Action disabled: source

Plany do wyrzucenia

28.01.15 Nudziłem się. To znaczy, może nie do końca tak. Owszem byłem zajęty, fabuła była naszpikowana wydarzeniami, które kręcą się wokół postaci, ale mimo wszystko czułem niedosyt. Dlaczego? Odświeżyłem sobie lekturę Wicka i Trzewiczka „Graj….czymśtam”. Wróciłem do opisów poprzednich wydarzeń, zrobiłem sobie mapę motywów, które kierują gronem NPCów, z którymi najpewniej zetkną lub zetknęli się gracze. Każde takie zetknięcie uwalniało bańkę z wydarzeniem, z nową motywacją, która napędzała wybranego NPCa. Stworzyła się pajęczyna zależności, pełna baniek z motywami, działaniami, reakcjami i pomysłami postaci niezależnych. I chyba przesadziłem z ilością. Albo gracze byli bardziej nastawieni na role playing, niż na action driving. Tak, zdecydowanie, choć nie wszyscy, 1/4 ewidentnie się nudziła, a jak policzę siebie to 2/5 :)
Cóż, zakończyłem druga część Pachnidła finałem odmiennym od założeń. Trzecią będę realizował zupełnie innym torem. Wydarzenia przygody pobiegną zgodnie z założeniami autora. Ja się skupię na graczach, na ich historii i bańkach reakcji świata, które przebijają na każdym kroku. Tak jest zabawniej, przynajmniej dla nich. Myślę, że na kolejnym spotkaniu przestanę się nudzić.

21 charassa (marzec) 1506 TH.

Musiała wybić 9, by mieszkanie |Arketa nieco ożyło. Zmęczeni balem, alkoholem i nie ukrywajmy – stresem, nasi bohaterowie leniwie rozpoczynali dzień, obfitym śniadaniem i rozmowami o dniu wczorajszym. Godzinę później gwałtowne stukanie do drzwi przerwało im poranne lenistwo.Arket był zaniepokojony. Do tego stopnia, że nie ważył się podejść do drzwi własnego domu i otworzyć. A może był po prostu przejedzony? Na ten akt bohaterstwa zdobył się Dhali. Na ulicy, wypełnionej w tej godzinie przechodniami, tragarzami i dostawcami wszelakich towarów, stał wąsaty jegomość w purpurowej szacie, otoczony szóstką dziarskich wojowników z halabardami, odzianych w błękity Byril’ah. „Dhali Dermul o ile się nie mylę?” – zagadnął wąsaty. Dhali potwierdził i zaprosił do środka. Szlachcic jednak nie chciał wejść, jąkając się podał zawinięty w sztywne płótno i przepasany błękitną wstęgą pakunek. „Mistrz Yacus przekazuje to Waści, z uszanowaniem i wyrazami wdzięczności. Ja jestem jeno posłańcem w imieniu Mistrza…”

Kilka chwil później ze zniecierpliwieniem czekali, siedząc wokół stołu, aż Dhali złamie pieczęć i odpakuje szkatułkę z materii. Kiro już wcześniej zbadał astralne odbicie prezentu i z dumą poinformował, że szkatułka zawiera monety i ochronne zaklęcie. Dhali był nieufny. Wziął list Perfumiarza i obejrzał kolejną pieczęć, tym razem osobistą Yacusa. Uśmiechnął się, wyjął niewielki nożyk i zdjął delikatnie pieczęć, nie uszkadzając jej.

List był krótki, acz treściwy. Yacus dziękował adeptowi za uratowanie przed kompromitacją. Zaciągał dług wdzięczności i spłacał go złotą monetą. Szkatułka otwierała się na brzmienia nazwiska Dhalego, co czyniło prezent jeszcze bardziej wartościowym. Zawierała 200 złotych monet, które Dhali rozdzielił wśród przyjaciół, zachowując sobie większą połowę. Gort odmówił.

Chwilę później krasnolud opuścił mieszkanie Arketa wespół z orkiem. Sam wrócił do domu, by wziąć kąpiel i przebrać się w codzienne szaty, a Arket odwiedził siedzibę Gildii Alchemicznej, by przypomnieć Cechmistrzowi o pewnych zobowiązaniach. Czekając przed gabinetem był świadkiem dość dziwnej rozmowy rudobrodego krasnoluda z Chorcusem. Stary mistrz dobrze pamiętał o swych słowach. Certyfikat awansu czekał na wypełnienie, a nowy przydział mieszkaniowy dla orka, miał stać się faktem w ciągu kilku najbliższych dni. Korzystając z okazji Chorcus opowiedział Arketowi o pewnej księdze z formułami alchemicznymi, którą niedawno dostarczono do Wielkiej Biblioteki. Był z nią pewien problem. Nie dość, że napisano ją w therańskim języku, to zawierała ponoć pewne przepisy, których komponenty jakoby miały pochodzić z Horrorów i ich Konstruktów. Rada cechowa przegłosowała, by porzucić księgę i się nią nie zajmować. Cechmistrz jednak miał inne zdanie i postanowił do realizacji swoich planów wykorzystać awans Arketa. Ork był Łowcą Horrorów i alchemikiem. Idealna połączenie. Chorcus był przekonany, że znalazł najlepszego kandydata w całym Throalu. Żałował tylko, że kandydat nie był krasnoludem, ale renoma adepta powinna to zupełnie wynagrodzić. Przedstawił sprawę orkowi, a ten błyskawicznie podjął temat. Postanowił nauczyć się therańskiego, im szybciej tym lepiej. Z głową pełną pomysłów wrócił do posiadłości Gorta.

Pod drzwiami zastał jego siostrę wracającą na tradycyjny mado’yeh. Belori zaprosiła go do środka. Gort, przebrany i umyty zajadał właśnie kolejny posiłek więc do niego dołączyli. Opowiedzieli o wydarzeniach na balu, a Belori zaskoczyła ich informację, że Yacus był rano w Bibliotece i prosił ją o wyszukanie i dostarczenie wszelkich informacji, które mogły by pomóc osobie uniknąć klątwy złamania przysięgi krwi. Dał przy tym suty napiwek.

Wrócili do domu Arketa przed godziną 13. Kiro i Dhali nudzili się setnie oczekując przyjaciół, spóźnili się dobrą godzinę. Ale nie zdążyli uczynić im wymówek, plan na zagospodarowanie dalszego dnia powstał szybko. Wyruszyli całą kompanią do Wielkiego Targu, bacząc czy nie mają ogona w postaci szpicli którejkolwiek z frakcji. Krótko po 15 wkroczyli Bramą Bazrata wprost na zatłoczony Królewski Bazar. Nie szli skrótem na wprost. Kiro musiał zboczyć i zahaczyć o Emporarium Bucyfała. Kusił go krasnoludzki Płaszcz Zimowych Nocy. Cóż, dwa pokazowe egzemplarze były na miarę przeciętnego Throalczyka, a Kiro wzrostem sięgał nieco poniżej krasnoludzkiego pasa. Przerabianie materii w którą wpleciono esencję żywiołów to nie hop siup. Mimo szacunku, jakim darzył go Bucyfał i rabatów na jakie mógł liczyć wietrzniak, ze swoją charyzmą, wymową i prezencją, kupiec zawołał sobie równe 300 srebrników! Ale to nie lada sztuka przygotować płaszcz z lżejszej warstwy, spinany na plecach, z otworami na wietrzniackie skrzydła! Kiro się zgodził i miną cierpiącego na podagrę, zaakceptował czterodniowe oczekiwanie. Trzy kwadranse później, wchodzili już na podwórze domu Dermuli.

Do długiego wozu zaprzęgnięto 3 pary mułów. Podwórze zajęte było przez pieszy orszak zbrojnych i gromadę tragarzy. To kupiec z Jerris, Ember Badra, dobijał targu z bratem Dhalego. Weszli, nie chcąc przeszkadzać w interesach. Wershalija odświętnie ubrana szykowała się na powitanie matki. Zawrócili więc z nią pod Bramy Throalu i tam wspólnie przywitali R’ahnę Dermul. Trubadurka spędziła 3 długie tygodnie w Kryształowych Ogrodach Throalu, na lokalnym konwencie pieśniarzy i zbieraczy legend. Dzierżyła pod pachą kilka szerokich rulonów pergaminów, zapisanych notatkami… Musieli zdać relację o ostatnich miesiącach swoich przygód. Opowiadaczem był głównie Dhali i to on najbardziej podkreślał swoją rolę, przy wtórze Kiro i Arketa. Gort był ewidentnie znudzony całą tą gadaniną i historiami, których po raz wtóry musiał wysłuchiwać.

Dwie godziny później wstąpili do karczmy Dwa Palce. Kiro szybko przebrał się z odświętnych ubrań, a w tym czasie jego druhowie przysiedli się do Thargosa, ogrzewającego się w karczemnej Sali przy kominku. Mówiąc szczerze to tylko wokół trolla było wolne miejsce, reszta stołów, ław i krzesał okupowana była przez lokalne towarzystwo, zdrowo już upite o wieczornej porze.

Thargos uprzejmie zagadnięty opowiedział im o kilku wydarzeniach z ostatniej wyprawy. Przede wszystkim im się przedstawił, pochodził z Przymierza trolli, zamieszkujących Kryształowe Szczyty, z Handlarzy Żelazem. I był nie byle kim, jak młodszym bratem wodza Przymierza, niejakiego Jorwaka Miedziany Pazur. Thargos starał się raz do roku odwiedzać krewniaków. Tym razem, służył jednak za przewodnika i tłumacza. Prowadził ze sobą grupę throalskich uczonych, pod przewodem Thoma Edrulla. Skryba z Wielkiej Biblioteki zbierał materiały z całej Barsawii. Pracował nad dziełem, które zamierzał ukończyć w przyszłym roku, nad księgami, które opiszą zwyczaje i różnice wszystkich ras zamieszkujących te ziemie. Księgi miały nosić miano „Mieszkańcy Barsawii” i być zebrane w dwóch tomach opowieści. Uczony chciał osobiście zweryfikować zapisane w księdze Vrayma informacje o Kryształowych Łupieżcach, czy też tro’o’astia, jak wyrażał się Thargos. Troll opowiedział im trochę o klanie i o Theranach, którzy ostatnio zapuszczali się z większą intensywnością w głąb Barsawii.

Nim wieczór się skończył, opuścili karczmę i udali się na powrót do Throalu. W Korytarzu Bodal, dobre 20 minut od Bazaru, znajdowała się gospoda Włochaty Słoń, którą prowadził Bilmo Łgarz. To właśnie tam, dwa dni wcześniej uśmiercono młodych Ueravenów. Chcieli się czegoś dowiedzieć…
Gospoda stała na pograniczy dzielnicy wedshel i dahnat, lecz klientela wcale nie była taka uboga. Zamówili prawdziwą ucztę, kukurydziane, piętrowe placki, przekładane pikantnym, grillowanym mięsem grzmotorożca. A oczekiwanie im umilił garniec marynowanych raków. Poza tym, że wypili dwie flaszki mocnej, throalskiej brandy (Kiro osuszył pół butelki Keesris, resztę sprezentował parze wietrzniackich adeptów z Travaru, Alavie i Hadarowi), najedli się do przesytu, to poznali również od Bilma przebieg wydarzeń sprzed dwóch nocy. Obaj szlachcice przychodzili tu dość często, zazwyczaj w towarzystwie swoich konfratrów. Tym razem byli z nieznajomym człowiekiem, dość pokaźnych rozmiarów, któremu towarzyszyła dwójka innych krasnoludów. Bilmo twierdził, że przybysze na pewno nie pochodzili stąd, a człowiek miał dość chrapliwy głos, z dziwnym, landyjskim akcentem, jakby urodził się na dalekim południu. Gość wyszedł po północy, zostawiając krasnoludy mocno upite. Dwójka Ueravenów spała na stole, a dwóch towarzyszy człowieka, wkrótce opuściło lokal ledwo trzymając się na nogach. Bilmo o trzeciej w nocy usiłował obudzić szlachciców, ale ich ciała już stygły. Wezwał nocny patrol, narobił stosownego zamieszania i musiał zamknąć na pół dnia lokal, póki kapitan straży z dahnatów Bodal, nie przesłuchał go i nie wyjaśnił sprawy. Arket nie czekał na zakończenie opowieści. Wyskoczył z gospody i udał się do najbliższej noclegowni, rozpytując o człowieka, którego rysopis podał Bilmo. Nie dowiedział się niestety nic, w obu pobliskich noclegowniach, choć poznał przemiłego starca, uczonego Vulturra, rozczytanego w opowieściach o Vrennie. Na noc wrócili do domu Dhalego, szybko przemykając opustoszałymi uliczkami Wielkiego Targu.

22 charassa (marzec) 1506 TH.

Poranek obudził ich hukiem miedzianego kotła, w który waliła chochlą siostra Dhalego. Głowy im pękały, po throalskiej brandy. Nim zdążyli się rozbudzić i usiąść do śniadania, odwiedził ich gość. Krasnolud okazał się krewniakiem Udiego Navsara, zamordowanego na szlaku członka załogi Yacusa, który szpiegował dla Gandaviela. Donovan, był synem kuzyna Udiego, w trzeciej linii pokrewieństwa, a co najważniejsze…. Był Ksenomantą, adeptem IV Kręgu. Długo im opowiadał o znaczeniu stryja w swoim życiu. Musiał odnaleźć jego szczątki, i zidentyfikować mordercę. Podziwiali jego determinację i szczerze rozumieli. W rozmowie okazało się, że Donovanowi był znany Calvan Niebieskooki, ich pechowy przewodnik. Krasnolud twierdził, że spotkał go 2 lata temu, na jednej z łodzi Ishkaratów, kiedy targował się o życie swoich bliskich z tymi t’skrangami. Calvan był wówczas tłumaczem i negocjatorem… Dhali zobowiązał się opracować mapę, z zaznaczonym miejscem grobu Udiego, poprosił Donovana o rewizytę w ciągu 3 dni.

Gort i Arket opuścili Wielki Targ wracając do swoich domostw w królestwie Throalu. Gort wstąpił do Emporarium Bucyfała na Bazarze, pytając o amulet oszukania śmierci. Miał dziwne przeczucie, że kiedyś taki amulet może mu się przydać. Kupiec wycenił usługę na dobre 4,5 setki srebrników i 6 dni czekania na dostawę. Tym razem Gort podziękował. Postanowił w domu oddać się medytacjom swych magicznych talentów.

Arket tymczasem odwiedził Belori w Wielkiej Bibliotece (chciał pogadać z Yacusem, ale perrfumiarz był zajęty). Miał całkiem poważny interes – szukał nauczyciela therańskiej mowy. Dzięki poleceniom przyjaciółki, nie musiał długo czekać. Jedna z młodszych archiwistek – Aurea, znała dość dobrze ten język. Zaraz po skończeniu pracy, Arket poprosił ją pierwszą lekcję…

W tym czasie Kiro i Dhali postanowili porozmawiać z Gandavielem. Cóż, nim dotarli do domu elfa, w Korytarzach Upandala, dobre 2 godziny od Bazaru, spostrzegli, że ktoś ich śledzi. W zasadzie to Kiro spostrzegł, że mają ogon. Dhali wiele się nie zastanawiał, wskoczył do pobliskiej gospody. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnego zamieszania… ukrył się w wychodku i używając iluzyjnej magii przybrał wygląd przeciętnego, throalskiego krasnoluda. Zbliżył się do prześladowcy, czekając, aż ten ruszy. Widać było, że szpieg jest nieco zbity z tropu długim czekaniem na swoje cele… Zaczął się kręcić przy lokalu. Wtedy to zamaskowany iluzją Zwiadowca dostrzegł ślad buta szpiega… sięgnął po swoją magię i za chwilę widział już wyraźny, święcący złotem ślad stóp, po którym przechodziły dziesiątki mieszkańców podziemi. Odwrócił się doń plecami i począł iść śladem szpiega, tłumiąc ciekawość, dokąd go zaprowadzą. Kiro ukryty pod sufitem, dobre 30 stóp wyżej, zapierał się nogami przy uchwytach świetlnego kryształu. Postanowił spłatać psikusa szpiegowi. Rzucił na niego klejący czar…

Oczywiście ślady szpiega prowadziły ich dobre 3 godziny, wprost przed rezydencję Domu Ueraven, w głębokiej części Korytarzy Thandosa. Mieli nad czym myśleć. Popędzili do Korytarzy Bazrata już całkiem dobrze się orientując w głównych szlakach królestwa, choć i tak musieli zawsze cofać się do Bazaru, nie znając skrótów pięter i bocznych odnóg głównych korytarzy. Krótko przed północą spotkali się w komplecie w posiadłości Gorta. Usiedli do starożytnego stołu rodu i wymienili informacjami…

kampania_2014/plany_do_wyrzucenia.txt · ostatnio zmienione: 2015/02/04 18:28 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG