Action disabled: source

Wysoka cena

Sesja rozgrywana 30 listopada 2003r.

Sivarius

Sivarius biegł. Paliło go w płucach, nogi miał jak z żelaza, ale biegł pełen nadziei i złości. Gniew na przyjaciół, żal do Kerilli i irytacja przepełniały jego serce. Zatrzymywał się po zmroku i bez tchu padał na wyschniętą trawę sawanny, modląc się w ostatniej chwili świadomości do Pasji, by go uchroniły przed nocnymi potworami. Budził go świt, kiedy z jękiem podrywał swe obolałe ciało i biegł dalej, na zachód. Ku Jerris, ku wędrującej grupie adeptów….

Tego ranka zbudził go jednak nie blask słońca, ale łoskot i prawdziwe trzęsienie ziemi… Nim oprzytomniał, ujrzał wokół siebie spocone końskie ciała i zacięte twarze orkowych jeźdźców. Kilka grotów włóczni mierzyło w jego pierś. Spoglądał w twarz jednego z nich, twarz przysłonięta złocisto granatową maską. Twarz hipnotyzującą pulsującymi symbolami, umieszczonymi wokół linii oczu i na policzkach… Zamaskowany ork skinął głową i rzekł coś do orka podjeżdżającego od tyłu do czarodzieja. W głowie Sivariusa zapłonął ogień i otoczyła go ciemność.

Kaer Olanioyu, 53 lata wcześniej.

Heva Ulya miała już dość. Dwa tygodnie wcześniej opuściła, ukryty w południowej części podnóża Tylonów kaer. Od stuleci jej ród czekał na ten moment. Wyrwać się z zatęchłej nory, władanej przez ludzi i krasnoludów, którzy nic nie zmienili w swoim postępowaniu wobec jej ludu od początków Pogromu. W jej żyłach płynęła krew przodków, pędzących na swych wierzchowcach w wietrze wolności… Świat jednak się odmienił. Po tygodniach bezcelowych wędrówek wśród martwych skał Tylonów, z gromady orków pozostało przy życiu zaledwie 11 jej towarzyszy. Heva pogrążyła się w rozpaczy. Jej marzenia o chwale starożytnych plemion, okazały się jedynie historyjkami opowiadanymi dzieciom na dobranoc. Rzeczywistość była koszmarem, wypełniona heroiczną walką o przetrwanie i znalezienie pożywienia. Pewnej nocy grupa Hevy dotarła do osady, zamieszkiwanej przez throalskie krasnoludy. Jej oczom ukazał się wielki tłum krasnoludów, otaczający kołem ubranych w czarne skóry orków. Pobratymcy Hevy mieli twarze ozdobione symbolami Thystoniusa, jednak ich ręce spętane były więzami. „Jesteście przestępcami!”- krzyczał do wyzywająco milczących orków tłusty krasnolud. ”Najeżdżacie, gdyż jesteście chciwi, a nie odważni! Czynicie jak bandyci, a nie wolni ludzie! Wasze symbole nic dla nas nie znaczą!”. Mówiąc to krasnolud wyszarpnął zdobiony starożytnymi runami języka or’zat miecz z pochwy wodza orków i cisnął go do bulgoczącego kotła roztopionego brązu. Widok starożytnych znaków rozpalił ogień gahad w trzewiach Hevy. Szarżując z krzykiem wycięła sobie drogę wśród tłumu do spętanych orków. Z rozpaczą oznajmiając, że ona i więźniowie żyją jak orki, wolni od słów krasnoludów i narzędzi ludzi. Bez lęku sięgnęła w głąb kotła i schwyciła rękojeść miecza. Roztopiony brąz spalił jej rękę aż do kości, lecz Heva uniosła rozgrzany miecz w górę. Prawe przedramię miała pokryte stygnącym na wietrze metalem. Zaciskając zęby oznajmiła osłupiałym krasnoludom, że zabiera swój lud z tego miejsca, a jej żelazna pięść poprowadzi ich chwalebną drogą przodków. Nigdy więcej nie zasną wśród murów postawionych ręką człowieka, czy krasnoluda. Nigdy więcej nie chwycą się łopaty, jeśli miecz będzie w zasięgu ręki. Przyrzekła pokazać niegodziwym krasnoludom, że jej plemię podąża drogą honoru. Jej dzieci pokażą światu drogę Żelaznej Pięści, ona zaś wokół siebie zbierze wszystkie orki czujące we krwi wiatr równin i gorączkę gahad pchającą ich ku wolności. Podążała potem po całej północnej Barsawii zbierając orków z otwartych kaerów i zabijając tych, którzy trzymali niewolników…

Finris

„Sami adepci? Skąd u licha wzięli się ci orkowie tutaj, nad Wężową. I dlaczego więżą w klatkach parę dziesiątek wybrańców spośród wolnych Dawców Imion?” – młody czarodziej czuł mrowienie w spętanych rękach i nogach, leżąc na boku w drewnianej klatce. Obserwował. „Uwięzieni to przede wszystkim krasnoludy, kilkoro ludzi i chyba ze dwa lub trzy elfy. W życiu nie słyszałem o plemieniu orków, które niewoli innych? I to samych młodych adeptów…”

Cztery dni później, osłabły z głodu i zmęczenia, słaniając się na nogach, zdążał ku zielonej linii dżungli Liaj. Z całej szóstki tylko on zdołał uciec. Resztę adeptów schwytano…Błogosławił Pasje za swoje szczęście. Wkrótce dotarł do pierwszych, rzadkich zarośli. Padł na trawę, szukając cienia, który ochłodziłby jego rozpaloną głowę. Leżąc w ciszy zakłócanej tylko łomotem jego serca i świszczącym oddechem, usłyszał niesione wiatrem głosy…

Żelazna Pięść

Heva odeszła 18 lat temu. Pozostawiła zebrane wokół siebie plemię trzech tysięcy orków. Plemię Żelaznej Pięści, podzielone na 12 Klanów Iglic, tyle ile jest szczytów w Tylonach, tyle ilu orków pozostało z uciekinierów z kaeru Olanioyu. Jej córka, Oresha przewodziła Klanem Pierwszej Iglicy od 1450 roku. Jej mężem był Gorjak Płonący Step z Klanu Ósmej Iglicy. Miała pięcioro dzieci: syna Goresha, córkę Raję, syna Meheve, córkę Irshere i najmłodszego Gorjaka. W roku 1466 Goreshowi Bawole Serce, pierworodnemu, rodzi się najstarszy syn – Miedzianooki. W tym czasie Goresh przejął od matki władanie nad plemieniem. Przez ostatnie dziesięć lat, Goreshowi urodziło się jeszcze czworo dzieci…

Far’trik

Nerwowo przechodził się po pokładzie Ogona Wydry. Długim językiem oblizywał ostre zęby. Shivalahala Ishkarat nic nie wiedziała o jego samowoli, choć współpraca Far’trika z pierwszym ministrem Iopos była powszechnie znaną tajemnicą… Tym razem Far’trik poszedł dwa kroki dalej. Pasje chyba sprawiły, że w napadniętym przez jego piratów obozie były dzieciaki Goresha Bawole Serce, wodza wszystkich klanów Żelaznej Pięści. Far’trik z przyjemnością udusiłby własnymi rękami czwórkę tych małych dzikusów, gdyby tylko tak nie brzydził się orków. Far’trik jednak wiedział z kim i kiedy ma rozmawiać. Uhl Denairasta był właściwą osobą we właściwym czasie. A pomysł wykorzystania Żelaznej Pięści do zdobycia niewolników i to szczególnych niewolników wydał się ishkarackiemu kapitanowi godny ze wszech miar realizacji. Far’trik od lat nosił w swym sercu nienawiść do orkowych plemion obozujących często nad brzegami Shivoam. Od wystarczająco wielu lat, by zagrać na nosie brudnemu barbarzyńcy, za jakiego uważał Goresha. Kiedy więc ten szalejąc z rozpaczy szukał swoich dzieci po wszystkich portach na zachód od Doliny Leśnych Głębi, Far’trik wysłał do niego swoich szpiegów, by odpowiednio naprowadzili orkowego władcę. A potem z radością postawił mu ultimatum…

Miedzianooki

Był pierworodnym, prawie dorosłym. Ostry zapach rozgrzanego metalu, drażnił wrażliwy zmysł węchu orkowego młodzieńca. Uwięziony w klatce, wraz ze swoim rodzeństwem, wsłuchiwał się w łomot parowego silnika. Jego dziesięcioletni umysł analizował z nadzwyczajną uwagą całą sytuację. Woda, t’skrangi, ciasnota więzienia i hałas mechanizmu parowca długi czas praliżowały jego wolę. Lecz teraz otrząsnął się z niemocy, przywołał w sobie siłę plemienia i skupił się na szukaniu rozwiązania…

Sivarius

Obudziło go pragnienie i ból głowy. W niewyraźnym świetle poranka, widział dwie postacie pochylające się nad nim. Obie miały związane ręce… Wieczorem Sivarius wiedział już nieco więcej. Więziono go w obozie jakiegoś plemienia orkowych nomadów, obozowisko rozbite nieopodal niskich brzegów Wężowej Rzeki, było dość sprawnie zorganizowane i strzeżone. Uwięziony z nim krasnolud i człowiek, również adepci ścieżki trubadura i wojownika, od tygodnia przebywali w niewoli u orków. Tylko Sivarius miał jednak spętane nogi. Na jego oko, klatek z więźniami było kilkanaście i jeśli w każdej rzeczywiście byli adepci, to Sivarius znalazł się w jednej z dziwniejszych sytuacji, jakie przytrafiły mu się w życiu…

Finris

Wręcz pochłaniał leżący przed nim posiłek. Yarl, Dwirnach i Pirk z zaciekawieniem przyglądali się wychudzonemu i zabiedzonemu adeptowi. Kiedy zapadł w sen, zostawili go w chłodnym cieniu chaty. Wieczorem Finris opowiedział bohaterom dokładnie co się wydarzyło, zapalony ambicją wręcz nalegał, by adepci czym prędzej ruszyli nad rzekę i pomogli mu uwolnić uwięzionych Dawców imion. Do późna w nocy snuli plany i omawiali strategie. Zarówno Dwirnach, jak i Pirk mieli poważne obiekcje, wojownik natury strategicznej, a Pirk natury moralnej, znaczy nie widziała w tym absolutnie żadnego interesu dla siebie. W końcu, gdy zaczęło świtać doszli do kompromisu. Nie będą się otwarcie angażować w sytuację, jedynie Pirk i Forgild podejdą do obozowiska, by zbadać sytuację…

Far’trik

Stał dumnie na dziobie swego parowca, za nim gładką powierzchnię Shivoam pruły dzioby 4 innych ishkarackich okrętów. Wystarczy miejsca dla wszystkich – myślał. Trzeba tylko sprowokować Goresha, a to nie jest trudne zadanie, i pozbyć się jego dzieci. Plotki zrobią swoje, a wdzięczność Denairastów to nie lada kosztowność. Kierując się ku południowemu brzegowi Shivoam, ujrzał z wysokości mostka obozowisko nomadów i klatki z więźniami. Jego parowce utworzyły półokrąg, dziobami skierowane w stronę obozu. Far’trik wyglądał Goresha i kiedy grupa nomadów otaczająca wysoką postać zbliżyła się do brzegu, t’skrang zaczął przemawiać używając swej magii… Z ładowni parowca, kołowrót powoli wyciągał klatkę z czwórką orkowych dzieci. Marynarze Fart’trika stali w pełnej gotowości, ściskając nerwowo obsydianowe noże. Goresh wzrokiem pełnym spokoju i dumy przyglądał się swemu najstarszemu synowi…

Pirk

Wiedziała, że wkrótce opadnie z sił, jednak zawzięta bitwa, jaka toczyła się na dole, była nie lada wydarzeniem, nawet dla wszechwiedzącej, wietrzniackiej złodziejki. Grad strzał i grzmot ognistych dział t’skrangów, krzyki walczących orków, zawziętych ishkaratów, fale magii zalewające przestrzeń astralną, to była prawdziwa uczta dla zmysłów Pirk. Głos dyscypliny nakazywał jej zostawić wszystko swemu losowi i ukryć się w kokonie własnej magii, głos natury jednak przymuszał do zachwytu nad czystym zmaganiem. Pirk była niczym maleńki Thystonius zawieszony między błękitem nieba, a burą czerwienią Wężowej i ogniem płonącego stepu… Walcząc ze zmęczeniem skrzydeł, wycofywała się przed żarem ognia, kątem oka dostrzegła tylko cztery uciekające parowce. Szukała wzrokiem Forgilda, elf trzymając się karku starego wilka, pędził niczym wicher w stronę Liaj…

Sivarius

T’skrang przyglądał mu się z uwagą. Jego throalski brzmiał dziwnie i złowrogo. Czarodziej przyglądał się jego dumnej postawie, barwnemu strojowi, teraz zbroczonemu krwią i naznaczonemu ogniem. Nie do końca rozumiał o co chodziło piratowi. Gdy skończył zawiłą przemowę, Sivariusowi zaczęło kręcić się w głowie i dzwonić w uszach, zmęczenie i utrata krwi wzięły górę i białowłosy mag zwalił się do stóp zaskoczonego Far’trika.

Osiem dni później

Pomagali jak tylko umieli całej osadzie. Dzięki pracy Dwirnacha u Yarla, Rindtal zaczęło w końcu przypominać osadę. Wykonali kawał dobrej roboty, dwie duże chaty, częstokół, wozownia… Shantala obawiała się trochę reakcji Poskramiaczy i potworów z Liaj, ale narzędzia Zojala i praca Gamrocha dawały dobre widoki na przyszłość. Oczyścili spory obszar dżungli z drzew i zarośli, więc teraz nie można było przedostać się z dżungli do osady niezauważonym. Przynajmniej za dnia. Dwirnachowi co prawda brakowało kamienia, nie nawykł do pracy w drewnie, ale i tak czuł zadowolenie spoglądając na efekt wspólnej pracy. Odejście Finrisa zaskoczyło ich nieco. Dziwny czarodziej pożegnał się krótko, mówiąc, że ważne sprawy pchają go do Jerris. Skorzystał z okazji, gdyż rankiem zatrzymała się w osadzie karawana krasnoludzkiego handlarza, znanego w Throalu Torkela.

kampania/wysoka_cena.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/12 16:17 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG