Noc na Liaj

Sesja rozgrywana 12 kwietnia 2004r.

M’staske z trudem panowała nad śmiechem, widząc szaleńczo nurkującego krasnoluda, z rozwianą brodą i szeroko otwartymi oczami, który chyba tylko zrządzeniem pasji, zdołał schwycić się ostatniej z lin, wiszących najniżej na ścianie wieży wiodącej w głąb t’skrangowej wioski. Zebrany na dole tłum był podekscytowany przybyciem znanego im kupca, toteż niespodziewany wyczyn krasnoluda, wywołał gromkie brawa i echo okrzyków radości i podziwu. M’staske stłumiła uśmiech, w końcu była lahalą tego niall.

Torkel lubił handlować z t’skrangami, a z plemieniem zamieszkującym osadę H’sure szczególnie. Cenił sobie ich radość i mądrość, jaką czerpią z nurtów Liaj. Cenił sobie ich wyroby, tak szczególnie uszlachetnione przez Oilanko, młodą mistrzynię żywiołów. Nie pierwszy raz gościł więc w niallu H’sure.

Torkel zaczął przedstawiać swych towarzyszy, lecz przerwał zaskoczony słysząc gładką mowę t’skrangów w ustach Kiaura. Ksenomanta nie dość, że mówił płynnie w języku t’skrangów, to jeszcze podświadomie wykonywał ruchy ciała tak jak każdy t’skrang, który swe słowa uzupełnia mową ciała. „Gdyby przyprawić mu ogon i wydłużyć szyję, daję głowę, byłby nie do odróżnienia od ludu rzeki.” – zadziwił się kupiec.

M’staske wydała się zadowolona. Co prawda człowiek mówił z akcentem mieszkańców Węża, ale czynił to doskonale. Lahala obserwowała resztę grupy, poważną, wysoką kobietę z zaciętą twarzą; młodego krasnoluda krzywo spoglądającego na otaczające go t’skrangi; krępego Wojownika, który tak efektownie wpadł do wieży. „Torkel jest zaradnym throalczykiem, dzięki takim jak on, upartym organizatorom, ta kraina ma coś więcej do zaoferowania niż pozostałości Pogromu.” – pomyślała, a głośno powiedziała: „Zapraszam was szanowni goście na ucztę, niedługo słońce schowa się za Wielkie Góry i zanurzy w swoim niall, pójdźcie za mną”.

„Jejku, jak tu dziwnie. Ale wcale nie czuję wilgoci” – myślała Pirk. Złodziejka siedziała na ramieniu Dwirnacha i z zaciekawieniem rozglądała się dookoła. Ściany były z gęsto plecionej trzciny i z całą pewnością użyto magii żywiołów, by odizolować wody rzeki od wnętrza domu. Idąc splątaną siecią korytarzy Pirk omalże się pogubiła, lecz magia jej dyscypliny wręcz ukazywała miejsca warte zwiedzenia, skupiając się wokół niej prawie namacalnie.

Dwirnach siedział na grubej, wiklinowej macie i wpatrywał się w długi stół, zastawiony barwnymi słojami, drewnianymi półmiskami wypełnionymi czymś, czego krasnolud w życiu nie widział. Z obawą wziął dwie drewniane szpatułki usiłując zachować godność i próbował po kolei. Wpierw nieco tego czerwonego, potem odrobinę piekących, zielonych wodorostów. Ale bardzo zasmakowała mu dziwna, biała, nieco galaretowata substancja. Nie mógł wyjść z podziwu nad kucharskimi talentami t’skrangów.

Powoli atmosfera stawała się coraz bardziej swobodna. T’skrangi snuły opowieści i słuchały historii Torkela i jego kamratów. Kiaur swobodnie konwersował z Pat’rre, Fechmistrzynią i Marynarzem niallu H’sure. W pewnym momencie t’skrangi zamilkły, gdy wniesiono duże jaja, okryte blanszowanymi liśćmi. M’staske z godnością odcięła górę jednego z nich i zachęciła gości, by czynili to samo. T’skrangi w ciszy i skupieniu zjadały przygotowane jaja. Dwirnach długo nie mógł ochłonąć, gdy zapytana Oilanko, stwierdziła, że są to nienarodzone dzieci t’skrangów. Krasnolud poczuł jak zawartość żołądka podchodzi mu do gardła. „Ale … jak możecie to czynić!?” – „Wielu wyśnionych, niewielu narodzonych” – odparła M’staske. „To są nasze jaja, które nie niosą z sobą życia. Nie możemy pozwolić, by się marnowały, a w ten sposób wraca do nas część nas samych”. Dwirnach jednak nie tknął nic już do końca uczty.

M’staske musiała opuścić gości, wezwana pilnie do komnaty narodzin. Tej nocy wykluwało się kilka młodych oczekiwanych z radością piskląt. I wielu ojców z niecierpliwością czekało w płytkiej wodzie basenu narodzin.

Wkrótce do adeptów i towarzyszy Torkela dołączyła nieznajoma dziewczyna, którą Kiaur spostrzegł przybywając do wieży niallu. Przedstawiła się imieniem Tana Luunar, jako adeptka magii. Kiaur z zainteresowaniem patrzył na dziewczynę. Już od pierwszej chwili wpadła mu w oko. Ciemnowłosa, szczupła, lecz pełna promieniującej energii i spokoju. W dodatku adeptka magii. „Ciekawe jaką ścieżką idzie” – zastanawiał się zaglądając w jej ciemne oczy. Ale już wiedział. Wiedział to od początku. „Może ja też ciebie obejrzę w astralu, tak jak to robisz dokładnie w tej chwili?” – myślał z rozbawieniem. Powoli studiował jej wzorzec, prześlizgując się wzrokiem od potrawy do potrawy, tkwił w głębokim skupieniu gdy przed jego oczami rozświetlała się szarość przestrzeni astralnej. Powoli wyłaniały się z niej błyszczące wzorce niektórych t’skrangów, rozpoznał słaby wzorzec Torkela i z pomrukiem uznania stwierdził, że nie widzi ani wietrzniaczki, ani Oilanko, czy Pat’rre. „Tana musi być na podobnym kręgu jak ja” – dywagował. W pewnej chwili coś zwróciło jego uwagę w przestrzeni astralnej. Musiał mieć z pewnością wysiłek na twarzy i zamyślenie w oczach, gdyż Dwirnach dwukrotnie pytając go o coś nie doczekał się odpowiedzi. „Dziwne…i niepokojące” – myślał.

Tana okazała się dobrą towarzyszką rozmowy i wkrótce pochłonęły ich tematy wspólne dla adeptów jednej ścieżki. Nie zauważyli upływu czasu. Wkrótce M’staske zaprosiła gości do pomieszczeń sypialnianych. Grupa Torkela ulokowała się w jednym miejscu (choć Pirk z uporem powtarzała, że koniecznie musi coś przynieść z wozów, i doprosiła się przewodnika), natomiast Tana pożegnawszy się poszła za Oilanko.

„Więc ona pochodzi z tych okolic Torkelu” – zmęczonym głosem odpowiadał Kiaur. „Tak, również zmierza w stronę Manu-Chane, czeka tam na nią jej bliski przyjaciel” – kontynuował Ksnemonata. Wkrótce pogrążył się we śnie. Nagle poczuł na sobie bolesny ciężar i dławiące go jak żelazne cęgi czyjeś mocarne dłonie. Sen minął w mgnieniu oka i adept zaczął walczyć o swe życie…

Krew wrzała w Dwirnachu. Nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok Wstał chcąc stłumić opanowującą go wściekłość. Nadaremnie. Nie mógł panować nad sobą, zresztą nie chciał już tego robić. „Wszystkiemu winien ten Ksenomanta” – myślał patrząc dziko na śpiącego Kiaura. Niewiele myśląc skoczył mu do gardła.

Pirk uginała się pod ciężarem skórzanego worka. „Ech Dwirnach pomógłby mi nieść ten sztylet. Ciekawa jestem co nam powie ów orkowy mądrala na jego widok. Mam nadzieję, że to legendarna broń, z tego co opowiadał Sighrud może mieć pewną wartość. Przynajmniej dla orków…” – myślała. Zbliżając się do sypialni nie mogła nie zauważyć zamieszania i nerwowości. Pobudzone t’skrangi gwałtownie rozmawiały między sobą. Uhlain i Delvena trzymali rzucającego się Dwirnacha, a Kiaur oparty o ścianę z trudem łapał powietrze… „Wyjdź na powietrze, człowieku” – sucho odparła M’staske. „Spróbujcie uspokoić tego krrasnoluda, a jutro chciałabym z nim porozmawiać na osobności” – dokończyła.

Poranek i pożegnalne śniadanie upłynął im w milczeniu. Wszyscy rzucali podejrzliwe spojrzenia na Dwirnacha i siedzącego w drugim końcu sali, Kiaura. Tana delikatnie omijała temat wczorajszej nocy, próbując znaleźć w milczącym Kiaurze kompana do rozmowy. Wkrótce wszyscy byli gotowi do dalszej podróży.

Gdy dopłynęli na drugi brzeg Liaj, czekały już na nich przygotowane przez Dorvaia wozy. Jedynie Dwirnach spędził dłuższy czas na rozmowie z lahalą, lecz nikt nie poznał ani treści tego spotkania ani przyczyny, dla której M’staske chciała rozmawiać z młodym Wojownikiem.

Torkel coraz bardziej się niecierpliwił czekając na krasnoluda, lecz Kiaur znalazł ciekawy sposób na zabicie czasu. Urządził sobie mały konkurs w skakaniu z platformy wieży do rzeki. Wkrótce przyłączyło się do niego kilku t’skragów, ale Ksenomanta nad wyraz zwinnie radził sobie ze swoim ciałem. Wzbudził tym nie tylko uznanie mieszkańców H’sure, ale także adepci towarzyszący Torkelowi nieco zmienili zdanie o milczącym magu.

Gdy zadumanego Dwirnacha przywiozła Pat’rre, mogli w końcu opuścić przeg rzeki Liaj i udać się ku zachodowi, w stronę Manu – Chane.

kampania/noc_na_liaj.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/12 16:16 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG