Ku Krwawej Puszczy

18 maja 2019. Oj długo nie graliśmy. Czuć było niedosyt. Gracze łapali każdy wątek jaki im podsuwałem w wydawałoby się nudnej podróży ponad lasami i stepami. A już tropienie konstruktów i chęć wejścia do kurhanu, co całkowicie było nie po drodze do Krwawej Puszczy, zaskoczyły mnie całkowicie

15 Sollus (sierpień), gdzieś w puszczy na zachód od Parlainth

Opuścili polanę po godzinie 10 rano. Kiro zwyczajowo przyjął postać chmuroptaka, schwycił przyjaciół w pazury i poszybował prosto na zachód. Wedle słów Dhalego, mieli ponad 150 mil do granicy puszczy i stepów na zachodzie. Monotonna zieleń ścieliła się nisko pod skrzydłami szybującego Kiro. Parę godzin po południu, gdy lot zaczynał już męczyć wietrzniaka i słabo przespana noc dawała się we znaki, Kiro dostrzegł cztery małe punkty, jakieś 200-300 metrów nad linią drzew, zmierzająe w jego stronę. Po dłuższej obserwacji, widząc coraz wyraźniej lecące kształty, zorientował się, że za kilka minut przetnie droge ich lotu.

Faktycznie, po kwadransie mogł już wyraźnie zidentyfikować cztery barwne gryfony, ślizgjące się wręcz na podmuchach ciepłego wiatru. Kiro splótł w myślach zaklęcie Mowy Powietrza i przemówił do Dhalego, który już w całym ścierpłym ciele czuł chodzące mrówki. Zwiadowca musiał się wysilić, żeby przekrzyczeć świst wiatru, ale potwierdził obawy Kiro. Tych gryfonów należało unikać, i raczej nie wchodzić im w drogę. Stworzenia były magiczne, i bardzo terytorialne. Dla ochrony młodych mogły siegnąć po najgorsze środki.

Kiro skierował się na południe i bardzo szerokim łukiem ominął leśne połacie nad którymi krążyły gryfony. Zmęczenie jednak robiło swoje i zaczał coraz bardziej obniżać swój lot. W końcu zatrzymali się na sporej polanie, kształtem przypominającej półksiężyc. Kiro wypuścił ze zdrętwiaych łap przyjaciół dobry metr nad ziemią i nim dotknął trawy na przesiece już przemienił się w wietrzniaka. Dhali rozmasowując nogi zaciekawił sie sporą szczeliną w ziemi, jaka przecinała polanę. W najszerszym miejscu miała blisko 15 metrów, brzegi gęsto zarośnięte pnączami i lianammi, a w dole, który Dhali ostroznie obserwował, resztki blasku dnia odbijały się w stojącej wodzie. „Jak to może być wysoko?” - zapytał Gort ściągając plecak i rozsznurowując pancerze. „Jak nic ze 20 metrów” - zainteresowanie Dhalego rosło z każdą chwilą. Niebo nad nimi powoli szarzało i wkrótce miał zapaść zmierzch. Kiro jak zwykle zajął się przygotowaniem posiłku, a Dhali szukał dogodnego miejsca na obóz. Gort tymczasem musiał zaspokoić własną ciekawość. Zaopatrzony w metalowe skrzydła, wzbił się w górę przyginając wysokie trawy do ziemie pędem powietrza. Zawisł nad szczeliną i po chwili opuścił się w nią pionowo.

U stóp miał piękny widok. Owalne jeziorko, czarno-granatowej wody otaczały wysokie na kilka metrów, świecące błekitno-zielonym blaskiem grzyby. Naturalna jaskinia w wielu miejscach zarośnięta była długim mchem, również świecącym zdrowym, zielonym blaskiem. Takim jaki był uprawiany w kaerach w czasach Pogromu. Długie pnącza zwisały mu nad głową z krawędzi szczeliny. Kończyły się dobre 10 metrów nad poziomem lustra wody, ale kilka z nich dotykała wręcz szerokich i wywiniętych ku górze kapeluszy grzybów.

Nie miał jednak czasu kontemplować piękna widoku, gdyż mroczny i oślizgły kształt mało co nie strącił go do wody. Gort był zaskoczony. Tylko swej nadzwyczajnej zręczności zawdzięczał fakt, że pikujący potwór nie przebił go długim, kryształowym kolcem, jaki groźnie błysnął na końcu grubego ogona. Wojownik rzucił okiem dookoła siebie. tylko dzięki krasnoludzkiej infrawizji dostrzegł na suficie jaskini kilka innych kształtów. Cieniopłaszczki właśnie jednocześnie odrywały się od sklepienia i pomknęły na wojownika upatrując łatwego łupu i szybkiej kolacji.

Dhali wrzasnął obserwując z góry sytuację. Kiro błyskawicznie podleciał do krawędzi i przyczaił się gotowy rzucić zaklęcie na pierwszą wrogą istotę jaka pojawi się w zasięgu jego wzroku. Gort jednak był już całkowicie gotów. Skupiony przyjął atak trzech potworów, jednego przecinając wręcz na pół kontrą ostrego jak brzytwa topora. Istota w śmiertelnych drgawkach klapnęła na brzeg jeziorka wzbijając fale. Inną cieniopłaszczkę Kiro błyskawicznie strącił oplątując lodowym łańcuchem, który pękł z trzaskiem śmiertelnie raniąc stwora. Martwa płaszczka plusnęła w toń. Kiro dostrzegł tylko dwa długie kształty prujące toń wody, jakie dopadły zwłok potwora i wciągnęły go w głębinę. Trzeciej cieniopłaszczce udało się uciec w jeden z kilku korytarzy, jakie wychodziły z jaskini. Niestety pikując zaszła Gort zupełnie od tyłu i boleśnie zraniła go w przedramię.

Gdy sytuacja nieco się uspokoiła i Gort wsunął trzonek topora za pas, dostrzegł że jego ręka momentalnie puchnie. Z całą pewnością był to efekt jadu, który cieniopłszczka wstrzyknęła mu przy okazji zranienia! Czym prędzej dostał się na górę i poprosił o pomoc Kiro. Mistrz Żywiołów wiedział jak się obchodzić z zatruciami. Zaczerpnął magii i błyskawiczne przekształcił ja w chłodziwo, które objęło swym działaniem całe przedramię Gorta. Ręka wojownika zaczęła dosłownie parować w ciepłym i wilgotnym powietrzu, pokrywając się srebrnym szronem. Kwadrans później zawroty głowy i ostre pieczenie rany ustało. I wtedy Kiro mógł użyć leczniczych mocy głosiciela, by przynieść ulgę przyjacielowi.

Dhali w tym czasie sfrunął do środka badając wnętrze jaskini. Nie zauważał żadnych anomalii, nawet w świecie astralnym. Przysiadł na jednym z ogromnych kapeluszy i klapnął do niewielkiego basenu, ślizgając się po powierzchni grzyba, jaki utworzył się w centralnej części rośliny. Sfrunął na skraj jeziora wyławiając resztki cieniopłaszczki. Wytargał stwora na górę i zajął się oprawianiem jej części. Kryształowy kolec był całkiem niezłym trofeum, zręczny Zbrojmistrz mógłby z niego wykonać sztylet, albo wręcz miecz na miarę wietrzniaka.

Pół godziny później, nad niewielkim ogniskiem piekły się kawałki mięsa stwora. Dhali jednak nie miał soli ani żadnej sensownej przyprawy, która byłaby w stanie zneutralizować gorycz. W sumię więc okazała się niejadalna. Później już nocą, gdy podczas swojej warty zauważył podkradająceo się wielkiego kota, zapewne pumę lub tygrysa, wyrzucił na skraj polany resztki oprawionego mięsa stwora. Drapieżnik jednak nawet nie ruszył w tę stronę, co ostatecznie potwierdziło Dhalemu, że mięso cieniopłaszczek jest wybitnie niejadalne.

16 Sollus (sierpień), gdzieś w puszczy na zachód od Parlainth

Noc minęła bez większych przygód i ranek spędzili już wesoło, objadając się i biwakując dość długo. Gort, tak na wszelki wypadek rytualnie zahartował swoje ciało, miał przynajmniej ochronę na cały kolejny dzień. Zarówno on, jak i Kiro uzupełnili karmiczną energię. Dla Dhalego odprawienie rytuału mogło być zbyt niebezpieczne, gdyby z zawiązanymi oczami, samotnie wałęsał się po puszczy pełnej drapieżników.

Późnym popołudniem osiągnęli skraj puszczy. Postanowili rozbić obóz wśród wysokich traw pod rozłożystymi akacjami. Noc zapowiadała się pięknie, pierwsze gwiazdy zaczęły błyszczeć na firmamencie ponad ich głowami. Gdy rozdzielili warty nic nie zapowiadało gwałtownych wydarzeń jakie ich wkrótce czekają. A stało się to na warcie Dhalego. Zmroziły go wybuchy eksplodującej ziemi, zaklęcie jakie Kiro rozłożył wokół obozu poskutkowało, wyrzucając w górę kilka ciemnych kształtów. Jednak żaden krzyk bólu, czy strachu lub wściekłości nie przeszył nocnego nieba.

Dhali wyszarpnął miecz i krzykiem zbudził przyjaciół. Coś sunęło brzęcząc i tupiąc przez wysoką trawę w jego kierunku. Kilku napastników nawet się przedarło przez ochronne zaklęcie wietrzniaka! Zwinny czarny potwór, wysuszona mumia kłapiąca zębiskami, wyskoczyła wysoko w powietrze i spadła na Dhalego. Długie czarne pazury przeszyły bok Zwiadowcy. Paraliżujący ból złamał go w pół. Potężny skurcz mięśni zatrzymał go w tej pozycji uniemożliwiając jakiekolwiek działanie.

Dopiero topór Gorta i lodowe łańcuchy Kiro poczyniły spustoszenie wśród tych istot. Wraz ze wchodem słońca więcej otuchy wpłynęło w ich serca. Naliczyli, że napastników było ośmiu. Grupa istot zmierzała z północy i wpadła na ich obóz. Badając przestrzeń astralną odkryli rozwiewające się resztki splugawienia. A więc stwory były pomiotem Horrorów. Dhali badał dokładniej mumie potowra. Wydawało się że istota mogła być kiedyś elfem, przynajmniej z wielkości i kształtu ciała, ale do końca nie mógł mieć pewności. Resztki pancerza zaś, dość szczególnego, bo fragmenty łusek, które przetrwały wydawały się nosić jakieś zarno dawnej świetności, Gort natychmiast rozpoznał jako robotę starożytną, przedpogromową i zapewne nie krasnoludzką, orkową lub trolli.

Postanowili posilić się i ruszyć tropem kontruktów. Dhali wykorzystał swe magiczne moce do tropienia istot, łatwiej było im w zapadającym zmierzchu lecieć na metalowych skrzydłach za Zwiadowcą.

Co ciekawe wczesnym przedpołudniem natrafili na resztki karawany. Kilkanaście wozów, koni i tuziny dawców imion, a raczej ich rozczłonkowane resztki walały się w promieniu kilkudziesięciu kroków. Konie i członkowie karawany kupieckiej byli straszliwie okaleczeni. Żaden z wozów nie nadawał się do naprawy, a towary, w większości zboża, futra i materiały zniszczone do granic możliwości. Krew grubą warstwą stężała na trawie. Cześć ofiar i fragmenty drewna wozów nosiły ślady pożaru, zwęglenia i oparzeń. Po dłuższych oględzinach tego przerażającego miejsca, Dhali odkrył dziwne, regularne odciski w trawie. Skupił się na ich badaniu i magicznym zmysłem ogarnął całe pobojowisko. Wszystko ułożyło mu się w logiczną całość.

Kupiecka karawana zmierzająca od strony puszczy, zapewne w kierunku Faktorii musiała natknąć się przypadkiem na jakąś wielką (i ciężką!) straszliwą istotę. Astralna analiza wyraźnie sugerowała obecność Horrora. A więc to Horror zasiał przerażenie wśród koni, które usiłowały się wyrwać wozakom wzbudzając chaos i dalszą trwogę. Istota musiała być pikielnie silna, w krótkim czasie wybiła lub unieruchomiła dziesiątki Dawców Imion, a potem zaczęła ich metodycznie mordować, wyrywając kończyny, łamiąc kręgosłupy, wypruwając wnętrzności i rozzucając w krwawym szale wszystko dookoła. „Czy znacie opowieści o takich Horrorach” - pytał się Dhali przyjaciół. Kiro słyszał legende o wiosce t'skrangów zaatakowanej i spustoszonej przez ogniste Horrory. Widział, że dość skuteczną bronią bywał żywioł wody, schłodzony magią do postaci lodu. Obniżenie temperatury mogło zahamować lub osłabić moce takich potworów. Ale ile prawdy było w legendach i opowieściach tego nie wiedział. Postanowlili, że kiedyś tu jeszcze wrócą. Całe popołudnie zbierali drewniane resztki wozow. Ułożyli z nich stos i spalili szczątki Dawców Imion. Noc zaś spędzili z dala od tego ponurego miejsca.

17 Sollus (sierpień), stepowe rejony północnej Barsawii

Od rana nadal lecieli śladem konstruktów, które ich napadły dwa dni temu. Dopiero po południu teren zaczął się zmienać. Z płaskich trawiastych równin, dostali się na wzgórza, również porośnięte trawą, ale gdzieniegdzie błyskające bielą wapiennych skał, przypominających stare kości szkieletu. Na drodze istot przypadkiem musieli się znaleźć również orkowi jeźdzcy. Dhali odkrył trzy ciała orków i trzy trupy koni. Z rozkładu zwłok wnioskował, że zostali zamordowani 5-6 dni temu.

Późnym popołudniem dotarli do wyjątkowo wysokiego wzgórza, którego regularne kształty i ścięty stożej bez wątpienia na myśl przywodził kurhan. U jego podnóży odsłaniało się spore osypisko ziemi. Wapienne skały i zwały piaszczystek ziemi okalały sporych rozmiarów otwór. Zby regularny by był naturalną jaskinią. Kiro szybko dostrzegł kamienne płyty, spękane i pokruszone - jakie leżały dookoła wejścia do kurhanu. Na kilku z nich okdrył magiczne, regularne runy. Nie mógł ich jednak odczytać. Wnętrze wejścia w głąb kurhanu również wyłożone było wapiennymi płytami, których powierzchnię przecinały regularne linie, tworzące zawiłe geometryczne wzory.

Postanowili odpocząć, posilić się i przygotować do wejścia w głąb tego upiornego miejsca.

kampania_2014/ku_krwawej_puszczy.txt · ostatnio zmienione: 2019/05/23 14:58 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG