Action disabled: source

Kwestia zaufania

12 stycznia 2017. Moim zdaniem to jedna z najtrudniejszych mini-przygód w całej kampanii. Rozłożyłem ją na dwa etapy. Z pierwszym - gracze poradzili sobie nadzwyczaj dobrze. Nikogo przy okazji nie poturbowano, a przemierzanie Barsawii lotem, a nie na własnych nogach chyba już im weszło w krew. 16 luty 2018. Etap drugi - przyznam że mnie gracze zaskoczyli. Dobrze się przygotowałem bo główny antagonista drużyny - Jada Denairasta ma taki wachlarz mozliwości, że zadowoli każdego MG. Tymczasem gracze zupełnie dobrze poradzili sobie z zadaniem…omijając przeciwnika. Stary dobry sposób włamywaczy „na śpiocha” udał sie tym razem nadzwyczaj. Przyznaję, dla mnie było frustrujące, ale za to gracze mieli niezły ubaw.

06 Charassa (marzec) 1508 TH, Throal

To już były ostatnie chwile w Dwa Palce, nim mieli wyruszyć ku przygodzie. Kiro ostrożnie pakował dodatkowy eliksir leczenia, który kupił „na wszelki wypadek” i zastanawiał się, gdzie upchnie 3 drewniane figurki Runewinda. Te, przezornie zamówił od mistrza, na wypadek potrzeby kontaktu lub zaadresowania przesyłki z pomocą duchów żywiołów. Generalnie czuli się dobrze przygotowani.

Zaraz po śniadaniu opuścili karczmę i udali się traktem królewskim ku bramom Wielkiego Targu. Dhali od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Śledziła ich grupa krasnoludów. Sądząc po strojach i fryzurach, rodowici Throalczycy. Gort zaczał się wkurzać. „I tak musimy za miastem skręcić na zachód, ku podnóżom górskim, tam Kiro rzuci na nas skrzydła i znikamy czym prędzej. Idźcie ku bramom, a ja się na moment wrócę rozmówić z tymi fajtłapami…” - rzucił krasnolud. Kiro nawet nie protestował. Godzinę późnej, już kilka mil od traktu, Gort ich dogonił. „I?” - rzucił Kiro. „Ueraveni” - odparł Gort - „nic nowego, mogą sobie teraz nas sledzić do usranej śmierci. Kiro, dawaj te skrzydła a ty Dhali kieruj gdzie mamy lecieć do diaska!”.

Podróżowali szybko, unosząc się kilkaset metrów nad wzgórzami porośniętymi bujną trawą. Zatrzymali się tylko ze dwa razy, starając się nadrobić jak najwięcej mil, zmierzając prosto w stronę jeziora Vors. Wkrótce nadciągnął zmierzch i noc.

Zatrzymali się nieopodal sporego stawu, który wypatrzyli z góry jeszcze nim zapadł zmrok. Po jego drugiej stronie spostrzegli namioty orkowych nomadów i kilka niewielkich ognisk. Postanowili, a raczej Dhali postanowił kierowany wrodzoną ciekawością, zbliżyć się do grupy i próbować do nich przyłączyć. Przy okazji miał nadzieję, że orkowie napotkali po drodze karawanę Yamina, której przewodzili Dorba i Volpus, dwaj doświadczeni pracownicy trolla.

Wyszła im na przeciw para adeptów. Kiro spoglądał w przestrzeń astralną usiłując ocenić ich potęgę i potencjalne ryzyko. Ku swemu zdumieniu dostrzegł małego orka, a raczej jego nadzywczajne astralne odbicie. Malec nie mógł być adeptem z całą pewnością, ale nosił w sobie spory potencjał i już mógłby władać magią, gdyby tylko zechciał.

Wodzem tej niewielkiej grupy był Galagan Północny Wiatr, adept Kawalerzysta i jego małżonka Oldana Cios Włóczni, również adeptka ścieżki Wojownika. Byli przyjaźnie nastawieni i chętnie zaprosili ich do swego ogniska. Noc upłynęła im na wielkiej uczcie, którą magicznie wyczarował Kiro i na długich opowieściach o przygodach, które snuł Dhali aż zachrypł całkowicie. Wówczas godnie zastąpił go Gort.

Kiro ku uciesze dzieciaków, zrobił im ogromną ślizgawkę używając zaklęć Gołoledzi a potem zabawiał sztucznymi ogniami, jakie tylko Mistrz Żywiołów może wyczarować. Z całą pewnością ten orkowy klan zapamiętał bohaterów na długie miesiące. Kiro wypytał również chłopca, małego Orevika, syna wodza, o jego zdolności. Chłopiec oczywiście od razu chcial pójść na nauki i zostać magiem, i móc robić to samo co Kiro. Jego orkowa natura dyktowała mu by żył tu i teraz, skoro więc pojawiała się możliwość robienia cudownych rzeczy, chciał je robić od razu. Kiro w głębi duszy chętnie wziąłby Orika Rozjemcę, jak zwali malca najbliżsi, na ucznia, ale cel ich wyprawy wiązał się z niebezpieczeństwem, poza tym żal by mu było rozdzielać małego chłopca od rodziców. Jeszcze miał na to czas…

07 Charassa (marzec) 1508 TH,

Gort i Dhali kurczowo trzymali się potężnych łap olbrzymiego orła. Mieli prawdziwe szczęście. Rankiem, po opuszczeniu orkowego obozu wyruszyli na północny-zachód mając nadzieję przechwycić karawanę i spróbować odbić przesyłkę. Pogoda była dość nieprzychylna i wieczór spędzili na samotnej, wysokiej skale. Natrafili przy okazji na ogromne gniazdo jakiegoś ptaka. W promieniu kilku metrów, u podnóża skały rozrzucone byly kości zwierząc, nie całkiem małych sądząc po rozmiarach czaszek. Kiro wygrzebał z suchego zielska i kości długie szaroczarne pióro. Zacierał ręce na myśl, że może je użyć do swojej magii. I zaiste, przemiana jaka nastąpiła była zaskakująca dla wszystkich. Ptaszysko, w które magicznie zmienił się Kiro było olbrzymie. Kilkanaście metrów rozpiętości skrzydeł, potężne pazury i wielki dziób… Wzbili się parę setek metrów ponad ziemię. Gdyby nie płaszcz zimowych nocy, Gort zamarzłby na kość.

Szybując między chmurami, mieli całkiem wyraźny widok szlaku i samej Wężowej upstrzonej dziesiątkami plamek - t'skrangowych łodzi. Wypatrzyli też długi szereg wozów karawany, z tej wysokości wyglądający jak małe mrówki noszące ziarna zbóż na swoich rudych karkach. Postanowili ją wyprzedzić i zbliżyć się nocą na przeszpiegi. Obniżając się ku rzece dostrzegli wysokie pióropusze czarnych dymów bijące w niebo z nadbrzeżnych zarośli.

Była to niewielka wioska, zapewne rybacy utrzymujący sie przy życiu dzięki bogactwom Wężowej. Teraz to zaledwie szczerniałe ściany i kikuty kominów. Piasek nadbrzeżny zabarwiony był na czerwono, wśród trzcin i przy drewnianym pomoście pływało kilka ciał pomordowanych wieśniaków. Kiro fruwał nad ocalałymi z pożaru domami przeglądając ściany astralnym wzrokiem. Nie widział nikogo żywego.

W ostatnim budynku, praktycznie przytulonym do gęstych krzewów, dostrzegł dwa astralne odbicia dwojga ludzi. Jak okazało się chwilę później, była to para starszych rybaków. Udzielili im wszelkiej dostępnej pomocy, uzdrawiając i dodając magicznie otuchy.

Wioska nazywała się Kleshor. Zamieszkiwali są głównie ludzie. Ale znajdowała się pod „opieką” Ishkaratów i wieśniacy zmuszani byli regularnie do płacenia wysokiego bakshevas pod lada pretekstem. Napady t'skrangów stały się tak uciążliwe że trudno bylo im wyżyć. W końcu przestali płacić, za co wczoraj ponieśli dotkliwą karę. Ishkaraci wybili osadę i spalili domostwa. Rybak mówił, że znali pirata, który dowodził załogą. To kapitan Atri dowódca parowca Volgar, bliski współpracownik V'sigara Ch'othobi - namiestnika tego odcinka rzeki aż na wschód do Kaeru Eidolon, który należał już do Syrtisów i elfów. Para prosiła również, by odnaleźli ich córkę. Atri uprowadził ją, zapewne by sprzedać w niewolę Theranom. Ich drugie dziecko - dorosły syn Ondaron, mieszkał z rodziną w Eidolon i szczerze służył Syrtisom w pilnowaniu Wężowej przed zakusami Ishkaratów.

Rybak był przekonany, ze t'skrangi popłynęły w górę rzeki do sporej osady Ishklamaz. Tam wyraźnie swą obecność podkreślali Ishkaraci. Adepci pomyśleli, że być może tam mogą spotkać V'sigara. Zaopatrzyli staruszków i wyruszli w drogę by wyprzedzić karawanę.

Łatwo podkradli się pod spory obóz. Ludzie Yamina byli naprawdę dobrze zorganizowani i mieli również przyzwoitą ochronę. Niestety, długo badali obóz, zważając również na strażników, ale szkatułki wypatrzeć nie zdołali. Na wozach było kilkanaście magicznych kuferków, ale nie mogli zgadywać co w nich jest. Postanowili zagrać bardziej otwarcie, jako wysłannicy Yamina. I podstęp udał się znakomicie.

Przy okazji spędzili udany wieczór, ugoszczeni przez Volpusa i jego ludzi. Poznali również adeptów z ochrony karawany, parę elfów Vethandila i Athlasię, Wojownika i Fechmistrzynię. Gort - już nad ranem - dowiadując się że para wraca do Eidolon, poprosił ich o wizytę w Kleshor i odprowadzenie pary rybaków do Eidolon. Dowiedzieli się od krasnoludów, że 4 dni temu, w osadzie Prot, oddali szkatułkę przeznaczoną dla V'isigara do jego rąk własnych. Wiedzieli już, że pomysł inflitracji karawany i kradzieży spalił na panewce. Rankiem wyruszyli więc do Ishklamaz.

09 Charassa (marzec) 1508 TH, Throal

Osada zrobiła na nich spore wrażenie. Tłumna karczma, w t'skrangowym stylu zanurzona w wody Wężowej, wyrastała kilkoma piętrami w górę. Nabrzeże doskonale utrzymane i zapełnione po brzegi t'skrangowymi parowcami. Rynek otaczały kramy i sklepiki. Obkupili się więc w drobiazgi i błyskotki, przejrzeli cumujące okręty i chcieli ruszyć do karczmy. Zauważyli jednakże na pokładzie jednej łodzi dziewczynę, podobną z opisu do poszukiwanej córki rybaków. Zadziwiło ich że spokojnie przemierzała pokład w towarzystwie t'skrangów w żaden sposób nie przetrzymywana siłą. Gdy Kiro później próbował astralnie wyszpiegować pokład, nie dostrzegł nigdzie kobiety. Za to dostrzegł odbicie adepta - mężczyzny. To napawało go podejrzeniami. Podzielił się tym z przyjaciółmi. Co więcej, dostrzegli czarny parowiec cumujący do przystani i ważnego t'skranga w otoczeniu czwórki ochroniarzy. Bez dwóch zdań musiał to być namiestnik V'sigar. Ale głupotą byłoby bez motywów rzucać się na niego, gdy wokół było kilka dziesiątek ishkarackich marynarzy. Postanowili odpuścić. Wejść do portowej tawerny, posłuchać plotek, obejrzeć osadę i przenocować w karczmie z dala od rzeki. Dhali przy okazji nauczył się t;skrangowej mowy korzystając z magii Zwiadowcy. Tak się dowiedzieli plotek o Rzecznej Perle, reprezentacyjnej łodzi Ishkaratów, na pokładzie której miał gościć specjalny wysłannik. Zaczęli podejrzewać, że V'sigar oddał przesyłkę Jadzie, a ona sama własnie gościła na Rzecznej Perle.

10 Charassa (marzec) 1508 TH, Ishklamaz

Jak tylko potwierdzili, że Rezczna Perła odpłynęła 3 dni temu w górę rzeki, bez wahania opuścili Ishklamaz. Nie mieli jakiegoś wielkiego planu, przede wszystkim chcieli odnaleźć statek, a potem zastanowić się co dalej. Dzięki magii Kiro, który ponownie przemienił sie w ogromnego orła, błyskawicznie przenieśli się nad jezioro Vors i z ogromnej wysokości lustrowali rzekę i siedzibę Ishkaratów. Jasna kropeczka oddalająca się od centralnej wysypy z całą pewnością mogła być Rzeczną Perłą, więc obniżyli lot i przyjrzeli się rzece bliżej. Zyskując pewność, poszybowali na zachód, ku górom Skolskim, by tam oczekiwać na przybycie statku w miejscu, które uznają za dogodne.

Przed wieczorem wylądowali wśród stromych zboczy, kilka mil na północ od ogromnego zakola Wężowej, która serpentynami omijała skraj górskich łańcuchów i zmierzała do tonącej w mroku Doliny Leśnych Głębi. Gdy Dhali i Kiro badali okolicę i przygotowywali obóz, Gort postanowił skupić się na medytacji nad swoją sztuką walki, by stać się jeszcze bardziej skutecznym Wojownikiem.

11 Charassa (marzec) 1508 TH, góry Skolskie

Ranek przebudził ich łoskotem i hukiem kamiennej lawiny. Z zaciekawieniem, ale też z bezpiecznej odległości przyglądali się stadu dziwnych zwierząt, przypominających grzmotorożce z sawanny, lecz zwinnie przemarzających granie skalne. Odbiegały one barwą umaszczenia od grzmotorożców, ich skóra pokryta była purpurowo czarną łuską, i wydawały się nieco większe i masywniejsze w swej budowie. Przedpołudnie spędzili spokojnie, na przygotowaniach i obmyślaniu planu. Zakole Wężowej miało tu ponad 300 metrów szerokości, i tylko środek rzeki był odpowiednio głęboki by parowce mogły płynąć bez przeszkód. Brzegi, zarówno ten od północnej strony, zarośnięty trzciną i graniczący z jodłowym lasem i zaroślami podgórskimi, jak i ten południowy, piaszczysty i częściowo pokryty wysoką trawą stepową - raczej nie nadawały się do bezpośredniego cumowania. Myśleli, by próbować ograniczyć drogę wodną, ale żadna sensowna idea nie przyszła im do głowy. Pasje sprawiły jednak, że los się do nich uśmiechnął.

Późnym popołudniem, Rzeczna Perła pojawiła się w zakolu Wężowej. Majestatycznie zmierzała w górę rzeki, celując smoczym dziobem w podgórskie zarośla. Zdumieli się, gdy parowiec wpłynął na płytszą wodę i zarzucił kotwicę, a dwie łodzie wypełnione t'skrangami odbiły od statku i ruszyły w kierunku brzegu. Dwie godziny później, grupa Ishkarackich żołnierzy pojawiła się z jeńcami na brzegu. Kilku z nich ścięto i ciała dostarczono na pokład Rzecznej Perły. Bohaterowie zachodzili w głowę co mogło być przyczyną takiego działania. Intuicja podpowiadała im ksenomancką magię. Kiro przybrawszy postać sokoła, późnym wieczorem zaczął krążyć na linią wody, by astralnym wzrokiem zinfiltrować statek. Podzielił się z przyjaciółmi tym co odkrył. Faktycznie, Jada była na górnym pokładzie w reprezentacyjnej kajucie. Faktycznie przygotowała zaklęty krąg w kajucie sąsiedniej. I faktycznie zawiesiła magiczną pułapkę na swoich drzwiach. Strażników nie potrzebowała, bo nikt z t'skrangów się nie kręcił na mostku przed jej kajutą. Czuła się więc pewnie i bezpiecznie, a magia była jej jedyną ochroną. I faktycznie w jej komnacie znajdowała się magiczna szkatułka, której zawartości mogli się jedynie domyślać. Ten brak przezorności legendarnej członkini Powierników Zaufania postanowili wykorzystać na swą korzyść. Czekali na północ. Głównym bohaterem miał być Dhali. W jego magii i umiejętnościach pokładali największe nadzieje.

Pod osłoną nocy, na wyczarowanych skrzydłach podfrunęli bezszelestnie do rufy łodzi. Wspięli się po kole łopatkowym i przycupnęli na dachu kajuty, lustrując bacznie okolicę. Dhali bezszelestnie przekradł się pod drzwi - nikt nie byłby w stanie usłyszeć jego kroków. Gdy chwycił się krawędzi dachu poczuł magię pułapki i jego serce zmroził paraliżujący strach. Ledwo go opanował, gdy tylko strażnik oddalił się ku centralnej maszynowni, cichcem zeskoczył pod drzwi i ujął w astralu magiczną pułapkę … sporo go kosztowało by ją dostrzec, a już rozbrojenie było prawdziwym mistrzostwem. Zneutralizował jej magię i otworzył drzwi do komnaty. Cichuteńko wsunął się do środka, obserwując śpiącą Jadę, której niespokojny sen napawał go obawami. Szkatułka ze sztyletem Nedena schowana była w sporej witrynie. Badając astralnie, dojrzał mechaniczną pułapkę na chroniącym ją zamku. Uporał się z tym z łatwością. Wytrychem otworzył zamek i pociągnął drzwiczki które z głośnym skrzypnięciem ustąpiły. Spojrzał na Jadę i napotkał jej zaspany wzrok. Dziewczyna błyskawicznie usiadła w łóżku i zaczęła szukać dłonią swojej różdżki, która upadła u wezgłowia. Dhali bez ceregieli chwycił szkatułkę i niczym ścigany lis, wyskoczył z kajuty i dał nura w głębinę…

Nim Jada zdążyła wybiec i zaalarmować strażników, Zwiadowca ze szkatułką nurkował coraz głębiej w mroczną toń rzeki. Wartki prąd wkrótce porwał go i wciągnał w głąb lodowatej wody. Na szczęście Kiro zabezpieczył wszystkich na każdą okoliczność. Dzięki magicznym skrzelom, mogli długi czas przebywać pod wodą, bez ryzyka utonięcia.

Magiczka pełna wściekłości spojrzała astralnym wzrokiem w kierunku uciekiniera. Toń rzeki, długie wodorosty i ławice ryb zamazywały poblask aury Dhalego. Ale na rufie dostrzegła dwie przycupnięte postacie. „Wietrzniak i krasnolud!” - zaczerpnęła magii i wycelowała dłoń w kierunku masywnego odbicia astralnego Gorta. Kiro w tym czasie pruł co sił w skrzydłach byle dalej od łodzi, byle wydostać się z zasięgu śmiercionośnych czarów Jady.

Gort przez ułamek chwili poczuł potworny ból w klatce piersiowej, jakby ktoś chwycił żelzanymi cęgami jego serce. Nie mógł dobyć tchu, sparaliżowany puścił krawędź koła łopatkowego parowca i niczym kamień, plumknął w swej zbroi prosto w czarnogranatowe wody Wężowej. Kilkanaście sekund później, opadł na dno jak worek cegieł. Magia zadziałała. Mógł oddychać otaczającą go wodą. Krok po kroku, kierował się ku brzegom, a przynajmniej w stronę którą zapamiętał jako brzeg. Modlił się do Pasji, by zaklęcie Kiro działało wystarczająco długo…

Trzęśli się z zimna. Przemoczone ubrania pod zbrojami parowały, nie mieli zbyt wiele czasu, obawiali się poszukiwań i pościgu. Kiro wyprowadził ich na niewielką, suchą wysepkę pośród rzecznych trzcin. Dhali bez słowa, drżącymi palcami otworzył szkatułkę wykradzioną z kajuty Jadbły Denairasta. Sztylet, który ujrzeli był identyczny jak ten, otrzymany od księcia. W dodatku, błyszczał magią w astralnej przestrzeni. Wyglądali jak przemoczone, blade upiory. Do świtu została może godzina. Wytaplali się na twardy brzeg i ruszyli pędem w górę, w kierunku jodłowego lasu, nie oglądając się na rzekę. Pół godziny później, ponad zakolem Wężowej potężny, szaroczarny orzeł szybował w stronę wschodzącego słońca… Uważny obserwator, dostrzegłby dwa ciemne kształty, kurczowo wczepione w pazury ptaszydła.

kampania_2014/kwestia_zaufania.txt · ostatnio zmienione: 2018/02/28 20:32 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG