Action disabled: revisions

To jest stara wersja strony!


II dzień świeta Ziemi - Wielki Targ, komnaty Rajcy Gliniaka

„Wejść!” - rajca z trzaskiem zamknął rejestr zadłużeń wobec urzędu i zmęczonym wzrokiem spojrzał na drzwi. „Czego chcesz Orgrun, nie miałeś własnie patrolować alei Srebrnej? Co?” - odezwał się na powitanie zmęczonym głosem. Orgrun nie zareagował, pośpiesznie podszedł do ogromnego biurka Gliniaka. „Panie, Kiro tu jest.” - wyszeptał konspiracyjnie i otworzył gębę ozdobioną żółtymi kłami, gapiąc się na twarz rajcy. „Jaki Kiro na jaja Thystioniusa?! Czego mi zawracasz….aaaaa TEN Kiro! Ten który rozpieprzył pół alei Świec?!” Orgrun gorliwie pokiwał głową: „Ten sam, z kolorowym czubem na głowie! Polazł od razu do Kenrona, eee… do Świecowej Karczmy, panie. He he, poszedł stamtąd jak zmyty z podkulonym ogonem. Ale byli z nim ci dwaj, ten throalczyk Neumani, no i młodszy Dermul.”

Gliniak wstał głośno odsuwając fotel: „Nic mi nie wspominaj o Neumanim! Gnoje, spalili budynki szanowanego kupca, a potem chędozony Neden odstawił cyrk ze sfingowanym śledztwem i zaszlachtowali niewinnych obywateli Wielkiego Targu! A Dermulom jeszcze do dupy się dobiorę! Stary zwiał pod spódnicę Neden! Ale młodego już niedługo pogonimy za te jego throalskie konszachty. Ale co ja tobie tępy łbie tłumacze. No co z tym wietrzniakiem?” „Eee…nie wiem panie, jest. Miałem co rychlej powiadomić was, więc przyszłem.” - odparł Orgruk. „Czekaj! Czy Dunrim jest trzeźwy? Nie będziemy ścigać głupiego latacza o parę tysięcy srebrników odszkodowania. Kenron pokrył część moich wydatków. Ale nie chcę mieć takich nieobliczalnych adeptów w moim mieście. Nie takich, co demolują mi wszystko w koło, bo mogą! Obudź Dunrima, niech zorganizuje swoich chłopców z kuszami. Niech zapolują. Teraz są tłumy w mieście, no nie dość że uchodźcy to jeszcze Święto Ziemi. Niech Dunrim znajdzie okazje, a potem się do mnie zgłosi.” - Gliniak usiadł na fotel i więcj nie zaszczycił orka spojrzeniem.

Tego samego dnia, późne popołudnie, korytarze Bazrata, Throal.

„Czego tak wciągasz powietrze?” - Kiro dziwnie patrzył na Gorta. Ten zatrzymał się na środku ogromnego korytarza, złożył ciężką skrzynię stękając i stanął. „Wącham zapachy! Dom, nie rozumiesz? Wreszcie wszystko dookoła pachnie jak powinno. I te kolory, to przytłumione światło, te dudniące dźwięki…” - Gort kręcił głową wzruszony. „Jasne, a strażnik przy Wrotach Throalu od razu cię rozpoznał.” - wtrącił Dhali - „I od razu, panie kapitanie do ciebie… że tak wy się poznajcie, dla mnie to każdy strażnik wygląda tak samo i cięzko mi odróżnić Ueravena od takiego Neumani” Gort chrząknął: „Zważaj na słowa Dhali” Wziął ciężką skrzynię na plecy i ruszyli dalej. Mijali plac, na którym krasnoludzcy żonglerzy i połykacze ogni urządzali prawdziwe widowisko przy wtórze piszczałek i basetli grajków. Tłum gęstniał i co chwila korytarz robrzmiewał echem zachwyconych okrzyków.

„Co tam masz Kiro w tej skrzyni? Ciężka jak cholera…” - stęknął. Wietrzniak markotnie usiadł na ramieniu Dhalego. „Jak wy byliście u Dermuli, to poleciałem do Dw Palce. Tylko, że to już nie Dwa Palce, a Świecowa Karczma i prowadzi ją ktoś zupełnie inny. W dodatku wnętrze przebudowano. Odesłano mnie do domu Kenrona, na aleję Maślaną. Biedak… Musiał zwinąć interes. Zapłacił 7 tysięcy srebrników za naprawę ulicy.” - ciągnął Kiro. „Ile?” - jednoczesnie zapytali przyjaciele wietrzniaka. „Ano. Ponoć magistrat go szantazował i zmusił do porzucenia działalności. Tym samym straciłem lokum i miejscówkę” - żachnął się mały adept. „Zapraszam do Yistane. Kiro szkoliłeś mnie i Gorta podczas powrótu, obiecałeś nauczyć talentu kamiennej skóry. Jestem ci wiele dłużny. A w naszej kamienicy jest mnóstwo miejsca. Mógbyś tam swoją pracownię otworzyć…” - Dhali zaproponował lekko łypiąc okiem na siedzącego mu na ramieniu wietrznika. „Pomyślę. A co z twoim bratem?” „Dziwne, ale nie było ani Finwisa ani Kidiris na miejscu. Są w Throalu, znaczy się w Yistane. Niepokoi mnie to, bo warsztaty zastaliśmy z Gortem zamknięte. Rozumiem, Święto Ziemi. Ale magazyny były puste…” „Prawda” - dodał Gort - „Spieszmy do domu. Obiecałem Bakari, że dojedziemy na jej urodziny. A jesteśmy przed czasem. Muszę zajrzeć do siostry, po prezent. Suknię miała jej zamówić. No i was zapraszam. Z rodzinami. W końcu na dłużej zapuścimy tu korzenie. Za cztery dni popijecie na moich zaręczynach, a potem będzie czas na politykę, bale i interesy!” Dhali mu przerwał: „Ty się tak nie rozpędzaj. Mamy obowiązki wobec korony i służb. Trzeba sprawdzić u Runewinda. Co się stało z naszymi listami, jakie akcje przedsięwzięto. Jak tylko zawitam do domu i pogadam z bliskimi muszę wrócić do Wielkiego Targu, do Cieniopłaszczki…” „Liczysz, że Rathael tam jeszcze będzie?” - kpiąco zapytał Kiro - „Po tym jak dostał twoje listy popędził pewnie na Triumfa węszyć i szukać dziewczynki. Założę się o sto Brazów…”

I tak wesoło rozprawiając minęli dzielnice dahnat i weszli w bogatszą część posiadłości wedshel. Dzwon na skrzyżowaniu wybił dwudziestą godzinę dnia.

III dzień Święta Ziemi - Wielki Targ, posiadłość Mefrahów

Gort siedział przy łóżku Bakari. Wpatrywał się w jej twarz. Spała spokojnie, a oddech unosił jej piersi. Oczy miała przepasane białą opaską, nasączoną balsamem, który sporządził Ontar, głosiciel Garlen. Westchnął, wstał cicho i opuścił komnatę. Wszedł do gabinetu ojca i usiadł na jego fotelu.

„Ekhm, jestem tu” - chrzaknął Drisam. „Taaak, wiem ojcze…” - pociągnął zamyślony Wojownik. „Nie zdążyłem ci podziękować, za wszystko co uczyniliście dla Bakari. Nie, nie przerywaj… Wiem ile zachodu, złota i czasu was to kosztowało. Doceniam. I odwiędzyłbym się gdybym tylko mógł bardziej.” Drisam zamknął witrynę na klucz i podszedł do syna. „To nie tak Gorcie. Czuję się winny, że jej nie upilnowałem. Nie powinna zostawać sama, bez żadnej ochrony. Odkąd zaangażowałeś się w sprawy królestwa, to zrozumiałe, że twoje zycie i życie twoich bliskich powinno być cenniejsze dla Avalusów. Bo może stanowić potencjalny cel wszystkich tych, którzy życzą źle Throalowi. Nie omieszkam o tym powiedzieć Grindo, a nawet samemu królowi.” Gort machnał ręką: „Wiem jak o to zadbać. Nie mówiłem jeszcze Dhalemu, ale poprosze go żeby zorganizował dla nas kogoś do ochrony. Jakiegoś emerytowanego szpiega z Oka Throalu. Dhali ma tam wpływy, a ja muszę zadbać o nasze bezpieczeństwo. Koszty biorę na siebie.” „Co zamierzasz teraz?” - zapytał stary krasnolud.

„Chciałem poczekać aż Bakari się obudzi. Wczoraj pół nocy rozmawialiśmy… Idę do rodziny wuja Stetgartha do korytarzy Upandala. Mam do przekazania ostatnią wolę i testament ciotce Ferii. Coś zjem pewnie u nich i wracam do komnat królewskich. Musze przekazać list Stetgartha do rąk własnych króla Nedena, bo pismo do Oka Throalu dałem już Dhalemu. Więcej dziś nic nie zdziałam, chciałem odwiedzić siostrę, ale nie zdążę.” Gort zamilkł. Zaczął nasłuchiwać. „Idę, Bakari się obudziła jak mniemam.” Drisam patrzył za synem z niepokojem w oczach.

O tej samej porze, Yistane, kamienica Dermuli

„Ile to już trwa?!” - miotał się Dhali. Finwis patrzył na niego z markotną miną. Kidiris siedziała na sofie i nie odezwała się ani słowem od dobrej godziny. Tyle czasu zajęło Finwisowi i Wershaliji wtajemniczenie Dhalego w wydarzenia z ostatnich kilku tygodni. „Odkąd matka odeszła, ojciec zupełnie porzucił warsztat. Albo się upija, albo szwenda gdzieś po zaułkach Yistane bratając z jakimiś mętami. Wiesz co musiałem zrobić? Zamknąłem swój warsztat w Wielkim Targu i zawiesiłem umowy. Musiałem przenieść tu pracowników i nadrabiać zaległości. A i tak część kontrahentów się wycofała. Nie mamy długów, na szczęście. Ale moja pozycja w Wielkim Targu jest już zachwiana. Rada Kupiecka mnie na pewno nie przyjmie, bo Gliniak jest zawzięcy na ojca. Ponoć ty, bracie miałeś w tym swój udział. Nieważne. Jeśli zajmiesz się ojcem i doprowadzisz go do porządku, ja mogę przejąć wszystkie zobowiązania. Wróciłbym do naszego domu, a pracę rozdzielił. Z czasem bym przeniósł część warsztatów do Wielkiego Targu. Tutaj mogłyby być magazyny, ale nie wiem jak to będzie wyglądać z cłami? Gliniak niechętnie patrzy na wwózke towaru do Throalu bez opłat. Sytuacja jest napięta, a sprawy handlowe słabo uregulowane. Bardziej mi sie opłaca mieć wszystko na miejscu. Nie wiem Dhali, teraz to ta kamienica jest twoja i Wershaliji. Zróbcie z tym coś.” - Finwis zamilkł.

„Dlaczego matka odeszła? Co wam powiedziała?” - dopytywał się Zwiadowca. Wershalija wzruszyła ramionami. „Nie było mnie tutaj. Pracuję dla drugiej górniczej kompanii Elcomi, wróciłam już po fakcie.” Dhali się zdziwił: „Pracujesz dla tych… eh, nieważne. A co mówił ojciec?” Finwis usiadł obok swej żony: „Bredził coś o przeznaczeniu rodu Dermuli, o zemście na jakichś orkach, o dziedzictwie R'ahny. Jakieś bzdury pijaka. Rozum mu się pomieszał. Wiesz co? Twój druh Kiro jest głosicielem Garlen, może by tak wyleczył ojca?” Dhali się poirytował: 'Nie bądź bracie ignorantem. Nasz ród, ród Dermuli wywodzi się z Landis. Przed Pogromem Landyjczycy trwali w konflikcie z orkami z Kara Fahd„ „Twój ród Dhali!” - wypalił brat. „Ja…ja jestem Anawari! Tak samo jak ojciec, Irajana czy Wershalija! Nie bez celu matka tak wybrała i tylko was nazwała swoim rodowym mianem. Ja się nie czuję Dermulem! Nigdy nie czułem. I myślę, że to najwyższy czas, by nasze rody rozdzielić! Co Dermulowe, niech idzie do Dermuli. A Anawari powinni być tam gdzie się urodzili. W Wielkim Targu. Więc Dhali, zastanów się czego chcesz?! Mi Throal nie jest potrzebny do szczęścia. Obiecaj mi tylko, że pomożesz ojcu, a jak wydobrzeje do zabieram go do siebie. W moim domu jest dużo miejsca. A tutaj…” - rozsierdzony Finwis machnął ręką - „tutaj możesz sobie urzadzać choćby i burdel! Masz mnóstwo miejsca.” Dhalego zatkało. Przez moment pomyślał, że użyje magicznych talentów na bracie, by go uspokoić, ale dał spokój widząc Kiro przez otwarte drzwi, który radośnie machał do niego obiema rękami. „Oj nie w porę Kiro, nie w porę.” - pomyślał.

IV dzień Święta Ziemi, Throal, korytarze Bodal karczma Włochaty Słoń

Siedzieli przy stoliku obaj wpatrzeni w podekscytowanego wietrznika. Kiro od wczoraj miotał się, ale trzymał gębę na kłódke i nie chciał im nic zdradzić. Dhali nosił na twarzy oznaki nieprzespanej nocy. Problemy domowe go przerosły i z ulgą przyjął zaproszenie przyjaciela na wycieczkę do ulubionej karczmy. Choć dotarcie tutaj zajęło mu kilka godzin. Gort mimo południowej pory wyglądał jakby się niedawno obudził. Pół nocy zajmował się swoimi sprawami i słudzy litościwie nie budzili go na śniadanie. Stad był okropnie głodny, a kiszki grały mu marsza. „Panowie!” - zagaił Kiro - „mam dla Was ofertę nie do odrzucenia, ofertę która zdarza się raz w życiu!” Zaczął teatralnie i z triumfem popatrzył po przyjaciołach” Sięgnał po magię elokwencji i z trudem nalał z ogromnej (dla niego) butli trunku w kielichy obu adeptów. Gort i Dhali popatrzyli po sobie, bo Kiro nigdy nie był taki uprzejmy.

„Co byście zrobili jakbym Wam powiedział, że moglibyście zostać WSPÓŁWŁAŚCICIELAMI… uważajcie na to!… jesteście gotowi!?.. KARCZMY!” - wypalił. „Tak nie przesłyszeliście się, daję Wam możliwość zakupienia czegoś co jest bezcenne, takim dobrym przyjacielem jestem!”

Kontynuował: „Chciałbym z Kenronem otworzyć karczmę w Throalu. Jak wiecie poprzednia w wyniku jakiegoś drobnego nieporozumienia z władzami Nowego Targu musiała zostać chwilowo zamknięta. A ponieważ w karczemnym biznesie nie można stać w miejscu i trzeba iść do przodu, postanowiliśmy zawalczyć o zacną klientele Throalu. Natomiast jak się domyślacie taka inwestycja początkowo wymaga pewnych, dla Was wspaniali towarzysze zapewne niewielkich nakładów finansowych, których ja mały, biedny wietrzniak oraz były właściciel karczmy (z wielkim rachunkiem za nowy chodnik) nie jesteśmy w tej chwili w stanie pokryć. Wierze że dwie tak znaczące rodziny jak Neumani i Dhermule nie mogą przepuścić takiej okazji…” - zawiesił głos i dodał mocy swoim talentom przekonywania.

„Oczywiście jako współwłaściciele będziecie korzystać z wielu udogodnień, kiedy już karczma będzie działać jak np. stolik na własność (w poniedziałki do 12.00), olbrzymie rabaty na trunki i przekąski (z wyłączeniem weekendów i piątków), możliwość wyboru muzyki która ma być grana w lokalu (tylko w środy i czwartki) i te pe!” Gort i Dhali zdumieli się, gdy Kiro ponownie napełnił ich puste kielichy ciężko mocując się z butlą throalskiej brandy.

„Ale najważniejsze jest to, że będziemy mogli wybrać nazwę dla lokalu! Może „Wspaniały Kiro i kamraci” albo „Pod śmigającym wietrzniakiem” albo „Długi Włos i dwie czuprynki”? Nie? No dobra nad nazwą jeszcze pomyślimy w wolnej chwili. To co wchodzicie w to!? Wchodzicie! To cudownie!” - rozemocjonowany Mistrz Żywioów popatrzył na przyjaciół dziwiąc się, że nie podzielają jeszcze jego entuzjazmu.

„To wznieśmy toast za udany biznes! No do dna, do dna… ooo jak ładnie i jeszcze jeden za Throal! Cudnie!” - Kiro wręcz promieniował radością. „Dobrze to ja sobie tu pozwoliłem przygotować takie małe weksle, jakbyście tylko tu złożyli swoje podpisy… ooo właśnie tutaj.” Gort spojrzał i zbaraniał. Dhali musiał wypic jeszcze jednego kielicha. „Słucham?” - zdziwił się Kiro. „Że dużo zer, nieee wydaje Ci się, przez alkohol dwoją Ci się i troją….”

V dzień Święta Ziemi, Throal, korytarze Upandala, karczma Piaskowy Behemot

Kiro siedział na krawędzi stołu i przyglądał się Gortowi: „Co dokładnie powiedział ci Abgar wczoraj? Jak możemy pomóc Bakari?” „No przecież mówiłem już!” - biesił się krasnolud. „Ktoś ze szpiegów Denairastów musiał na nią napaść. Z całą pewnością śledzili i obserwowali jej perfumiarnię. Wiedzieli kiedy wychodzą pracownice i to, że zostaje sama w laboratorium. Abgar sprawdzał ślady w destylarni i na zapleczu. Postawię sto Brazów, że to był wietrzniak. Dlatego nie zostawił śladów i dlatego Bakari słyszała szelest i podmuch powietrza jak się do niej zbliżał. Sypnął jej w oczy tym kurestwem a potem pociął jak…” - Gort zacisnął zęby i milczał przez chwilę. „To paskudna substancja. Magiczna. Oślepia ofiarę, wywołując Krwawą Ślepotę. Ponoć ciężko to wyleczyć. Ofiara jest ślepa, siatkówkę pokrywa krwawa błona i po pół roku zanika całkowicie nerw wzrokowy…” „Mamy zatem cztery i pół miesiąca żeby coś zrobić?” - zapytał Dhali. „Coś koło tego” - odparł Gort. „Ontar byłby w stanie sporządzić leczniczy wywar w ciągu dwóch tygodni. Ale potrzeba do tego oczu pryzmy…” „Pryzmy!?” - Dhali aż się zająknął. „To chyba trudniejsze od zdobycia krwawego bluszczu” - wymruczał. „Te cholerne pryzmy są najrzadszymi insektami w Barsawii! Poza tym żyją praktycznie nie lądując na ziemi. I to nad szczytami najwyższych górskich łańcuchów! No i są wielkie. I niebezpiecznie.” - dodał. „No dobra, a co z tym bluszczem?” - zainteresował się Kiro. „To też ciężka sprawa” - westchnął Gort. „Rośnie wyłącznie w ogrodach królowej elfów. Abgar polecił mi znajomego maga, Hiermona, czarodzieja z Przyczółka. To starzec, ale ponoć całkiem sprawny. Prowadzi interesy z krwawymi elfami. I być zechce nam pomóc…” „A jak nie zechce?” - zapytał Kiro. „Cóż, użyjecie na nim wszystkich swoich uroków i elokwencji, żeby zechciał” - Gort uśmiechnął się kwaśno. „Chcesz Kiro karczmę otwierać i liczysz na wsparcie klanu Mefrahów, to zapewne zrobisz wiele, by pomóc swojemu przyszłemu wspólnikowi?”

„A jak tam wizyta na dworze?” - zagadnął Dhali. Gort się nieskromnie uśmiechnął: „Nie czekałem długo na audiencję. Król Neden bardzo ciepło was wspomina i żałował, że nie przybyliście ze mną.” „Do rzeczy, do rzeczy” - ponaglił go Kiro. „Władca był bardzo zaintersowany wydarzeniami na południu. Dwa tygodnie temu dowiedział od Oka o naszej akcji. Throal ostrożnie popiera działania smoków o ile są skierowane przeciwko Therze. Swoją drogą Dhali byłeś już u swoich pracodawców? Ktoś się z tobą kontaktował?” - Gort zawiesił spojrzenie na przyjacielu. „Nie miałem czasu. Sporo zamieszania w domu. Matka odeszła. Opuściła Throal, ojciec bardzo to przeżywa. Od kilku tygodni nie funkcjonuje normalnie, co się przełożyło na interes, który mocno podupadł. Kiro, gdybyś mógł mi pomóc i uzdrowić ojca z rozpaczy? Pomogłoby to całej rodzinie Dermuli…” - zawahał się - „I Anawari.” Kiro się zainteresował: „Kłopoty rodzinne?” Dhali kiwnął głową: „Nieszczęścia. Rozłam. Kłótnie. Dis szerzy swoją klątwę.” - mruknął Dhali i kontynuował - „Gdybyś uleczył Faegila, może mógłbym bardziej pomóc w pomyśle z karczmą? Myślałem o tym by ulokować ją w kamienicy Dermuli. To cztery piętra i kilkanaście pokoi. Gdyby przebudować, zrobić osobne wejścia…Jest podwórze, są piwnice. Wiele pokojów pustych…” „A warsztaty? Magazyny?” - zdziwił się Gort. „Jakoś to z bratem ogarnę” - smutno odparł Dhali

„Cóż, chętnie spróbuję pomoc w takim razie” - zamachał nogami Kiro. „No jutro chcę was widzieć u mnie” - wtrącił Gort. „W mniejszym gronie co prawda, nie robimy balu, ani uczty, ale chcę świętować urodziny Bakari. Zgodziliśmy się z Ontarem, że kilka godzin siedzenia przy stole Bakari nie zaszkodzą.” „Czy ona..coś widzi?” - ostrożnie zapytał Kiro. „Nie brachu, niestety” - odpowiedział Gort - „Dlatego chciałbym wyruszyć do Przyczółka tak szybko jak się da…” Zapadła cisza.

„Panowie?” - Gort popatrzył na obu adeptów. „Cholera” - zaklął Dhali - „mam kupę rzeczy do pozałatwiania. Nie byłem jeszcze u Klodrige, może będą jakieś rozkazy co do Przyczółka. Chciałem odwiedzić Charboyye, Wielką Bibliotekę, Donovana Navsara, Tirnaga Ueravena” „Kogo do kroćset?!” - przerwał mu Gort, „Mojego ucznia. Chciałem pogadać z Abgarem o tym medalionie Hefery, spotkać się z Nachtim w Wielkim Targu no i oczywiście wypytać Sola o to co się stało za sprawą listów Hefery. No i chciałem poszukać mentora, żeby poprosić o rytuał awansu”. Gort dziwnie popatrzył na Zwiadowcę, a potem na Kiro. „A ty? Też masz tyle do zrobienia?” Kiro się uśmiechnął: „Aż tyle nie. Ale chciałbym w spokoju pomedytować nad moimi talentami. Pomóc jakoś ojcu Dhalego i odwiedzić Ontara w jego Olzimie Garlen. Zostaje kwestia księgi Hefery, pewnie coś z niej przepiszę do swojej księgi. No i chciałbym pomóc Kenronowi z tym knajpianym biznesem.” - skończył wietrzniak radośnie majtając nogami. Gort zgrzytnął zębami: „Jeśli trzeba to pojadę tam sam! I wytrząsnę z tego Hermiona każdy liść tego krwawego gówna!” odstawił puchar z trzaskiem na stół. „Dwa tygodnie! Daję wam dwa tygodnie i ani dnia dłużej. Potem ruszamy razem do Przyczółka.”

01 Raquas (lipiec) 1508 TH

Dopiero gdy Bakari poszła się położyć, wymawiając zmęczeniem, biesiada w domu Mefrahów zrobiła się nieco głośniejsza i nieco śmielej zaczęto sięgać po trunki. A towarzystwo zebrało się naprawdę zacne. Poza oczywiście Serisi, Drisamem i Gortem, którzy pełnili rolę gospodarzy, zjawili się czarodziej Abgar i Belori, siostra Gorta z opiekunką małego Modruka; Tiras Byril'ah, sędziwy dziadek rodu; Ghandar Mefrah z małżonką - bliski kuzyn ojca, no i ciotka Feria Neumani, żona kapitana Stetgartha, którą Gort czuł się zobowiązany zaprosić, po tym jak przekazał jej testament żołnierza. Andeweria Sarafica, nieformalna ciotka Bakari, złożyła tylko serdeczne życzenia Gortowi, podkreślając jak jest dumna, że domy Sarafica i Neumani połączą się wkrótca, jak tylko on i jej dalsza siostrzenica wezmą ślub. Wypiła łyk brendy i opuściła uroczystość.

Kiro spędzał czas w towarzystwie Gungira i Jovaima, dwóch archiwistów, współpracowników Belori i bliskich Mefrahów. Przechwalili się swoją wiedzą o historii Throalu i serwowali wietrzniakowi co rusz to nową anegdotę z dworskich historii Varulusa I czy jego następcy.

Dhali siedział w drugim końcu stołu. Przybył na uroczystość z siostrą, Wershaliją, a teraz zawzięcie konwersował z Ontarem, głową Olzimu Garlen w Korytarzach Bazrata. Tę ich dyskusje usłyszał Kiro. Wziął z sobą srebrny kielich, specjalnie dla niego przygotowany przez Gorta i podleciał. „I jak się miewa Fagael?” - zagadnął. Ontar odpowiedział: „Dobrze to rokuje. Widać potrzebował kogoś znanego, kto potrafi dotrzeć do niego i wnieść błogość do chorego umysłu. Dobrze się spisałeś Kiro. Raduje się widząc, że Garlen przez ciebie dociera do innych.” Kiro podstawił kielich Dhalemu. Ten solidnie nalał mu jagodowej nalewki. „Choć do Gorta, próbuje się przecisnąć na drugą stronę stołu więc jest wreszcie okazja by z nim pogadać.”

Wojownik był lekko wstawiony, wypił chyba z każdym gościem, i nadal dbał o to by kielichy wszystkich były pełne. „Dobra, głośno tutaj” - powiedział i beknął donośnie. „Chodźmy na piętro do mojego gabinetu”. „Na piętro?” - zdumiał się wietrzniak. „No co? Ta część posiadłości nie była eksplorowana od lat. W zasadzie to moja scheda od babki ze strony ojca. Skoro już za rok mam być dumnym małżonkiem i ojcem, to będę potrzebował kilku pokojów, gabinetu, sypialni, warsztatu i skarbca, nie?” - uśmiechnał się zadziornie. „Czekaj, czekaj, czy ja dobrze słyszałem? Ojcem?” - szybko zapytał Kiro. Gort pokazał mu obraźliwy gest.

„Kiro” - zaczął Dhali, odstawiając swój puchar na stolik. „Nie wiem jak ci dziękować, za to co dla mnie zrobiłeś z ojcem.” wyłożył małą sakiewkę. „To drobiazg, ale niech te 100 sztuk srebra będzie symbolicznym datkiem dla Głosiciela.” „Ło ho ho!” - wtrącił się Gort -„łaskawca, psia jego mać. Wiesz ile byś musiał zapłacić za naukę tego magicznego talentu kamiennej skóry, od jakiegoś obcego Mistrza Żywiołów?! Co najmiej ze dwa tysiaki! Tak, że tego…” Dhali wyraźnie się poirytował. Wietrzniak przepił do niego i mrugnął: „Oj tam, Gort, nie marudź, wiele razy nam Dhali tyłek ratował, nie? A poza tym to chciałem z wam raz jeszcze pogadać o tej karczmie. Dla mnie to naprawdę poważna sprawa. Wiem że każdy z Was ma w domu i na głowie masę innych zmartwień, dlatego w razie czego ja z Kenronem wszystkiego dopilnujemy. Dhali doszły mnie słuchy, że mieszkasz w pustej kamienicy, nie wydaje Ci się że to zrządzenie Pasji? Gort wiem, że zawsze szukasz dobrej okazji żeby pokazać wszystkim, że nie tylko z wojaczką Ci po drodze? Ja osobiście chciałbym wreszcie mieć jakiś swój kawałek na świecie, jakieś miejsce do którego bym wracał i mówił „jestem w domu”. Nawet jeśli miałaby to być mała klitka w karczmie na dnie Throalu” - uśmiechnał się kończąc przemowę. „Poza tym co myślicie o nazwie „Pod Trzema Chmuroptakami”?”

Gort łypnął na Kiro z nad kufla z piwem. Wysłuchał do końca i rzekł: „Oj Kiro Kiro z tym domem, to ty nie długi-włos tylko kłamliwy jęzor!” I pokazał jęzor. A potem dodał: „Na poważnie - spółka to nie wiem - trzeba przeanalizować, policzyć, sprawdzić wasz plan…. o, na pewno zapomnieliście o podatkach. NA PEWNO!” - podkreślił chwytając za tacę z pieczoystym i unosząc ją jedną ręką.

„Muszę sprawdzić pozostałe zobowiązania Mefrahów. To nie takie proste, mam za dużo interesów na głowie, żeby podpisywać takie cuś bez przejrzenia dokumentów. W niczym ci nie pomoże jak się okaże za pół roku, żem bankrut i gołodupiec. Na takie coś potrzeba spokojnej głowy i większej ilości czasu. Jeżeli będziesz chciał mogę poprosić ojca, żeby to sprawdził i decyzję przekazał twojemu wspólnikowi… za jakiś czas. Od ręki natomiast mogę na pewno pomóc w uzyskaniu od domu Neumani nisko oprocentowanej pożyczki, specjalnie dla Ciebie. Jakbyś był członkiem domu i rodziny, a gdyby ci się powinęła noga to i spłacić pomogę. Wybór należy do Ciebie skrzydlaty przyjacielu.”

Dhali chciał koniecznie coś powiedzieć, ale krasnolud nie dopuścił go do głosu. „A Nazwa brzmi najlepiej spośród wszystkich jakie do tej pory zaproponowałeś, ale jeśli zobaczę w szyldzie chmuroptaka z krasnoludem i człowiekiem w szponach to ci nogi z dupy powyrywam.” - W tym momencie Gort wyrwał kawał mięsiwa z tacy z głośnym trzaśnięciem i uśmiechem od ucha do ucha na gębie.

Wreszcie Zwiadowca mógł coś powiedzieć: „Ja się zgadzam. Masz rację Kiro, że sytuacja rodzinna mi się pokomplikowała. Ale w kamienicy Dermuli jest mnóstwo miejsca i byłoby całkiem łatwo tam urządzić karczmę. Spotkajmy się za jakiś czas i pogadamy o konkretach. Mam pewien plan, ale musze go potwierdzić z ojcem. A on….sami wiecie”.

„A powiedz no Dhali, co z tym listem od Rathaela?” - Gort palnął się w czoło - „zapomniałem o tym do cna, przez te zaręczyny.” „No jak weszliśmy cztery dni temu do Cieniopłaszczki, to już go tam nie było. Jedynie wiadomość dla mnie u Gryzimóżdżka.” - Dhali wyciągnął z jednej z licznych kieszeni zwitek pergaminu na którym nakreślono pięknym runicznym pismem elfów: „Jaskinie Voron-Teh i Pamiętnik Ailona Od Krwi”. Popatrzyli na wiadomość w milczeniu. „I co to ma być?” - zapytał Kiro. „Mniemam, że wskazówka. Odpowiedź na moją prośbę o identyfikację zbroi.” - wruszył ramionami Dhali. Gort był zniesmaczony: „Tyle? No wiecie co?! Kto to w ogóle jest Ailon Od Krwi? Brzmi jak szpieg z Iopos, skurwysyn jeden!” „Gort, teraz to każdy obcy brzmi dla ciebie jak szpieg z Iopos” - rzucił Kiro.

„No dobra, Dhali, a byłeś pogadać z Okiem?” - kontynuował wietrzniak. Zwiadowca pokręcił głową. „To jak będziesz gadał z tym twoim szefem, to weź pod uwagę to co ci teraz powiem” - Gort rozparł się na fotelu. „Potrzebuję kontaktu z jakimś emerytowanym, doświadczonym szpiegiem z Oka. Chcę go zatrudnić, by zwiększyć bezpieczeństwo rodziny. Mam pewien budżet, a taki ekspert wiedziałby co nalezy zrobić. Rozumiesz. Chciałbym uniknać w przyszłości powtórzenia takich ataków jak ten na moją narzeczoną” - ostatnie słowo Gort podkreślił z dumą. „No dobra. Postaram się kogoś zorganizować. A teraz wróćmy do stołu bo nas obsobaczą że cichcem jakieś sprawki omawiamy.” dodał Dhali wstając i przeciągając się leniwie.

kampania_2014/czas_wolny_ix.1549545726.txt.gz · ostatnio zmienione: 2019/02/07 14:22 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG