spożytkowany dla dobra gildii i miasta.” Dhali parsknął śmiechem. Gort pokręcił głową „To ja już wolę płacić podatki w Throalu, są znacznie niższe…” Valdo aż do północy tłumaczył im zalety prawa urupańskiego i korzyści bycia w dowolnym cechu. Zmęczony poszedł spać.

Płynęli bardzo wolno, w zasadzie dryfując z prądem. Kapitan nie ryzykował forsowania parowca nocą.Było bardzo ciepło. Pomarańczowy krąg księżyca błyszczał nisko nad koronami drzew daleko na wschodzie. Na drugim brzegu rzeki widzieli blask w oknach kilku domostw. Zapewne mijali jakieś osady Dawców Imion. „Jutro przed świtem będziemy w Urupie.” - zapowiedział im kapitan - „wyśpijcie się póki macie okazję ku temu”

9 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Obudził uch natarczywy dzwon okrętowy. Gort otworzył drzwi od kajuty, wpuszczając chłodne poranne powietrze i kłęby mgły. Płynęli bardzo wolno, zaspany Kiro wyfrunął na achterdek i przysiadł na relingu. „Ale mgła! Nic nie widać…” Gort już zaczął się pakować, a Dhali chwilę drzemał w koi. W końcu zwlókł się z niej i dołączył do Kiro. Płynęli przez stojącą wodę, zarośnietą zieloną rzęsą. PRzed nimi, we mgle górował jakiś ciemny, ogromny kształ. Słyszeli jak koło łopatkowe napędzane ogniowym silnikiem raz zwalnia, raz przyspiesza wprawiając parowiec w wibracje. Wkrotce dostrzegli że zmierzają w kierunku ogromnego muru, czy też skarpy przez którą, na wylot, przechodził szeroki kanał. Teraz widzieli wyraźniej, słynna Brama Wodna Urupy. Tunel w mierzei wsparty na kamiennych filarach i wzmocniony cegłą na bokach. Kiedyś poziom wody musiał być wyższy, bo około metr nad lustrem wody, na kamiennych ścianach kanału tkwiły całe kolonie omułków i pąkli. Małe t'skrangi uwijały się w płytkich wodach odrywając kamiennymi nożami muszle od ścian i wrzucając zdobycz do wiklinowych koszy. Sam tunel miał dobre 12 metrów, więc długi Rozpruwacz w pewnej chwili wystawał po jednej i drugiej stronie kanału.

Gdy minęli Brame Wodną (Kiro zwrócił uwagę na potężną, żelazną kratownicę uniesioną nad kanałem, pewnie stanowiłaby solidne zabezpieczenie przed niechcianymi goścmi.) pogoda zmieniła się diametralnie. SIlny wiatr od morza rozwiał mgłę. Słony, morski zapach, krzyki mew i wodnego ptactwa i zapierający dech w piersiach widok murów Urupy i portu, przykuł ich uwagę. „A to co?” - zapytał Gort wskazując na wielki cień na niebie. Kamienna bata Thery wolno unosiła się 200 metrów nad wodami portu eksortując płynące majestatycznie trzy parowce t'skrangów w barwach Dziewięciu Diamentów. „K'tenshini?” - westchnął. „Hmmm… szkoda, że tej bacie nic się nie przydarzyło po drodze.” - z niechęcią dodał Kiro. Kapitan z mostka wskazywał im orientacyjne punkty miasta. „Ta najwyższa budowla, to wieża ambasady Thery. Wyżej widzicie schody wiodące do jaskiń Otosk, dzielnicy trolli. Ich jaskinie mieszczą się w klifie, podobnie jak część krasnoludzkiego Biharj, ale te dzielnica ma wiele budynków również pod klifami. Te trzy białe budowle to świątynie Pasji, to między nimi widzicie te strzelające w górę zielone drzewa? To Ogrody Liandrill - tam jest legendarna Błękitna Róża…” „A co polecilibyście jako bazę?” - zapytał Dhali. „Cóż, jeśli macie wrażliwe podniebienia to Ucztę Astendar. Jeśli gustujecie w trunkach to Pękaty Antałek, a jak uwielbiacie gorące łaźnie to tylko Młot Geltora. Natomiast najwygodniejsze pokoje gościenne w Dzielnic Przybyszów znajdziecie w Wygodach Lorieggo. Wybór jest spory” - dodał.

Gdy tylko statek zacumował bokiem do długiego molo, rzesza portowych robotników rzuciła się do szerokiego trapu usiłując pomóc rozładować cenny ładunek. Skrzypiący bom, obsługiwany przez Aychasu, jednego z marynarzy, wyciągał z ładowni masywne klatki w których sycząc i drapiąc pazurzastymi łapami, miotały się krępe huttawy. „To stąd ten smród?” - Gort zakryl nos chustką. T'reot wysunął długi język i przejechał nim po białych, ostrych zębach w swoim długim pysku. „60 huttaw. Niezły transport co? Wszystkie dla urupańskiej Gwardii Miejskiej. I wszystkie jak widzę w doskonałym zdrowiu.” Dhali - już spakowany - niecierpliwie się rozglądał. Kupiec Marens, wsparty o reling wyglądał swoich ludzi na kamiennym molo. Urzędnicy kapitanatu przekrzykiwali się jeden przez drugiego wywołując nazwiska kupców i nazwy statków, które przywoziły cenny ładunek.

„Nie będziemy tak przecież stali! Ileż to potrwa?!” - irytował się Kiro. Zaczął splatać zaklęcie Metalowych Skrzydeł. Gdy T'reot zobaczył jak na plecach krasnoluda i człowieka formują się ogromne, błyszczące polerowanym żelazem skrzydła, podbiegł do nich gwałtownie gestykulując: „Ani się ważcie! Nie wolno przelatywać nad murami, chyba, że chcecie zostać naszpikowani bełtami, albo zmieceni pociskiem balisty! Prawo zakazuje nielegalnego przekraczania murów Urupy!” Kiro się nadąsał. Piro, siedzący mu we włosach i przymocowany opaską, z zainteresowaniem obserwował t'skranga. „Dobrze, dobrze kapitanie. Nigdzie nie polecimy. CHcemy tylko dostać się na brzeg i nie czekać dwóch godzin zanim wypędzicie to śmierdzące stado z ładowni.”

Ich lądowanie wzbudziło niezły popłoch. Ktoś usiłował uspokoić krzyczące w klatkach ptactwo, kilku tragarzy się przewróciło, klnąc chędożonych magików, co zawsze robią zamieszanie, ktoś inny wydzierał się, że to niezgodne z prawem. Ignorując zamieszanie Gort i Dhali niewzruszenie zmierzali w stronę drewnianego mostu, który łączył portowe nabrzeże z szerokim traktem starej therańskiej drogi wiodącej do głownej, południowej bramy miasta. Most wiódł pod samymi murami miasta. pod nim, szerokim kanałem wypływał leniwie strumień mętnej wody. Inżynierowie t'skrangów z P'shestish połączyli portowe wody z częścią ich dzielnicy, zapewniając swoim pobratymcom łatwy i tani dostęp do środowiska, w którym czuli się najlepiej.

„Dokąd idziemy? Jakąś miejscówkę najpierw?” - zagadnął Dhali. „Wykluczone. Idziemy do perfumiarni.” - kategorycznie zaprzeczył Gort. Szybko doszli od bram do sporego, reprezentacyjnego placu Dzielnicy Przybyszów, który od reszty zabudowań oddzielała szeroka, piętnastometrowa aleja wyłożona twardym, szarym kamieniem. Nad przylegającymi do siebie kamieniczkami, jakie bogate rody i zamorscy kupcy powciskali na plac, górowała strzelista wieża ambasady Thery. Piętnaście pięter - naliczył Kiro. Od przeciwnej strony wdziękowi smukłej wieży opierała się ambasada Throalu, niższa i bardziej przysadzista, ale za to zdobna takim mnóstwem krasnoludzkich ornamentów, płaskorzeźb, majolik i fresków, że przypominała nadnaturalnej wielkości dzieło sztuki.

Gort pewnie prowadził ich wąskimi uliczkami centralnego rynku. W końcu zatrzymali się przed masywnym, trzypiętrowym budynkiem, ozdobionym wymyślnymi gzymsami oddzielającymi kazde piętro. Nad krawędzi miedzianego dachu wznosiła się piękna attyka ozdobiona throalskimi motywami, żeby nikt nie miał wątpliwości do kogo należy budynek. „Faktoria Drisama” - głosił napis kuty w mosiądzu i zawieszony nad głównym wejściem. „No no - mruknął Dhali. Obeszli budynek od frontu i ujrzeli nieco niższą, dwupiętrową kamieniczkę przyklejoną do wschodniej ściany faktorii. Fasada pokryta była jasnopomarańczowym tynkiem. Gzymsy, bonie i zdobienia wokół pięknych, ogromnych okien wystawowych, pokryta jaśniejszym odcieniem. Wymyślne gargulce wieńczyły cynowe rynny, które jeszcze nie zdążyły się pokryć patyną. Na piętrze, za kamienną balustradą, którą musiał wykonać prawdziwy mistrz kamieniarstwa, wyzierał na wschód cztery spore okna, rzęsiście oświetlone promieniami słońca wznoszącego się nad murami miasta. Pół godziny brakowało do ósmej rano i tylko nieliczni przechodnie o tej porze przemierzali plac rynku.

„Jaśminowa Pełnia” - odczytał Dhali. Na zielonej kamiennej tablicy, wprost nad ościeżnicą przeszklonych drzwi, ktoś umieścił napis w trzech językach. Gort śmiało wkroczył na schody, pchnął masywny uchywt drzwi, uderzając w srebrzysty dzwonek zawieszony nad skrzydłem i wszedł do środka. Uderzyła ich nosy zachwycająca mieszanka zapachów. Drobne nuty perfum, intensywny zapach świeżo parzonej kawy i słodkawy zapach wypieczonego ciasta. WNętrze sklepu było całkiem duże. Cała tylna ściana, od sufitu do podłogi była jedną wielką gablotą, z niewielkimi półeczkami na których pieczołowicie ustawiono całe setki kosztownych buteleczek. Za wysokim kontuarem, na masywnym krześle siedziała rudowłosa, krasnoludzka dziewczyna i z wyrazem zaskoczenia wpatrywała się w trójkę przyjaciół. Przed kontuarem stał pistacjowy szezlong, na którym młoda kobieta z wymyślną fryzurą siedziała i raczyła się filiżanką kawy. Przestrzeń wydawała by się dość pusta i ascetyczna, gdyby nie wygodne sofy stojące przy jednej ze ścian, stolik z kutego mosiądzu z marmurowym blatem, na którym parował roztaczając aromat, porcelanowy dzban z kawą a na srebrnym półmisku apetycznie pachniały ciastka z morelową konfiturą. Irajana odłożyła filiżankę i wstała zaskoczona. Miałą na sobie elegancką, czerwoną suknię, z odważnie odsłoniętymi plecami, ale też profesjonalnym kołnierzem z koronek zasłaniającym dekolt i szyję Dhali zwrócil uwagę na złote kolczyki dźwięczące przy każdym ruchu głowy siostry. WYglądała kwitnąco i pięknie. Dolvira, rudowłosa krasnoludka szybko zsunęła się z fotela. Poprawiła nerwowym ruchem dłoni szpile jakimi umocowała imponujący kok na czubku zgrabnej głowy. „Paniczu!” - zwróciła się do Gorta - „Ależ niespodzianka! Nic nie pisaliście!”.

Irajana przez moment zastygła. Przyglądała się z niedowierzaniem bratu, Podbiegła do Gorta nie kryjąc wzruszenia. Pochylił się nisko i objęła mocno krasnoluda. Ucałowała mu oba policzki, schwyciła za dłonie i je również pocałowała. Gort trochę był nieswój na takie okazanie uczuć, ale zachował dumną postawę. „No już już…” - niezręcznie się wyswobodził i poklepał ją po ramieniu. Irajana wstała: „Kiro! Jak dobrze cię widzieć.” - obróciła się do Dhalego. „Bracie! Nie poznałam cię. Co się stało z twoim okiem?! I ta fryzura! A raczej nierówna strzecha, którą nosisz na głowie!” - zaśmiała się i wyściskała Dhalego.

Jedna z szafek na ścianie przesunęła sie ukazując ukryte drzwi, prez które wszedł mocno zbudowany krasnolud. Młodzieniec miał ciemną, przystrzyżoną brodę, ogoloną do opalonej skóry głowę i prostą, throalską kolczugę. Przy pasie nosił lekki, bojowy topór błyszczący niebezpiecznie stalą. „Panie.” - Yordok ukłonił się Gortowi i zwrócił do Dhalego i Kiro- „Waszmościowie.” Dolvira wyszła przed kontuar. Miała na sobie tradycyjny throalski strój, długą tunikę uszyta z setek różnokolorowych skrawków materiałów, wykończona złotą nicią na rękawach, dekolcie i dolnym obrębieniu. Śnieżnobiały pas z konopnych nici, wysadzany guzami oszlifowanych turkusów, dopełniał całości. „Taka niespodzianka! Proszę proszę częstujcie się kawą, ciastem. Pewnie zgłodnieliście po podróży?” Gort krótko wytłumaczył powody ich odwiedzin. Umówili się z Irajaną na 7 po południu w jej mieszkaniu w Dzielnicy Zennice. Dhali był zaskoczony ale tez uradowany, wyglądało, że siostrze nie doskwiera nic strasznego. Nie zdążyli nawet zacząć rozmowy, gdy zszedł do nich stary Joveim Thorrikur, dawny druh i j'havim Drisama, pełniący rolę mistrza rachunków i głównego kupca w Jaśminowej Pełni. Zaprosił ich na piętro do gabinetu.

„To prawda, że Irajana była w kiepskim stanie gdy nas odwiedziła. Jednak dostaliśmy wasze listy. I zajęliśmy się nią jak członkiem rodziny. Powiadam wam, Mefrahowie zawsze dbają o swoich. Kto zwiąże swoją fortunę z tym rodem, może liczyć na lojalność, opiekę i wzrost swojej fortuny zarazem. Ja służę Mefrahom ponad 40 lat i nigdy się nei zawiodłem. Nie zawiodłem też waszej rodziny paniczu.” - dodał. „Irajana odnalazła się w naszej perfumiarni. Jest znakomitą aktorką i utalentowaną śpiewaczką. Nie mieliście okazji słuchać jej występów z chórem w Amfiteatrze Aulcrofta. A nam brakowało kogoś, kto umiejętnie podejdzie do ludzkich i elfich klientów. Cóż, Irajana jest zdolna, empatyczna i cudownie uwodzi swymi talentami gości. Nie mogę narzekać. Obroty się poprawiły dzięki niej. Dbamy o wysoką reputację naszego sklepiku. Piękne zapachy, piękne kobiety, czasami muzyka i stylowe wnętrza… Wielu obcych, zamorskich gości jest oczarowanych tym miejscem. Co znacząco przekłada się na zyski. Ale wracając do rzeczy. Magistrat po tragicznej śmierci Ahito co prawda wypłacił jej rentę. Ale starali się ją zastraszyć wysyłając oficjalne pisma, i zmusić do opuszczenia mieszkania, które było w dobrej dzielnicy, i dobrze ulokowanym kapitałem. Trochę zachodu nas to kosztowało. Opłaciłem kilku prawników z gildii, kilku urzędników magistratu musiało dostać pogróżki. Sporządziliśmy formalne pisma, powołując się na kilka podstawowych zapisów w Kodeksie Prawnym i cóż… Sprawa zamknięta. A Irajana jak widzę z chęcią kontynuuje u nas pracę.”

Gort z radością usłyszał informacje, że korzystając z okazji może osobiście odebrać dywidendy z ostatniego kwartału, Joveim jednak musiał zamknąć obrachunki i zastanowić się w jakiej formie wypłacić zyski. Dhali przyznał, że dość słabo stoją z finansami, na co stary krasnolud zasugerował im pracę w Gildii Trenerów.

Wychodząc zapytali Yordoka o rekomendację, gdzie mogliby się zatrzymać i po szczegółowym opisie wybrali zajazd Pod Młotem Gelthora, serwujący unikalne śniadania i posiadający łaźnie z gorących źródeł. Kwadrans później siedzieli wygodnie przy stoliku i wcinali panierowane piaskowe homary. Dostali pokoj na trzecim piętrze, z jego okien Kiro widział zwieńczenie miejskich murów i spacerujących strażników. Dhali rozważał, jak byłby w stanie pokonać siedmiometrową przestrzeń i jednym skokiem wyladować na murach. Ale zostawił to teoretycznym rozważaniom

Po śniadaniu poszli do łaźni, odprężyć się w gorącej, czarnej i żelazistej wodzie. Po tym jak przebrali się w świeże szaty, a znoszone oddali do pralni, wybrali się na zwiedzanie miasta. Prosto ku centralnej dzielnicy, gdzie imponujące świątynie Jaspree, Garlen i Thystoniusa otaczały legendarne Ogrody z legendarną Błękitną Różą. Przechodząc przez bramę z Dzielnicy Przybyszów zainteresowali się strażnikami dzierżącymi długie laski zwieńczone kryształami. Z ciekawości aż przepatrzyli przestrzeń astralną, przyglądając się magicznym narzędziom.

Wpierw odwiedzili świątynię Garlen. Kiro kontemplował ogromny posąg Pasji. W bocznych komnatach widział wielu głosicieli, którzy zajmowali się chorymi i poszkodowanymi, jakich zazwyczaj tu ściągano. Zostawił datek i zobowiązał się spędzić jutrzejszy dzień pomagając głosicielom. Jego ofertę przyjęto z radością. Potem poszli do świątyni Thystoniusa. Na schodach prowadzących do przedsionka, nad którym masywny tympanon wspierał się na ośmiu kolumnach, stało kilkunastu wyznawców i głosicieli. Uwagę wzbudzał sędziwy troll, siwy i mocny pochylony, wspierający się na ozdobnym kosturze. Od jednego z głosicieli dowiedzieli się, że to Jorkaw Potężny z Otosk, naczelny głosiciel Thystoniusa w Urupie. Wnętrze świątyni również robiło wrażenie. Sam posąg Pasji przedstawiał czterorękiego olbrzyma dzierżącego w każdej dłoni atrybut Pasji.

U stóp posągu, na wysoki ołtarzu spoczywały dwa egzotyczne jatagany. Cała trójka z zainteresowaniem je oglądała, czytając wypisaną na ścianach historię tej broni. Ich twórcą był zamorski płatnerz, Shinua Zbrojmistrz z Indrissy. Do Barsawii przybyły z Dwirnachem Zapalczywym, Wojownikiem, Głosicielem Thystoniusa i przywódcą grupy adeptów. Ich historia wiązała się z historią drużyny Dwirnacha, pewnym rodem indrisańskiej szlachty i historią pokonania Horrora który przez wieki ten ród prześladował. Na kolejnej ścianie wyczytali, że broń owa nosiła nazwę Zew Bitwy i była przechodnią nagrodą w Turnieju Głosicieli, jaki urządzano w Urupie co kilka lat.

Jak opuścili ostatnią ze świątyń, zeszli wprost do Ogrodów. Długo stali przed Błękitną Różą, którą tak bardzo chciał zobaczyć Kiro. Nie kryli ciekawości analizując astralne odbicie magicznej rośliny, podziwiając zabezpieczenia i układ ogrodów. Podszedł do nich elfi strażnik: „Mogę w czymś pomóc? Wydajecie się szczególnie zainteresowani” - przedstawił im się jako Arthalas, Wojownik VII Kręgu w służbie Zakonu Strażników Splugawienia. Kiro zaczął wypytywać o Różę, skąd pochodzi i jakie są jej moce. Arthalas szczegółowo im opowiedział. Wspomniał, że dekadę temu Ogrodami opiekowała się Straż Błękitnej Róży, którą nadzorował ksenomanta Jandar, a przewodził Karam Vorst, doświadczony Łowca Horrorów. Po tym jednak jak Magistrat rozwiązał straż, ksenomanta zdyskredytował swoją pozycję, wykorzystując byłych członków straży do poszukiwań w kaerach, które wcześniej oznaczyli jako niebezpiecznie. Chcąc się wzbogacić na magicznych artefaktach doprowadził do śmierci wielu adeptów. Praktycznie większość ówczesnych strażników zginęła, bądź zaginęła i Jandar został pozbawiony władzy i wypędzony z miasta.

Od 1502 roku powołano z elfów Liandrill Zakon, który przywrócił Ogrodom pierwotny blask. Kiro pochwalił się z przyjaciółmi, że sami pokonali kilka astralnych potworów. Umówili się z elfem na dłuższą rozmowę przy szklanic wina kolejnego dnia. Było popołudnie, zdecydowali wiec pójść do Zennice, zjeść porzadny obiad i odwiedzić siostrę Dhalego.

Obfitość Galangi było lokalem, który na długo zapadł w ich pamięci. Objedli się nieprzytomnie, zachęcani przez uprzejmego kelnera do próbowania przeróżnych pyszności. Kawa i deser zakończyły kulinarną rozpustę. Ociężali, wytoczyli się na ulicę i idąc w duchocie wieczora, trafili na dziedziniec Insula - kamienicy charakterystycznej dla dzielnicy ludzi. Wkrótce ponownie spotkali się z Irajaną.

Dziewczyna długo opowiadała im szczegóły wydarzeń. Nie była chętna, by Dhali drążył temat śmierci AHito. Była przekonana, że to był tragiczny wypadek. W jednym z magazynów w portowej części miasta zbierali się przemytnicy. Ktoś o tym doniósł do Gwardii. Urządzili pułapkę. Niestety wśród szmuglerów było kilku adeptów. Przepędzili gwardzistów i mocno ich obili, a AHito zginął od ran i upływu krwi. Dhali nie był pewien całości. Opowiedział o zamachach, o otruciu ojca i brata. Podejrzewał że stoi za tym coś więcej. Wypytywał się o szwagierkę, która ponoć miała być od dawna w Urupie u swojej rodziny oczekując przyjscia na świat dziecka Finwisa. ALe Irajana nie miała o tym pojęcia.

„Musiałbyś się udać do Magistratu do wydziału do spraw obcych. Pamiętam, że kilka late temu załatwiałam z Ahito formalności u niejakiego Berethena. Elfi urzędnik wydawał się całkiem przyjazny. O ile Kidiris znalazła się w Urupie na dłużej, powinna tam się zgłosić i dopełnić formalności. Ale przygotuj się na łapówki i słodkie słówka, bez tego ciężko będzie coś załatwić. Gort dopytywał się o poetę lub trubadura, która nie pałałby miłością do Theran. Dziewczyna odesłała go do elfa Selerthiana, nowego cechmistrza Gildii Trenerów. Był Trubadurem VIII Kręgu i słynął ze swojej antypatii do therańskich oficjeli. Ponoć prywatnie ktoś zalazł mu za skórę, a Selerthian był bardzo pamiętliwy. Nocą przyszła potężna burza niesiona morskimi wichrami. Irajana zaproponowała im nocleg, na co skwapliwie przystali.

10 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Gdy Kiro intuicyjnie szukał zmysłami duchów żywiołów, pędzonych przez czoło burzy ponad dachami kamienicy - Gort z ciekawości zaczął wyczuwać pomieszczenia domu dziewczyny, badając potencjalną obecność duchów. Jakże był zaskoczony, wyczuwając silną i bliską emanację. Od razu zajrzał w astral usiłując dojrzeć ducha. Kształt przypominający człowieka w długiej sukni włóczył się między pokojami. Gort zsunąwszy się z łóżka podszedł na bosaka do stojącego w pustej sypialni ducha. Zaczerpnął magii i przemówił do ducha. Nie był w tym wprawny i musiał kilka razy to powtórzyć. „Czego tu szukasz i kim jesteś?” - zapytał jak na Wojownika przystało wprost. Duch oznajmił mu, ku jego zaskoczeniu, że jest wysłannikiem Władcy Czeluści. „Jestem sługą i strażnikiem. Nie obawiaj się o dziewczynę, jeśli cię to troska. NIe spotka jej żadna krzywda z mojej strony.” - dodał. Gort usiłował dociec przyczyny jego obecności, ale duch odrzucił te pytania. Krasnolud nalegał. „Cóż, jeśli chcesz odpowiedzi musisz za nie zapłacić.” - usłyszał. „Jakiej przysługi oczekujesz?” - zapytał Gort. „Zastanowię się. Wyśpij się a o świcie ci odpowiem.” Rankiem Gort usłyszał warunki ducha i nie był zachwycony. „Władca nie ma swoich głosicieli jak inne Pasje, co jest jawną nieprawością. Ale może posyłać swych wysłanników, którzy w ciele śmiertelników wypełniają jego misje. Gdybyś zechciał być takim kanałem i naczyniem, a widząc twój wzorzec jestem pod wrazeniem. To udzielę ci wszelkich szczegółowych wyjaśnień.” Gort odmówił i opowiedział przy śniadaniu o wszystkim przyjaciołom.

Dhali miał wątpliwości. Może to nie była zwyczajna śmierć? Może Ahito oddał swą duszę Śmierci, żeby ten strzegł Irajany poprzez takiego ducha? Dhali stale węszył spisek i jego paranoja zadziwiała kompanów. „Cóż, ja idę pomagac głosicielom Garlnej, jak obiecałem. A wy?” - Kiro już zbierał się do wyjścia, moszcząc wygodnie w kieszeni laleczkę Piro. „My idziemy do kapitana Gwardii, do Oswalda, jak poradziła Irajana. Wywiemy się może coś o okolicznościach śmierci Ahito. Spotkajmy się wieczorem w zajedzie. Zabierzemy potem swoje rzeczy do siostry i przenocujemy u niej kilka dni.” - oznajmił Dhali.

Koszary miejskiej gwardii znajdowały się przy murze Dzielnicy Przybyszów, naprawdę blisko centralnego placu. O poranku oficerowie zwykle zajęci byli papierkową robotą, więc Dhali i Gort z łatwościa znaleźli kapitana. Niestety, Dhali nie popisał się swoimi talentami. Tego dnia Pasje poskąpiły mu szcześcia. Mimo, że wkroczył z wrodzona pewnością adepta do komnaty oficera; mimo, że dostroił swoją empatię by odkryć stan emocjonalny Oswalda - nic to nie dało. Ta niefortunnie rozpoczął rozmowę, że gwardzistę przytłoczyła irytacja. Zrugał Zwiadowcę i nie odpowiedział na żadne pytanie, przepędzając ich do Magistratu, by tam kontynuowali swoje niepotrzebne śledztwo.

Kiro w tym czasie pomagał jak mógł urupańskim głosicielom Garlen. Nocą przyprowadzono kilku ciężko poranionych strażników. Kiro zajął się nimi z całą pieczołowitością. Fruwał od jednego do drugiego, bandażował, znieczulał, zszywał. I słuchał ich historii, wplatając swoje opowieści. Zauroczył swą charyzmą całą piątkę poszkodowanych. Po dwóch godzinach byli jego najlepszymi przyjaciółmi i zapraszali go na kolacje do domów, by poznać z matkami, żonami czy dzieciakami. A Kiro dowiedział się kilku istotnych szczegółów, które potem opowiedział przyjaciołom na sutej kolacji Pod Młotem Gelthora.

„Nocą doszło do incydentu w portowych magazynach. Ponownego. Scenariusz był dość podobny do okoliczności w jakich zginął twój szwagier Dhali. Dostali cynk od jednego z kontaktów, że ma dojść do przemytu alkoholu skradzionego obsydiańskiemu kupcowi, którego 3 tygodnie wczesniej ograbiono na szlaku z Urupy do Axalalai.” - kontynuował Kiro delektując się pulpecikami z ostro przyprawionej ryby. „W każdym razie jak wpadli do środka, zastali co prawda kilkunastu przemytników, ale towaru ni śladu. Zapewne wymieniali złoto. Doszło do bitki, tym razem mieli ze sobą sierżanta, adepta WOjownika, więc poszloby gładko gdyby nie fakt, że kilku orków wśród tych przestępców również władało magią. Okrywali się cieniem, bezszelestnie biegali po ścianach i bezlitośnie ranili długimi sztyletami nim niejeden z Gwardii zdążył się zorientować. Ubili trójkę bandytów ale żywcem nie pochwycili żadnego. Z gwardzistów nikt nie zginął tym razem, tyle że mocno ich poharatali. ” Dhali słuchał z zainteresowaniem.

„Najciekawsze jest dalej. Otóż mówią, że za tym wszystkim stoi szef najbardziej brutalnego gangu orków z Żelaznych Szponów. Pikanterii dodaje fakt, że jest ponoć nieślubnym bratem obecnego rajcy dzielnicy Hagroka Rozważnego, który jest synem nieżyjącego dowódcy orkowych jeźdźców - Aluka Splątanej Grzywy. Aluk ponoć wiódł bujne życie towarzyskie i zostawił sporo nieślubnych potomków. I jednym z nich jest Wulfug Mglista Szabla. Nie pałają do siebie miłością. Ile dobra jest w stanie zdziałać Hagrok tyle zła proporcjonalnie wyrządza Wulfug. Odkąd prawy syn Aluka został radnym, świat przestępczy w Żelaznych Szponach stara się coraz mocniej zdyskredytować polityka i zastraszyć miejscowych. Od miesięcy nikt samotnie nie zapuszcza się w zaułki portowej dzielnicy po zmroku. A straże zwykle biorą podwójną obstawę by z rzadka patrolować tamtejsze ulice.” Racząc się wytrawną nalewką chwilę jeszcze omawiali potencjalne scenariusze. „Dhali nadal uważasz, że Ahito zginął w skutek spisku? I ktoś nastaje na Dermuli w Urupie?” - trochę kpiąco zapytał Kiro. „Cóż, musze się dowiedzieć gdzie podziewa się Kidiris. O ile to możliwe rzecz jasna. Jak to wyjaśnię, to chyba nie mamy czego więcej szukać w tym mieście, tylko wracamy na Wyspę Trzcin i kończymy naszą misję dla Throalu. A teraz panowie zapłaćcie za pokój i zdążajmy do siostry, bo jak wiecie - ja jestem zupełnie spłukany…”

11 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Gort liczył, że to będzie jeden z ostatnich dni ich pobytu w Urupie. Nie czuł jakoś presji czasu, pogoda była wspaniała, a miasto zachęcało swoim przepychem i gościnnością by to zostać na dłużej. Jednak coś go wierciło i czuł nieświadomy niepokój im dłużej odwlekali wyjazd. Irajana zostawiła im przygotowane śniadanie, tego dnia pozwolili sobie poleniuchować. „Dhali czy jest tu jeszcze coś, co musimy załatwić, czy ruszamy do domu” - bez ogródek zapytał krasnolud. Zwiadowca swoim zwyczajem długo się namyslał, sącząc filiżankę zielonej herbaty. „Początkowo myślałem, że siostra jest w tarapatach i będziemy musieli jakoś interweniować…” „No jak widzisz miewa się lepiej niż ty” - przekornie wtrącił Kiro. „Zastanawiam się cały czas nad śmiercią Ahito, czy to był przypadek czy coś więcej za tym stoi.” - ciągnął Dhali. Gort wzruszył ramionami: „Ty i te twoje paranoje. Nie mam wrażenie jakby Irajanie zależało na szukaniu zemsty. Nie ruszajmy tej sprawy, bo może się okazać, że ktoś powiąże nas z jej osobą i przestanie ty być bezpiecznie i sielankowo…” Kiro gorliwie kiwał głową. „Cóż, idę do naszej Jaśminowej Pełni. Joveim coś wspominał o dywidendach.” - uśmiechnął się znacząco. „To jak bardzo będziemy bogaci wieczorem?” - z nadzieją zapytał Kiro.

Przy Ogrodach Liandril zatrzymali się na chwilę. Dhali nalegał by wyjaśnili sprawę przybycia szwagierki, Kidiris do Urupy. Od miesięcy nosił w sobie podejrzenia, że albo dziewczyna albo jej ród stoją za całym nieszczęściem Dermuli. Gort postanowił poprosić Joveima o pomoc…

Rozsiedli sie wygodnie w gabinecie krasnoludzkiego rachmistrza. Gort zażądał by dywidendę podzielić mu na kilka sakiewek. 500 srebrników Joveim umieścił w dwóch pękatych mieszkach, a 150 złotych Brazów zapakował do niewielkiej szkatułki. Na pytanie o poradę w kwestii Kidiris poradził im udać się do Magistratu Urupy. „To całkiem blisko, po drugiej stronie placu. Udajcie się do wydziału do spraw obcych. Mam tam znajomka, Berengara starszego nad gryzipiórkami. Jest mi winien całkiem dużą przysługę. Powołajcie się na nią, jeśli wam pomoże, uznam ją za spłaconą.” Dhali oponował jeszcze z przyzwoitością, ale stary Joveim uciął sprawę. „Moja fortuna wyrasta przy fortunie Mefrahów. Od lat pracuję dla Drisama, są mi bliżsi niż rodzina. Za wierność i lojalność odpłacają tym samym w dwójnasób. Nie ma więc o czym mówić. Z chęcią pomagam paniczowi Gortowi.”

Poszli więc za radą Joveima i pół godziny później siedzieli w Magistracie przed poważnym, starszym krasnoludem. Wysłuchał ich historii. Poczęstował chłodnym muskatem i kwadrans później zasiedli nad grubą księgą. Berengar im uświadomił, że rejestrują każde zgłoszenie pobytu w wydziale do spraw obcych. Pozwala to sprawnie obsługiwać przybyszów nie znających urupańskiego prawa, pomagać im w sprawach urzędowych i dbać o przestrzeganie praw należnych mieszkańcowi Urupy, nawet gdy ten nie jest obywatelem i nie ma praw wyborczych. Otrzymali listę blisko 30 zgłoszeń nowo przybyłych, w okresie który wskazał Dhali. 18 przypadków to kobiety. Po wyjściu z magistratu Dhali postanowił, że popołudnie spędzi pod postacią urzędnika, odwiedzając wszystkie wskazane adresy. Większość z nich była w dzielnicy Zennice, jedynie kilka w elfickiej Liandril. Ale wcześniej postanowił co nieco zarobić. W tym czasie Kiro i Gort wrócili na plac świątynny. Kiro radził się głosiciela Alderasa. Podejrzewał, że zgodnie ze słowami brata Dhalego Kidiris musiała już urodzić dziecko, więc może głosiciele Garlen będą kojarzyć pewne fakty.

Zwiadowca, a raczej Złodziej Dhali, bo w tym wcieleniu chciał dzisiaj zwiedzać ulice Pshestish, w jednej z pustych bram kamienic przybral postać starszego jegomościa. Uczonego, nieco gapowatego i przy kości. Wąskie, jednopiętrowe kamienice t'skrangów otaczały centralny bazar. Tam Dhali szukał swojej pierwszej ofiary. Chodził między straganami, oceniał towary i kupujących. W końcu dostrzegł bogatego kupca, który pospiesznie finalizował transakcję. Poszedł za nim, oceniając jego towarzyszy - jednego adepta, zapewne Wojownika z ochrony i troje sług. Wyprzedził grupę, zatrzymał się przed jednym z budynków zadzierając głowę w udanym zapatrzeniu. Połączył w sobie talenty Złodzieja i Zwiadowcy. Wejrzał w astral namierzając odbicie kupca, które zmierzało w jego stronę nieco przytłumione przez jaśniejący wzorzec ochroniarza. Gdy Wojownik go minął, zrobił szybki krok w tył, zachodząc niezręcznie kupca i pokazowo wywalił się na plecy, przepraszając w locie za gapiostwo. Chwytając się handlarza zręcznie uwolnił go z sakiewki lewą ręką, prawą ciągnąc za spodnie. Ten zaskoczony i zdezorientowany nie poczuł lekkości przy pasie, gdy Dhali puścił nogawkę. Zrobiło się małe zamieszanie, ale gdy upewnił wszystkich że nic się nie stało, minęli go idąc w swoją stronę. Ostrożnie skręcił w bramę i zmienił swój wygląd. Spokojnym krokiem ruszył ku Dzielnicy Przybyszów, by tam wmieszać się w tłum.

Mimo skwaru, centralna ulica była wypełniona Dawcami Imion. Dhali, podobnie jak i kilku innych mężczyzn zwrócił uwagę na zgrabną dziewczynę, przeciskającą się przez kolorowy tłum. Krótka koronkowa spódniczka odsłaniała jej zgrabne i szczupłe nogi. Jasna tunika więcej odsłaniała nie dając miejsca wyobraźni. Długie kręcone rude włosy opadały niesfornie na twarz. Dziewczyna z grymasem niechęci przeciskała się przez grupę podchmielonych mężczyzn dość znacząco utrudniających jej przejście. Dhalemu jednak coś nie pasowało. Przejrzał iluzję. Pod postacią atrakcyjnej dziewczyny maskował się młody ork. Dhali ze zdumieniem dostrzegł jak łatwo okrada mijane ofiary, zainteresowane powierzchownością kobiety. Postanowił dać mu nauczkę. Godzinę później wrócił do mieszkania siostry bogatszy o sporą sumkę. Nie miał żadnych wyrzutów. Ścieżka Złodzieja w pełni nim zawładnęła. Czuł w zasadzie niedosyt.

Gort i Kiro wracając do mieszkania Irajany wstąpili do Ogrodów. Ponownie ucięli sobie pogawędkę z elfim adeptem Arthalasem z Zakonu Strażników Splugawienia. Gort, który jeszcze rankiem bardzo chciał opuścić Urupę już nie był tego taki pewien. Zaczął wypytywać elfa o możliwości nauki w swojej drugiej ścieżce, Ksenomancji. Ten bez wahania polecił Gildię Magów, której siedziba mieściła się w obszarze magistratu. Arthalas polecił mu pytać o mentorkę Igahesi Taliasę lub mistrza Latheosa Kivullana. Mimo protestów Kiro, Gort zawrócił do Dzielnicy Przybyszów. Przed wysokimi złoconymi drzwiami stały dwa potężne golemy, ciemny z obsydianu i jasny z górskiego kryształu. Jeden z nich odezwał się witając adeptów i pytając o cel wizyty. Wkrótce drzwi się otworzyły i wyszła im na powitanie mała dziewczynka w szarej sukience. Zaprowadziła ich zadziwiająco długimi korytarzami do Latheosa Kivullana, który przyjął ich w skromnej komnacie. Gort dopytywał się o koszt usługi przywołania ducha męża Irajany - zamordowanego gwardzistę Ahito. Elf zaproponował 270 srebrników. Gort zdawał sobie sprawę, że to przekraczało jego kompetnecje magiczne. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Zapytał o możliwość nauki i szkolenia na wyższy krąg. Latheos polecił jednego z młodych i ambitnych magów Gildii, Vaxiosa Selestara adepta Kręgu V. Koszt prywatnej nauki wyniósłby Gorta 1250 sztuk srebra i mógłby się zacząć późnym popołudniem 13 dnia Charassa. Krasnolud dobrze to zapamiętał.

Kiro zaś wywarł mocne wrażenie na elfie. „Powiadacie mały mistrzu, żeście członkiem Kręgu throalskiego? Podopiecznym samego Runewinda, o którym tyle dobrego słyszeliśmy? Mistrz Gildii Emeric, jest również elementalistą. Gorąco rekomenduje wizytę i spotkanie z nim! Jestem przekonany, że nasza Gildia mogłaby wymienić wiele cennej wiedzy w zamian za tajemnice jakie zgłębiliście w Throalu. No i sama wasza osoba, mistrzu Kiro. Adept VIII Kręgu nie często gości w naszej Gildii, zwłaszcza z zachodu. Z pewnością moglibyście przekazać swą wiedzę wielu szacownym uczniom. Pomyślcie nad tym, panie.”

Wracali w skwarze i duchocie popołudnia. Zgłodnieli porządnie, więc wstąpili do Obfitości Galangi, której kuchnia bardzo im zasmakowała. „WItajcie drodzy goscie!” - wylewnie przywitał ich właściciel, chudy człowiek ze szpiczastą bródką i dokładnie ogoloną głową, pokrytą kroplami potu. Dziś miał na sobie czerwony-czarny elegancki stój. „Nim zamówicie coś do jedzenia może podam napoje? Dla pana wietrzniaka może jakieś wino?” „Wodę poproszę.” - zaoponował Kiro. „A może jednak półsłodki muskat? Pół na pół z wodą, dobrze schłodzoną?” Kiro kiwnął głową. „A dla pana z Throalu coś ekstra! Mam mianowicie świeżą dostawę najlepszego piwa… Rozkosz Tava!” Gortowi zaświeciły się oczy. Piwo z browaru JKM, rarytas dla krasnoluda. Swoją mocą piwo mogło się mierzyć z wysokoprocentowymi nalewkami, więc nienawykli do trunku innorasowcy zwykle padali po trzech kuflach. Gort ochoczo przystał. Niestety rozczarował się setnie. Piwo miał aromat charakterystyczny dla Rozkoszy Tava. Niestety smak już nie był ten sam. Co gorsza, krasnolud był pewien, że piwo jest mocno rozwodnione. Ale nie dał nic poznać właścicielowi i czym prędzej zamówił kolejny kufel jasnego, lokalnego piwa. Wydawało mu się, że urupański trunek ma smak lepszy niż podróbka Rozkoszy Tava. Podjedli sobie przy okazji całkiem słusznie. Ociężali powlekli się do mieszkania Irajany. Powietrze było ciężkie, znów zapowiadało się na nocną burzę.

Wieczorem musieli pootwierać wszystkie okna by wymusić przepływ jakiegokolwiek powietrza. Gorąc był nie do zniesienia. Kiro zaczał myślec o jakimś zaklęciu zdolnym ochłodzić jeden z pokojów. Siedzieli w trójkę przy niskim stoliku wyplecionym z lokalnej trzciny. Dhali opowiadał o swej wyprawie do Zennice i Liandril. Niestety nie odnalazł Kidiris. Żadne z odwiedzonych przez niego osób nie była jego szwagierką. Gorta niepokoiła obecność ducha w pokojach. Wyczuwał ją i zimne ciarki na plecach ścinały krople spływajacego potu. Opowiedzieli DHalemu o wszystkiem czego się dowiedzieli. Zwiadowca miał sporą wątpliwość w sprowadzaniu Ksenomanty i niepokojeniu ducha Ahito. „CHcieliście już stąd wyjechać. Sam Gorcie mówiłes, że lepiej nie tykać tej sprawy, bo może ona zaszkodzić mojej siostrze. Skąd więc ta nagła zmiana?” Gort wzruszył ramionami: „Tylko się upewnimy. Z drugiej strony mam dziwne przeczucie, że twoja szwagierka przebywa w ambasadzie Thery…” Dhali zrobił okrągłe oczy idziwną minę na tę sugestię. Na dworze zagrzmiało. Do mieszkania wróciła Irajana. „Zdążyłam nim rozpada się na dobre. Bracie, pozamykaj okna. Odświeżę się i może zjemy coś wspólnie?” - zapytała, Kiro wskazał na swój okrągły brzuszek i przecząco pokręcił głową. „Obfitość Galangi” - westchnął.

Wieczór i noc spędzili na rozmowach. Za oknem kolejna burza szalała nad Urupą. Błyskało co chwila, gwałtowny deszcz bębnił o parapet okna, a grzmoty zagłuszały ich ciche słowa. Irajana trochę docinała Dhalemu za jego bycie adeptem i swoisty egoizm. On zaś uświadomił jej, że jej talenty i zdolności wspomagane są również magią, opowiadając jej historie o adeptach pół-magii. Gort dostał od Irajany łańcuszek należący do Ahito. Powiedziała mu też, jak jej teściowie się do niego zwracali - Ahitose - to było Imię, które mu wybrali w dniu Nadania. Miała nadzieję, że po tych magicznych zabiegach jego dusza zazna ukojenia. Wpadli na pomysł, by Irajana opisała ich wyczyny. I w postaci wierszowanej epopei rozpowszechniła w Urupie. Pół nocy opowiadali jej o swych przygodach związanych z oporem wobec okupacji Theran. Wrócili pamięcią do podstępnej wizyty w sercu behemota i ucieczki z więzienia na Triumfie. Wspomnieli o prośbie obsydianina Omasu, który chciał się skontaktować z uwięzionymi w Żywogłazie braćmi. Opowiedzieli o wyprawie w Mroźne Szczyty i wizycie w Shogotham, gdzie stawili czoła Horrorowi i odnaleźli zaginione, starożytne galeony Throalu. Szczegółowo też opisali wydarzenia na pokładzie Chwały Throalu i swoją rolę, jaką odegrali w bitwie na Polach Prajjora. Irajana obiecał im wykorzystać cały swój talent.

12 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Tego ranka Gort miał przeczucie, ze w portowej dzielnicy znów stało się coś złego. „Tak uważam i już!” - odpowiedział, gdy Kiro ciągnął go za język. „Przemytnicy korzystają z fatalnej pogody. Ciemność, wiatr i deszcz utrudniają życie gwardzistą. A te pasożyty to wykorzystują i hasają im pod samym nosem. Założę się, że tej nocy znów ktoś zginął.” - dodał przegryzając kiełbaskę. „Przekonajmy się.” - zaproponował Dhali. Gdy skończyli śniadanie poszli znów dobrze znaną już drogą do Dzielnicy Przybyszów. Przy koszarach Gwardii Miejskiej panował spory ruch. Biegali posłańcy, szeregowi gwardziści i medycy. Na kilku wozach - wyprzągniętych z zaprzęgu, w podcieniu budynku głównego, spoczywała ciała kilku martwych gwardzistów. Z daleka już było widać przesiąkniętą czerwienią słomę, na której ułożono martwych. Gort spojrzał na przyjaciół z wyższością. „Nie będziemy się tam teraz pchali. Mają ręce pełne roboty jaki widać. Ja sięgnę po swoją magię, nie muszę dotykać ciała. I opowiem wam o ostatnich chwilach gwardzistów.” Odeszli na bok, nie chcąc wzbudzać zainteresowania. Gort skupił się, świat wokół niego pociemniał i przybrał odcienie szarości zupełnie tracąc kolory. Zapadła przeraźliwa cisza. Wysłał swego ducha do martwego ciała orkowego żołnierza. Kilka sekund krążył nad trupem. Przyglądał się głębokim ranom na szyi i stężałej krwi. Chwycił eterycznymi dłońmi jego głowę i zaczerpnął ze wspomnień umarłego…”

Poszli sie napić czegoś mocniejszego. Gort milczał długą chwilę. To czego doświadczył potężnie go wyczerpało. Cichym głosem opowiadał przyjaciołom. „Zostali zaskoczeni. Biegli przez deszcz do jakichś magazynów. Ten nieszczęśnik był ostatnim w kolumnie. Zginął zupełnie nieświadomy ataku. Widziałem sklepienie sufitu ginące w mroku. Wielkie beczki po obu stronach wybrukowanego klepiska. Nagle coś go zaatakowało. To byl gwałtowny szum. Błysk, chwila bólu i po wszystkim. Precyzyjny strzał. Łucznik. Snajper. Cios przeszedł przez szyję, rozerwał tętnicę i zmiażdżył szyjny krąg momentalnie pozbawiając ofiarę czucia, świadomości. Szok i upływ krwi dokonały swego po kilku sekundach.” - ocenił już fachowo jak na Wojownika przystało. „Łucznicy?!” - rzucił Kiro zafrasowany - „Tylko nie łucznicy. Nie pójdę nigdzie tam, gdzie są łucznicy. Co mogą tacy adepci?” Gort dolał sobie gorzałki i jednym ruchem wychylił. „Mają zdolność celnego strzału, nigdy nie chybiają. Wymkną się błyskawicznym sprintem poza nasz zasięg, psia mać.” Dhali podrapał sie po nosie - „Budynek ich raczej ograniczy.” Powiedział to takim tonem, jakby podjęli decyzję. „Nic to, przemyślimy to później. Zobaczymy co powie duch twojego szwagra…”

Latheos Kivullan sprawił się należycie. Przywołał ducha AHito, korzystając z jego Prawdziwego Imienia i łańcuszka, który mężczyzna nosił od dziecka przy sobie. Odesłał go potem w spokoju do Królestwa Śmierci. O dziwo, duch, który strzegł Irajany również zniknął. Zrelacjonował im wszystko co do słowa. Zainkasował srebrniki i pożegnał się uprzejmie nakłaniając ponownie Kiro do wizyty. Duch początkowo był niespokojny i zafrasowany, ale w miarę gdy dyskusja się rozwijała uspokajał się chłonąc drobny energii materialnego siata, jakie magia Ksenomanty gromadziła wokół siebie. Latheos był ostrożny. Nie chciał sprawić by dusza Ahito oszalała i przemieniła sie w błędnego ducha głodnego energii żywych. Uspokoił go wiedzą, iż ukochana żona ma się dobrze, znalazła oparcie w przyjaciołach swego brata i pogodziła się z utratą męża. Latheos celowo nie wspominał o tęsknocie dziewczyny. Wypytał Ahito o okoliczności jego odejścia. Teraz mieli pewność, że to był wypadek. Dhali mógł się pozbyć swej paranoi. Żaden szpieg i zabójca nie stał za śmiercią szwagra. Zginął w podobnych okolicznościach jak poranne ofiary nieudanego zdemaskowania przemytników.

Dhali mógł odetchnąć. Irajana potwierdziła pewne fakty. Ahito prowadził własne śledztwo. Sam był wielkim miłośnikiem piwa. Na parę miesięcy przed śmiercią, dość często chodził do dzielnicy Biharj. Przesiadywał samotnie w kilku lokalnych knajpach. Głęboka Jama, Osmalony Komin, Pod Klifem czy Piwiarnia Gordreasa Granitowe Kolano, to miejsca które najczęściej odwiedzał. Wedle słów dziewczyny był przekonany, że robią tam nielegalne interesy. Serwowali throalskie piwa po śmiesznie niskich cenach. Ahito - gdy jeszcze żyli w Wielkim Targu - nie raz odwiedzał korytarze Ultora, by kosztować trunku z browaru JKM. Mówił jej, że coś jest bardzo nie tak z piwem, cenami i papierami. Chciał tym zainteresować swojego dowódcę, ale już nie zdążył.

Opowieść zaintrygowała przyjaciół. Gort mocno się wzburzył. „Ktoś chce podkopać dobre imię Throalu. Psucie cen i piwa to najgorszy występek. Chyba nie puścimy tego płazem panowie, co? Zwłaszcza, że nie stoi za tym tajny aparat Thery, Iopos czy kogokolwiek innego?!” Kiro mu przyklasnął. Najmniej ochoczy był Dhali. Skoro jego rodzina była bezpieczna, nie widział sensu przebywania dłużej w mieście. Ale druhowie już zaczęli go przekonywać. „Zaraz, pójdźmy może do Obfitości Galangi.” - rzucił Gort. Dałbym sobie obciąż obie ręce, że Rozkosz Tava, którą wczoraj piłem nie miała nic wspólnego z oryginalnym napitkiem z królewskiego browaru!

Gdy wracali po godzinie, dopytywali się Dhalego o wrażenia. „Kłamał jak pies.” - skwitował Zwiadowca. „Był przestraszony jak zapytałeś go Gorcie o dostawcę thoralskiego napitku. Wił się jak piskorz, jak zmyślał, że to rzadka okazja i wyprzedaże gildii kupieckiej. I że okazyjnie nabył od kupca Telveleka z P'shestish. Moim zdaniem najpierw było łgarstwo, a później się przestraszył. Możemy to sprawdzić. Kiro! A ty gdzie idziesz?” - zapytał małego maga, który bez słowa zostawił ich na ulicy. „No jak to? Widzisz ten napis na szyldzie? Balwierz Seranto. Tego polecał Galanga, muszę zmienić fryzurę.” - wietrzniak pożegnał się z nimi i radośnie wleciał do otwartej balwierni.

kampania_2014/wizyta_w_urupie.txt · ostatnio zmienione: 2021/04/03 20:54 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG