Piwny przemyt

12.03.2021 Strasznie się rozwlekła ta sesja. Nie było klimatu, nie podobało mi się. Takie zaliczanie punktów z czeklisty, żeby uzyskać maksimum informacji. Mało erpegowania.

13 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Po śniadaniu, dość późnym - co stało się chyba już zwyczajem, ponownie odpytali Kiro o listę priorytetów na dziś. „No jak to?!” - irytował się wietrzniak - „mówiłem wieczorem: po pierwsze to pogadać ze strażnikiem, po drugie spróbować z tym radnym Hagrokiem. Po trzecie - zrobić obejście po tych karczmach, które wymienił duch Ahito. I po czwarte sprawdzić tego hurtownika, od którego kupował trunek Galanga.”

Gort niecierpliwie przebierał nogami: „Chodźmy do świątyni Garlen, może coś sensownego się dowiemy?”. Było dość wczesne przedpołudnie. Ulice Urupy witały ich wspaniałą pogodą. Lekki wietrzyk od morza przeganiał po niebie poszarpane, srebrno-granatowe chmury. Co rusz, słońce ozłacało dachy i ulice, by za chwilę pogrążyć je w cieniu. Temperatura była prawdziwie letnia. Znaną już dobrze drogą, gęsto uczęszczaną aleją z Zennice do Placu Świątyń i Ogrodów Liandrill niespiesznie dotarli do wysokiego budynku z białego marmuru. Kiro już całkiem nieźle się orientował wśród lokalnych głosicieli. Chwilę później usiedli na małych stołkach przy łóżku rannego gwardzisty. Kiro wyjaśnił powody ich odwiedzin.

Halbert miał obawy, czy aby może opowiedzieć obcym wydarzenia z poprzedniej nocy. Bał się reakcji sierżanta, ale zaraz sobie przypomniał, że sierżant zginął. Porucznik Tsolarian nie był zaś taki surowy. Opowiedział Kirowi i jego towarzyszom to co pamiętał. Biegł jako ostatni z grupy strażników. Dostał w łeb czymś twardym, zamroczyło go i ocknął się po kilku godzinach. Od dawna mieli kłopoty w orkowej dzielnicy, a już w przyportowych magazynach - najbardziej. Straż miejska starała się przyłapać jakichś cwanych szmuglerów. Od kilku miesięcy byli w stałej gotowości. Tej nocy sierżant Bilko skrzyknął grupę i ciemną nocą w ulewie pobiegli do magazynów Neralga. Niestety, nalot okazał się kompletną klapą i kosztował życie wielu gwardzistów.

Postanowili odwiedzić dowództwo Straży. Mieli szczęście tego dnia. Od rana, w swoim skromnym gabinecie porucznik Tsolarian przyjmował skargi. Byli świadkami jak pewien kupiec z młodą córką, lub małżonką bardzo gniewnie rozprawiał z elfem. Gdy wyszedł, porucznik przyjął ich z kamienną twarzą. Przedstawili się. I wyjaśnili w czym rzecz, i co ich interesuje. „Zdaje mi się, że byliście na pokładzie Chwały Throalu przy nieprzyjemnym incydencie na Polach Prajjora?” - zagadnął. „Wiem z kim mam przyjemność. Jesteście bliskimi doradcami króla Nedena. Czy ta misja, czy też jak chcecie to zwać - prywatne śledztwo, jest z polecenia króla Thoralu?” - zapytał bez ogródek. „Czy król Neden poirytował się, że Urupie ktoś przemyca królewskie piwo, okradając skarbiec Throalu?” Gort zaprzeczył: „Król o niczym nie wie. Jeszcze. Stojący tu mój druh Dhali Dermul, jest powodem naszej wizyta, a w zasadzie jego szwagier, a waszmości były podkomendny Ahito Sandros…” Elf zamyślił się chwilę i pokiwał głową. „W istocie, kojarzę Ahito, sumienny i odważny strażnik. Duża to była dla nas strata…” „I właśnie chcielibyśmy zapobiec takim stratom w przyszłości. CHcemy wam pomóc, a przy okazji załatwić swoje interesy.” - dodał Kiro.

„Pomóc? Zaufani adepci Nedena? Tak zupełnie za darmo?” - podejrzliwie się dopytywał Tsolarian. Gort ciągnął: „Zależy nam na dostępie do miejsca przestępstwa. Nie będziemy wam wchodzić w drogę. Co więcej, możemy współpracować. Dzielić się informacjami. Co wy na to?” Porucznik się zamyślił. „Kapitan Oswaldo ma na głowie inne sprawy. Ale sam nie mogę podejmować takich decyzji, chyba że…” Kiro przybrał najuczciwszy wyraz twarzy: „CHyb że?” zachęcająco dodał patrząc na strażnika. „Że dostarczycie mi pismo z ambasady. Poświadczenie, ze działacie na odpowiedzialność Throalu. Że w badaniach i śledztwie powstrzymacie się od niszczenia mienia i dobytku obywateli Urupy nie powiązanych ze sprawą. Że zrekompensujecie wszelkie szkody powstałe mimo woli.” - dokończyl elf. Spojrzeli po sobie. „Dobrze” - pewnie odparł Gort. „Masz to jak w banku.”

Gdy opuścili posterunek Straży Gort dziarsko prowadził ich na plac ambasad, wprost do budynku ambasady THroalu. Po drodze żartowali, żeby Kiro powstrzymał się od zaklęć rujnujących połowę miasta. Gort jednym tchem wymieniał krewniaków pracujących w amasadzie w Urupie. Miał jeden cel, spotkać się kuzynem samego Selewira Kabargana, starszego rodu Kanarganów. I zasięgnąć jego rady. O Rorgiku wiele nie wiedział. Tyle, że był zdolny, przebiegły i bezwzględny. Krótko przedstawił strażnikom w czym rzecz i popędził korytarzami ambasady do kwater Wydziału Handlu. Zatrzymali się przed drzwiami z mosiężną tabliczką i napisem, który Kiro odczytał: „Rorgik Kabargan Neumani, szef Wydziału Handlu… no no, samo imię robi wrażenie.”

Szef Wydziału Handlu przyjął ich serdecznie. „Kuzynie.” - rzucił na powitanie i skinął uprzejmie głową. Ze szczegółami opowiedzieli mu całą sprawę. Ugościł ich zacnym trunkiem. „Nie doszły mnie żadne skargi na napaści na transporty piwa z królewskiego browaru. ANi też, że część kontyngentu dostała się w ręcę rabusiów. Cała sprawa wygląda dziwnie. Licencję na wyłączne sprowadzanie królewskiego piwa ma DOm Yilwaz. Znasz kuzynie najnowszą historię tego Domu, więc król tym chętniej udzielił swej zgody, by wyparli therańskich kupców z Urupy, a przynajmniej mocno dali im się we znaki. Nie wierzę, że Dom Yilwaz stoi za tym procederem. Zepsuli by sobie całkowicie reputację, gdyby to wyszło na jaw. Poza tym antałek Rozkoszy Tava w THroalu kosztuje 200 srebrników, a tutaj 650. Powiadacie też, że ktoś fałszuje to piwo? Mówić między nami nie zdziwiłbym się, gdyby nici tego procederu ciągnęły się z Throalu…” - dodał. Gort skwaszony potakiwał: „Biorę to szlachetny kuzynie pod uwagę. Im więcej wiemy w tej sprawie, tym mocniej jestem przekonany, że inicjator i organizator wywodzi się z naszego królestwa.”

Wyłuszczyli mi jak zamierzają się zabrać do śledztwa.I poprosili o przysługę. „Informujcie mnie na bieżąco. Nie chciałbym żeby sprawy zaszły za daleko bez wiedzy ambasady. Pani ambasador Reehsa byłaby niezadowolona. A mnie osobiście zależy, żeby jedyna prawa osoba z Domu Ueraven była zadowolona i poinformowana o wszystkim co trzeba. Dobrze, za chwilę przygotuję wam pismo do tego urupańskiego dowódcy straży. Dam wam również 3 mało znaczące raporty dla czcigodnego radnego Hagroka. Przekażcie mu je ode mnie. Niech to będzie pretekst do wizyty u radnego Żelaznych Szponów. I pamiętajcie - chcę wiedzieć co piszczy w trawie.”

Słońce już dawno minęło zenit. Idąc do siedziby magistratu, gdzie mieli nadzieję spotkać Hagroka Rozważnego, rajcę reprezentującego Żelazne Szpony, poczuli się nieźle głodni. Korzystając z okazji wstąpili do Uczty Astendar, jednego z kilku najlepszych lokali w mieście. I nie żałowali. Posiłki były smaczne i bardzo obfite. A to przełożyło się na ich szybkość działania i bystrość umysłu. Cóż, przed wizytą u radnego przedsięwzięli środki ostrożności. Kiro i Dhali wspomogli się magią ziemnej skóry, by uczynić swe aury bardziej odpornymi na magiczne badania. Zwiadowca zaś użył wszelki społecznych umiejętności i talentów, by oczarować słowami orka. A Hagrok nie był tępym osiłkiem. Wykształcony i bywały w świecie, ponadto był adeptem Iluzjonistą, co już samo w sobie czyniło go równorzędnym przeciwnikiem. Tę rozmowę prowadził Dhali. Radny był uprzejmy i elokwentny. Trochę rozpraszał ich strażnik, stojący za fotelem Hagroka, ale uzyskali zapewnienie ze strony polityka, że jeśli napotkają jakiekolwiek problemy natury społeczne, on użyje wszelkich środków by im pomóc. I podobnie jak porucznik Tsolarian, czy Rorgik Kabargan Neumani - on również poprosił by go na bieżąco informować o postępie dochodzenia.

Późnym popołudniem postanowili jeszcze zajrzeć do magazynów Neralga, by obejrzeć miejsce zasadzki.

Magazyny znajdowały się po południowej stronie miasta. Odpoczęli więc w cieniu jednej z licznych herbaciarni, wrócili na plac ambasad, tłoczny o tej porze dnia, gdy większość urzędników wychodziło na przerwy posilić się w jednej z drogich tawern Urupy. Dhali ich prowadził, skierowali się na wielki bazar w centrum dzielnicy P'shestish a następnie kierując się na ognisty Stos Tovara widniejący ponad murami na wschodniej mierzei, zdążali ku Żelaznym Szponom. Niskie budynki, maksymalnie dwupiętrowe stały blisko siebie. Ulice były zadbane, wyłożone szerokim kamieniem ułatwiającym transport na wozach. W niewielkim oddaleniu od miejskich murów spory kwartał dzielnicy zajmowały ogromne budynki magazynowe. Przed szerokimi wrotami jednego z nich, ujrzeli dwójkę umundurowanych gwardzistów.

Jomkur z niepokojem patrzył na trójkę Dawców Imion pewnym krokiem zmierzającą chodnikiem w jego stronę. To nie były orki. Nie byli też tutejsi, jak ocenił po wyglądzie. Niski posiwiały krasnolud, szeroki w barach tak, że w drzwi przeciętnej karczmy pewnie wchodził bokiem, szedł prężnym chodem lekko pochylając głowę i wysuwając szczękę, jakby zamierzał szarżować do ataku. Jomkur chrząknął do Trevora i skinął głową w stronę intruzów: „Popatrz co my tu mamy…” cicho syknął do kompana. Trevor poprawił mundur. Toporki przy pasie krasnoluda nie wyglądały na paradne. Mały wietrzniak, z krótko ściętą blond czupryną wyglądał makabrycznie z czarnym kamieniem tkwiącym w oczodole. Nie pasował on zupełnie do delikatnych rysów twarzy i wielkich szpiczastych uszu odstających na trzy cale od głowy. Spod rozchełstanej białej koszuli, roziskrzone błyski rzucała kolczuga, z całą pewnością utkana z drobnych, kryształowych oczek. Pomyślał przez chwilę ile może kosztować… i przełknął ślinę. „Adepci psia krew.” - rzucił do Jomkura. Trzeci z obcych był człowiekiem. Niskiego wzrostu i dość przeciętnej budowy. Jasnowłosy, opalony na czerwono, co charakteryzowało ludzi z zachodu, nienawykłych do ostrego, nadmorskiego słońca. Fryzurę miał zupełnie niedbałą, która dawno nie widziała ręki balwierza, brodę i wąsy w nieładzie. Ciemnokrwisty kamień tkwił w oczodole zupełnie tak samo jak u wietrzniaka, nawet srebrną oprawę, która mocowała kamień do kości srebrnymi szpilami miał zdobioną w podobnym stylu. „Drużyna adeptów, najgorzej.” -pokręcił głową Jomkur.

Zaczął krasnolud, dość agresywnie domagał się wpuszczenia do magazynu, bo przeprowadzają prywatne śledztwo. Trevor słuchał z niedowierzaniem. Patrzył z góry na czerwieniejącego ze złości krasnoluda i zimny pot płynął mu po plecach. „Gada z tym paskudnym, kluchowatym akcentem z Throalu, jak nic jakiś szlachecki ważniak” - pomyślał. Pokazali mu dokument. „Rozumiecie, ze nie mogę was wpuścić waszmościowie. Dokument ten może być podrobiony. Dopiero by mi sierżant uszu natarł, że obcych wpuszczam na miejsce zbrodni…” - nie zdążył dokończyć, bo throalczyk naskoczył na niego argumentując, że pomagają zasranej gwardii miejskiej i uszu to mu natrze porucznik Tsolarian, jak się dowie, że utrudniał im śledztwo. W końcu zaoponował ten jednooki człowiek. Gadał gładko i miło. I pozwolił też wejść Jomkurowi za sobą. Trevor odpuścił. Miał złe przeczucie co do dzisiejszego dnia.

Weszli do środka.

Od zewnątrz magazyn nie miał żadnych okien na parterze. Dopiero pierwsze i drugie piętro miało równomiernie porozmieszczane okna. W środku się okazało, że nie ma tu żadnych stropów. Idąc brukowanym chodnikiem, między wysokimi beczkami składowanymi po obu jego stronach, widzieli drewniane krokwie dachu i belki konstrukcyjne, które je wzmacniały. Dhali zdecydowanie ich zatrzymał. „Nie idźcie dalej, możecie zatrzeć ślady. Pozwólcie, że sam się tym zajmę.”

Obejrzał wszystko dokładnie. Dzięki zaklęciu Metalowych Skrzydeł, wzniósł się pod sam dach badając belki konstrukcji. Zastanawiał się czy ktoś mógłby się tam ukryć, przygotowując zasadzkę. Mógłby. Odnalazł solidny odprysk w drewnianej belce, centralnie nad ścieżką między beczkami. Tak jak mówił Gort, badając magicznie wspomnienia zabitego strażnika. Coś ostrego odbiło się od drewna i rozerwało mu tętnice. Dhali był pewien że to magia adeptów. Żaden śmiertelnik bez magicznego talentu nie byłby w stanie tego dokonać. Obliczył kąt odbicia i pofrunął do okiennej wnęki, która mu najbardziej pasowała. Jak podejrzewał, nie znalazł ani odrobiny kurzu. Ktoś wyczyścił i zabezpieczył całe okno. Najmniejszych śladów. Otworzył okno i obejrzał okolicę. Przyszło im do głowy, że atak mógł nadejść od strony dachu. Było to możliwe. Kolejny magazyn oddzielony był drogą i chodnikiem. Dobre 8 metrów. Ale dla adepta wspomaganego magią Wielkiego Skoku to pestka. Kiro węszył jeszcze po beczkach, ale nie odkrył żadnego zapachu znanego mu throalskiego trunku. Co było zastanawiające. Pełni różnych podejrzeń opuścili magazyn i udali się w stronę Dzielnicy Przybyszów. Powoli zmierzchało.

Wieczór

„Może pójdziemy do którejś z tych karczm, co je Ahito nawiedzał? Może ktoś puści farbę?” - Gort nie był usatysfakcjonowany ich śledztwem. Poza tym wkurzył się na tych tępych strażników w magazynie. Strasznie podnieśli mu ciśnienie i najchętniej wyładowałby frustracje łamiąc komuś kości. Dhali spojrzał uważnie na przyjaciela. Opuścili dzielnicę orków, minęli szerokie ulice P'shestish i pustoszejący bazar. Wzruszył ramionami: „Może to dobry pomysł?” „Chodźmy do perfumiarni. Zagadam do Yordoka, może nas oprowadzi.” - pewny swego Gort skręcił w boczną uliczkę wiodącą wprost na Plac Ambasad.

Właściwie to już zamykano sklep. Yordok trochę się spiął niepewny jak się zachować. Gort był dla niego pracodawcą, szlachcicem z Throalu. Trochę mu było niezręcznie oprowadzać panicza po spelunkach. Chociaż znając jego możliwości adepta nie miał najmniejszych wątpliwości że Gort obić gęby sobie nie pozwoli. Odchrząknął: „A tak panie. Mam…hmm… znajomą kelnerkę Pod Klifem. Sadia. Wdzięczna dziewczyna, zgrabna i niegłupia. Spotykamy się. Zaprowadzę was tam…”

Pół godziny później dotarli do podnóży klifów Biharj i wstąpili do małej gospody, urokliwie położonej w piwnicach wykutych w skale. Gospoda była dość zatłoczona. Młoda, urocza krasnoludka od razu do nich podeszła. Yordok puścił do niej oko i formalnie przedstawił swego pracodawcę i jego przyjaciół. Usiedli przy piwie. Gort, dla pewności zamówił Rozkosz Tava. Powtórzyła się historia z Obfitości Galangi. Ten sam trunek. Dhali zaś nie próżnował…

Gullo obserwował dziwnego człowieka, który odłączył się od grupki krasnoludów. Przysiadł do kontuaru, pomruczał coś pod nosem i cichym głosem zapytał o mocniejsze trunki. Gullo widział już takich. Adepci, Złodzieje, cwaniaczki… Znał dobrze Likarda i KLerkoniusa, stałych bywalców, którzy od lat sprowadzali tu „znajomków” na szklankę czegoś mocniejszego i omawiali interesy. A potem komuś znacznemu w Biharj ginęło coś bardzo wartościowego, ktoś żądał okupu za dziecko, lub podpalał nieubezpieczony magazyn. Podał mu dwie wódki. Jednooki podsunął mu pod nos 10 srebrników. Wypytywał o thoralskie piwo. Gullo wzruszył ramionami. Dziesięć srebrników… roześmiał się w duchu. Spławił szpicla czym prędzej.

Dhali wrócił jak niepyszny. Kiro spojrzał pytająco. „Nic z tego.” - Zwiadowca wzruszył ramionami - „twierdzi, że nie wie o co mi chodzi.” Gort właśnie kończył opowieść jednej ze swoich historii. Dopił piwo, beknął jak na throalczyka przystało i wstał od stołu. „Dobra, nie ma co czekać. Co my tam jeszcze mamy?” - dopytywał się niecierpliwie. „Głęboka Jama, Osmalony Komin i piwiarnia Gordresa Granitowe Kolano.” - Kiro już był znużony całym dniem włóczenia się po Urupie. „Yordoku, co jest najbliżej?” - WOjownik nie ustępował. „Głęboka Jama, panie. Zaprowadzę…”

Wspięli się po schodach Biharj, dość wysoko na klif. Mieli piękny widok na rozciągającą się pod nimi Urupę. Coraz więcej świateł rozbłyskało na ulicach. Latarnie, gospody, zajazdy i tawerny rozświetlały nocne życie miasta. Weszli w głębokie korytarze Biharj. Dhali był tu wcześniej. Zaczął naradzać się z Kiro. Stali dość daleko od wejścia, obserwując wchodzących i wychodzących krasnoludów. Dhali dyskutował nad strategią. Postanowił magicznie zmienić postać. Nie wiedział do końca, jak ma podejść karczmarza. Gort miał już serdecznie dość całej tej maskarady. Wściekł się nie na żarty. Czerwony na gębie roztrącił przyjaciół i prawie biegiem wszedł do karczmy. Roztrącając na lewo i prawo gości, zmierzał prosto do kontuaru…

Koldrek właśnie wycierał solidny, gliniany kufel, jak tumult i przekleństwa zwróciły jego uwagę. „Co jest kurwa?” - pomyślał obserwując zwalistego krasnoluda, który jak taran szedł wprost na niego. Huknął łokciem Bigerta, kopnął w zadek podpitego Wordranga i mocno odepchnął zdumionego Cello. Ochroniarz zatoczył się do tyłu. Gdyby nie chwycił kontuaru wyrżnąłby łbem w ścianę. Złość zalała mu twarz i schylił się do buta szukając noża. „Nie teraz Cello, psia twoja, nie teraz.” - pomyślał Koldrek i przyjął obojętny, ba znudzony wręcz wyraz twarzy. Gort zatrzymał się przed konturem. Wyjął topór i sakiewkę. Huknął jednym i drugim o gruby dębowy blat i zaczął przemowę. W sali ucichło jak makiem zasiał. „Wiem, że macie tu podrabiane throalskie piwo! Tak, Rozkosz Tava. Jestem z Throalu, a król Neden dba o swoje interesy!” - Gort ryknął i potoczył wzrokiem po sali. „Nie wiem o czym mówisz?” - nieśmiało zaoponował Koldrek - „Piwo kupujemy przez cech, wszystko zgodnie z prawem”. „Kłamiesz!” - Gort walnął pięścią w kontuar aż zadudniło. Wskazał paluchem na sakiewkę i topór: „Możemy to załatwić tak, albo tak. Wybieraj!” Koldrek ocenił po ciężarze na dobre 200 srebrników. Odchrząknął. „Ale w gówno wdepnąłem” - pomyślał. „Kto jest tu właścicielem, odpowiadaj! Skąd kupujecie to throalskie niby piwo?!” - Gort nie ustępował. Koldrek myślał tak szybko jak nigdy dotąd. „A w rzyć z tym.” - pomyślał i spojrzał za plecami Gorta na Bigerta wściekle rozcierającego siniak pod okiem. „Jam jest właścicielem panie Throalczyku. Piwo kupuję od znanego hurotwnika, Jasmina Telveleka z P'shestish. I schowajcie topór, nikt tu nie chce nikogo ukrzywdzić.” - odparł przestraszony Koldrek. Bigert ze złością kręcił głową. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z grupą przestraszonych górników. Gort rzucił jeszcze jedną sakiewkę: „Kolejkę dla wszystkich!”. Odwrócił się i wyszedł.

Kiro i Dhali stali jak wmurowani. „Telvelek. Ten sam co go wskazał Galanga. Jutro musimy go odwiedzić. Jak nie powie nic po dobroci, to naprawdę komuś połamię kości.”

14 Ghamil(czerwiec) 1509 TH, Urupa

Było dwie godziny przed południem, jak Kiro, Gort i Dhali odnaleźli w P'shestish kamienicę w której Jasmin prowadził swe interesy. Nie musieli długo szukać, pierwszy lepszy przechodzień wskazywał im drogę do znanego kupca. Wysoka kamienica zachęcająco zapraszała otwartą bramą na jasne podwórze. Weszli do środka. W sporych donicach rosły ciemnozielone pnącza, okalające wysoko wewnętrzne mury. Czerwone i pomarańczowe kwiaty gęsto obsypały ścianę zieleni. Na środku podwórca szafirowa sadzawka odbijała promienie słońca. Kilku t'skrangów kręciło się wokół wejść do poszczególnych kamienic. „Panowie sobie życzą?” - uprzejmie zapytał ich strażnik t'skrang. Chwilę później kupiec ich przyjął w swojej, bogato urządzonej komnacie. Po przedstawieniu faktów Jasmin się nieco zafrasował: „Jestem hurtownikiem rzecz jasna. Handluję alkoholami i to przeróżnymi. Rozkosz Tava jest cenionym piwem i znanym nie tylko w Throalu. Ja swoje kontrakty załatwiam legalnie, wszystko załatwiam przez Dom Yilwaz i łatwo to sprawdzić. Porządek w księgach handlowych to podstawa.”

„A może ktoś szmugluje trunek poza waszymi plecami?” - zasugerował Kiro. Telvelek się zastanowił. Zarówno Obfitość Galangi jak i Głęboka Jama zamawiały niskoprocentowe trunki u niego. Jasmin miał dwóch pośredników, którzy kupczyli z właścicielami tawern: Sagilda Thore i Okriego Omouruuki - obaj krasnoludy. „Cóż, wasze śledztwo stawia ich w nieco innym świetle niż sądziłem. Moje zaufanie do nich - w świetle tych opowieści - musi ulec srogiej weryfikacji.” - zastanawiał się t'skrang. „Gdzie znajdziemy tych kupców szanowny Jasminie?” - dociekał Kiro. „Cóż, Okri jest w podróży teraz o ile wiem. Załatwia jakieś interesy w Domu Trzcin. A Sagild mieszka w Biharj, na szóstym poziomie, czwartymi schodami. Tam ma swój kantor handlowy, ale pewnie o tej porze kręci się po karczmach kontrolując zapasy i zbierając zamówienia. Mam nadzieję, że podzielicie się swoją wiedzą jeśli przydybiecie prawdziwego przemytnika.” - dodał kupiec.

„Nie omieszkamy. Zależy nam by skarbiec Urupy i Throalu otrzymywał należne podatki.” - na odchodne dodał Gort. Uścisnęli wyciagniętą dłoń Telveleka i wyszli. Dhali zwęszył smakowite zapachy i poczuł jak mu burczy w brzuchu. Zaproponował towarzyszom wczesny obiad.

kampania_2014/piwny_przemyt.txt · ostatnio zmienione: 2021/04/04 20:33 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG