Turniej w Urupie

Sesja z końca października 2008, w końcu długo oczekiwany turniej.

26 Doddul 1498 TH

Zatoka wokół areny wzniesionej na palach płonęła. Morze Śmieci wdarło się tutaj, zamieniając okoliczne fale w rozpalone, bulgoczące czerwienią, piekło. A łoskot bębnów muzyków R'lleta pogłebiał jeszcze to wrażenie. Dwirnach jednak nie miał sił podziwiać pracy Iluzjonistów. Zamroczony po ciosie Ekkara zrozumiał, że przegrał. Choć radowała się w nim dusza głosiciela Thystoniusa, to jak każdy Wojownik chciał wygrać… Pierwsza runda poszła gładko. Wylosował t'skranga M'r'sta, Fechmistrza na III Kręgu. Pozwolił mu poczuć przedsmak zwycięstwa, po czym zasypał go druzgoczącymi ciosami.

Los chciał, że w sąsiedniej grupie był Ekkar Zielone Oko. Łowca Horrorów miał trudną przeprawę w pojedynku z elfim Fechmistrzem. Zwyciężył i w drugiej rundzie przypadł Dwirnachowi za przeciwnika. Jako, że zasady turnieju mówiły, iż zwycięzcą jest ten, kto dwukrotnie zamroczy ciosem przeciwnika - Ekkar był trudnym oponentem. Jak każdy Łowca Horrorów i Zbrojmistrz, dysponował talentem Hartowania siebie. Trudno więc było uderzyć wystarczająco silnie przeciwnika, który magicznie zahartował swoje ciało. I Dwirnach tego doświadczył. Po walce skłonił się przed Łowcą z szacunkiem i podziękował.

Karam walczył wcześniej i teraz, rozłożony w loży, mógł swobodnie obserwować toczące się pojedynki. On wylosował za przeciwnika orka, Zbrojmistrza. Mornur Sypiący Iskrami był twardym orzechem do zgryzienia. Walka mocno wyczerpała Łowcę, musiał obficie wspomagać się energią karmiczną. W efekcie jednak długiego starcia, kamienna tabliczka z imieniem Mornura, zawieszona na drewnianej konstrukcji, została zrzucona do płonącego morza. Iluzjoniści zadbali o takie szczegóły jak syk i płomień buchający z roztopionej skały.

Druga runda miała kilka ciekawych pojedynków. Wszystkich zaskoczył t'skrang Elyanar powalając na deski areny syna Jorkawa Potężnego - Elledrę. W podobnie efektowny sposób inny troll - Barak Durbida został pokonany przez doskonałego elfa, Asse Kivulana. Wietrzniak Vrool - towarzysz ostatniej wyprawy Sivariusa, Karama i Dwirnacha, przegrał swą walkę z nadzwyczajnym t'skrangiem, adeptem Tancerzem ogona. W końcu bardzo efektowna była walka strażnika krwi Naminuthiela z pewnym Fechmistrzem, adeptem VIII kręgu. Krwawy elf najwyraźniej bawił się swoją obecnością na arenie. Był emisariuszem Alachii i prawdopodobnie jedynym krwawym elfem, który w biały dzień chadzał ulicami Urupy. Walczył z determinacją, ale oszczędnie. NIe szafował siłami i magią. Miał swój cel.

Gdy zakończył sie pierwszy dzien turnieju, przyjaciele weszli na łódź wraz z głosicielami i gronem znajomych. Dwirnachh, jako, że nie brał już udziału w turnieju, pozwolił sobie poszaleć do rana w rubasznym towarzystwie znajomych bliższych i dalszych. Powrót Kiaura był kolejną okazją, by dać upust radości. Ksenomanta jednak, podczas pobytu w Indrisie odkrył w sobie pasję i powołanie. Choć przed przyjaciółmi oznajmiał, że jest głosicielem Garlen, w głębi serca prosił o wsparcie Pasję, nazywając ją indrisańskim imieniem. Zajął się Karamem, który był poważnie poobijany po trzech walkach. Łowca nazajutrz miał stawić czoła Vorelianowi Skuug, krasnoludzkiemu Zbrojmistrzowi IX Kręgu. Magia Kiaura i eliksiry leczace były tu nieodzowne. Sivarius oszczędnie chciał pomóc zaklęciem, lecz Karam był tylko potłuczony, nie ranny i magia Czarodzieja niewiele by pomogła.

27 Doddul 1498 TH

Trzecia runda pojedynków miała kilka walk, które wzbudziły ekscytację tłumów i tumult przy stołach krasnoludów przyjmujących zakłady. Orkowy Łowca Ekkar, odpadł pokonany przez Fechmistrza Fistilka. Krwawy elf z łatwością i efektownie zwyciężył trolla, Jaeddiga. Wreszcie jednym z najciekawszych pojedynków było starcie dwóch głosicieli Thystoniusa, Endrowiusa z Marrek i Fechmistrza Darresa. Darres lekko i wdzięcznie ripostował szybkie ataki Wojownika. W końcu wymanewrował go tak sprytnie, że uderzywszy kilka razy z rzędu, ogłuszył skutecznie i odebrał laur zwycięzcy.

Jeśli ktoś stawiałby na Karama 100 srebrników, mógł otrzymać 240, gdyby Łowca wygrał. Kiaur zaryzykował i wrzucił dwie sakiewki po sto. Gardło bolało go od krzyków dopingujących przyjaciela. Łowca musiał zadać ponad dwadzieścia silnych ciosów, by skutecznie ogłuszyć znakomitego Zbrojmistrza. Miał świadomość, że w zwycięstwie pomógł mu doskonały pancerz, no ale nie miał jakichś wyrzutów z tego powodu. Gdyby przyszło walczyć na ostre, zapewne byłby zdecydowanie bardziej skuteczny. Kiaur cieszył się z wygranej, odbierając weksle od krasnoludów. Jednakże mina Karama nie była za wesoła. Troll wieszający tabliczki do czwartej rundy, obok imienia Karama zawiesil tabliczkę Darresa, głosiciela i Fechmistrza.

Nim stanął do walki, z przyjemnością obejrzał starcie Naminuthiela i Elyanara. Krwawy elf był w doskonałej formie. Emanowała z niego wola zwycięstwa i doskonały kunszt walki. Był efektowny jak Fechmistrz i skuteczny niczym Wojownik. Zwinny jak Zwiadowca i rozsądny jak adept magii. Karam nie miał jednak czasu analizować walki Naminuthiela, gdyż sam znalazł się wkrótce pośrodku areny. Znał się z Darresem od kilku miesięcy, choć nigdy nie skrzyżowali mieczy. Tym razem jednak od początku czuł przewagę Fechmistrza. Choć przez moment poczuł cień szansy, kiedy głosicielowi nie szło najlepiej na początku. Na jedno trafienie Karama przypadały dwa-trzy ciosy Darresa. W końcu Karam dał za wygraną, gdy trzeci raz został ogłuszony.

Piąta runda, podobnie jak poprzednia, dobywała się na magicznym dywanie rozpiętym między drakkarami. Rozpoczął ją Naminuthiel długo i ciężko zmagając się z Mouldą, ludzką Wojowniczką z Zennice. Obje mieli po dwa trafienia. W końcu elf okazał się szybszy od kobiety i wygrał. Drugi pojedynek wyłonił zwycięzcę - elfiego Fechmistrza IX Kręgu, Gaulandiera. Darres uległ w kolejnej walce elfcie Ennorcie z Liandrill, a obsydianin Ortesamon z łatwością pokonał trollowego Żeglarza.

Runda półfinałowa była pięknym widowiskiem, jakiego dostarczył pojedynek Ennorthy i Ortesamona. Dwoje Wojowników dokonywało cudów, by udowodnić drugiemu, które z nich jest lepsze. W końcu wygrał bardziej odporny obsydianin, trzykrotnie uzyskując przewagę nad elfią kobietą. Urupanczycy mieli więc pierwszego finalistę - obsydiańskiego Wojownika z Nehem.

Druga walka była równie emocjonująca. Gaulandier dysponował przewagą szybkości i siły nad krwawym elfem. A jednak w ostateczności przegrał. Finał więc zaskoczył wszystkich. Emisariusz Alachii stał na przeciw kamiennego olbrzyma z Domu Omeyrasa.

Zmaganie dwóch tak doskonałych Wojowników zapierało dech w piersiach. Choć niektórzy malkontenci po walce skarżyli się głosicielom, że chlapała na nich krew Naminuthiela. Mało kto jednak mógł uwierzyć oczom, kiedy krwawy elf tryumfalnie ogłuszył po raz trzeci obsydianina. Zmęczony i potwornie poobijany z dumą zbliżył się przed oblicze głosicieli. „Jak mniemam ostrze zwycięstwa nosi znamiona dzieła rąk elfów…” - potwierdził bardziej niż zapytał przyjmując oznakę zwycięstwa. „Dziękuję głosicielom i radnym Urupy za tak wspaniałe widowisko. Uznaję magię zwycięskiego ostrza, choć nie rozkwitła ona zbyt intensywnie. Mam nadzieję, że pobyt na naszym dworze, tylko doda tej broni chwały i splendoru. W imieniu swoim wyrażam radość z pokonania tak zacnych przeciwników. Wkrótce wracam do ojczyzny i w pieśniach będę opowiadał o dzisiejszym turnieju”.

28 Doddul

Poranek był ciężki dla Karama. Całe ciało miał obolałe i pokryte zsiniałymi plamami. Udział w pojedynku przyniósł mu wiele chwały, ale kosztował również sporo fizycznie. Musieli dokupić wygodny szezlong dla Karama, gdyż wspólne spanie z Tizkarą na łóżku stawało się kłopotliwe. Ich pokój w związku z tym znacznie się zmniejszył. Teraz, gdy gościli jeszcze Kiaura, to wspólna przestrzeń poważnie się ograniczyła. Ale dzięki obecności Ksenomanty i jego leczniczych mocach, Karam miał szansę szybciej się wykurować. Kiaur z wyjątkową delikatnością zajmował się też Tizkarą. Łowca z uwagą przypatrywał się dawnemu towarzyszowi. Miał wyjątkowo ciemną karnację, widać było efekt palącego słońca Indrisy. Wydawał mu się młodszy i bardziej wypoczęty niż wówczas, gdy 8 miesięcy temu, żegnali się w zamku Mandalay. Ksenomanta, dziś ubrany w biało-brązowe, indrisańskie szaty i lekkie sandały, siedział na brzegu łoża Tizkary. Trzymał w ręku drewniany kubek z wypolerowanego, woskowanego drewna, którego parująca zawartość napełniła intensywnym aromatem cały pokój. „Wypij moja droga, powinno to cię wzmocnić i zlikwidować mdłości.” – uśmiechnął się.

xxx

pół roku wcześniej

Pogrążony w głębokiej medytacji, Kiaur badał kolejne warstwy Nazwanego zaklęcia, jakim Taru zabezpieczył swoją skrzynkę. Wczoraj po raz pierwszy udało mu się nawiązać kontakt z duchem, który został uwięziony we wzorcu zaklęcia przez indrisańskiego mentora. Zrozumiał, że jedynym sposobem na neutralizację zaklęcia, będzie uwolnienie ducha. Nie była to jednak prosta sprawa…

Trzy dni później Kiaur wybrał się do Vaniri, na spotkanie z therańskim magiem. Miał nadzieję, że w ten sposób uzyska cenną pomoc. Ostatnio coraz częściej myślał o powrocie do Barsawii. Chciał też wybrać się w pielgrzymkę do Dravady i podziękować za zdrowie i siły, jeśli uda mu się otworzyć skrzynię Taru.

Gubernator Fiskatan odłożył na biurku obszerny raport Ovolona. Jeśli choć połowa z informacji Czarodzieja okaże się prawdą, to były to prawdziwe rewelacje. Therańczyk przywołał skrybę i zaczął dyktować list do Pasterzy Niebios na wyspę…

xxx

Cztery dni wcześniej

Czarodziej wreszcie odetchnął. Dwirnach go uprzedzał, że biurokracja i formalności doprowadzą go do irytacji, ale on nie chciał wierzyć. Musiał zarejestrować się w Gildii Trenerów, jako obcy niezrzeszony i zapisać na listę chętnych. Alchemicy z Liandrill znani byli na całą Barsawię, więc zapisać się na nauki było niezmiernie trudno. Dzięki pomocy Rufusa, Sivarius lżejszy o 30 srebrników, zapisał się na lekcje z grupą 20 osobową, które rozpoczynały się z początkiem Veltoma w przyszłym roku. Dzięki pewnej sławie, jaką zyskał w misji zleconej przez trolle z Otosk i Radę miasta, nie miał większych problemów, by zapisać się na indywidualne szkolenie Wiedzy o magii. Zaraz po nowym roku, miał spotkać się z Czarodziejką Viccą i rozpocząć naukę.

xxx

Jorkaw przywitał Wojownika z szerokim uśmiechem. W sali, gdy zeszli do podziemi, zastali Darresa i Endrowiusa, głosiciele uścisnęli sobie ręce. Gratulowali sobie wspaniałego turnieju. Dwirnach dopytywał się o finanse. „Udało nam się zmieścić w dwóch dniach, a więc zaoszczędziliśmy co nieco. Można powiedzieć, że prawie 3 tysiące. ..” „I co z tym będzie?” – wtrącił w pół zdania krasnolud. „A powędruje do skarbca głosicieli. Wiesz Dwirnachu, srebro i złoto zawsze nam się przydaje, ot choćby na to…” – troll wskazał ręką wielką, kamienną tablicę, zawieszoną na północnej ścianie sali spotkań. Krasnolud gapił się na throalskie glify. „To tytuły pieśni i legend sławiących Thysoniusa…” –zaczął. „Owszem. W każdej z tych pieśni jest ziarno prawdy, które należałoby zbadać i opisać. To wielki trud i zmaganie. Tylko przysporzy chwały naszemu patronowi.” – Jorkaw odwrócił się, podszedł do ściany i kładąc dłoń na fragmencie kamienia wyszeptał słowo aktywujące zaklęcie. Włożył rękę do środka i wyciągnął ze schowka pękatą sakiewkę. „Proszę Dwirnachu, to zwrot twojej części kosztów. Masz tu 80 złotych monet…”.

Na wieczornym posiedzeniu ustalili, że 6 jataganów które im zostały, należy odesłać do Throalu, Travaru i Tansiardy. Padło na Tansiardę, gdyż pozostałe miasta: Kratas, Jerris, czy Iopos nie wydały się głosicielom odpowiednie. Dwirnach liczył na to, że Sivarius, posiadający w Tansiardzie spory autorytet, pomógłby w organizacji lub dotarciu do kluczowych osobistości. Tak więc Endrowius zabierze dwa jatagany i uda się do Tansiardy, Darres do Throalu, a Aluk do Travaru. Gdyby udało się zorganizować trzy turnieje w przyszłym roku, uznaliby to za sukces.

30 Doddul

Sivarius zastanawiał się nad projektem stworzenia przemiotu-matrycy. Znał potrzebną teorię, teraz pozostało mu praktyczne działanie. Spędził ostatnie dni w odosobnieniu, skupiając się na pracy. Miał zamiar świętować dopiero jutro. Dziś jeszcze napisał kilka listów do Tansiardy, do mistrzów cechowych i konfratrów Czarodziejów. Wybrał się do Dzielnicy Przybyszów i zostawił w kapitanacie portu. Gdy wrócił wieczorem miał w głowie pełno schematów. Usiadł nad czystymi kartami pergaminu i zaczął kreślić.

Prawa magii wiążą ściśle przedmiot z twórcą. By łatwiej umagicznić matrycę, musiał więc samodzielnie stworzyć jej fizyczną formę. Nie namyślał się wiele, był przecież biegły w obróbce drewna. Z zadowoleniem spojrzał na leżący w pokoju ociosany kloc, noszący ślady ognia i poznaczony wyciekami żywicy. Był to fragment stępki Velotha. Sivarius wybrał się wczoraj do Otosk i poprosił o to Jaeddiga i Ganlora. Jaeddig miał pewne wątpliwości, jako kapitan drakkara, lecz ostatecznie rozwiał jego wątpliwości Fagron Pieśń Kryształu, komendant stoczni. Veloth, poważnie uszkodzony, od miesiąca był w naprawie w dokach w Otosk. Na jego szkielet, stępkę i wręgi wybrano najlepsze drewno. Uszkodzone kawałki szkieletu pozbawiono esencji żywiołów. Miały zostać przerobione na użyteczne elementy okrętów lub pocięte na deski, stanowiące poszycie.

Sivarius chciał zapłacić za przedmiot, lecz Fagron się nie zgodził. Komendant wolał, żeby Czarodziej miał dług wdzięczności u trolli. Białowłosy czarodziej przyglądał się teraz długiemu klocowi drewna. Zamierzał wytoczyć z niego wysoką i poręczną laskę, w której zamknąłby wzorzec przedmiotu – matrycy i umagicznił ją. Potrzebował tylko czasu na pracę koncepcyjną, a potem kilku tygodni na zabawę z drewnem…

xxx

Krasnolud zadowolony wracał z Gildii Magów. Co prawda doskwierały mu jeszcze stłuczenia wyniesione z Turnieju, ale liczył na pomoc Kiaura. Musiał szybko dojść do pełni zdrowia, by móc korzystać z dobrodziejstw nauki. Najwyżej kupi jakiś eliksir przyspieszający rekonwalescencję. W torbie miał zawinięte oba amulety, które zbadali Trubadurzy współpracujący z Gildią Magów. Ciekawe, wątkowe przedmioty – choć dla Dwirnacha nie lada kłopotem był wybór, czym zająć się w najbliższym czasie. Miał już zaplanowane tyle, że na badanie losów magicznych przedmiotów nie starczy mu czasu w pierwszych miesiącach roku.

xxx

Karam nie był rozczarowany. W sumie nie miał nadziei, że ktokolwiek z Gildii Trenerów nauczy go rozwinięć talentów, które sobie wybrał. Musiałby znaleźć jakiegoś Łowcę Horrorów w Gildii, a takiego w niej nie było. Wrócił więc do domu, kupując po drodze dzban dobrego wina. Tego wieczora, ostatniego dnia roku, planowali wraz z mieszkańcami insula, urządzić nocny festyn ku czci Garlen i Astendar. Karam był rad widząc, jak jego Tizkara promienieje szczęściem w otoczeniu najbliższej rodziny.

kampania/turniej_w_urupie.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/11 10:09 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG