Action disabled: source

Po śladach Orrica - Farram

19.08.2015 Po wakacyjnej przerwie wróciliśmy do gry. Przerwa robi swoje i dość ciężko było wpaść w fantastyczny świat Earthdawna. Jak zwykle przy okazji było mnóstwo śmiechu, ale doskonale bawimy się w swoim towarzystwie. Gracze pchnęli bieg wydarzeń na nowe tory. Śledztwo po ponad 2 latach, to całkowita gra przypadku. Tym razem los był po ich stronie i mówiąc szczerze nic mu nie pomagałem. Scenariusz zaczyna krążyć wokół wydarzeń ze Strzaskanego Wzorca, ale to tylko tło i pretekst. Myślę, że o ile postacie dotrwają do finału - zaskoczenie będzie spore.

26.08.2015 W tydzień później bohaterowie graczy tkwili dokładnie w punkcie wyjścia. Sesja aż nadto była lekka, pełna dygresji i obłąkańczego śmiechu. Tematyka zboczyła w kierunku dla dorosłych, więc tym bardziej się ubawiliśmy. W głowie wykrystalizował mi się plan nadchodzących wydarzeń i przeszłości, której śladów szukają. Wyjście z Farram będzie oznaczać koniec radosnej eskapady i początki poważnych kłopotów

28 Raquas (lipiec) 1506 TH.

Do Farram przybyli późnym popołudniem. Właściwie to już zmierzchało. Właściwie to parowiec K'tenshinów zacumował pod jedną z 6 wież niall Vri'ouros i do portu miejskiego mieli dobre 200 metrów bystrego nurtu Węża.

Trochę zagubieni spoglądali na wschodni brzeg rzeki, gdzie wznosiły się wysokie, rudożółte mury miasta. Mury odważnie wkraczały w nurt rzeki, otwierając szeroką Bramę Wodną, niczym pysk wygłodniałej ryby. Na szybko ciemniejącym niebie rysowała się smukła i wysoka wieża, gdzieś w centrum miasta, do której przycumowano dwa, niewielkie powietrzne statki.

Za przewodnika posłużył im jeden z granatowo-łuskich t'skrangów, plączących się na pomoście okalającym wysoką wieżę niallu. Przewiózł ich na brzeg wąskim lecz długim czółnem. Z zaciekawieniem obserwowali jak walczy długim wiosłem z prądem Wężowej. Przy brzegu bylo spokojniej, ominęli rybacki port, gdzie przy drewnianym pomoście ocierało się o siebie mnóstwo kolorowych łodzi, chroboczących w takt fal rzeki. Wpłynęli pod Bramę Wodną. Niewielka zatoczka przy Dokach wręcz puchła od wyniosłych shimoram. Dhali naliczył 5 barwnie lakierowanych kadłubów. Kominy dawno już wystygły, a jaszczuroludzie krzątali się sprzątając pokłady. Mimo przedwieczornej pory, było piekielnie gorąco.

Wspięli się po przerdzewiałej drabince na kamienne nabrzeże. Za przycupniętym budnkiem kapitanatu wznosiły się ogromne magazyny. Kilkunastu krasnoludów, spoconych jak myszy, biegało z dwukółkami od magazynu, do sporej barki, usiłując wypełnić ładownie przed wieczorem. Smród był nie do zniesienia.

Gort uśmiechnął się pod nosem „Narzekali na zaduch Throalu, za to tu jest prawdziwa perrfumeria…” Źródłem smrodu była olbrzymia hałda rybich odpadków, łusek, gnijących wnętrzności, łbów i ogonów. Zapewne w pobliżu był targ rybny. A upalna pogoda, mewy i stada wielkich szczurów robiły swoje.

Czym prędzej wypytali o drogę do Łba Jaszczura. Opuścili portowe slumsy główną aleją, zapłacili pobramne przy wejściu do Dzielnicy Kupieckiej i w kwadrans byli już na miejskim placu, nad którym górowała wieża dla powietrznych statków. Plac wypełniały tłumy mieszkańców. Zapadał zmrok, lecz okolica rozświetlona lampionami, ogniami żonglerów i małych teatrzyków, wcale nie była ciemna. Dookoła placu wznosiły się karczmy i gospody wszelkiego autoramentu, a ich goście zapełniali również frontowe placyki.

Do Łba Jaszczura nie było trudno dotrzeć. Wysoki, trzypiętrowy budynek, zwieńczony szerokim dachem, z pięknie rzeźbionymi okiennicami, teraz rozwartymi na oścież. Wewnętrz było ludno. I jasno. Stolik po lewej zajmowała grupa orkowych nomadów, nieco w głębi trójka t'skrangów i elf grali w kości. Po prawej, ku ich zaskoczeniu, zasiadali imperialni żołnierze, większość ludzi i kilku elfów. Kompania towarzyszyła dostojnemu magowi, który nie zwracając uwagi na nikogo, uważnie czytał księgę dzierżoną przez niewielkiego, półmaterialnego duszka. Szli w stronę kontuaru, nad którym górował smukły, jasnowłosy elf.

Anost Doriel był wysoki. Boki głowy miał gładko wygolone, ale gęstą czuprynę wiązał w kok, który dodawał mu jeszcze kilkunastu centymetrów. Spoglądał na nich szarymi oczami. Zamówili pożądną beczułkę chłodnego piwa. I wtedy Dhali zaczał się targować… Z rozbawieniem i ciekawością, reszta kompanów obserwowała rozmowę.Wiedzieli, że Dhali trafił nie na byle fajfusa za ladą. Elf był sprytny i inteligentny. I doskonale bawił się targami. W efekcie dostali całkiem niezłą izbę na samej górze, z czterema wygodnymi łóżkami i oknem wychodzącym na wschód, na tyły karczmy, za którą na skrawku nawodnionej ziemi, służba Anosta uprawiała warzywa.

Po sutej kolacji ucięli sobie z nim rozmowę. Nie mieli wielu informacji i w sumie on był ich jedyną szansą by odkryć tożsamość Głosiciela Jaspree, o którym w raporcie wspominał j'havim Domu Neumani. Trochę ich to kosztowało. Elf zasugerował, że zapewne chodzi im o człowieka, Hebro Thulla. Ów Głosiciel dość regularnie, przynajmniej raz w miesiącu go odwiedział od kilku lat. A pytali o wydarzenia sprzed 2,5 roku…

Dowiedzieli się, że niecały dzień drogi łodzią, w stronę Mglistych Bagien, jest osada Trosk, w której żyją Głosiciele Jaspree, dbający o to, by Złoziemia nie rozszerzały swoich zgubnych wpływów. Lecz Anost sugerował inną drogę. Thull był jednym z mieszkańców Kaeru Hewdor, opuszczonego od dziesięcioleci. Z grupą odważnych adeptów, dbał o to, by w Kaerze nie zalęgło się żadne zło. Hewdor był jednym z największych Kaerów na Złoziemiu.

Ciekawą historię opowiedział im Arket. Wyszedł w końcu z roli radosnego alchemika i skupił swą wolę na magii Dyscypliny. Jego wiedza o kaerach była oszałamiająca. W Hewdor podczas Pogromu zamieszkiwało blisko 15 tys Dawców Imion. Opuścili Kaer w 1435 TH. Nim dotarli do brzegu Węża, przemierzając w zdumieniu i rozpaczy Złoziemia, zginęło blisko 3 tys dusz. Horrory, które przetrwały w tej krainie, masowo atakowały tłumy zmierzające na zachód. W końcu po 6 długich dniach opuścili niegościnne tereny i kierując się w stronę Lśniących Szczytów napotkali łodzie t'skrangów Vri'ouros. Nim Theranie przybyli do Barasawii, Farram było jako tako odbudowane, własnie przez mieszkańców Hewdor, których duża część pozostała w mieście.

Obudzili się dość późno, niektórzy ze sporym bólem głowy. Poranej wcale nie był rześki. Zapowiadał się upalny dzień, a temperatury były takie, że można było usmażyć jajecznicę, wybijając jajka na kamień połozony na słońcu. Przyjaciele mieli wiele koncepcji. Nie byli pewni dokąd udała się drużyna Orrica. Ślad z głosicielem był wątpliwy. Gort twierdził, że ich celem miały być mgliste bagna, lub starożytna Skawia.

Za radą Anosta, udali się na powrót do Doków. Przemierzając slumsy, trafili na zadbaną część nabrzeża, zwaną Małą Skawią, gdzie skawiańscy osadnicy wybudowali niewielką osadę na palach, w zatoczce, którą okalały miejskie mury.

Przysiedli się do smagłego starca, który w cieniu swojej chaty popijał aromatyczną kawę. Fuey Sanhan był zarządcą osiedla. Zwał się kapitanem. Wypytał ich o ciekawe historie i udzielił cennych informacji. Nie spotkał Orrica. Nie pamiętał, by ktokolwiek ze znanych mu kapitanów w ostatnich latach służył za przewodnika drużynie z Throalu prowadzonej przez krasnoluda Neumani. Oczywiście nie mogli być do końca pewni, Orric mógł się kimś posłużyć, albo wynająćć przez lokalnego pośrednika. Ale pomału czuli, że trop z Mglistymi Bagnami nie jest właściwy.

Wracali do karczmy w południowych godzinach. Upał wyssał z nich siły, szukali więc cienia i ochłody. Po Łbem Jaszczura spotkali miejscowego przewodnika. Tino Cruel był człowiekiem w sile wieku. Podsłyszał ich rozmowę z Anostem i zaporponował, że zaprowadzi ich do Kaeru Hewdor. Cena, jaką zaproponował była całkiem spora, 150 sztuk srebra. Nie byli do końca pewni, czy naprawdę chcą tam pójść.

Na właściwy trop naprowadziła ich ciekawość Kiro. Wietrzniak dopytywał się o miejsce z księgami. Zapewne miał na myśli bibliotekę. Jednak w Farram nic takiego nie było. W tym mieście handlu, większość ksiąg, to rejestry handlowe. Tino ich naprowadził na rodzinę administrującą miastem. To krasnoludzki ród Iskrookich, którego senior - Rilgar, był głową Rady Kupców. Jego nastarszy syn, Ceal, był Mistrzem Żywiołów i jednocześnie cechmistrzem Gildii Złotników. Wczesnym popołudniem wybrali się więc w odwiedziny. Śmiałości dodał im fakt, że córka Ceala, niejaka Kapricia, od 1503 TH jest w Throalu, prowadząc działalność handlową w Domu Neumani. Gort więc zaproponował, że złożą uszanowanie, przy okazji wspominając o historii Orrica.

Ceal przyjął ich w gościnnym pokoju, przy pięknym stole, intarsjowanym kością słoniową. Szczerze mówiąc oczekiwał korespondencji od córki, i nie krył rozczarowania. Zaciekawiła go jednak historia Gorta. Widział też w tym swój interes, współpraca z Domem Neumani była dla Iskrookich jednym z poważnych źródeł dochodów i Ceal za nic nie chciałby uchybić gościnności i pomocy. Faktycznie, znał Orrica. Żeby dopomóc poznać im szczegóły, zawezwał maleńskiego żywiołaka drewna, ujawniając swą moc.

Stworzenie zamieszkiwało w ozdobnym stole, związane zapewne jakąś przysięgą. Zapamiętywało wszelkie rozmowy, jakie toczyły się w pobliżu.Orric przybył do Ceala wraz z grupą towarzyszy i przewodniczką, na początku roku 1504 TH. W miesiącu Strassa, jak dobrze pamiętał krasnolud. Gort potwierdził ostatnią wieścią od brata był list pisany z Wyspy Trzcin, z końca 1503 TH. Orric był po części z misją handlową. ZOstawił Cealowi szereg dokumentów i plenipotencji. Tu Ceal zapytał Gorta o zgodę na ujawnienie tajemnic handlowych wobec obcych, spojrzeniem wskazując Dhalego, Kiro i Arketa. Oczywiście Gort się zgodził. Chodziło o rozwój interesów w Urupie, o inwestycje w warsztaty jubilerskie i przejęcia zdolnych czeladników krasnoludzkich z Biharj. W każdym razie Orric nie opowiadał wiele o swoich dalszych planach. Nie wspominał, że zamierza znaleźć przewodnik do Skawii. Nie mówił również nic o Mglistych Bagnach.

Za to przybył po 3 tygodniach, tylko w towarzystwie zmieszanego Ikatorna. Był odmieniony. Milczący i roztargniony. To raczej Ikatorn mówił w jego imieniu. Poprosił Ceala o pożyczkę 200 sztuk złota. Celu nie ujawnił, twierdząc że to na potrzeby misji Oka Throalu. Tak się rozstali. Na odejście, Ikatorn chciał przekazać jakąś wiadomość. Ceal widział niemą prośbę w jego oczach. Czarodziej niby przypadkiem rozlał kawę. Wstając od stołu, głośno plasnął dłonią w czarną plamę, rozbrygując kropelki na boki. Uścinął dłoń jubilera, brudząc go kawą. Jego twarz nie wyrażała nic, ale oczy wyraźnie prosiły i pomoc.

W drodze powrotnej Dhali mocno zastanawiał się nad osobą tajemniczej przewodniczki. Jeśli to była Zwiadowczyni, a tak sugerował Ceal, to mógł ją znać, lub o niej słyszeć. Intuicyjnie zaczerpnał magii swej Ścieżki… Jedno imię przychodziło mu do głowy - Arthalena. To słynna Zwiadowczyni, która przeprowadzała liczne karawany z Travaru na ziemię Theran, do Vivane i dalej. Zaczepili jeszcze Anosta, pytając go o losy Arthaleny. Zasugerował, że obecnie może przebywać w Vivane lub Powietrznej Przystani. Nie mogli więc wykluczyć, że to ona prowadziła drużynę Orrica w początkach 1504 TH…

Musieli się głęboko zastanowić co dalej począć i gdzie szukać dalszych wskazówek. Jedynym potwierdzonym źródłem wiedzy miał być Hebro Thull

30 Raquas (lipiec) 1506 TH.

Kiro niczym ranny ptaszek pobudził wszystkich w wynajętym pokoju. Otworzyli szeroko okno, chłonąc promienie słońca. Mimo porannej pory, już upał stawał się nie do zniesienia. Wiatr, wiejący od Złoziemi niósł żar i drobinki szarego pyłu. Całe niebo przyjęło żółtawy odcień, a palące słońce zasłoniła chmura pyłu.

Nim towarzysze doszli do siebie, Kiro sfrunął do ogrodu, 30 stóp niżej, w którym krasnoludzka dziewczyna zrywała dojrzałe pomidory i białe bakłażany. Uciął z nią krótką pogawędkę, wypytując o zjawiska pogodowe. Kwadrans później, objadali się porządną jajecznicą z duszonymi warzywami.

W karczemnej sali panował tłok. Większość stolików zajmowali therańscy żołnierze. Rozdziani z pancerzy i broni, wyglądali na umęczonych wędrówką i upałem. Kiro był świadkiem niewielkiej scysji między oficerem, a Anostem. Nie znając języka, oddalił się pośpiesznie, rzucając zaciekawione spojrzenia na oddział pałaszujący śniadanie. Większość stanowili ludzie i elfy. Kilka orkowych kobiet dopełniało składu. Wszyscy odziani byli w jednakowe płócienne kamizele i spódniczki, bez względu na płeć. Ślady potu i błota świadczyły, że mieli za sobą trudy nocnej podróży.

Arket, Gort i Dhlai dołączyli wkrótce do wietrzniaka. Arket, znając dość dobrze mowę Theran, nastawił uszu. Wyłowił kilka faktów. Żołnierze całą noc wędrowali w ciężkim terenie. Narzekali na brak powietrznej komunikacji i męczącą podróż przed sobą.

Towarzysze zwrócili uwagę na grupę krasnoludzkich tragarzy, która pośpiesznie pakowała rzeczy obwinięte płótnem i rzemieniami na dwukółki, ręcznie pchane wybrukowanym traktem w stronę Doków. Kiro z ciekawości skupił swą wolę i spojrzał duchowym okiem w astral… Aż go zatkała obecność zanieczyszczeń! Szaroczarne pasma skażonej energii przesycały całą okolicę. A trudem dostrzegł astralne odbicia żołnierzy (i z szacunkiem przełknął ślinę, widząc, że połowa z nich to adepci). W pakach transportowanych przez robotników, dojrzał odbicia astralne zwyczajnej broni, ot żelazny złom wojenny, przydatny w każdej armii.

Arket uświadomił mu chwilę później, że zanieczyszczenie przestrzeni astralnej może być efektem wiatru znad Złoziemi. Postanowili się rozdzielić. Gort, zamówił kolejne piwo, i osuszywszy kufel spokojnym krokiem wrócił do pokoju. Przymknął drzwi, rozdział się do spodni, usiadł na podłodze ułożywszy sobie toporek na kolanach i zaczął medytować. Po kilku uderzeniach serce, Wojownik zerwał się z niebywałą zwinnością i tańcząc na palcach nad podłogą, dziko atakował niewidzialnego przeciwnika zasypując go gradem ciosów. Czerpał magię z otoczenia, filtrując ją poprzez wzorzec swej Dyscypliny.

W tym czasie Dhali przemierzał plac zastawiony dziesiątkami straganów. Upatrzył sobie wcześniej therańską orczycę i swym sokolim wzrokiem wypatrywał jej śladów. Gdy się upewnił, że resztki błota i odciski sandałów należą właśnie do niej, użył swego magicznego talentu tropienia. Nim zaczerpnął oddechu, przed jego oczami zalśniły bladym błękitem, odciski śladów żołnierki. Chciał się upewnić, skąd przybyli Therani. Kluczył teraz między kupcami i tłumem tubylców, zaopatrujących się na cały dzień. Dhali odruchowo rozglądał się, upewniając, że nie ma żadnego ogona. Dla zasady, pogawędził z jednym z kupców i zaopatrzył się w suszony kardamon i słodziwo, ze zbrylonego, trzcinowego cukru.

Ślady przywiodły go do wysokiej wieży, górującej nad całym Wielkim Targowiskiem. Spory cień rzucał przycumowany powietrzny statek. Strażnicy nie dopuścili go jednak w pobliże. Chciał się posłużyć swymi umiejętności gładkiej mowy i wywrzeć na nich dobre wrażenie, jednakże próba całkowicie się nie powiodła. Zbyli go lekceważąco i odpędzili precz.

Kiro z Arketem włóczyli się po Targowisku. Łowca szukał handlarza zwierzętami. Wczoraj, spędzając upalne godziny w małej kawiarence, zobaczyli jaszczurki-ognioplujki. Półmagiczne stworzonka, które potrafiły spalać skrzydełka przelatujących w pobliżu owadów. Oczywiście zjadając potem ze smakiem, chrupiące resztki. Arket z całym swym orkowym urokiem, przeraził nie na żarty jednego z handlarzy, spokojnie perorując, że chce takową ognioplujkę kupić, by ją następnie wypatroszyć i zbadać magiczne narządy, jako ciekawy naukowiec z alchemicznego cechu. Awantura zwabiła w pobliże straż miejską i zapewne skończyłoby się mordobiciem i problemami, gdyby Kiro nie odciągnął krewkiego orka.

Upał był nie do zniesienia, usiedli więc w cieniu płóciennych płacht i uraczyli kawą ze słodkościami. W tym czasie Gort, korzystając z charyzmy Wojownika, chciał zażegnać złe wrażenie, jakie wywarł Arket na sprzedawcy zwierząt. Zaciągnął go do karczmy i spoił do nieprzytomności. Uśmiechał się potem pod wąsem, stawiając klatkę z ognioplujką, na łóżku Arketa. Nie próżnował. Najlepszym sposobem na pozbycie się alkoholu z krwi, było ostre ćwiczenie. Lub sen…

Dhali wracał zadowolony. Zauroczył i poderwał jedną z pracownic Mikry, znanej przewodniczki. Umówił się na wieczór z orczycą Ajrą i zamierzał wykorzystać okazję. Planował połączyć przyjemne z pożytecznym i przy sposobności miłosnych uniesień, zamierzał zaktualizować swoje mapy i dowiedzieć się jak najwięcej o podróży. Zatrzymał się przy targowej kawiarni gdzie jego kompani odpoczywali przed skwarem. Wrócili wczesnym popołudniem.

Wieczorem, Dhali wymknął się po cichu na schadzkę z Ajrą. Reszta kompanii zdrowo popijała w throalskim towarzystwie. Do Farram zawitał niewielki oddział żołnierzy Ramienia Throalu, prowadzonej przez doświadczonego weterana, Tharra Mocarną Pięść. Gort był dość mocno przejęty, słyszał wiele o sławie tego Wojownika. I czuł prawdziwą radość mogąc pogwarzyć przy stole z kimś, kto reprezentował jego ideały. Throalczyk, Wojownik, do tego szlachcic z starożytnego Domu. Ostrzegli ich o ruchach wojsk Thery, o intensywności i obecności dawnych wrogów. Tharr nie zdradził dokładne celu swej misji, ale czuł się zobowiązany podziękować za towarzystwo i przestrogi.

01 Sollus (sierpień) 1506 TH.

Dhali wrócił dopiero nad ranem. Zmęczony jak diabli, ale z błyszczącymi oczami i uśmiechem od ucha do ucha. Nie wdawał się w szczegóły, ale na milę czuć było orczy zapach potu, jakim przesiąkła jego skóra.

Zeszli na późne śniadanie i ledwo znaleźli wolne miejsce. O tej porze odpoczywało tu wielu kupców z pobliskiego targu. Dhali wysłuchał opowieści towarzyszy o kompanii z Throalu. Zaczęli planować swą podróż do Kaeru Hewdor. Tknięty przeczuciem, Zwiadowca postanowił użyć magicznych zdolności i dokładniej przyjrzeć się otaczającym go Dawcom Imion. Oniemiał, kiedy magia, ukazała mu prawdziwy obraz jednego z siedzących dwa stoliki dalej, kupców. Była to ta sama therańska orczyca, którą dzień wcześniej śledził. Wzmogło to ich podejrzliwość. Ale nie wiązali tego faktu ze swoją obecnością. Ot, Farram, miasto na peryferiach Barsawii, objęte wpływami K'tenshin, blisko szlaku do prowinicji Vivane…

Resztę dnia spędzili na przygotowaniach i zakupach. Rankiem dnia kolejnego opuścili Farram kierując się ku brzegom rzeki Iontos.

kampania_2014/po_sladach_orrica_-_farram.txt · ostatnio zmienione: 2015/09/07 11:11 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG