Bal u Yacusa

To naprawdę była świetna sesja. Był klimat, były emocje, intryga rozwinęła skrzydła i każdy mocno się zaangażował. Bal robił wrażenie, a wydarzenia następowały jedno po drugim. Nie przewidywałem takiego zakończenia spotkania. W ogóle nastąpiło kilka wyjątkowych zdarzeń, które pokrzyżowały plany postaciom niezależnym, zmuszając ich do improwizacji i błędów. A ja naiwnie wierzyłem, że pójdzie wszystko zgodnie z scenariuszem… Poniżej bardziej fabularyzowany opis sesji z 5 stycznia 2015.

20 charassa (marzec) 1506 TH.

Pobudka była dość bolesna dla wszystkich. Snuli się po mieszkaniu Arketa usiłując rozbudzić i pozbyć bólu głowy, jaki zazwyczaj występuje po nadużyciu procentów. Gort wręcz wybiegł bez pożegnania. Była 7 rano. Na korytarzach kłębiły się tłumy mieszkańców wedshel zmierzające do najbliższych studni. Ta niewdzięczna rola przypadała zazwyczaj najmłodszym członkom rodów. Throal nie miał kanalizacji. Ujęcia wody pitnej, posiadały wyłącznie posiadłości Domów Szlacheckich. Reszta społeczeństwa każdego ranka ustawiała się w długich kolejkach ze stągwiami i wiadrami, by mieć z czego korzystać przez cały dzień. Gort biegł, gdyż chciał zastać jeszcze siostrę, nim ta uda się do swej pracy w Wielkiej Bibliotece.

Belori schowała niesforny kosmyk włosów pod modnym nakryciem głowy i rozpyliła resztki perfumy na swej karminowej chuście, którą oplotła szyję. Mijając służącego, wlewającego świeżą wodę do beczki, mało co nie przewróciła się usiłując chwycić klamkę drzwi domostwa. Gort wpadł jak wicher… Nie dość, że natychmiast zażądał rozmowy, to jeszcze miał czelność alarmować ojca. O wpół ósmej rano! Belori była wściekła. Dziś właśnie miała opracować wyciąg z dzienników Thoma Miecztwórcy i jego drużyny, na które czekał pewien obsydianin z Ayodhya… Nie wspominając o całej masie przyziemnych spraw, w tym zruganiu Gungira.

Wraz z ojcem wysłuchała opowieści brata. Jego przyjaciel, Dhali Dermul z Zewnątrz, był szantażowany przez jakichś Ueravenów! Nawet lubiła Dhalego, choć jego oderwanie od rzeczywistości i ta dziwna zdolność wtapiania się w tłum, liczący choćby dwie osoby – czasem ja irytowała. Ojciec znalazł pewne rozwiązania, które ona sama przyjęła z zaskoczeniem. Pamiętała, że Dom Sarafica miał dług u Drisama, ale żeby spłacać go jakąś błahą przysługą, dla mieszkańca Wielkiego Targu? Na szczęście Gort nie ciągnął ją na spotkanie z Zendes Sarafica. Do Sal Jothana były dobre 3 godziny z Bazaru, a ona nie miała zamiaru marnować zlecenia obsydianina, żeby potem Merrox potrącił jej połowę tygodniówki!

W tym czasie, trójka bohaterów buszowała już po Królewskim Bazarze. Dhali wstąpił do jednego z krawców, zamawiając bogaty strój na dzisiejszą imprezę u Perfumiarza. Kiro w tym czasie odwiedził ponownie Magiczne Emporarium Bucyfała, jak sam nazwał ku własnej uciesze sklepik krasnoludzkiego handlarza magicznymi przyrządami. Bucyfał jak zwykle mile przyjął adepta. Z radością wysłuchał zamówienia wietrzniaka i położył na ladę przyzwoity Kamień Wiadomości, pięknie oprawiony w srebro.

Natomiast wymagania maga mocno go zaniepokoiły. Miał potajemnie pakować ów Kamień w najzwyklejszy kosz, miał czekać na Posłańca i wystawiać w dodatku dowody zakupu?! W duchu przeklinał nadętych adeptów, rozwydrzone wietrzniaki i wymagających magów… Cóż, niechętnie przystał na to, choć podniósł cenę towaru i usługi.

Nim minęła 10 rano, opuszczali pospiesznie Bramy Throalu, wciągając w nozdrza chłodny i wilgotny powiew z ulic Wielkiego Targu. Chmury wisiały nisko, i lada chwila miało porządnie lunąć, omywając błoto i gnój z ulic miasteczka.


W tym czasie w Salach Jothana

Gort czekał cierpliwie. Strażnik spod bram posiadłości Sarafica, nieufnie wiódł go w głąb labiryntu korytarzy. W końcu zostawił go na niewielkim, ślepym odcinku, gdzie przed masywnymi drzwiami stała dość ława dla oczekujących. Wyglądała na całkiem starożytny mebel. Po pół godzinie inny służący otworzył mu drzwi i gestem zaprosił do środka. Wewnątrz było ciemno. Nawet dla oczu krasnoluda. I pachniało pajęczyną, zakurzonymi pergaminami i ekskluzywnymi perfumami. Służący odsunął ciężką kotarę, wprowadzając Wojownika do niewielkiej salki z długim stołem. Na jego końcu siedziała kobieta w obszernej szacie, skryta w półmroku, z twarzą zasłoniętą czarną woalką.

Gort prosto wyjaśnił jej w czym rzecz. Najpierw oczywiście przedstawiając siebie, swój ród Mefrahów i przynależność klanu do Domu Neumani. Zendes miała młody i miły głos, choć nieledwie mocniejszy od szeptu. Przyjęła Gortazgodnie z Rytuałem Wdzięczności. I spłaciła dług potomkowi Drisama. Sprawa była prosta. Dhali Dermul, adept Zwiadowca szantażowany był przez braci Ueraven, dwóch zapalczywych bogaczy, którzy mocno dawali się we znaki j’havim Sarafica. Zendes mogła otoczyć Dhalego opieką adwokatów Domu, pod warunkiem, że byłby on na kontrakcie z Domem Sarafica. Kontrakt ów musiał być rozpoczęty cztery dni temu, zaraz po zakończeniu umowy z Yacusem. Dla Zendes było to oczywiste. Zleciła też swoim ludziom przygotowanie aktu oskarżenia wobec Ueravenów… Gort, spędził jeszcze dobrą godzinę na zeznaniach prawników, nim wyszedł, otrzymał wspaniały dokument sygnowany pieczęcią Zendes… Kontrakt dla Dhalego. Gort nie dość, że był Throalczykiem, to jego ścieżka Dyscyplina nakazywała mu poważne traktowanie wszelkich zobowiązań. Do dokumentów na piśmie, takiej wagi, podchodził z wrodzonym szacunkiem. Spakował więc kontrakt w zdobną tubę i pognał do posiadłości Byril’ah licząc, że Yacus go przyjmie.


Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Gort przedzierał się górnymi tarasami Sal Ulutura, trójka jego przyjaciół w najlepsze rozsiadła się za stołem, wcinając całkiem przyzwoite porcje jajecznicy na bekonie. Autorką dania była siostra Dhalego, Irajana. Trzeba przyznać, że aktorka nie miała za grosz kunsztu kulinarnego. Natomiast jej gości byli cholernie wygłodniali i zdrowo przepici. Arket ze smakiem spałaszował dokładkę, ziewając i przeciągając się co parę chwil, jak zaspany skeorx.

Dhali wyjaśnił siostrze czego się spodziewa, uświadomił niebezpieczeństwo i prosił o jak najrychlejsze opuszczenie Wielkiego Targu. Bał się, bał do szpiku kości, że bezwzględni Ueravenowie wyciągną swe łapska tu, do wolnego miasta i skrzywdzą jego siostrę. Irajana nie oponowała, nie dziwiła się. W zasadzie zamierzała dzień później wyjechać z Wielkiego Targu. Poprosiła Dhalego by przekazał Finvisowi dokumenty, jakie sporządziła w magistracie, dotyczące praw własności domu. Zatrudniła agenta, krasnoluda z ulicy Srebrnej, Bethana Makaduh, który szukał już potencjalnych kupców nieruchomości. Sama pragnęła jak najszybciej zobaczyć Aghito i dostać się do Urupy. „Jeśli któryś z was mi pomoże spakować resztę niezbędnych rzeczy, to w ciągu godziny opuszczę miasto” – odparła, znacząco spoglądając na Arketa. Ork nie protestował. Lubił siostrę przyjaciela, poza tym na dworze lało jak z cebra, ulice były puste. Rwące strumienie deszczówki czyniły z nich nie lada przeszkodę w przemieszczaniu się. Poza tym chciał mieć oko na sąsiedztwo, nim dziewczyna opuściłaby miasto. A z ciepłej kuchni i jadalni Irajany widok na ulice był wyborny.

Kiro niechętnie wgramolił się na plecy Dhalego i schował głęboko w płaszcz i nakrył tarczą Zwiadowcy. Nim dotarli do Traktu Królewskiego, Dermul przemókł do suchej nitki… Zmierzali na ulicę Szewską do posiadłości rodziny Dhalego.


Gort przeżuwał pod nosem przekleństwa. „Stary cap, zatęchły pachołek Byril’ah nie chce wpuścić mnie, adepta, Wojownika Throalu, który nadstawiał karku dla jego śmierdzącego pana…!” Jeszcze raz spojrzał miło w stronę majordomusa blokującego boczne wejście (główne było zatarasowane przez bandę tragarzy klnących gorzej od szewców, z górą pakunków na barach). Wyciągnął kilka srebrnych monet – „Czy naprawdę mistrz Yacus aż tak bardzo jest zajęty?”. „Ekhm, łaskawy pan podąży za mną” – z miną niewiniątka odparł starszy krasnolud. Yacus w istocie był zajęty. Biegał po swoim gabinecie z rulonem pergaminów i roztargnieniem w oczach. Poznał Gorta, dal mu jednak minutę na przedstawienie sprawy.

„A więc Ueravenowie szantażem chcą zmusić mojego przyjaciela do haniebnych czynów?! Chcą skraść receptury? Toż to idiotyczne. Pomysł godny żałosnego Gandaviela i całej bandy parszywych Ueravenów.” – piszczał podniesionym głosem. „Czy mam się zgodzić na taką kompromitację?! Będzie książę Neden i wszyscy mistrzowie cechu! Wiesz jak będę wyglądał w ich oczach Gorcie?” – perfumiarz z niechęcią słuchał argumentów adepta. Jednak po chwili popadł w dłuższą zadumę.

Z błyskiem w oczach wykrzyknął - „Owszem, twój pomysł jest zabawny i sprytny. Mogę napisać z pamięci fałszywą recepturę. Ale i ja coś dołożę. Otóż umieśćmy ją w innej szkatule, w innym pokoju! Skoro mam odegrać komedię to na całego!”

Gort zacierając ręce biegł ku wyjściu z posiadłości, po krętych schodach krużganka. „Teraz do Wielkiego Targu, zaskoczę ich dobrą wieścią” – myślał.


„Jak to się pytasz Dhali co my zrobimy?” – irytował się senior rodu Dhermuli. „Tyś nas wpakował w kabałę, mówiąc wprost?!” – rozłożył bezradnie ręce Finvis. „To rozkażże swoim przyjaciołom adeptom, niech u nas siędą na zadkach, i przez miesiąc popilnują, co by tym parchatym krasnoludom z Throalu odechciało się tu zaglądać!”- dodał Fageel. Dhali z zakłopotaniem obserwował pajęczyny w rogach pokoju. Napięcie rozładowała blada mara snująca się od drzwi sypialni. „Czy ciszej trochę bym mogła prosić?…” – szepnęła mara zgrzytliwie. Dhali się uśmiechnął. Dawno nie widział siostry w takim stanie. A to znaczyło, że Wershalija świętowała wczoraj intensywnie. „Taak!” – celowo podniósł głos Finvis – „Pić się zachciało, srebro przepuszczać wczoraj do ostatniej monety! Takie to ladaco pod naszym dachem trzymamy, żywimy i miski podsuwamy żeby wyrzygać się mogło!”

Kiro wiercił się niecierpliwie. „Ależ oni są upierdliwi ci Dhermule! Mają szczęście że nie ma Rahny. Oni tu rządzi całym tym bałaganem. Gdyby tylko się zjawiła, zaraz przestali by marudzić jak krasnoludzkie baby!” Wietrzniak najął posłańca, by ten w godzinę uwinął się do Bucyfała i dostarczył magiczny Kamień. Czekał tylko na Gort. Krasnoludzki Wojownik nie grzeszył punktualnością, a czas mieli dość ograniczony. Zbliżała się 3 po południu, za siedem godzin zacznie się bal u Yacusa, a z Wielkiego Targu mieli dobre 2,5 godziny drogi.

Spotkali się w domu siostry Dhalego. Arket nudzący się przy oknie nie zauważył nikogo podejrzanego, poza ogromnym trollem, obładowanym niczym juczny dajr, który zmierzał do karczmy „Dwa Palce” Gort podzielił się nowinami od Yacusa, a Kiro bardzo nalegał by wstąpić na chwilę do niego, gdyż zamierzał już przebrać się w odświętne ubrania. Był to sprytny wybieg. Magowi zależało bardziej na spotkaniu z trollem Targhosem. Był pewien, że to jego widział Łowca. I nie mylił się. Adept siedział na wspólnej sali, teraz opustoszałej, susząc przy kominku swoje ubranie i karmiąc wygłodniałego pawiana. Zwierzątko spoglądało mądrymi oczyma na przybyszów. Śmierdziuch wskoczył na kolana trolla tuląc się do niego bojaźliwie. Przywitali się krótko. Thargos zdawkowo wspomniał, że spędził ostatnie pół roku u swoich najbliższych w Kryształowych Szczytach. Nie wymienił jednak nazwy klanu. Nie w obecności obcych, a tylko Kiro traktował jak swojego.

Nim weszli w korytarz Sal Tava, spędzili dobre pół godziny biegając po Królewskim Bazarze. Dhali koniecznie chciał zakupić jakieś wyjątkowe perfumy i godnie wejść do śmietanki towarzyskiej na balu Yacusa. Niestety, poniżej 75 sztuk srebra nie było większego wyboru. Zwiadowca zmarkotniał. „To jest skandaliczne” – myślał. „Oszukiwanie innych sztucznym zapachem. Stwarzanie pozoru żeby było miło. To niegodne mojej Ścieżki.” Po chwili oprzytomniał. Wspomniał nauki mentora Ezenetha. „Wzrok? To jeden ze zmysłów. Magia ci podpowie co masz robić z uszami, nosem i skórą. Czuć, słyszeć, doznawać. Jesteś Zwiadowcą. Chcesz być niezauważalny dla otoczenia? Doznaj go, zjednocz się z nim, poczuj magię świata która przenika każdy por twojej skóry. Jesteś na szlaku? Bądź jak kamień pod butem, jak powiew wiatru od gór, czuj każdą spadającą kroplę ulewy. Jesteś na targu w środku miasta? Bądź jak powietrze, które przesyca zapach przypraw, perfum, potu, ryb, smażonego mięsa i piżma tygryśca, który ryczy zamknięty w klatce. Bądź jak stojący obok ciebie krasnolud, rozgadany i purpurowy z przejęcia, jak obsydianin, zasłuchany w jego radosny bełkot. Doświadcz bosą stopą rozdeptanego błota targowiska, poczuj ostrą woń bielonych wapnem ścian murów studziennych.. Tak działa twoja magia. Tych stajesz się. Nie próbujesz jak Złodziej skraść wrażeń, dźwięków, zapachów. Ty je doświadczasz i jednoczysz z nimi. To twoja magia”.

Dhali nie wahają się wybrał właściwy perfum. Był dumny z siebie, z mistrza Esenetha i z bycia Zwiadowcą.W bardzo dobrym nastroju wszedł do warsztatu krawieckiego na Bazarze i z dumą przywdział odświętną szatę. W istocie, prezentował się godnie. Zawiązał też na głowie dość pokaźny turban. Wspólnie ustalili, że to idealne miejsce na ukrycie Kamienia Wiadomości, który miał zachować słowa Yacusa, mogące go skompromitować… tak, intuicja im mówiła, że Perfumiarz nie gra czysto. Chcieli więc mieć dowód w garści. Gort ich pożegnał, jako jedyny nie był jeszcze przebrany na wieczorny bal. Biegiem popędził przez korytarze Bazrata w stronę domu. Czekała go gorąca kąpiel, nowe perfumy i dłuższa zabawa z wymalowaniem klanowych znaków na policzkach. Chciał wyglądać godnie, tym bardziej, że na balu miał być sam Grindo Neumani.


Do posiadłości Byril’ah dotarli krótko przed dziewiętnastą. Przed posiadłością zebrał się gęsty tłum. Byli w tłumie również zręczni rysownicy, kopiujący węglem kreacje osobistości, wkraczających poza kordon strażników, który odgradzał pospólstwo od purpurowego dywanu wiodącego pod wrota posiadłości. Przedstawili się, by straż mogła ich przepuścić do wejścia, przy okazji byli świadkami wyrzucenia natręta, który uporczywie twierdził, że ma zaproszenie.

Sala balowa zachwycała swoim przepychem. Na wysokiej antresoli przygrywała wspaniała orkiestra throalskich muzyków. Ściany ozdabiały prawdziwe dzieła sztuki, obrazy pamiętające czasy przedpogromowe, wszędzie wokół poustawiano świeże kwiaty, powietrze wypełniały setki zapachów perfum przybyłych gości, pod sufitem fruwały iluzyjne motyle, a jaśniejące kryształy świetlne załamywały swe promienie na ich skrzydełkach. Tłum gości krążył wokół stołów ustawionych przy ścianach. Uginały się one od przysmaków i egzotycznych dań, od pikantnych omułków z Wężowej Rzeki, po marynowane grzyby Bladawców zamieszkujących podziemne rzeki Throalu.

Wśród gości dostrzegli znane powszechnie twarze. Były więc głowy rodów, Selenda Ueraven w otoczeniu pysznych krewniaków, Berracia Byril’ah rozprawiająca zawzięcie z Yacusem i dziadkiem Gorta; Grindo Neumani otoczony wianuszkiem wielbicieli i Curticia Mikul, stojąca nieco w odosobnieniu. Powszechną uwagę zwracała Zendes Sarafica, swą urodą i przepiękną suknią z czarnej koronki, przyćmiewająca blask brylantów w kolii którą nosiła na szyi. Zjawili się też mistrzowie cechowi. Arket z uwagą obserwował mistrza Chrocusa, głowę Gildii Alchemików Jego Królewskiej Mości

Nie mieli jednak czasu gapić się na persony z throalskiego świecznika, gdyż Yacus natychmiast ich wezwał, jak tylko dostrzegł wysokiego Arketa i Dhalego, którzy górowali nad krasnoludzkim towarzystwem. Ku ich zdziwieniu, otoczony strażnikami Yacus zaprowadził ich do swej komnaty. Perfumiarz zapraszającym gestem wskazał im komnatę, która była jego pracownią. Tutaj ukrył recepturę Niepachnidła. Poprosił ich, by fachowym okiem rozejrzeli się po pokoju, instruując o dwóch ukrytych przejściach, o zaklęciu strażniczym chroniącym jedną z szaf z ingrediencjami, o szkatułce w której przechowywał recepturę. Dhali zmysłami Zwiadowcy sondował gabinet. Na pozór było wszystko jak należy. Kiro analizował astralne odbicie miejsca, dociekając struktury tajemnych przejść i magicznych zabezpieczeń. Mag nie był ekspertem, ale był pewien, że zwyczajny złodziejaszek nie miałby tu szans. Natomiast adept Złodziej? Z całą pewnością tak.

Po dłuższym badaniu Yacus im podziękował, i zaprosił na bal, nie oprowadzając nawet po komnacie mającej służyć za zmyłkę dla Ueravenów, którą Dhali miał wskazać jako miejsce składowania receptury. Cóż, Zwiadowca nie przejmował się tym, nie widział wśród gości swoich szantażystów…

Arket tylko się upewniał, że strażnicy postawieni przed drzwiami zmieniają się co kilka godzin. Dobrze sobie zapamiętał ich twarze. Zeszli na dół, do sali balowej i zwrócili od razu uwagę na siebie, wyróżniając się wzrostem w gronie Throalczyków.

Dhali i Kiro szukali wzrokiem Gandaviela, elf stał na uboczu, nie konwersując z nikim. Zaczęli przedzierać się przez tłum. W tym czasie Gort oddawał się dworskim tańcom. Skorzystał z niebywałej okazji i prowadził właśnie w tany Selendę Ueraven. Podstarzała przywódczyni Domu Ueraven mogłaby być jego babcią, ale to nie dworności zależało Gortowi. Po wymianie kilku uprzejmości Gort przedstawił siebie i swój ród. Gdy taniec zbliżał się do końca, zimnym głosem oznajmił Selendzie, że nie życzy sobie by jej bratankowie grozili śmiercią jego przyjacielowi. Uważnie obserwował reakcję kobiety. Nawet nie drgnęła jej grubo wymalowana powieka. Selenda był zbyt wytrawnym graczem. „Obaj nie żyją” – wyrzekła z obojętnością, dziękując skinieniem głowy za taniec. Osłupiały Gort wracał do towarzyszy. Gdyby się odwrócił, zauważyłby zjadliwe spojrzenie Selendy, niczym wzrok bazyliszka, pełen nienawiści, które odprowadzało go na miejsce.

To była pierwsza okazja do rozmowy z Gandavielem. Kiro rzucił na siebie upiększające zaklęcie. Obaj adepci zrobili piorunujące wrażenie na elfie. Rozmawiali zupełnie swobodnie, a Gandaviel coraz bardziej angażował się w temat. Nie omieszkali poruszyć sprawy szpiega, jakiego elf umieścił w szeregach pracowników Yacusa. Perfumiarz nie wykręcał się, opowiedział kim był Udi Navsar. Nie krył się z niechęcią do konkurenta i rywala do tytułu cechmistrza. I nie miał wyrzutów. Niestety rozmowę przerwało im przybycie Arketa.

Łowca był poruszony. Przypadkiem chciał sprawdzić jak mają się strażnicy pilnujący drzwi komnaty. Używając swych magicznych talentów, zajrzał w świat astralny, przenikający nadzmysłowym spojrzeniem przez ściany budynku. Ku swemu zdumieniu, odkrył odbicie przyczajonej postaci, jaśniejące magicznym blaskiem, co ewidentnie wskazywało na adepta. Postać skulona w jednym z bocznych, tajnych korytarzy wiodących do komnaty, tkwiła zupełnie bez ruchu. Gdy opowiedział o tym przyjaciołom, byli pewni, że to Urrus – ork, na usługach Yacusa. Nie mieli jednak czasu zachodzić w głowę, gdyż wydarzenia na Sali przyspieszyły.

Równo z wybiciem 22 godziny zjawił się na balu sam książę Neden, w towarzystwie swego opiekuna i doradcy Rozko Niesfornego i admirał Ilmorian, wraz z gronem dworzan królewskich. Każdy z gości starał się zbliżyć do księcia i wymienić z nim kilka uprzejmości.

Gort ponownie skorzystał z okazji i zamieszania jakie wzbudziło przybycie następcy tronu i zaprosił do tańca prześliczną Zendes Sarafica. Dziewczyna wyglądał zupełnie inaczej niż kilka godzin temu, na spotkaniu w dusznej komnacie posiadłości rodu. Gort popisywał się znajomością tańca i dwornie bawił rozmową Zendes, czym znacząco zwrócił uwagę dziewczyny.

Arket odetchnął z ulgą, po długiej rozmowie z mistrzem Chorcusem. Stary krasnolud chwalił jego zaangażowanie i zacny ród, z którego pochodził. Był nieźle podchmielony, ale dość trzeźwo obiecywał Arketowi awanse w Gildii i zaproponował przeniesienie do lepszej części wedshel, do wolnego lokum należącego do Gildii Alchemików, żeby miał bliżej do pracowni cechowych. Ork nie omieszkał sobie zapamiętać słów mistrza i przypomnieć mu o nich przy najbliższej okazji. Szukał wzrokiem towarzyszy. Dhali wyróżniał się wzrostem, więc nie miał większych problemów z jego odnalezieniem.

Tym razem Zwiadowca i Kiro wdali się w dysputę z Rozko Niesfornym, dysputę natury politycznej i militarnej. Królewski doradca imponował im wiedzą, poglądami i zdecydowanym charakterem. To książę wydawał się dziś nieco wycofany i trochę zakłopotany zainteresowaniem jakie wzbudzał. W przeciwieństwie do Ilmoriana. Elfi admirał błyszczał w tłumie niczym gwiazda, skupiając na sobie zachwycone spojrzenia dam.

Przed północą Yacus ogłosił oficjalnie, że chciałby za kilka chwil ogłosić ważne informacje o swym wynalazku, lecz najpierw poprosił konfratrów cechowych o naradę w jego gabinecie, nim okaże gościom wyniki swych badań. Nic jednak tej nocy nie poszło zgodnie z planem. Zaskoczeniem dla naszych bohaterów była nie tylko śmierć dwójki Ueravenów. Zendes nie zdążyła wysłać oskarżeń swych adwokatów do Domu Ueraven – Gort uprzedził ja w tańcu by tego nie czyniła, uznając jednocześnie że dług jest spłacony.

Zaskoczeniem było pilne wezwanie przez Yacusa. Choć czuli w głębi duszy, że tak może się stać. Yacus stał oniemiały otoczony mistrzami cechowymi, a komnata nosiła ewidentne ślady włamania. Zaginęła szkatułka z formułą Niepachnidła! Jeden Gort zachował przytomność umysłu. Gwałtowanie domagał się otwarcia tajnego przejścia. Był pewien, że Urrus mieszał tu swe paluchy, że to on zabrał szkatułkę, i że w jego interesie jest ośmieszenia Yacusa i spowodowanie zamieszania, i w końcu, że to on stoi za całą intrygą. Thystonius napełnił Wojownika żądzą walki. Krasnolud pędził tajemnym korytarzem zgrzytając zębami. Modlił się do Pasji, by pomogła mu dopaść Urrusa. Sama jego obecność w Throalu była dla Gorta oblegą. Gdyby go dopadł z dowodem kradzieży, mógłby podjąć próbę zabicia Therańczyka, znalazłby potem w prawie właściwy precedens.

Dhali metodycznie zaczął badać drugi korytarz, ale po kilku minutach wiedział już, że nikt i nic tędy nie przechodziło. Mówiły mu o tym zmysły Zwiadowcy. Arket i Kiro pobiegli ze strażnikiem innym przejściem, by dotrzeć do samych piwnic, gdzie kończyły się schody wiodące z ukrytego przejścia.

Yacus był zrozpaczony. Nie wiadomo kto i w jaki sposób przekazał wieść o kradzieży na salę. W kilka chwil powstał rwetes i zamieszanie jakich dawno nie oglądały te ściany. Dworzanie królewscy krzyczeli by łapać złodziei, nie wiadomo skąd zrobiła się z tego liczba mnoga. Młodzieńcy Byrilah oskarżali Ueravenów o spisek. Wkrótce argumenty słowne zastąpiono miotaniem talerzy w różnymi przekąskami. Damy krzyczały błagając o ratunek i ochronę. Starcy wygrażali sobie laskami, nawołując młodzież do zemsty. Byrilahowie i Ueraweni wzięli się za łby i tylko obecność księcia sprawiła, że nie polała się krew. Neden zachował spokój, wydając krótkie rozkazy swoim dworzanom. ZA to Ilmorian chciał osobiście dopaść złodzieja i wypruć mu flaki, jak się dwornie wyrażał. Berricia Byrilah rozkazała otoczyć posiadłość i wszystkie korytarze, a następnie przeszukać każdego z gości, co oczywiście wzbudziło krzyki i jeszcze większe oburzenie! Nieliczni zaczęli wychodzić, lecz i tak natknęli się na gwardzistów Domu, którzy nie przepuścili żadnemu szlachcicowi.

Yacus czuł się skompromitowany. Schodził krużgankiem ze spuszczoną głową w otoczeniu konfratrów. Nawet Gandaviel zdawał się wyrażać współczucie spojrzeniem. Perfumiarz stanął u szczytu schodów wiodących z piętra na sale i z bólem obserwował dantejskie sceny. Wspaniały bal przerodził się w jego najgorszy koszmar. Część gości już opuszczała salę, część wygrażała wściekle Byrilahom, dworzanie królewscy rozprawiali o skandalu, a książę miał mocno skonfundowaną i zniesmaczoną minę.

Wtem szum i krzyki na sali zaczęły cichnąć. Z bocznych drzwi wyszedł Dhali. Zwiadowca niósł wysoko nad głową szkatułkę. Tę samą w której Yacus przechowywał formułę swego dzieła. Wszyscy wyraźnie to widzieli, Zwiadowca górował wzrostem o dobre pół metra ponad przeciętnym krasnoludem. Yacus wręcz rozpłakał się ze szczęścia, popędził przez tłum do Dhalego nazywając go swym zbawcą, orędownikiem i bohaterem. Wyściskał go ze wszystkich sił, po czym zabrał szkatułkę i przyciskając do piersi jak najdroższy skarb popędził na górę. Napięcie powoli znikało, choć po balu i radości nie zostało ani śladu. Goście w pośpiechu opuszczali posiadłość Byrilahów. Odnaleziono zgubę, więc nie było przymusu przeszukiwania zaproszonych. Byłaby to wielka kompromitacja dla rodu, gdyby musiano obszukać księcia, choć Berricia była zdeterminowana to uczynić. Nie podważyłaby swego autorytetu nawet na wzgląd na osobę następcy tronu.

Nasi bohaterowie mieli prawdziwy mętlik. Dhali znalazł szkatułkę zbiegiem okoliczności. Spoczywała we wnęce, w ścianie, ukryta iluzją. Gdyby nie jego magiczne zmysły nie zwróciłby uwagi na to. Na pozór ściana była gładka. Jednak pod iluzją kryła się wnęka, w której złodziej pozostawił swój łup! Zwiadowca nie odnalazł jednak śladów złodzieja, mniemał więc, że musiał to być prawdziwy mistrz, albo adept. Czyżby więc pokrzyżowali mu plany? Czyżby był dobry znajomym Byrilahów i miał dostęp do posiadłości? Chciał ukryć szkatułkę, a potem po nią wrócić? Może był nadal na sali? W głowach mieli dziesiątki domysłów. Gort jednak nie mógł dać za wygraną. Był wzburzony i nieco podchmielony wypitym winem. Wbrew towarzyszom winił za wszystko Urrusa. Dostrzegł teraz orka, który stał oparty pod jednym z filarów. Therańczyk miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i z drwiącym uśmieszkiem omiatał spojrzeniem tłum krasnoludów, zmierzający ku wyjściu. Gort do niego podszedł i rzucił mu wyzwanie. Oświadczył, że wie, iż to on stoi za całą intrygą i chętnie ukręciłby łeb … intrydze i Urrusowi. Ork skinieniem głowy dał wyraz swej aprobacie, choć nie wykrztusił ani słowa. Był w końcu niemową. Spojrzeniem dał do zrozumienia, że chętnie da satysfakcję Gortowi, gdziekolwiek i kiedykolwiek ten zechce. Po czym ostentacyjnie obrócił się plecami do Wojownika i odszedł.

Tego był za wiele Gortowi. Popędził na górę do Yacusa, który właśnie żegnał się z Dhalim i jego kompanami, po raz setny dziękując mu z całego serca. Gort wpadł między nich i naubliżał Yacusowi od therańskich szpiegów. Zelżył go i nawrzucał, że to on sam uknuł cały spisek i jest sprzedawczykiem Thery. Perfumiarz osłupiał i zbladł z wściekłości. Wyprosił Gorta z posiadłości, nie życząc sobie kolejnego spotkania. A swemu wybawcy i jego przyjaciołom wyjawił, że Urrus owszem, miał pilnować na balu, ale nie szkatułki a jego osoby. Że kontrakt który zawarł miesiąc temu w Darranis, a którego byli świadkami, właśnie miał taki warunek. On, Yacus jest zakładnikiem tego warunku. A strzec jego osoby winien właśnie Urrus. Wracali opustoszałymi korytarzami Sal Donalicusa, do domu Arketa. Gort milczał przez całą drogę. Byli zbyt zmęczeni by rozmyślać nad słowami Perfumiarza i wietrzyć kolejny spisek. Postanowili się porządnie wyspać i naradzić w południe, o tym, co uczynią dalej. W każdym razie mieli w sobie wiele podejrzeń i czuli, że cała sprawa…mocno śmierdzi.

kampania_2014/bal_u_yacusa.txt · ostatnio zmienione: 2015/02/03 22:28 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG