Action disabled: revisions

Nocne manewry cz.2

22.01.2021 Pierwsze spotkanie w nowym roku. Przez ostatnie 3 miesiące nie bardzo było jak się spotkać. Tym razem przesiedzieliśmy w zimnym pokoju, z powodu awarii pieca, ale grało się przyjemnie mimo dłuższej przerwy.

2 Mawag (maja) 1509 TH, gdzieś na wschodnich rubieżach dżungli Serwos i sawanny

Po tym jak przeszli pod samym nosem therańskiej fortecy, Tresseg całkowicie się zdała na rady Dhalego. Ten zaś dwoił się i troił, by zasłużyć na łaskawe spojrzenie orczycy. Prowadził okryte zasłoną iluzji plemię poprzez rzadko zalesione tereny sawanny graniczącej z gęstymi lasami dżungli Serwos. Szczęście im sprzyjało, łagodna pogoda miesiąca Mawag zapowiadała upalne lato. Jedyną bolączką były moskity, tnące niemiłosiernie przez całe dnie.

„Doradzałbym zrobienie błotnistego okładu, żeby osłonić się przed tymi uciążliwymi owadami” - zaproponował Dhali na jednej z wieczornych rozmów. Szczęściem w namiocie Tresseg, na gorących kamieniach zwykle spoczywał pęczek ziół przyniesionych przez Melwaga i dymił łagodnie odstraszając moskity. „Ile by trzeba takiego błota, żeby wysmarować jednego orka?” - zapytał kiedyś Szaman. „No gdzieś z pół kilograma” - odparł Dhali po chwili wahania. „Cóż, w takim razie potrzebowalibyśmy tonę błota na nasze całe obozowisko…” -odparł ork machając ręką - „chyba wolę jednak znosić swędzenie.”

Kilka dni później drogę zagrodziła im ściana lasu, blokująca dalsze przejście na północny-zachód. Zatrzymali się wieczorem i rozbili obozowisko. „Dhali, ustal z wodzami gdzie idziemy od rana, ja obejdę obóz i doglądne posterunków” - Gort skinięciem głowy dał znak towarzyszowi, że odchodzi. „A gdzie Kiro?!” - rzucił za nim Zwiadowca. „Pewnie z Melwagiem, szykują wieczorną ucztę dla całego obozu”.

Dhali usiadł na włochatej skórze, blisko butów Tresseg. Ta wyciągnęła długie nogi, zgrabnie opięte skórzanymi nogawicami i rozłożyła się na swoim krześle, jedynym w jej namiocie. Wszyscy jej goście zawsze siedzieli niżej, na skórach ułożonych niedbale na podłodze namiotu. Poza człowiekiem, orkowej przywódczyni towarzyszyli jej współplemieńcy, wojownik Xorwag, doradca Eldar i zwiadowca Orsin. „Cóż radzisz panie Dermul?” - zakończyła Tresseg, po tym jak każdy z nich wypowiedział swoje zdanie.

„Mamy przed sobą dobre 40 mil dżungli do przebycie. Jesteśmy nią otoczeni i jedyny wolny teren to - spójrzcie na mapę - ta luka tutaj, wiodąca na północny wschód do wąwozów Adpiae gdzie płynie Wija.” - rzekł Dhali. „Czyli musielibyśmy wracać?” - zapytała Tresseg. „W istocie. Poza tym wąwozy są zdradliwe, ściany wznoszą się w niektórych miejscach na 200 metrów ponad wartko płynący nurt. Ciężko by nam było iść skrajem wąwozów. Ryzykowne i niewygodne. Odradzam. Myślę jednak że możemy zaryzykować przeprawę przez dżunglę. Jak pokonamy ten odcinek mamy wolną drogę stepami, prosto na północny-zachód. Do podnóży Tylonów…” - kontynuował Dhali. „TO będzie trudna droga…” - zastanawiała się Tresseg. Poły namiotu się rozchyliły i weszli Gort, Melwag i Kiro. „Chyba że wspomożemy się magią i wszystko pójdzie jak spłatka.” - rzucił wesoło Kiro.

Pomysł byl szalony, ale zadziałał. Wstali przed świtem. Wraz z Melawagiem, rzucali zaklęcie Bezpiecznej Ścieżki na grupy dobytku orków i ich samych. Robili to długich pięć godzin, ale dzięki temu w jeden długi dzień plemię przebyło połowę drogi i rozbiło obozowisko w środku dżungli. Mieli plan powtórzyć to kolejnego ranka.

7 Mawag (maja) 1509 TH, dżungla Serwos na wysokości Darranis

To był bardzo męczący dzień. Kiro ledwo zipał. Praktycznie udało im się przebyć najgorszy odcinek i dookoł mieli rzednącą dżunglę i perspektywę wyjścia na stepy o poranku. Ale ciemność zapadła szybko i obozowisko pogrążyło się w ciszy. Wszyscy byli ogromnie zmęczeni, orki, ich zwierzęta i nasi bohaterowie. Kiro oddalił się trochę od namiotu i oparłszy o drzewo zaczął rozmyślać. Chwilę później sen zmorzył małego wietrzniaka.

Przez moment wydawało mu się, że w gałęziach sąsiedniego drzewa dostrzega zarys dziewczęcej twarzy. Przetarł oczy. Czyżby miał omamy? Faktycznie młoda wietrzniacka dziewczyna wyglądała zza pnia, chowając się w gałęziach parę metrów nad nim. „Co jest? Nie powinna mnie widzieć!” - pomyślał. Spróbował wejrzeć w astral ale musiał być wybitnie zmęczony, gdyż jego zmysły odebrały ledwie ogólne zarysy odbić otaczającej go flory i fauny. „Eh…” - mruknął i podleciał w górę zaciekawiony, kimże jest owa dziewczyna. Obleciał gałęzie dookoła i zawisł w powietrzu oniemiały. Dziewczyna spoglądał na niego jasnymi oczami. Miała sześcioro skrzydełek, po trzy z każdej strony pleców. Machała nimi szybciej niż ważka rozsiewając srebrne drobinki dookoła siebie. Była prześliczna, ubrana w jasną szatę. I była w bardzo zaawansowanej ciąży, Kiro ocenił że jej pora praktycznie już nadeszła…

„Kiro, mój drogi…” - odezwała się ciepłym głosem dziewczyna. „Doceniłam twoje starania o dobro i bezpieczeństwo tych orków. Twoje troski i poświęcenie i sposób w jaki starasz się dbac o nich…” Kiro zbaraniał, chwilę później dopiero zrozumiał z kim ma do czynienia i z szeroko otwartymi oczami, jak zamurowany wpatrywał się w Pasję. „Muszę cię ostrzec. Zbliża się wielkie zło, niebezpieczeństwo, które grozi tym, których chronisz. Będziesz potrzebował mocy Głosiciela, by stawić mu czoła…” Kątem oka dotrzegł ruch w gałęziach po drugiej stronie drzewa. Wyłoniła się z nich bliźniacza postać. Ta była wyższa, zgrabniejsza i bardziej dojrzała niż wietrzniacka postać Garlen, w której Pasja objawiła się magowi.

„I dlatego mogę cię obdarowac mocami Głosiciela jakie pomogą ci w tak trudnej sytuacji Kiro” - dopowiedziała bliźniacza siostra Garlen. „WYbierz moją ścieżkę, mądrości i sprawiedliwości, a obdarzę cię mocami jakie nie raz pomogą ci w ciężkich chwilach. Jesteś godnym uwagi. Jesteś sprawiedliwy i dobry. Poza tym mądrość przychodzi z doświadczeniem i wiekiem…” - Kiro jak zauroczony wpatrywał się w drugą Pasję, jeszcze piękniejszą i jeszcze bardziej kuszącą. „Ona zawsze tak mówi, kiedy zazdrości mi mich oddanych Dawców Imion” - odrzekła Garlen z łagodnym uśmiechem. „Co wybierasz w takim razie?” - zapytała druga Pasja.

„Służę mocami uzdrawiania i tak dbam o powierzone mi istoty. Nic tego nie zmieni.” - zdecydowanie odparł Kiro i się obudził. Przetarł oczy, rozejrzał dookoła i czym prędzej pofrunął do namiotu Tresseg. W środku zastał prawdziwy rozgardiasz…

„Co to było Xorwagu!?” - ostrym głosem dopytywała się Tresseg - „czy aby nie Horror wysłał tu swego sługę?!”. Wojownik był blady jak ściana. Dhali chodził od słupa do słupa próbując badać przestrzen astralną. Reszta orków była przerażona, tylko Melwag klął cicho kręcąc głową. „Kiro, chyba mamy problem!” - powitał go Dhali. Kiro wysłuchał nieskładnej opowieści Xorwaga…

„Z tego co mówi Dhali, wyglądało to na jakiegoś ducha, którego kontraktem zobowiązano do odnalezienia Xorwaga. A wraz z nim całego plemienia. W takich okolicznościach, magiczna iluzja która myli zmysły na nic się nie zda. Duch to duch. Przemierza astral, znajduje unikalne połączenia między przedmiotem a jego twórcą i tyle” - Kiro pstryknął palcami. „To nie twoja wina Xorwagu” - wtrącił się Dhali - „uczciwie wymieniłeś na wyspie trzcin swój naszyjnik, za ten sztylet i sakiewkę jak rozumiem?”. Ork był zmieszany. Skinął głową - „Zwykle wymieniam przedmioty, które zrobię na inne, których potrzebuję. Czy to oznacza, że odtąd mam się tego wystrzegać?” Kiro smutno pokiwał głową: „W rękach wprawnego maga takie rzeczy są niebezpieczne. Ale ktoś celowo musiał to uczynić. Co oznacza…”

„Kto waszym zdaniem chce waszego nieszczęścia” - wtrącił Dhali. Tresseg spojrzała wymownie na Gorta: „Albo throalski król… albo Thera”. Krasnolud się skrzywił: „Throalski król ma zupełnie inne zdanie na ten temat i nie w głowie mu szukanie zwady z plemionami orków za pozwoleniem.” „W takim razie pozostaje Thera!” - jako pewnik dodał DHali. „CO oznacza, że na jeziorze Ban, spotkaliście się z Therańskimi szpiegami.” - dokończył Kiro. Tresseg zmierzyła zimnym wzrokiem zebranych w namiocie. „To oznacza, że nas odnajdą. Czy jeśli zabije się poszukiwanego przez ducha, to jego kolejna próba się nie powiedzie?” - zapytała z groźbą w głosie. Xorwag zbladł słysząc te słowa.

„Istotnie.” - kiwnął głową Kiro - „Ale podejrzewam, że duch magicznie naznaczył to miejsce i będzie potrafił tu wrócić. Więc śmierć Xorwaga niewiele by zmieniła.” „Tego nie wiemy” - zaoponowała Tresseg - „XOrwagu, weź najszybszego konia i udaj się jak najdalej na zachód. Jedź póki będziesz mógł.” Wojownik skinął tylko głową przywódczyni i od razu wybiegł z namiotu. „Ile mamy czasu?” - zapytała. „Cóż, myślę że góra dwie godziny.” - po namyśle odparł Kiro.

8 Mawag (maja) 1509 TH, obozowisko orków w dżungli Serwos

Kiro się nie mylił. Choć zakładali, że przybędzie kila, zjawiła się jedynie bojowa, kamienna bata. Dwanaście kryształów połączonych z lustrami przeczesywało zielone poszycie gęstego lasu. Gort i Kiro przyczaili się kilkaset metrów dalej i obserwowali. Widzieli jeźdzców gryfów szybujących nad górnym pokładem barki. Orki w tym czasie były ponad dwie mile stąd. Prowadzeni przez Dhalego w bezpieczniejsze miejsce. Zwiadowca wraz z Melwagiem zacierał ślady przejścia setek stóp jak tylko umiał najlepiej.

Początkowo nic się nie dzialo, ale kwadrans po tym jak bata zaczęła nieco obniżać swą wysokość i szperać światłami magicznych reflektorów w gałęziach drzew, rozpętała się symfonia prawdziwego zniszczenia. Na polanie, którą parę godzin temu zajmowało plemię orków, rozszalało się zielone tornado, wyrywając z korzeniami drzewa, rozrywając gałęzie, darń i wyrzucając wszystko wysoko w górę. A potem ryknęły działa i ogniste kule spadły na kawałek zniszczonej dźungli, spopielając do cna to co zostało po przejściu żywiołu.. „Po co oni to robią?” - zastanawiał się Gort. „Żeby się upewnić?” - wzruszył ramionami Kiro. Gdy chwilę później bata przesunęła światła w ich stronę i zaczęłą się zbliżać, od razu podjęli decyzję. Wcześniej Kiro dał mały pokaz magii ognia, żeby odciągnąć Theran od orków. Ale prędkość powietrznego statku była znaczna i dłużej nie mogli czekać w miejscu. Uciekali więc na metalowych skrzydłach ile się dało. Nim dopadli skraju lasu, miejsce w którym byli zagotowało się od ognistych kul. Godzinę później bata prostym lotem podążyła na zachód. Gort czujnie wyglądał dokąd leci. „Chyba ścigają Xorwaga.” - rzucił z przekąsem. „Musimy powiedzieć o tym Tresseg. I to jak najszybciej.” - odparł Kiro.

Świtało. Kiro drzemał w namiocie, obok trójki orków. Dwoje z nich było żoną i synem Xorwaga. Trzeci zaś - jego przyjacielem. Wszyscy podarowali mu przedmioty zrobione własnoręcznie. Przedmioty, które zwykle zawsze nosił przy sobie. Gort i Dhali, mimo ogromnego zmęczenia czuwali. Postanowili urządzić pułapkę, gdyby Theranie ponownie wysłali ducha. I pomysł się sprawdził.

Krótko po pierwszym brzasku, w namiocie nad trójką śpiących orków zaczęło gęstnieć mgliste powietrze. Sekundę później wyłonił się obłoku mgły niewielki pękaty kształt z małymi nóżkami i długaśnym nochalem. Gort zebrał się w sobie, zacisnął dłoń na rękojeści magicznego topora i wystrzelił do przodu rąbiąc zaskoczonego żywiołaka i strącając go na ziemię między śpiących. Dhali wyszarpnął miecz, krzykiem budząc Kiro. Ruszył by dobić stworka, ale w chwili gdy uniósł w górę Poranek Vandgaldenów zamarł skonfundowany. Zapomniał przez moment co miał zrobić. Zaczął się rozglądać po namiocie z ogłupiałą miną.

Na szczęście Kiro momentalnie oprzytomniał i spętał swą mocą ducha żywiołu. „Stop! Odstąpcie. Ja się z nim rozmówię.” - odesłał przyjaciół. Orkowie zerwali się na nogi zbudzeni krzykami. Odskoczyli pod ściany namiotu obserwując wydarzenia. A Kiro rozpoczął negocjacje. Nic nie zrozumieli z jego przedziwnej mowy. Ni to szumiał, ni to kląskał, czasem zagwizdał. W końcu żywiołak zniknał, a Kiro usiadł wyczerpany. „Co mu obiecałeś?” - westchnął Gort. „Nie pytaj. W każdym razie wróci do swego pana i wskaże miejsce dobre 40 mil na wschód od nas.” - odparł Kiro. „Chodźmy więc do Tresseg się naradzić.”

25 Mawag (maja) 1509 TH, zachodnie brzegi rzeki Serwos, sawanna

Tresseg spoglądała na południe, 20 mil od miejsca w którym się zatrzymali, wznosiły się wysokie szczyty Gór Tylońskich. Ich dawna ojczyzna. Tresseg planowała obejść góry od południa przekraczając rzekę Tylon w okolicach Daiche. Dhali dotrzymał słowa, nie minął miesiąc a oni osiągnęli Tylony. Była zadowolona. Zsiadła z grzmotorożca. „Mniemam, że osiągnęliśmy o miejsce, w którym nasze drogi się rozejdą?” - zapytała.

Gort skinął głową, spoglądając na Wieżę Złudzeń spoczywającą w wysokiej trawie. „Muszę sie wam przyznać, że z początku wierzyłam, że łatwo was wykorzystam i wystrychnę na dudka. Jak spotkaliśmy się u Dziekan Kolegium Pnącza i usłyszałam, że chcecie naszego artefaktu, ale nic o nim nie wiecie, byłam pewna swojej przewagi” - kontynuuowała Tresseg. „Ale gdy zobaczyłam jak Kiro zmienia się w ogromnego chmuroptaka, jak z łatwością przenosi tę wielką konstrukcję i jakimi mocami dysponuje, chroniąc i dbając o nasze plemię… Zrozumiałam, że to ja zostałam wyprowadzona w pole. Poza tym… mam głęboki szacunek do ciebie MIstrzu Żywiołów. Chciałabym, żebyś pozostał z nami i pomagał nam budować nowe królestwo Kara Fahd. Byś wspierał Żelazną Pieść. Jesteś naszym przyjacielem i nasze namioty zawszę będą dla ciebie otwarte.”

Kiro uśmiechnął się, podleciał bliżej i głęboko ukłonił. „Dziękuję. W innych okolicznościach pewnie bym skorzystał. Niestety wespół z druhami mamy poważne zobowiązania i musimy załatwić sprawy, które przysięgliśmy wykonać.”

„Tobie również dziękuję Dhali Dermul, wykazałeś się wiedzą i czujnością. Cieszę się, że pod twoim przewodnictwem dotarliśmy aż tutaj. I nie straciliśmy po drodze nikogo.” - ukłoniła się z szacunkiem. „A dzięki tobie Gorce Neumani, zmieniłam nieco moje zdanie o krasnoludach z Throalu. Jesteś dzielnym throalczykiem, honorowym. Dla ciebie i Dhalego zawsze znajdzie się miejsce przy naszych ogniskach. Nie zdajecie sobie sprawy, ale wszyscy postępujecie według wielu nakazów Drogi Djoto. To budujące. - skinęła dłonią na dwóch wojowników, którzy postawili skrzynię przed Gortem. Ten pytająco spojrzał na przywódczynię. „900 medalionów. Mogą się wam przydać jeśli będziecie używać Wieżę Złudzeń.” - wyjaśniła Tresseg.

„Jak ustalimy okoliczności zwrotu artefaktu?” - wspomniał Dhali. „Mam nadzieje, że dostarczycie ją z powrotem do Kara Fahd”- mruknęłą Tresseg. „Czy do roku na zwrot wystarczy?” - zapytał Dhali. „Wolałym nie, czas do końca tego roku powinien wam wystarczyć…” - zaoponowała orczyca. Dhali spojrzał na Gorta. Ten kiwnął głową: „Zgoda, rok nam wystarczy. W zwracając Wieżę, może przywieźlibyśmy ambasadorów?” - dopytał krasnolud - „Throal chętnie nawiąże stosunki dyplomatyczne z Kara Fahd. Myślę, że jego wysokość król Neden, chętnie przyjmie na dworze wysłanników waszej przywódczyni, nie wahaj się o tym wspomnieć.”

„Tak też uczynię. Wspomnę Kratis Gron twoją propozycję krasnoludzie. Dawno nie byłam wśród plemion w naszej nowej ojczyźnie i nie wiem jakie teraz panują nastroje, ani jakie frakcje polityczne wiodą prym. Ale obiecuję porozmawiać z Kratis na ten temat.” - odrzekła. „Jeszcze jedno.” - wtrącił Wojownik - „mieliśmy przyjaciela, adepta - orkowego Łowcę Horrorów imieniem Arket. Wiem, że przyłączył się do budowania Kara Fahd. Niestety, spotkała go śmierć. Jestem tego pewien. Nie wiemy jednak co się z nim stało, ani w jakich okolicznościach zginął. Żadnych wieści. Czy mogłabyś rozpytać o niego? I wysłać do mnie choćby strzępy informacji?” - Gort spojrzał jej w oczy zadzierając głowę. Tresseg skinęłą twierdząco. Godzinę później się rozstali.

2 Ghamil (czerwiec) 1509 TH, wyspa Domu Trzcin na jeziorze Ban

Obchodząc sprężyste korytarze biblioteki, Kiro podziwiał sposób w jaki t'skrangi dbały o historię i dorobek ich kultury. Istotnie, Chikkiri Pandalon był legendarną postacią Domu Trzcin. Poznał szczegółowo jego historię i opowieści o magicznym dorobku. Teraz jedynie fruwał od obrazu do obrazu przyglądając się artystycznym wyobrażeniom maga. „Chyba czas wracać do Gaju Almarran. Pożegnam się z Jeeboo i resztą znajomych, i ruszymy do południowego portu szukać transportu do Urupy. A po drodze będę miał czas by dostroić się do mojego chowańca.”

W tym samym czasie.

Endora Drozdeck z zainteresowaniem kiwała głową. „Proszę, proszę” - uniosła wysoko brwi - „Gort Neumani proponuje wymianę ambasadorów królestwu orków?! Któż by pomyślał. Młody Mefrah bierze się za politykę? Miałam go za niezbyt rozgarniętego osiłka. Dumnego, upartego choć honorowego. A tu taka przedsiębiorczość?” Dhali rozłożył ręce: „Cóż mówię tylko tak jak jest, nie dodawaj swoich komentarzy do raportu dla Sola. Mogłyby zaciemnić obraz. Gort jest uparty, ale to kawał … hmm, porządnego krasnoluda. Zapisałaś szczegóły o tej therańskiej bacie?” Endora się skrzywiła: „To chyba oczywiste. Jeśli dostarczycie ten pięćdziesięcioletni wrak …” „Kiedy dostarczymy, moja droga, nie jeśli” - zdecydowanie przerwał jej Dhali. „Cóż, KIEDY dostarczycie ten okaz do Throalu, może on mieć kluczowe znaczenie w przepracowaniu strategii walki powietrznej. Ale… nie licz piskląt zanim się nie wyklują.” Dhali spojrzał na nią dziwnie: „Że co?” Endora się uśmiechnęła pod nosem: „A nic, takie t'skrangowe porzekadło. A po co wy w sumie do tej Urupy płyniecie?” Dhali wzruszył ramionami: „Sprawy prywatne. Gort ma tam jakieś interesy, ja muszę odwiedzić siostrę, a Kiro… cóż Kiro nam towarzyszy i bardzo chce ujrzeć słynną magiczną Błękitną Różę.” „Toś mnie zadziwił Dhali. Nasz tajny kandydat na przywódcę Kręgu Mistrzów Żywiołów JKM chce zacząć się bawić w tropiciela Horrorów?! Skąd takie zainteresowania?” - Endora poprawiła się na fotelu i zaproponowała Dhalemu drugi kielich wina. Nie odmówił.

„To dla mnie nowość, skąd ten pomysł. Runewind się starzeje?” - zapytał. Dziewczyna przekrzywiła głowę: „Ciekawość ubiła jub-juba Dhali.” Zwiadowca prychnął: „Nie częstuj mnie v'strimońskimi porzekadłami tylko gadaj prawdę jak szpieg - szpiegowi!” „To może najpierw ty odsłonisz rąbka tajemnicy, co z tą prywatną wyprawą do Urupy?!” - podniosła głos i użyła magii. Dhali zmarkotniał: „W porządku. Moja wina. Nie złość się. To prywata. Ktoś załatwił mi szwagra w ciemnych uliczkach Żelaznych Szponów. Siostrę potem źle potraktował magistrat o ile dobrze o rozumiem i wyrzucili ją z mieszkania, mimo, że Aghito był na służbie Straży Miejskiej. Coś mi tu nie gra. Chcę to sprawdzić.” Endora pokiwała głową i nalała Zwiadowcy trzeci kielich: 'Masz zdecydowanie za dużą rodzinę, która ci sprawia zdecydowanie za dużo kłopotów. Mało ci tej historii z ojcem bratem i utratą dziedzictwa?” Dhali zacisnął usta i odwrócił wzrok. „Co do Runewinda - staruszek jest w porządku. Ale to już inne pokolenie Dhali. Poza tym pochodzi z Domu Mikul. Znasz poglądy Curticii. Wiesz jaka to twardogłowa baba. A on jest jej bliskim kuzynem i ma wpływy na politykę Kręgu. Kiro jest młody, gniewny, czasami nieobliczalny. Jest pod wpływem Gorta, a wiesz jak młody Mefrach jest zapatrzony w Nedena. Sol twierdzi, że Kiro byłby najlepszym wyborem na czas wojny.” „WOjny?! O czym ty mówisz Endora?!” - Dhali aż wywrócił pusty kielich. „Wiesz, kiedy ciskasz piorunem, możesz zaginąć w burzy…” - Endora z namysłem i ostrożnie postawiła kielich na stole. „Swoją drogą, kobieto - udzieliłem ci tylu informacji, a jestem w potrzebie. Jestem spłukany do cna. Nie chcę ponownie prosić Gorta o pożyczkę, a sama podróż do Urupy wyniesie 25 srebrników od łebka! Podziel się zasobami…” - dodał Dhali. „Podziel się, podziel się!” - Endora go przedrzeźniała doskonale naśladując akcent i intonację. „Dobra, łap” - rzuciła mu sakiewkę. Zważył w dłoni, rozluźnił rzemień i zajrzał do środka: „Tylko tyle?” - skrzywił się niezadowolony. „Czego chcesz? 50 srebrników to mało? Jak potrzebujesz więcej, to okradnij kogoś. Mam cię uczyć?” - parsknęła na znak zakończonych targów.

Kolegium Pnącza

Gort usłyszał dokładnie to czego oczekiwał. „Powiadacie Pani Dziekan, że zaopatrzenie południowych wiosek w zasadzie jest gotowe? To dobre wieści. Wiedziałem, że pomysł z Niewielkimi Marzeniami to majstersztyk! Teraz tak, po południu wyruszamy do Urupy. Zabawimy tam kilka dni zapewne i jak wrócimy, chciałbym żeby po waszej stronie wszystko było gotowe.” - spojrzał na staruszkę. Ta wypuściła kłąb dymu i odłożyła fajkę: „Shimoram i załoga będzie do waszej dyspozycji. Wywiążcie się z umowy, jak dotrzecie do podziemi Throalu. Tym mocniej przyczyni się to do zacieśnienia naszego wspaniałego sojuszu. A ja” - dodała z namysłem - „nie zawaham się szepnąć słówka Shivalahali o waszym udziale i znaczącej roli.” Gort pokraśniał z zadowolenia słysząc to pochlebstwo.„Jestem zobowiązany, Pani Dziekan.” - wstał, ukłonił się głęboko i wyszedł z komnaty.

Godzine później, Czerwony Grzebień

„Spkowani? Gotowi do drogi?” - dopytywał się Gort. Kiro przysiadł na wiszącym pod sufitem wygodnym hamaczku. I pokazał Gortowi niebieski język. „Piłeś nalewkę T'shtar?” - Dhali westchnął z bezradności. „Oj tam, malutkiego rozchodniaczka” - wietrzniak wzruszył ramionami. Tawerna o tej popołudniowej porze była dość zatłoczona. Właścicielka poprosiła młodą S'lawre by ją zastąpiła za kontuarem i wyszła pożegnać się z przyjaciółmi. „To ile jesteśmy ci winni?” - zagadnął Gort. „45 za waszą trójkę, za noclegi i śniadanie. Nie policzę tych Kirowych rozchodniaczków. Niech wam wyjdą na zdrowie” - puściła oko do wietrzniaka. Gort wręczył jej sakiewkę, spojrzał na druhów i pogroził im palcem: „Z wami się policzę później.” - obrócił do t'skrangowej kobiety. „Dziękujemy za gościnę. I świetną kuchnię T'shtar. I najlepszy pokój z widokiem na jezioro. Niech ci Pasje sprzyjają.” - uścisnął jej rękę.

Wynajęli niewielką tratwę, która cumowała w głównym kanale Wyplataczy Koszy zaraz pod progiem Czerwonego Grzebienia. Wioślarz klucząc kanałami zawiózł ich do Południowo-Wschodniego Portu. Tam zaczęli rozpytywać o transport do Urupy. „Macie dużo szczęścia, Rozpruwacz Fal właśnie kompletuje pasażerów. Spieszcie się jeśli chcecie się załapać na rejs!” - poradził im jeden z marynarzy.

Rozpruwacz Fal był trzypokładowym parowcem V'strimonów napędzanym ogniowym silnikiem. Dowodził nim kapitan T'reot, którego przelotnie tylko poznali wpisując się do księgi pasażerów jak im polecił bosman, szczupły i wysoki t'skrang Osewele. Dostali wspólną kajutę na najwyższym pokładzie. Była co prawda dwuosobowa, ale na miarę t'skrangów. Więc Gort, Dhali i Kiro pomieścili się w niej bez problemu. Zdążyli się przebrać, zająć koje i zawinąć w koce. „Kiro może jakieś wieczorne nauki? Kołysanie łodzi i buczenie silnika wpływa na mnie usypiająco” - rzucił Gort moszcząc sie na podusze wspartej o drewnianą ściankę. Kiro z dramatycznym wyrazem na twarzy wyciągnął sporą butlę zza pazuchy: „Tadam! Nalewka T'shtar. Dała mi ją w prezencie!” - zwycięskim wzrokiem spojrzał na przyjaciół.

kampania_2014/nocne_manewry_ii.txt · ostatnio zmienione: 2021/01/31 16:31 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG