Zaginione galeony Throalu cd

Dwie sesje rozegrane 3 i 10 lutego. Była to kontynuacja poszukiwań starożytnych galeonów, a raczej przygotowania do ostatecznej rozgrywki z tym, co mogło się w nich kryć. Środkowa sesja mi się nie podobała, bo trudno się było skupić na grze, pewnie za sprawą nadpobudliwego psa, który nas wszystkich rozpraszał. Za to zakończenie było faktycznie epickie. Momentami widziałem rezygnacje w oczach graczy i „to nie może się udać”. Udało się, ale emocje były i konfrontacja z ostatecznym przeciwnikiem w postaci Horrora dała radę, jako test umiejętności postaci i kombinowania graczy.

07 Doddul (grudzień) 1507 TH

Noc nie przyniosła im żadnego pomysłu. Dzień był dość wietrzny i do niewielkiej jaskini wichura wdmuchiwała płatki śniegu. Poddali się magicznym kuracjom Kiro i przygotowali do wieczornego wypadu do osady.

Późnym popołudniem wietrzniak raz jeszcze obejrzał zatopioną we mgle osadę. W północnej części wioski widać było ruiny wielkiej budowli, zwieńczonej dwoma zniszczonymi kominami. Co więcej, Kiro zauważył, że ogry gorliwie pracują przy porządkowaniu rzeczy zgromadzonych na ogromnych stosach przed jaskinią.

Ostrożnie wleciał do wnętrza, gdzie robotnicy usiłowali odgruzować osypisko pod wąską szczeliną. Wyjął kamień wiadomości, jaki dał mu Dhali i aktywował go, by utrwalić pogawędki ogrów. Przyczajony na skalnej półce zauważył jak z bocznego korytarza wyprowadzono cztery muły i kozła. Dostrzegł też wielką postać która wkroczyła w światło ogniska i zaczęła wydawać rozkazy robotnikom. Ten ogr był inny od wszystkich. Większy, lepiej ubrany i otoczony aurą władzy. Kiro skupił swe spojrzenie, zaczerpnął karmicznej energii i wzmocnił nią swój naturalny talent widzenia astralnego świata. Ogr wyglądał przedziwnie. Jego astralne odbicie łączyło się świetlistymi pasmami z krwistoczerwonym tworem, przypominającym wór, który lewitował nad głową istoty.

Buty i płaszcz jaki nosił Balagog - bo Kiro nie miał wątpliwości, że to on - również były w jakiś sposób umagicznione. Wietrzniak wyczuwał produkty wysokiej jakości, które wyszły z magicznych manufaktur Throalu lub innego wielkiego miasta. Oznaczało to, że ogr miał kontakt z cywilizacją, znał mowę krasnoludów i całkiem dobrze radził sobie w handlu. Był więc ponadprzeciętnie inteligentny…i dziwny z magicznego punktu widzenia. Kiro dezaktywował kamień i chyłkiem wyniósł się z jaskini, nie dostrzeżony przez nikogo.

Gdy pozostali towarzysze słuchali opowieści skrzydlatego Mistrza żywiołów, Dhali w skupieniu wsłuchiwał się w kamień wiadomości. Przez chwilę wyciszył wszelkie odgłosy rozmów w jaskini. Nie docierało do niego nic, poza urywanymi i sylabowymi zdaniami ogrów. Przez moment była to niezrozumiała kakofonia. Jednakże po chwili, jego magia ułożyła słowa w zrozumiałe zdania. Dhali powoli rozumiał czego dotyczyła rozmowa.

„Skoro to była krasnoludzka, throalska osada - perorował Gort - to te budynki, które widziałeś muszą być pozostałością huty. Tak właśnie robimy. Gdzieś w pobliżu muszą być szyby kopalniane, trzeba by się rozejrzeć za śladami kolejki, którą transportowano rudę do huty”. Arket mu przerwał - „Sądzicie że tu był kaer? Miejsce wydaje się dogodne, naturalne jaskinie, sztolnia górnicza i długie korytarze…” „Zapewne, ale nie wiemy gdzie. Jak się ściemni musimy raz jeszcze przeszukać teren” - zarządził krasnolud. Dhali był dość sceptyczny. „Dziś wyruszyło stąd kilku wojowników. Załadowali na muły wszystkie cenne łupy, wrócą zapewne za kilka tygodni. Tu musi funkcjonować normalne życie, osada w której coś się hoduje i uprawia, gdzie żyją normalne rodziny”. „To nie są normalne rodziny Dhali” - z irytacją przerwał Gort. „To banda dzikusów, mało albo w ogóle nie inteligentnych, którzy okradają throalskie relikwie. To całe dobro pochodzi z rozbitego okrętu i jest na naszych oczach rozkradane. Ogry nie są Dawcami Imion…” Wybuchła kłótnia. Kiro bronił tezy, że ogry to takie same istoty jak orkowie i krasnoludy. Throalczycy upierali się przy swoim. A Dhali czuł się wyraźnie zdegustowany i rozdrażniony wielkopańskim podejściem Gorta. Pobyt w Throalu, a może świadomość bycia spadkobiercą rodu Mefrahów, zmieniła Gorta bardzo i Dhali czasem się łapał na tym, że wolałby widzieć w nim dawnego kompana, równego wobec wszystkich i olewającego wszelkie konwenanse.

Po zmroku wylecieli na magicznych skrzydłach ze swojej kryjówki. Mgła się obniżyła, wiatr przestał wiać. Kiro zdążał w kierunku majaczących w ciemności kominów. Wleciał przez jeden z nich do wnętrza czegoś, co w przeszłości było zapewne wielkim, hutniczym piecem. Nie odnalazł tam nic szczególnego, a żeliwne drzwi były zablokowane od zewnątrz. Gort z Arketem ostrożnie rozglądali się we wnętrzu ruiny, która wieki temu była hutą. Cała kondygnacja runęła podobnie jak i dach. Kamienne bloki, zaprawa, błoto i gruz wypełniały budowlę aż po okna drugiej kondygnacji. Nie było tu wiele do oglądania.

Dhali stał na zewnątrz. W całkowitej ciemności. Widział tylko poblask ognisk skupionych przy wejściu jaskini dobre 200 kroków stąd. Podszedł do wrót huty, zamknął oczy i kierowany magią poruszał się na czworakach badając podłoże dłońmi. Odkrył ślady po wielkich śrubach mocujących stulecia temu żelazne szyny. Tak podejrzewał. Utwierdził się w tym, gdy natrafił na zardzewiały i obrośnięty mchami trzpień.

„Przed budynkiem jest zwrotnica na kamiennej platformie. Nie znajdziemy pewnie mechanizmu, albo jest przywalony tonami kamieni. Natomiast to tu rozchodziły się linie kolejki.” - opowiadał ściszonym głosem przyjaciołom. Gort zarządził od razu poszukiwania szybów i wejścia do kopalni. Wierzył, że idąc tym tropem odkryją kaer - tak przekonywał go Arket - albo jakieś przejście do miejsca gdzie mogły być ukryte galeony. Ruszyli w ciemnościach ku wschodnim zboczom doliny. Cała trójka widziała o zmroku więc nie przejmowali się tym z bardzo. Dhali - jedyny człowiek w towarzystwie - odłączył się od nich i podkradł do wioski. Spowity mrokiem sprawił, że cienie wirowały wokół jego ciała. Bez pomocy magii żaden Dawca imion nie był w stanie go dostrzec.

Dhali utwierdził się w tym co myślał. Tu była zwyczajna osada, w której żyły rodziny z dziećmi. Podglądał właśnie jak przy ognisku jedna z matek warzyła strawę, a małe dzieci bawiły się z którymś z dorosłych. Przez moment pomyślał, czy upodabniając się do ogrzego dziecka nie miałby łatwego dostępu do jaskini. Gdy zbadał topografię osady, czym prędzej oddalił się w kierunku ognisk oświetlających wejście do jaskini. Magia nadal mu służyła i chciał skorzystać z jej przychylności i pod osłoną cieni zakraść się do środka.

* * *

Pełzał niecierpliwie po dnie ładowni. Czuł wyraźne podniecenie. Za barierą, za zasłoną, która od niedawna utraciła moc i w której pojawił się niewielki wyłom, czuł że coś się dzieje. Łączył swe zmysły z przytępionymi zmysłami marionetek. Niewiele mógł zobaczyć czy usłyszeć, a jego węch całkowicie się różnił od zmysłów sług. Ale zawirowania magicznej energii i rozbłyski używania talentów jasno go informowały, że tym razem, po wiekach czekania, pojawił się ktoś, kogo będzie mógł lepiej wykorzystać i przymusić do uwolnienia na zewnątrz. Niski poziom magii skutecznie zaciskał swe kleszcze na jego astralnym ciele. Nie mógł się rozdzielić i opuścić fizycznej powłoki. Irytowała go powolność i brak wprawy marionetek, które nie potrafiły poszerzyć wyłomu.
Pokładał nadzieje w przywódcy i cieszył się jak łatwo ulegał jego wpływom, karząc dotkliwie za nieposłuszeństwo.

* * *

Gort rozczarowany podkradał się wraz z Arketem do pieczary prowadzącej wg słów Kiro do wielkiej jaskini ogrów. Co prawda odnaleźli wejścia do sztolni górniczych, ale osuwisko kamieni i zerwane zbocze doliny całkowicie pogrzebały szanse na jakiekolwiek eksploracje korytarzy. Wysłali wietrzniaka przodem, by po cichu wleciał do jaskini i wybadał siłę straży. Dhalim się raczej nie przejmowali. Nie widzieli Zwiadowcy, ale byli pewni że krzywda mu się nie stanie.

Kiro przysiadł na skalnej półeczce kilka metrów nad ziemią. Trzy ogniska dawała więcej dymu niż światła. Trzech ogrów pilnowało wnętrza jaskini. W pamięci zanotował gdzie stoją, i którędy się poruszają. Najciszej jak tylko mógł przeleciał pod nawisem w kierunku szerokiego korytarza. Zdziwiony aż zawisł w powietrzu. To była druga, mniejsza jaskinia. A raczej wielka komnata w której urządził się olbrzymi przywódca ogrów. Wygodne posłanie ze skór, mnóstwo skrzyń i góra srebrnych monet - plus cielsko Balagoga pogrążonego w głębokim śnie - to pierwsze co rzuciło mu się w oczy. Po zapachu domyślił się że boczne wejście prowadzi do zagrody dla kóz i mułów, których używali do transportu dóbr.

W tym czasie Dhali zakradał się do wejścia. Widział nieudolnie ukrytych Gorta i Arketa, ale nie chciał się rozpraszać. Cienie krążyły wokół jego nóg i rąk. Poruszał się bezszelestnie, od ściany do ściany stapiając z mrokiem. Żaden ze strażników nie mógł go dostrzec, nawet Kiro przyczajony wysoko na skalnej półce. Zwiadowca zobaczył wystarczająco wiele, by wyrobić sobie zdanie o Balagogu, osadzie i wszystkim dookoła. Spojrzał na szczelinę. Chwilę pomedytował starając się skupić na wewnętrznych zmysłach. Widział, słyszał i odczuwał wiele. Ale teraz przyszła pora na zbadanie astralnej przestrzeni. Wzmocniony magią dyscypliny zmysł odkrył przed jego wewnętrznym okiem obraz splugawiony i zniekształcony. Obok szczeliny delikatnie drgając unosił się wzorzec ochronnego zaklęcia. Nie znał jego natury, ale widział poszarpaną strukturę pajęczych nici, które mocowały magiczny twór do astralnego odbicia skały. Stąpając cicho wspiął się po wysokiej stercie gruzu do szczeliny, podźwignął na rękach i spojrzał do środka.

Były tam! W śród atramentowych wirów i smug energii widział astralne odbicia dwóch wielkich statków! Z całą pewnością musiały to być galeony króla Throalu. Poczuł ból głowy i suchość w gardle. Czas wracać - pomyślał. Ale za chwilę dziwna myśl zaczęła wgryzać mu się w umysł. Czemu by nie rozwalić tej szczeliny, poszerzyć tak by móc stamtąd wydobyć wszystko. Tak! Wydobyć te statki przecież po to tu właśnie są! Siłą woli musiał powstrzymać swoją ekscytację. Chciał biec do Kiro by mag czym prędzej rozsadził skalną ścianę. Wreszcie mieliby swoją nagrodę!

* * *

Gdy ork i krasnolud skończyli się spierać, ukryci za stertą porzuconych rupieci, obaj stanęli jak wryci. Kilka kroków od nich, lekko przechylając głowę stał ogr i przyglądał się niezrozumiale. Arket przez moment miał nadzieję, że wykorzysta moment zaskoczenia i albo przestraszy albo po prostu ucieknie. Jednakże Gort pozbawił go wszelkich złudzeń. Dwa topory śmignęły w dłoniach Wojownika i ledwo dotykając ziemi, frunął już na spotkanie olbrzyma. Wywiązała się trudna walka, gdzie przeciwko talentom Gorta stanęła siła szybkość i zaciekłość mieszkańców doliny.

Kiro z niedowierzaniem patrzył jak para przyjaciół ledwo sobie radzi z trzecim ogrowym strażnikiem. „Nic dobrego z tego nie będzie” - kręcił głową i myślał jak tu najszybciej wylecieć z jaskini na otwartą przestrzeń.

Dhali okrążał w mroku walczących. Chciał zaskoczyć wielkiego olbrzyma od tyłu i tak pomóc swoim kompanom, którzy byli w nie lada opałach. Nie wiedział jak to się stało - ale wielki Balagog, którego wywabiły z łoża odgłosy walki, stał na środku ogromnego korytarza i patrzył się na niego. „Jak on mnie może widzieć?!” - myśl przemknęła mu przez głowę. Dhali był pewny, że bez pomocy magii nikt go nie dostrzeże. Chciał zacząć negocjować, otwierał już usta by przemówić do Balagoga jego językiem, gdy w ułamku sekundy wykiełkowała w jego głowie myśl - trzeba go zabić, jest całkowicie nieprzydatny! Dhali wyszarpnął miecz, cienie rozwiały się w nicość, pędem ruszył na spotkanie olbrzyma, który unosił już w górę ogromną kłodę obitą żelazem…

08 Doddul (grudzień) 1507 TH

Patrzyli jak Kiro zabezpiecza zaklęciem wejście do jaskini. Kilka godzin temu pokonali strażników. Jednakże Balagog zniknął. Leżał prawie martwy u stóp Dhalego gdy nagle rozpłynął się w powietrzu. Badając błyskawicznie astral Dhali dostrzegł że ogr znika w purpurowym tworze astralnym, który lewitując znika za skalną szczeliną.

Teraz byli przygotowani do walki. Mieli całkiem mocną motywację.

Pół godziny temu przeszukali komnatę Balagoga. Całkiem pokaźny stos srebra, na oko Dhalego ważył ponad 150 kg i był wart pewnie z 20 tysięcy. Jednakże monety pochodziły z czasów Varulusa I, podobnie jak i zawartość wszystkich skrzyń. Jedna z największych zawierała komplet 12 srebrnych tarcz. Bardzo lekkich i przepięknie wykonanych. Każda z tarcz przedstawiała wizerunek stwora, jego nozdrza, oczy i mimikę - za każdym razem wyrażającą inną emocję. Inna skrzynia kryła tuziny pucharów ze złota i srebra, bogato zdobionych drogocennymi kamieniami. W kolejnej odnaleźli niespotykaną zbroję, raczej przygotowaną na elfa lub człowieka niż krasnoluda. Kiro badając łuskę po łusce, był wręcz przekonany, że to jedna ze starożytnych zbroi, jakie smoki obdarowywały swych najwierniejszych służących. Znał różne opowieści i legendy. Gort jednak był zachwycony dwoma znaleziskami. Trzymał z podziwem w dłoniach sporą pawęż, zachwycającej roboty. Zdaniem Kiro, pod granatową emalią i srebrnym ornamentem krył się orichalk - najcenniejszy metal, pełen magicznych właściwości. W plecaku krasnoluda spoczywała już niewielka skrzyneczka. Zawierała osiem figur z półszlachetnych kamieni. Gort wierzył, że przedstawiają dawne wyobrażenia pasji, każda pasja była brodatym throalczykiem dzierżącym atrybuty zgodne z jej domenami. Poza figurkami, w skrzyneczce spoczywała niewielka laleczka, naśladująca kształtem wietrzniaka - raczej zabawka, choć Arket upierał się, że to magiczny przedmiot jak i wszystkie inne które znaleźli.

Kiro poprosił ich by odsunęli się od ściany i cisnął zaklęciem lodowego łańcucha we wzorzec wzmacniającego ścianę czaru. Efekt był natychmiastowy - czar się rozprysnął na drobinki energii a ściana runęła, dusząc i oślepiając ich pyłem. Odczekali dłuższą chwilę i ostrożnie weszli do środka, oświetlając sobie drogę kryształami Balagoga.

Jaskinia była ogromna. Gort nie wyczuwał jej końca, choć widział boczne ściany. Swym krasnoludzkim wzrokiem, który wyłapywał różnice temperatury, dostrzegał dwa, długie okręty usadowione na kamiennych podkładach. Każdy z nich miał dobre 50 m długości i 8 szerokości. Kasztel na rufie wznosił się wysoko nad nimi. Zachowywali najwyższą ostrożność podchodząc do statku. W każdej chwili gotowi byli wyfrunąć na magicznych skrzydłach, jakimi wspomógł ich Kiro.

Arket skupił się odrobinę, by wyczuć obecność astralnych bestii, lecz nie był w stanie zachować spokojnego umysłu w tak skażonej przestrzeni. Wzmocnił więc karmiczną energią swój astralny wzrok i wejrzał w otchłań. Zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Był tam. Horror! Olbrzymia masa napuchniętych narośli, kilka długich macek z rogowymi kolcami i szereg maleńkich oczu na szypułkach wyrastających z wydłużonej głowy potwora. Istota siedziała we wnętrzu statku, w ładowni. Wzrok Arketa z łatwością pokonywał fizyczne bariery skupiając się na magicznych obiektach. Załoga! Łowca Horrorów zacisnął szczęki. Bestia zabiła zapewne marynarzy i swymi mocami zamieniła ich w żywotrupy! Naliczył dziesięć ciał spoczywających w dziobowej części statku, w forkasztelu przeznaczonym dla załogi. Szybko, dokładnie i cicho zrelacjonował to co wyczuł swoim druhom. Bez wahania wskoczyli na kasztel na rufie i stanęli wokół koła sterowego. Gort rzucił kryształ świetlny w pobliże luku ładowni, drugi zawieszając na balustradzie otaczającej kasztel rufowy…

I wtedy w głowach usłyszeli głos Horrora. O, nie chciał ich skrzywdzić, wręcz przeciwnie. Obiecywał wiele, całe bogactwo, którego on w zasadzie nie potrzebował. Jeśli bez uszczerbku go stąd wywiodą, ocalą okręty, ocalą siebie i staną się bogaci i potężni. Obiecywał wiele, również tajemne moce, które uczynią ich bohaterami… Kiro nie słyszał podszeptów Horrora, ale uważnie patrzył na towarzyszy wyczuwając, że święci się coś złego.

Nie ulegli. Decyzja była błyskawiczna i jednoznaczna. Gort podleciał do kraty odgradzającej luk ładowni i machając ciężko skrzydłami wyrwał ją z zawiasów otwierając drogę do Horrora. Arket już biegł poluzowując miecz w pochwie, w ślad za nim zmierzał Dhali korzystając ze ślizgu na skrzydłach.

Nim zdążyli zareagować kilka macek wystrzeliło z ładowni. Jedna z nich powaliła Dhalego odrzucając go do tyłu. Kiro spostrzegł że drzwi forkasztelu zaskrzypiały przeraźliwie i kilka żywotrupów w odzieniu marynarzy koślawym krokiem zmierzało w ich stronę. Horror znów się odezwał, trochę drwiąc trochę ich ostrzegając. Nie zdołali go nawet drasnąć… A grupa żywotrupów była coraz bliżej.

Odstąp i przestań ze mną walczyć, to pozbawione sensu. Nie zdołacie mnie pokonać, a możecie tylko i wyłącznie na tym skorzystać - słyszał Dhali w swojej głowie. Gdy Gort uniósł topór, zamiast przyłączyć się do martwych sług Horrora, krew pociekła mu z uszu i poczuł porażający ból głowy. Nie jest łatwo opierać się sugestiom bestii - zdał sobie sprawę, że na dłuższą metę mogłoby go to zabić.

Kiro jak zwykle ratował sytuację, gwałtownym podmuchem powietrza zwalał z nóg pełznące żywotrupy, ratując druhów walczących z potworem w ładowni…

Po kilkunastu minutach walki, ich sytuacja zaczęła wyglądać coraz bardziej tragicznie. Dhali miał połamane żebra i krwawiącą ranę uda, jednak wyglądał z całej trójki najlepiej. Gort w pewnym momencie zawahał się - czy zniesie ogromny wysiłek i znajdzie tyle energii by wzmóc wściekły atak na Horrora, czy też na modłę Powietrznych łupieżców zużyje tę energię, by chwilowo zamknąć krawiące rany… Wybrał to pierwsze, i postawił wszystko na jedną kartę.

Arket zużył już całą karmiczną energię. Był zupełnie pewien, że jeden cios potwora i będzie martwy. Bronił się ostatkiem sił, jakikolwiek unik powaliłby go nieprzytomnego do stóp potwora, a to równało się śmierci.

Kiro widział swą szansę, gdy odepchnął napierające trupy dość daleko i zyskał na czasie. „Teraz albo nigdy!” - pomyślał posyłając czar lodowego łańcucha wprost na Horrora. Z rozpaczą spostrzegł jak wzorzec zaklęcia rozpływa się przed bestią nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy. „Pasje nas opuściły!” - pomyślał. Widział jak bestia masakruje jego towarzyszy, przetrącając im ramiona i miażdżąc ciosami macek.

Jednak Gort uczepił się ostatniej nadziei. Zauważył, że ciosy Horrora nie są już tak celne, a każde trafienie coraz słabsze. Stwór tryskał żółtą posoką z kilkunastu ran. I coraz rzadziej odzywał się w ich głowach. Walczył teraz o przetrwanie.

Tym razem zaklęcie Kiro się powiodło. Lodowe zwoje łańcucha skrępowały Horrora. Jednakże tuzin żywotrupów stał już przy krawędzi ładowni. Kiro widział, jak Arket pada na kolana zamroczony - nie wiadomo czy ciosem stwora, czy nadnaturalnym wysiłkiem by zrobić mu krzywdę. Widział jak topory Gorta bez szkody odbijają się od twardej skóry bestii a ciosy Dhalego są łatwo blokowane silnymi mackami. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie zdąży rzucić zaklęcia pierwszy - jego przyjaciół zasypią ciała spadających sług Horrora i w kilka sekund będzie po wszystkim.

Zdążył. Nie wiedział nawet jakim cudem i jaka Pasja mu pomogła, ale zdążył. Nim żywotrupy zdążyły zareagować, Horror padł martwy po kolejnym zaklęciu Mistrza żywiołów. Nagle wszystko ucichło i stanęło w miejscu. Jeszcze nie opadła adreanlina i jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że Śmierć stał wsparty o burtę okrętu, by otworzyć im przejście do swego królestwa.

kampania_2014/zaginione_galeony_throalu_ii.txt · ostatnio zmienione: 2017/02/11 22:57 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG