Kwestia dziedzictwa - epilog

Podsumowując pewien rozdział kampanii muszę wyjaśnić i zamknąć kluczowe elementy

07 Rua (kwietnia) 1509 TH, Yistane - kamienica Finwisa

Lia cicho wyswobodziła się spod ramienia Finwisa. Mężczyzna spał głęboko. Wyszła na palcach z sypialni do przedsionka i spojrzała na świecę z miarami czasu. „Cztery godziny po północy..” - mruknęła. Ubrała się szybko i z szafki wzięła Kamień Wiadomości, który zostawił jej Dhali tydzień temu, ruszając w podróż na jezioro Ban.

Pobudziła hasłem magię kamienia i zaczęła doń mówić, dość cicho, by nie budzić Finwisa i służby. „Dwa dni po wyjściu Dhalego ktoś zaczął obserwować dom. Jedna osoba. Ale bardzo sprytna i wprawna w śledzeniu. Będę potrzebować pomocy gdyby przyszło co do czego…” - kontynuowała relacjonując szczegóły i swoje podejrzenia. Wyszła w mrok jaskini Yistane, rozświetlony ulicznymi latarniami. Barnowa podziemnego miasta chciała, by jak najwierniej przypominało ono życie na powierzchni. „Nadaremnie” - pomyślała Lia. Rozejrzała się ostrożnie po Alei Kupieckiej i nie dostrzegając nic podejrzanego, udała się do miejsca skrytki.

13 Rua (kwietnia) 1509 TH, Throal - Królewskie Audytorium

Powietrze aż zgęstniało od setek różnych woni perfum, jakie wniosły na sobie zebrane krasnoludy. Król Neden zaprosił na naradę przywódców Domów lojalistów i wodzów klanowych. Drisam pocił się pod nowym kontuszem jaki Serisi zaleciła mu ubrać na tak ważne spotkanie. Rozpiął złoty łańcuszek łączący dwa guzy z ametystów spinające kołnierz. Rozejrzał się po tłumie znajomych twarzy. Malowały się na nich różne uczucia, od niepokoju do niecierpliwości. On sam chciałby już jak najrychlej stąd wyjść. Zawiódł się srodze. Gdy większość zebranych opuszczała Audytorium, Grimo chwycił go za rękaw i przytrzymał. „Zaczekaj Drisamie. Jego wysokość ma z nami do pomówienia na osobności. Teraz.” - dodał głosem nie znoszącym sprzeciwu. Drisam ukłonił się lekko, westchnął i ruszył za głową Domu.

Obok Nedena, przy niewielkim stole, siedział kanclerz Wishten, a po ich przeciwnej stronie Tholon Elcomi. „Przejdźmy od razu do rzeczy” - zagaił król. „Jak wyprawa waszego syna do Domu Trzcin? Jakieś wieści mości Drisamie?”. „Nie wasza miłość, myślę że dopiero osiągnęli Darranis, więc żaden kurier do mnie nie dotarł.” Tholon odchrząknął: „Zależy nam na tym przedsięwzięciu. Dziekan zobowiązała się, że pomoże dostarczyć do nas zatopioną w czasach Fallana Pavelisa bojową batę. Gdy tylko misja się powiedzie, zobowiązaliśmy magów mistrza Runewinda do dogłębnego zbadania struktur magicznych. Zależy nam bardzo…” „W istocie.” - wtrącił król. „Im szybciej zgłębimy ich wojenne tajemnice, tym prędzej zaczniemy czynić działania kontrofensywne.” Drisam uniósł brwi: „Czy to znaczy panie…” Neden ledwo dostrzegalnie skinął głową. „Wojna!?” - pomyślał Drisam - „na wszystkie pasje, on o tym myśli poważnie!”. Zafrasował się. Kanclerz pociągnął rozmowę dopytując się o zaplecze na południowym Wężu, jakie przygotowują pod przykrywką Niewielkich Marzeń.

'Wasza wysokość?„ - Drisam skłonił się przed władcą. Neden na odchodne wezwał go jeszcze do siebie. „Napomniałem twego syna trzy tygodnie temu, na turnieju Hach'var. Nie byłem zadowolony z jego stałej absencji na naradach wojennych. Przyznaję że Grimo wiele mi naopowiadał o jego cnotach i doświadczeniu. Zawiodłem się srodze i nie omieszkałem tego wyrazić. Jednakże mam w pamięci ile dobrego uczynił dla mego nieodżałowanego ojca i dla naszego rodu. Jak wróci do domu przekaż mu, że zwalniam go z obowiązku. Niech się zrzeknie dobrowolnie wojskowego tytułu. Nie będzie miał też zobowiązań wobec Rady Wojennej.” Drisam się zmarszczył klnąc w duchu lekkomyślność Gorta. „Nie troskajcie się panie Drisamie. Jesli jego misja się powiedzie, dużo więcej zrobi dla sprawy niż siedząc na czczych rozważaniach, nad taktyką i strategią konfliktu, który nawet się nie zaczął. Doceniam, że mam do dyspozycji ludzi czynu, lojalnych, oddanych i gotowych na poświęcenie…” - zakończył król.

Mefrah nie miał czasu przemyśleć słów króla. Grimo przymusił go do wzięcia udziału w biesiadzie, którą przygotował dla przywódców klanów Neumani.

19 Rua (kwietnia) 1509 TH, Yistane - kamienica Finwisa

Drzwi od sypialni nie zaskrzypiały. Zadbała o to wcześniej przybierając postać służącej, gdy kręciła się po kamienicy szpiegując młodego Anawari. Wejrzała ponownie w astral badając pomieszczenie. Skupiła się i pokręciła głową. „Materac z wplecionym żywiołem powietrza? Po co mu to?” - analizowała wzorzec mężczyzny, astralne odbicia łóżka, szafek, przedmiotów które mogła dostrzec przez mętną taflę drzwi. Spał sam. Weszła na palcach do pokoju.

Przytłumiony kryształ swietlny rzucał cienie na twarz Finwisa. Dziewczyna wolno podeszła do łóżka analizując oblicze mężczyzny. „Ten nos..i układ brwi. Jak mój ojciec.” - westchnęła. „Halmanus nie wyparłby się syna. Idiotyczna intryga. Tyle straciłam przez niego…” - stłumiła złość. „Trzymali mnie na łańcuchu jak psa. A ojciec ciągle nie mógł zapomnieć swojej miłostki sprzed lat, i tego bękarta, który tu teraz śpi nieświadom niczego. I nie wybaczył Fagaelowi, że ten mu ukradł kobietę. Przez tyle lat, nawet gdy zrządzeniem losu doprowadził go do śmierci.” - rozmyślała - „Cóż. Trzeba zakończyć tę historię tu i teraz i zasłużyć na zarobek.” - zaczęła splatać zaklęcie.

Serce Lii waliło jak oszalałe. Leżała cicho jak myszka pod łóżkiem Finwisa. To był pomysł Hvitzirk i teraz nie mogła go spieprzyć. Cichuteńko przekręciła łoże kuszy by wskazywało prosto na zgrabną stopę odzianą w szykowne kozaczki na miękkiej podeszwie. „Pieprzone kozaczki z czerwonej skóry wywerna!” - ze złością pomyślała, że nie stać ją nawet na ćwierć takiego buta. Gdy była już zupełnie pewna strzału pociągnęła za język blokady. Kusza potężnie kopnęła ją w podbródek. Dziewczyna straciła przytomność…

Lisa Belagrath właśnie miała utkać kolejny wątek zaklęcia, gdy potworny ból rozerwał jej kostkę lewej nogi. Pociemniało w oczach i podłoga walnęła ją w czoło. Skupienie i zaklęcia poszło w diabły. „Pułapka psia mać” - pomyślała. Spod łóżka wystawały dwie brudne bose stopy. Nieruchome. „Mała pociecha” - syknęła z bólu dostrzegając, że Finwis zaczyna się kręcić na łóżku i budzić. Podniosła się na czworaki. W stopie lewej nogi tkwił metalowy bełt, jakiego krasnoludy używają w pracach górniczych, by zakotwić stalowe liny w odległej ścianie jaskini. Zaklęła. „Głupie dziewczynisko…” - pomysłała i zaczęła splatać zaklęcie Miażdżącej Woli. Zadudniły buty na schodach. Lisa uniosła głowę. „A dokąd to suko?!” - pucułowata jasnowłosa krasnoludka jednym skokiem znalazła się przy klęczącej magiczce. I nie czekając odpowiedzi zdzieliła ją potężnie w czaszkę krótkim buzdyganem najeżonym kolcami.

20 Rua (kwietnia) 1509 TH, Throal - Dom Mefrahów

Tym razem Belori przyszła z dwumiesiączną Wilfredą i Abgarem. Długo i serdecznie ze sobą rozmawiały. W końcu maleństwu zaczął doskwierać głód i szwagierka opuściła na chwilę ich komnatę. „Jak interesy Abgarze? Słyszałam od Gorta, że planujesz poważna inwestycję z Kiro?” - Bakari uprzejmie dolała słabego wina Czarodziejowi. „A tak, jakiś miesiąc temu, nim udali się nad jezioro Ban, rozważaliśmy różne scenariusze naszej współpracy. Jak tylko wróci będę chciał omówić szczegóły. Mam kilka pomysłów na współpracę Czarodzieja i Mistrza Żywiołów, zresztą… obaj od siebie się uczymy. Dosłownie.” - dodał z uśmiechem. „A manufaktura i wspólne interesy mogłyby zacieśnić nasze relacje. Lubię tego wietrzniaka. Wyzbyłem się uprzedzeń odkąd go poznałem. Wydaje się czasem taki krasnoludzki.” - mruknął. „To dlatego, że tyle czasu przebywa z Gortem.” - zaśmiała się Bakari - „A swoją drogą szwagrze, myślisz, że Kiro kiedyś się ożeni?” - zapytała. Krasnolud się zastanowił: - „Nie mam pojęcia o tych sprawach wśród wietrzniaków. To potencjalnie mogłoby skomplikować wszystkim życie. Chyba, że znalazłby wybrankę w Throalu, równie zainteresowaną magią żywiołów jak i on. Ale, szczerze mówiąc uważam, że Kiro to bardzo odosobniony przypadek moja droga.”

21 Rua (kwietnia) 1509 TH, Throal - cele przesłuchań Oka Throalu

W komnacie panował słodkawy zaduch krwi i wymiocin. Sol powachlował się czystą karta pergaminu spoglądając na fotel tortur na którym zwisało nieprzytomne, skatowane ciało dziewczyny. Odłożył kartę na której zostawił krwawe odciski dłoni i podszedł do cynowej misy z wodą, stojącej na żelaznym trójnogu. Wymył dokładnie palce i wyczyścił paznokcie. Na półce nad misą stało kilka buteleczek wywaru z gotowanych korzeni krzewu korak. Oczogryz. Odkorkował jedną i wlał pół zawartości do blaszanego kubka, resztę dopełnił wodą. „Podaj jej jak się ocuci.” - skinął na młodszego śledczego, spoconego, tęgiego krasnoluda. „To magiczka, będzie ślepa. A jakakolwiek próba spojrzenia w astral doprowadzi ją do nieprzytomności.” Krasnolud wziął kubek i skinął głową. Sol wyszedł z komnaty zabierając zakrwawione notatki.

Pół godziny później siedział w swoim gabinecie z Hvitzirk. Pulchna krasnoludka w napięciu czekała na relację szefa. „No no, przez głupiego Dermula mielibyśmy tu niezły bigos.” „Therański?” - zapytała Hvitzirk. Sol skinął głową. „To co żeśmy z niej wycisnęli w gruncie rzeczy może być półprawdą, ale dostała taki wycisk i tyle mikstur, że wątpię by kłamała. Historia doprawdy romantyczna, którą przeciwnik wykorzystał do bólu. I po co? Ano po to żeby się nam dobrać do rzyci…” - zawiesił głos i pokrzepił się zimną wodą. „Nam?” - niepewnie podchwyciła dziewczyna. „Oku Throalu, agentom jego królewskiej mości będąc dokładnym.” - wycedził Sol. „Słuchaj i zapisuj ważne fakty, o wnioski zapytam cię później. Jeśli coś tu się nie klei, również potem.”

„Wszystko zaczęło się na Polach Prajjora. Tak tak, ponad 14 miesięcy temu. A może i wcześniej, jak młody Dermul z tym pyskatym Neumani rozpieprzyli połowę Wielkiego Targu, a nasz władca na oczach ludu ściął rodzinę Durvigiusów, niby agentów Thery, rozumiesz?” Hvitzirk przecząco pokręciła głową. Solthrod się żachnął: „Zaraz zrozumiesz. Otóż już to podniosło ciśnienie naszym oponentom. A już fakt, że Dermul z Neumanim i tym śmiesznym małym magikiem przerwali młóckę, jaką zbieraliśmy na Polach Prajjora, skupiło uwagę Gendela na całej trójce. Nadążasz?” Hvitzirk nadążała, ale zrobiła wielkie oczy na wzmiankę imienia szefa wywiadu therańskiego.

„Według tego co wie Halmanusowa córeczka, Gendel zapałał ciekawością i chęcią. Z końcem Charassa (marca) 1508 wysłał swoich szpicli do Wielkiego Targu. Miał pecha. W owym czasie młody Neumani był w romantycznej podróży z Bakari Saraficą w Urupie. Dowiedział się tylko że jest bogatym ważniakiem z lojalistycznego Domu, więc kwestia przekabacenia na ich stronę siłą rzeczy odpadła. Mały latacz potrzebował wtedy kasy więc mu podesłali na nauki agentkę, Ilorję Długowłosą. Nawet się nie zorientował. A potem cała trójka wybyła gdzieś w miesiącu Mawag (maj) w stronę Gór Tylońskich i tyle ich widziano.”

„Gdy wrócili, Gendel - nie wiem czy to nie intuicja szpiega - całą swą uwagę skupił na Dhalim i jego rodzinie. Otoczył ich takimi mackami, jakie mi by do głowy nie przyszły. A Dermul.. wiesz, adept Zwiadowca, ceniony w kręgach władzy.. słusznie mniemał, że my za tym stoimy, że Dermul jest agentem Oka. Zadziałali na dwa fronty. Jeden z agentów omotał teścia Finwisa, tak tak, tego kochasia, brata Dhalego, któremu uratowałaś rzyć. Drugi zaś, zgodnie z rozkazami Gendela, wynalazł starego Halmanusa, ojca tej tam ledwo żywej magiczki. Stary miał na pieńku z Fagaelem, seniorem rodu. Przed laty, R'ahna kochanica Halmanusa, porzuciła jego wędrowną trupę i osiadła jako wierna małżonka Fagaela. Nie wiem skąd Gendel o tym wiedział, ale ma kontakty skurwysyn trzeba przyznać.”

„Żeby nie było za łatwo, to Gendel uwzięził młodą Lisę, tak ową magiczkę co dochodzi do siebie za ścianą. I takim szantażem wymógł na starym Halmanusie działania. A ten, adept Trubadur, rześki jeszcze staruch, zrobił swoje, by odzyskać córkę i zemścić się na frajerze.” - Sol splunął na podłogę.

„A co z teściem Finwisa?” - zapytała Hvitzirk. Sol się przeciągnął. „Wiesz co? Jutro dokończymy, z rana. Utrudziłem się piekielnie.”

25 Rua (kwietnia) 1509 TH, Yistane - komnaty Trybunału Prawnego

Finwis nie nadążał zupełnie za Hvitzirk i jej opowieścią. „Ale, że jak to, że testament jest nieważny?” Krasnoludka przytaknęła: „Sama sprawdzałam, Dhali był tu ze mną. Za pół godziny mamy sprawę z sędziami, a potem wnosimy o kasację do królewskich urzędników. Będziecie się musieli na nowo majątkiem podzielić, albo zarządzi to królewski kanclerz…” Finwis osłupiał. Usiadł z wrażenia obok Lii. Minęły prawie dwa tygodnie od pamiętnej noc, ale żółty siniak na szczęce jeszcze jej nie zszedł. „Ale co teraz będzie z warsztatem, ze mną?” Hvirzirk wzruszyła ramionami. Lia się uśmiechnęła: „Wróci Dhali to się wszystko ułoży. Teraz powinni być już na Wyspie Trzcin, więc pewnikiem wkrótce wrócą. Ale nie dokończyłaś opowieści, czemu ta magiczka chciała zabić Finwisa?”

„To była akcja agentów Thery. Długofalowa. Docelowo chcieli przejąć wasz majątek, rękami twojego teścia, Butryma. Chcieli uderzyć w Dhalego, skuteczniej go kontrolować, przeszkadzać w akcjach a może i zwerbować? Butrym, za pomocą córki miał wejsć w posiadanie waszego domu w Wielkim Targu i kamienicy w Yistane wraz z warsztatem. Prawie się mu to udało. Niejaki Halmanus - dawny rywal waszego ojca, wykradł księgi handlowe i sprokurował fałszywy testament. Zaraz o tym zaświadczę. Sam go potem zaniósł do magistratu udając Fagaela. A twoja nadobna żonka przyczyniała się do alkoholizmu seniora rodu, wzbudzając w nim poczucie winy po odejściu R'ahny pod koniec miesiąca Mawag (maj) 1508. Zresztą trucizna i w finale śmierć staruszka to też jej dzieło.” Fagael zbladł: „A to suka. Jak ona mogła…” „Mogła mogła. Przyznaję jesteś naiwnym głupcem Finwisie. Kidiris, twoja małżonka, jest bezwzględna i łakoma na luksus. W tym samym czasie kolejny z agentów Thery wpływał na Gliniaka w Radzie Kupców. To dlatego po śmierci ojca nie przyjęli cię do niej. Miałeś się załamać. Żeby było tobą łatwiej manipulować.” - kontynuowała Hvitzirk. „Ale nie bój nic. Ogłosimy ją formalnie zdrajcą ojczyzny, dostaniesz zaocznie rozwód. Jak chcesz możesz obmyślać zemstę.”

02 Mawag (maj) 1509TH - Urupa, sale treningowe w Biharj

Muskularna krasnoludka uchyliła się przed ciosem krępego przeciwnika i potężnym hakiem w szczękę posłała go kilka stóp ponad deskami podłogi. Wylądował z hukiem na macie ringu, powstał lekko zamroczony trzymając się za ochraniający głowę hełm. „Szefowo, ale tak bez sygnalizowania?” - jęczał rozcierając szczękę.

„Skarbie, a może kufelek na koniec treningu i wracamy pod Młot Gelthora?” - zapytał tęgi krasnolud, obserwujący ze znudzeniem walkę. Bjalla uśmiechnęła się do niego i przeskoczyła liny. „Jasne, odświeżę się tylko i wracamy.” Oreg Sześciopalcy pracował w Dzielnicy Przybyszów jako barman. I był dumny z faktu, że ma żonę szefującą miejskiej siatce Oka Throalu. Choć nie miał za grosz pojęcia o tajnych sprawkach za jakimi stała małżonka.

Gdy wrócili do karczmy, Oreg chwilę tylko zabawił w domowych komnatach i czym prędzej udał się na wieczorną zmianę. Dziś Młot Gelthora pękał w szwach. Bjalla przeniosła się do pokoju sąsiadującego ze stajniami. Można do niego było wejść przez stryszek z sianem. Czekała. Wkrótce dołączyli do niej agent Alfgeir i agentka Jofrid. Para wiernych i lojalnych krasnoludów. Rozsiadła się wygodnie: „Co mamy?” - zapytała. Jofrid poprawił długą grzywkę blond włosów spadającą na oczy w kolorze stali. „Niewiele. Ale obaj rachmistrze Yilwazów są pewni - schodzi im o wiele mniej piwa niż w ostatnich miesiącach. I się to pogłębia. Niby hurtownicy zamawiają tak samo, ale przetrzymują beczki i narzekają na słabszy ruch.”

Bjalla się zastanowiła: „Czyli skargi przedstawiciela Domu Yilwaz nie są bezpodstawne. A ty Alfgeirze, co ustaliłeś?” Krasnolud przestał czyścić paznokcie czubkiem sztyletu. „W Biharj wzrosły nieco ceny na trunki pośledniejsze, lokalne. Ale spadły o dziwo na te zachodnie, znaczy nasze. A już Rozkosz Tava zdegenerowała się znacząco. I sprzedaje się go coraz wiecej. Złapałem dwóch młodzików, którzy naganiali do lokalnych spelunek, właśnie zachęcając do promocyjnego napitku. Nie patrz tak na mnie Bjalla. Żyją. Cokolwiek obici, ale żywi. Nóg im nie połamałem. Nie znają zleceniodawcy, co mnie nie dziwi. Ale tropy wiodą do Sibbe, tego starego nygusa, co żeruje na żebrakach i łajzach z portu. Przycisnę go. Mocno. Niech wyśpiewa co wie.”

Bjalla poprawiła się w fotelu. „Musimy sprawdzić ładunki Podłej Filthi. Mam cynk. Ale…nie będzie łatwo.” Jofrid uniosła brwi: „Dobrze słyszę? Kapitan Jomdhurr wrócił na rynek ze swoją krypą? No no. To nie będzie łatwo. Ale spróbuję.” -zalotnie zatrzepotała rzęsami i wstała szykując się do wyjścia.

05 Mawag (maj) 1509 TH, Yistane - kamienica Dermuli

„Bracie, nie masz co rozpaczać.” - Wershalija pocieszała Finwisa. „W końcu sprawiedliwosci się stało za dość. A ty weź się w garść i pokaż, że jesteś głową rodu, a nie mazgajem. I co z tego, że nie jesteś synem Fagaela. Popatrz na Dhalego. Jak się dowiedział że jest bękartem, chociaż według królewskiego sędziego już nie jest, to się nie rozklejał, nie biadolił nad sobą. Nie przejmuj się tak, to nie ważne.” Finwis patrzył w punkt na ścianie. „ALe rozumiesz? Moim ojcem jest Halmanus. Morderca Fagaela! A siostrą ta magiczka, która chciała mnie zabić!” Wershalija parsknęła śmiechem: 'Bracie wiesz jak to brzmi niedorzecznie? Przyznaję, czułam że wola ojca spisana w testamencie jest krzywdząca. Cieszę się, że to było fałszerstwo. Teraz, w świetle throalskiego prawa dogadamy się rodzinnie i ustalimy co się komu należy. Dom nadal jest nasz, a ta kamienica to dobra inwestycja. Nikt ci nie będzie robił pod górkę. Jesteś wolny. W świetle prawa. Kidirs to zdrajczyni z wyrokiem śmierci, jeśli ktokolwiek ją pochwyci i dostarczy do Throalu. Butrym i synalkowie wynieśli się z Wielkiego Targu. Możesz próbować wejść do Rady Kupców, wrócić do miasta. Razem sobie poradzimy.”

28 Mawag (maj) 1509TH - Urupa, tajemny pokoik Pod Młotem Gelthora

Ależ było upalnie. Koszula Jofrid kleiła się od potu. Bjalla podała jej kufel ciemnego piwa. Przełknęła i się skrzywiła: „Ciepłe!” Szefowa wzruszyła ramionami. „Dziewczyno, pijesz Rozkosz Tava, najdroższe gówniane piwo w Throalu, a raczej jego imitację, którą kupczą w naszym mieście. Więc do dna i nie marudź. Co masz?” - spojrzała pytająco. „Mają sporą dziuplę na jeziorze Ban. Kapitan De Vasco swoim Szarym Kapturem bierze w tym udział. O Jomdhurrze już wiemy, ba nawet mamy przekupionego wioślarza. Obaj cwaniacy szantażują portowych urzędników. Podstawili im chętne panienki, a oni skorzystali. A to są w przeważającej części znani ojcowie rodzin, długoletni pracownicy kapitanatu, powiązani z magistratem. Straciliby posady, jakby wyszło na jaw jak się bawią. Dlatego przymykają oko na przemyt.” - skończyła jasnowłosa krasnoludka, poprawiając niesforną grzywkę.

„Dostałam wiadomość od szefa. Z Throalu. Zaczęli węszyć. To nie Dom Yilwaz robi lewiznę. Papiery mają mocne i lojalnych pracowników. To ktoś inny. Ale Sol ma przeczucie, że to któryś z Domów konserwatywnych. Mamy się przyczaić i obserwować, a potem zdjąć głównego machera i dostarczyć go do Throalu na przesłuchanie i jako świadka. Polecą głowy, król Neden szuka pretekstu by ustawić starą gwardię do pionu” - opowiadała Bjalla. Była rodowitą throalką więc z intrygami stała za pan brat. Jofrid urodziła się w Urupie, w Biharj i nigdy nie była w królestwie krasnoludów. Wzruszyła wiec ramionami: „Skoro tak mówisz? To ty wydajesz rozkazy. Co mam dalej robić?”

Bjalla się zamyśliła: „Teraz złotko trzeba odwiedzić kapitana Oswaldo. A raczej tę jego pannę. Zapłacić jej ile trzeba i dowiedzieć się czemu gwardia miejska jest dowodzona przez barana. Kto napuszcza niedoświadczonych strażników, na fałszywe próby przemytu. A, i pogadaj z Alfgeirem, bedę potrzebowała grupę uderzeniową.”

11 Ghamil (czerwiec) 1509TH - jezioro Ban, port wschodni

Dziekan Kolegium Pnącza z zadumą spoglądała na kamienny statek zacumowany dobre 30 metrów od nabrzeża. I dziwną drewnianą budowlę stojącą na pokładzie. Jej mistrzowie żywiołów z wielkim zainteresowaniem badali konstrukcje, inskrypcje i magiczną strukturę obiektu. „Miało być kilka dni.” - pokręciłą głowa. Wracając do Wieży Drewna poprosiła asystenta o przygotowanie pergaminu. Musiała wysłać do Throalu pilną wiadomość.

14 Ghamil (czerwiec) 1509TH - jezioro Ban, gaj Almarran

Vrool otarł łezkę obserwując jak Jeeboo przykłada pochodnię do stosu na którym spoczywał wiekowy Hiro. Chwilę później wiatr z nad jeziora rozdmuchał płomienie i gęsty dym buchnął w bezchmurne niebo. Wietrzniaki zaczęły śpiewać pożegnalne pieśni. Hiro w końcu osiodłał wiatr i ostatecznie się przemienił. Hebe czekał do końca, aż stos zupełnie się wypali. Godzinę później, zebrał popioły razem z Sortiną i z całym klanem ulecieli na północ jeziora, by tradycyjnie rozrzucić popioły tego, kto od nich odszedł na zawsze. Gdy wracali, księżyc wznosił się nad wzgórzami. Czekała ich nocna uczta pełna opowieści i wspomnień o sędziwym Hiro z klanu Kunocha.

15 Ghamil (czerwie) 1509TH - Urupa, ambasada Throalu

Szef Wydziału Handlu, Rorgic Kabargan Neumani zaraz o świcie wszedł do swego gabinetu, dziś czekało go mnóstwo pracy, no i o poranku spotkanie z Wydziałem Bezpieczeństwa. Otworzył grubą księgę rejestrów, wcisnął okulary na nos i zaczął analizować…

Punktualnie o ósmej do jego drzwi zapukał Kaetilmund Hoffren z Domu Elcomi. Sprężystym krokiem wszedł do komnaty, skinął głową i rozsiadł się w fotelu. „A cóż to za sprawa nie cierpiąca zwłoki Kaetilmundzie?” - zapytał Neumani. Szef Bezpieczeństwa zaczął mu opowiadać. Sprawa dotyczyła nielegalnego przemytu królewskiego trunku do Urupy. Jego ludzie prowadzili śledztwo od dobrych kilku miesięcy i ostatecznie wpadli na trop. Nie czynili żadnych działań do tej pory, gdyż za wszystkim stał inny Dom szlachecki z Throalu. Gdyby sprawa publicznie wyszła na jaw miałaby silne reperkusje polityczne. Kaetilmund tłumaczył jak chwiejną pozycję w tej chwili mają Throalscy kupcy w Urupie, gdy ambasada Thery żąda coraz więcej przywilejów od magistratu Urupy, ale też zasila strumieniem złota ich skarbiec.

„Cóż, a możesz być bardziej dosłowny? Kto stara się psuć interesy Domu Yilwaz i dlaczego? Poza tym znam kilka szczegółów z innej strony. To przyczyna dla której usiadłem nad księga rejestrów. Faktycznie ostatnie tygodnie wykazują znaczny spadek w obrocie najdroższym z królewskich piw. Ale mój kuzyn prowadzi w tej sprawie prywatne śledztwo…” - dodał Rorgic.

Kaetilmund uniósł brew. „Prywatne. Śledztwo, powiadasz? A który kuzyn i na jakiej podstawie, że tak uprzejmie zapytam.” Rorgic opowiedział. Im dłużej mówił, tym bardziej czerwona stawała się twarz spokojnego jak dotąd Kaetilmunda. Pod koniec opowieści nie wytrzymał. Krasnolud zerwał się z fotela mało nie wywracając go na kamienna podłogę. Zaczął nerwowo chodzić po komnacie, stukając obcasami wojskowych butów. „Zaczekaj Rorgicu… Chcesz powiedzieć, że młody Mefrah zaczął węszyć wkoło piwnej afery poinstruowany przez DUCHA zabitego strażnika! I w dodatku ten ten truposz był krewniakiem niejakiego Dhalego Dermula, o ile wiem - a wiem to dobrze - agenta sieci throalskiej!” - szef bezpieczeństwa ostatnie słowa prawie wykrzyczał opluwając przy tym poręcz fotela. „I żaden z nich łaskawie nie raczył ruszyć swoich czterech liter, by nas o tym poinformować!?”. Rorgic odchrząknął. „Cóż, poinformowali… tyle, że mnie. A skąd mogłem wiedzieć co twoi ludzie robią w terenie i co badają. Przecież wszystko macie utajnione…” - zripostował Rorgic. Kaetilmund o mało nie zabił go spojrzeniem. „I wkręcili w to wszystko Straż Miejską? I zainteresowali śledztwem radnego Hagroka?!” - krasnolud usiadł ciężko i bezradnie złapał się za głowę. Rorgic spoglądał nań z wyrozumiałością. „Trzeba to poodkręcać, natychmiast. Lecę do garnizonu, może nie zaczęli jeszcze odpraw.” - zerwał się wybiegł z taką energią, o jaką Rorgic nie podejrzewałby pięćdziesięcioletniego krasnoluda.

Bjalla ledwo nadążała za szefem. Całe szczęście, że od Młota Gelthora do koszar garnizonowych nie było daleko. No i o tej porze ulice Urupy były dość puste jeszcze. „A jak nam odmówi?” - spytała kobieta. Kaetilmund dyszał. Zatrzymał się na chwilkę i oparł plecami o chłodną ścianę budynku. „Nie może. Jestem oficjalnym przedstawicielem ambasady. Skoro wmieszani w sprawę są obywatele throalu musiałby mi odmówić uzasadniając to na piśmie. A znasz miłość gwardzistów do papierów. Lećmy. Im wcześniej to odkręcimy tym lepiej…”

Porucznik Tsolarian nie był zadowolony, że ponownie ktoś mu zawraca głowę. Ale para tych krasnoludów wyglądała na wzburzonych, szczególnie mężczyzna. „W istocie, kapitan Oswaldo nie interesował się tymi szczegółami, całość sprawy pozostawiając mnie. I potwierdzam, pan Gort utrzymywał, że to prywata, że wasz król nic o sprawie nie wie, że nie węszą tu z jego polecenia. Zadeklarowali pomoc w wytropieniu gangu, który tak dokucza moim ludziom ostatnimi czasy…” Kaetilmund wsparł się o biurko i nachylił nad elfem. „No to niedobrze, że się zadeklarowali. A wyście zbyt pochopnie udzielili im plenipotencji. Zaś co do gangu… to w dobrej wierze ostrzegę, że to nie byle jaki gang. Słyszeliście zapewne o grupie Senory. Ktoś jej za to dobrze zapłacił. Nie dziękujcie za informacje.” Elf się wyprostował. Grupa była znana rajcom. Złodzieje i mordercy. Adepci. „Mimo to podziękuję. A wasi ziomkowie chwilę temu odeszli. Złożyli mi raporty z przebiegu śledztwa. Nie jesteście zainteresowani?” - porucznik przekrzywił głowę czekając na reakcję throalczyka. „Nie teraz. A dokąd się udali?” - zapytał Kaetilmund. „Poszli do Biharj, do kupca Sagilda Thore z wizytą. Tak mi rzekł Gort.” Para krasnoludów wybiegła.

„To ten? Ten Thore?” - dopytywał się Kaetilmund idąc w stronę dzielnicy krasnoludów. „Tak, w istocie.” - potwierdziła kobieta. „Psia krew Bjalla. On ma nas doprowadzić do Galankhora Ludi! Ma złożyć obciążające zeznania i tym wykupić się od topora. Solowi zależy na Ludim, żeby dać królowi środek perswazji nad konserwatystami! Jeśli oni to spieprzą i nie dajcie Pasje ubiją mi kluczowego świadka, to zażądam sądu i wygnania z Throalu!” - wściekał się krasnolud. „Nie ma co. Wchodzimy. Zbierz grupę uderzeniową Alfgeira. Niech robią nalot na Sagilda. Nie może zginąć, odpowiadasz za to głową. I nie może też uciec.” Bjalla skinęła powaznie głową - „A nasze rozrabiaki?” Kaetilmund chwilę się zastanawiał. „Byle nie przeszkadzali. Mam nadzieję, że się szybko zorientują. Gdyby stawiali opór, odurzyć i unieszkodliwić. Rozliczę się z nimi później. Popamiętają mnie, oj popamiętają.” „Szefie..” - Bjalla się zawahała przez moment. Krasnolud spojrzał na nią z pytaniem. „Thore to kawał gnoja. A co jeśli…” - zawiesiła głos. Kaetilmund ją zbył. „To nie byle chłystki. Cała trójka to adepci wysokich kręgów, zanim ty je osiągniesz to urośnie ci broda. Ale gdyby akcja prewencyjna zamieniła się w ratunkową… cóż, użyj wszelkich środków.”

***

Sagild Thore zasłonił nos i usta mokrym szalem. Z satysfakcją patrzył jak poparzony Gort resztkami sił usiłuje sforsować kratę. Throalczyk odbił się ramieniem od spękanych prętów i walnął w dopalający się na posadzce olej. Całe pomieszczenie było zadymione. Smród palonych włosów, skóry i materiału wiercił kupca w nos. Ale dla tej chwili zwycięstwa zniósł i to. Przez moment zrosił go zimny pot gdy pręty wygięły się pod naporem Wojownika. Ale ten krztusząc się od dymu, zgięty w pół i ledwo żywy, klęczał na posadzce cierpiąc katusze od ognia. Nie miał włosów i brody, skóra czarnymi płatami odpadała z twarzy odsłaniając krwawiące mięśnie policzków. Przez moment Sagildowi wydawało się, że spływająca po poparzonej czaszce krew zawrzała i pokryła delikatną siateczką koagulatu odsłoniętą, popaloną tkankę. Ale zdał to na karb swojej wyobraźni o mękach, jakie musiał cierpieć throalczyk. Jego kompani zapewne byli już martwi. Sagild nie wiedział o małym magu ukrytym w plecaku. Zdał sobie sprawę, dopiero gdy płonący wietrzniak wypełzł z gorejącego więzienia i leżąc w gorejącym oleju ciskał zaklęcia na kratę, którą ich tak sprawnie uwięził. Senora miała idealny plan. Wietrzniak wyglądał jak żywa pochodnia, dopalające się kikuty skrzydełek i czarny strupek opalonych włosów z których bił żywy płomień dodawały groteski tej przerażającej scenie. Teraz zapewne udusili się od żaru, dymu lub szok i ból ich pozabijał.

Sagild czekał aż olej się wypali. Spojrzał na ochroniarza. Wierny Stainolf w końcu odłożył kusze na biurko. Pociągnął za dźwignię ukrytą w boku szafy. W suficie otworzył się niewielki otwór przez który natychmiast cały dym i swąd z pomieszczenia zaczął się unosić w górę. „Jak tylko się nieco przewietrzy, posprzątaj ten bałagan. Ciała trzeba rozczłonkować. Może poza wietrzniakiem. Worki z brezentu są w skrzyniach, zresztą nie muszę ci mówić co masz robić, to nie pierwszyzna.” Stainolf skinął głową. Podszedł do kraty zieleniejąc na twarzy, nie lubił widoku świeżo spalonych trupów. Wyciągnięty jak długi trup Dhalego wczepił się pazurami w dół kraty. Krasnolud spojrzał na zwęgloną skórę dłoni i wtopione kryształki. Materiał rękawiczek paląc się musiał zadawać mu niezłe cierpienie. A i tak sukinkot trzy razy próbował dorwać się do kłódki… - myślał Stainolf. Dotknął kraty i cofnął rękę. Założył rękawicę. Niewiele brakowało, pręty trzymały się w zasadzie na słowo honoru. I wtedy usłyszał tupot, krzyki i zamieszanie po drugiej stronie korytarza.

„Nie!” - krzyknęła Bjalla stłumionym głosem do Alfgeira. „Zostaw żywym.” - dodała, widząc jak jej krasnolud pochyla się ze sztyletem nad strażnikiem siedzącym na ziemi. Ten, wsparty plecami o beczki z zacnym throalskim piwem, ściskał zakrwawionymi dłońmi bełt kuszy wystający z bebechów. „Przynajmniej do czasu aż czegoś z niego nie wyciągniemy. Ma klucze, ależ tu śmierdzi!” Dwójka pozostałych strażników właśnie była dobijana przez kompanów Alfgeira. Jego oddział pracował sprawnie, cicho i w skoordynowany sposób.

Jofrid syknęła gdy kłódka sparzyła jej dłoń, przekręciła klucz i kopniakiem otworzyła kratę wchodząc do zadymionego korytarza. Śmierdziało gorzej niż w garbaniach. Ściany pokrywała gęsta sadza. Spojrzała na trzy spalone trupy i zgięta w pół zwymiotowała na ścianę. Bjalla szybko ją odsunęła. Zaklęła paskudnie. Po drugiej stronie krat usłyszała szmer i ruch. „Alfgeir, za nimi! Nie mogą ujść. Tylko ostrożnie!” Sama patrząc gdzie postawić stopy podeszła do dymiącego ciała krasnoluda. Spojrzała z litością na zwęgloną skórę dłoni, wciąż zaciśniętych na poczerniałym stylisku topora. Skórzana zbroja miała spękaną, sczerniałą fakturę. Drgnęła. Klatka piersiowa krasnolud się uniosła. „Jeszcze żyje!” - krzyknęła. Jofrid, dawaj plecak i skrzyneczkę. „Tę czerwoną?” - zapytała podkomendna. Bjalla spojrzała na zwłoki wietrzniaka. Dwa kamienie w oczodołach ciągle dymiły od gorąca. „Jeśli to pomoże na pieczeń z wietrzniaka to daj czerwoną. W krasnoluda wlej zwykły eliksir, niech zasklepi mu rany i przestanie krwawić. I tak zemdleje z bólu chwilę potem. Gnaj po uzdrowicieli. Powiedz H'kkori że to pilne i poufne weź dwóch najlepszych. Dostaną co zechcą. Potem. A i jak będziesz wracać pomów z Tsolarianem. Niech wie tyle ile musi. Powiedz, że sami to posprzątamy niech straż miejsca ma dużo do roboty gdzieś indziej” Jofrid bez słowa wybiegła.

Bjalla delikatnie zeskrobała sadzę z zębów martwego wietrzniaka. Otworzyła szkatułkę z czerwonej laki. Wyjęła małą buteleczkę z opalizującą zawartością. Łzy Garlen. „A niech cię” - pomyślała i wlała zawartość w poparzone gardło Kiro. Delikatnie zdarła spaloną koszulę i rozpięła poczerniałą kolczugę. Ostrożnie wysmarowała pokryte bąblami ciało eliksirem Ostatniej Szansy. Niebieski opar unosił się ze skóry małego maga. Podeszła do rozciągniętego ciała człowieka. Sztyletem rozprawiła się z guzami zapieczonymi na pancerzu. Najgorzej wyglądały te części ciała, które były narażone na bezpośredni żar. Wlała mu w usta druga ampułkę a potem, równie ostrożnie skropiła ciało eliksirem. Spojrzała na zawartość skrzyneczki. Powinna wystarczyć. Zginęli niecały kwadrans temu, miała więc kilka prób na wydarcie ich dusz z królestwa śmierci. Współczuła im tylko potem, jak odzyskają świadomość i dotrze do nich ból. Krasnolud właśnie zaczął głębiej oddychać, kaszleć i jęczeć.

Godzinę później wróciła Jofrid z uzdrowicielami. Akcja się powiodła. Alfgeir schwytał Sagilda Thore. Żywcem. Co prawda Stainolfa musiał zabić, ale to Thore był głównym celem. Kiro i Dhalego udało się uratować, poświęcając co godzina eliksir. Trzy wystarczyły. Ale i tak cała trójka wyła z bólu i co chwila traciła przytomność. Uzdrowiciele magią Garlen zasklepili popaloną tkankę. Jeden z nich stwierdził, że miną dwa tygodnie nim bez bólu którykolwiek z nich chwyci kubek w dłoń. Nie mówiąc o założeniu koszuli. Inną sprawą była regeneracja skóry twarzy. Półżywi, bohaterowie wyglądali teraz jak pomiot horrora, wyjęty z koszmaru. Głosiciel każdemu z nich nałożył maseczkę nasączoną aloesem. Trzeba będzie zmieniać opatrunek codziennie. Przez miesiąc. A potem albo cud albo magia iluzji, jeśli nie będą chcieli ludzi straszyć swoim wyglądem w biały dzień. „Bierzemy ich do ambasady. Nie chcę rozgłosu. I tak zrobiło się zamieszanie na tym poziomie. Poczekajmy do zmroku, potem ich wyniosę. A wy szanowni, przyjdzie jutro do ambasady Throalu. To poufna sprawa więc oczekuję poufności również od was.” - dodała Bjalla.

kampania_2014/kwestia_dziedzictwa_-_epilog.txt · ostatnio zmienione: 2021/04/21 11:21 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG