Action disabled: source

Sesje 10, 12, 20 i 24 luty, poszukiwania skalnego robaka zakończone niespodziewanym odkryciem słynnego kaeru

20 Teayu, Urupa

Poranna odprawa była krótka i zwięzła. Mistrz Raslin utwierdził ich, że głównym zadaniem jest przepędzenie natrętnego robaka z okolic kopalni. Natomiast Emeric kładł nacisk na to, by nie krzywdzić stworzenia i sprawdzić co go tak nastraszyło. Gildia Magów wydała im 5 dniowy zapas prowiantu i zestawy wspinaczkowe. Wkrótce zjechali do kopalń.

Ksenomanta Xavier nie mógł się powstrzymać od zjadliwych komentarzy na temat krasnoludów, ale Karam przywykł do jego ciętego języka i cwaniackiej postawy. Zdecydowali, że podążą śladem robaka, by go odszukać i wykurzyć. Xavierprzejął jednak inicjatywę. Gdy odnalazł w sztolni fragment pancernej łuski stworzenia, wezwał ducha i nakazał mu tropić właściciela łuski. Wkrótce wiedzieli już gdzie jest robak. Podążanie tunelem wyżłobionym przez stworzenie nie było łatwe. Krasnolud pochylały głowy, lecz dla dwójki ludzi była to męczarnia. Xavier wkrótce narzekał na bolące plecy, Karam zacisnął zęby i nic nie mówił. Najgorsze były odcinki, gdzie robal schodził pionowo w dół. Musieli użyć lin, by pokonać drogę. Po półtorej godzinie mozolnej wędrówki trafili na miejsce, gdzie korytarz kończyl się ogromną wyrwą w podłodze. Stwór na drodze swej wędrówki natrafił na ogromną jaskinię zalaną wodą. Wpadł do wody i wypełzł na najbliższą wysepkę. Karam opuszczony na linie badał zmysłami astralną przestrzeń. W wodzie pływało kilka wężowatych stworzeń. Robak drzemał w letargu zwinięty w kłąb na środku wysepki.

Xavier powziął ryzykowny plan, rozbujania się na linie i skoczenia na robaka. Używając swoich talentów wyrwałby ducha stworzenia i błyskawicznie umieścił w swoim ciele, samemu zajmując jego miejsce. Bohaterski plan się powiódł. Sotthi, Mistrz Żywiołów stworzył na powierzchni jeziorka warstwę lodu swoją magią. Wyciągnęli ciało Xavieraz uwięzionym duchem robala. Sztywne ciało Ksenomanty pogrążone było w letargu. Gdy wydobyli je z jaskini, ruszyli w drogę powrotną. Za nimi, przy wtórze drgającej ziemi i osypujących się kamieni podążał Xavier w ciele robaka. Gdy po długiej wędrówce dotarli do sztolni, odetchnęli z ulgą. Teraz czekało ich trudniejsze zadanie, pójść drogą którą przywędrowało stworzenie. Robak wędrował pierwszy, pogłębiając korytarz tak, by postępującym za nim adeptom szło się wygodniej. Po ponad trzech godzinach, robak stanął blokując przejście i zaczął kręcić się dookoła siebie. Nie bardzo rozumieli o co Xavierowi chodzi. Wreszcie stwór wbił się w ścianę i popędził pod lekkim kątem w górę. Zrozumieli, że kończy się moc Xaviera. Gdy Ksenomanta powrócił duchem do swego ciała, był potwornie zdrętwiały. Mieli przed sobą problem. Korytarz wspinał się pionowo 50 metrów w górę. Xavier usiłował złagodzić robakiem podejście, jednak nie zdążył tego dokończyć.

Wspinaczka była bardzo trudna. Ścianę pokonywał Dwirnach, jako najlepszy łazik. Nim cała piątka minęła przeszkodę, upłynęło kilka godzin. Byli wyczerpani. Spędzili swój pierwszy nocleg pod ziemią. Wędrówka tropem robaka okazała się mozolna i długa. Musieli spać jeszcze kolejny raz. Wyczerpała im się oliwa w lampach wykrywających trujący gaz w kopalni. Teraz posługiwali się wyłącznie kryształami świetlnymi. Trzeciego dnia podziemnej wędrówki natrafili na ogromną, boczną wyrwę a ścianie tunelu. Wszędzie wokół leżały kamienne bloki z wyrytymi skomplikowanymi znakami na jednej ze ścianek. Już wiedzieli, , że robak zahaczył o wnętrza kaeru. Mieli się na baczności, gdyż astralna przestrzeń była w tym miejscu skażona.

23 Teayu, Kaer Liandrill

Po przejściu przez wyrwę znaleźli się w dużej jaskini. Wewnętrzne ściany pokrywały gęsto linie. Kiedyś musiało być tu aktywne ochronne zaklęcie, teraz były pozbawione magii. Wyglądało na to, że kaer został opuszczony lata temu. Na podłodze zalegała gruba warstwa kurzu i nie było żadnego śladu, który by wskazywał na jakąkolwiek obecność. Zmysły Karama i Tussurtanie ostrzegały, przed żadną obecnością Horrora, albo konstruktów. Gdy na suficie dostrzegli mozaikę z błękitną różą, domyślili się, że dotarli do Kaeru Liandrill, dawnego domu elfów, które wespół z innymi dawcami imion, założyły Urupę.

Ostrożnie opuszczali komnatę przez nietknięte drzwi. Przez najbliższe półgodziny zwiedzali sąsiednie, opustoszałe jaskinie. Wewnątrz kaeru było ciemno. Mech który kiedyś dawał lekki poblask, był od lat martwy. Wiedzieli, że kaer opustoszał ponad 80 lat temu. Zagłębiając się krok za krokiem w korytarz, odkryli większą jaskinię na środku której stała piramidalna budowla. I wtedy nastąpił atak. Pierwszy stwora dostrzegł Dwirnach, swym krasnoludzkim wzrokiem. Pędziła na nich wielka kula kości, najeżona mnóstwem wystających przedmiotów. Bez wahania podjęli walkę. Konstrukt był jednak nadzwyczaj zwinny i odporny na uderzenie, ominął wojowników i posłał na ziemię Mistrza Żywiołów. Krążył wokół grupy atakując błyskawicznie wybrane ofiary. Nie podołał jednak mieczowi Karama i toporowi Dwirnacha, wkrótce rozsypał się w stos kości. Badali ostrożnie teren wokół piramidy. Sotthi spalił kości stwora swoją magią. Zaalarmował ich wrzask Tussurta. W Łowcę Horrorów wbiła się od dołu, długa macka, miotając nim na wszystkie strony, niczym marionetką. Krew krasnoluda zrosiła wkrótce warstwę kurzu, który wzbijał się na pół metra, utrudniając widzenie w gęstych ciemnościach kaeru. Próbowali odrąbać mackę, Dwirnach jednak nie trafił, a Karam ledwo drasnął ją swym mieczem. Gdy znikła w tumanach kurzu, zabrali ciężko rannego i sparaliżowanego Tussurta. Wycofali się do wnętrza piramidy. Byli potwornie zmęczeni. Musieli odespać, trzymając warty na zmianę. Stracili zupełnie rachubę czasu.

24 Teayu, Kaer Liandrill

Po kolejnym okresie odpoczynku, kiedy przestali liczyć upływający czas, postanowili przeszukać resztę kaeru. Karam nie wyczuwał obecności żadnych złych stworzeń, ale postanowili zbadać ślady wczorajszej walki. Zostawili nieprzytomnego i śpiącego Tussurta, zeszli na dół. Magicznym talentom Karama ukazała się świetlista nić, ślad czegoś, co zaatakowało wczoraj Tussurta. Ostrożnie poszli za tym tropem. Odkryli, że stworzenie które zaatakowało Tussurta, przyczaiło się na suficie głównego korytarza, wysuwając swe macki w każdą odnogę korytarza i czekając na przechodzące ofiary. Karam podejrzewał, że to wyjątkowo wielki Qural, ale nie miał ostatecznej pewności. Wszystko wyjaśniło się kilka godzin później. Po długiej wędrówce korytarzami kaeru, trafili do ogromnej, centralnej jaskini. Ujrzeli w niej cienie wspaniałego miasta, w którym elfy przetrwały Pogrom. Ślad cały czas prowadził ich ku centrum. W momencie, gdy zatrzymali się na moment, przygasili swoją czujność. Sotthi przyklęknął by zapalić pochodnię, Xavier zaczął tkać ochronne zaklęcie, a Dwirnach przyglądał się dachom budynków, czując pod skórą, że jest obserwowany. Gdy brosza ostrzeżenia szarpnęła gwałtownie Karama, Łowca wiedział co się święci. Stali na środku alei, przy ślepej ścianie wysokiego budynku. Zastanawiali się czemu służyła taka budowla i wtedy z jej szczytu wystrzeliły długie, czarne macki. Łowca z łatwością odbił tarczą cios potwora, inni nie mieli tyle szczęścia. Rozpoczęła się długa i trudna walka z niebywale inteligentnym przeciwnikiem. Próbowali za wszystkich sił podołać stworowi, ale miał nad nimi znaczącą przewagę. Czuł ich ruchy i obecność całym swoim ciałem. Przyczajony na płaskim dachu Pałacu Magów w kaerze, mógł z łatwością sięgać swoimi mackami do ofiar biegających u podnóża budynku. Żaden zmysł astralny nie mógł przeniknąć ścian budowli, więc konstrukt pozostawał dla nich niewidoczny. Nawet powietrzny chód Dwirnacha i jego próba wejścia na dach sąsiedniego budynku nie pomogły. Macka strąciła wojownika na ziemię.

Gdy udało im się odciąć jedną mackę, stwór wycofał się poza zasięg ich percepcji. Postanowili objeść budynek dookoła. Drzwi pałacu były potwornie ciężkie i niemiłosiernie skrzypiały. Ruszyli więc biegiem wąską ścieżką, miedzy ścianą kaeru, a zachodnią ścianą pałacu. Wtedy konstrukt zaatakował ponownie. Uratowało ich zaklęcie Sotthiego. Wszystkie trzy macki zostały dotkliwie poparzone jego płomiennym zaklęciem. Gdy uderzyły w adeptów, konstrukt był już na granicy śmierci. Jednak i w takim stanie był niebezpieczny. Jego kolec wbił się w mistrza żywiołów, powalił go na ziemię i wstrzyknął paraliżującą truciznę. Reszta jednak skutecznie porąbała kończyny stworzenie. Nie zauważyli, jak w czasie ich walki, rozpędzony kościotocz zmierzał wąskim korytarzem w ich stronę. Karam stawił mu czoła, blokując go w korytarzu, a Dwirnach swym powietrznym chodem przeskoczył i zaatakował od tyłu. Zablokowany stwór nie miał szans. Wkrótce jego kości rozsiały się po ścieżce.

Nie wiedzieli co stało się z ich głównym przeciwnikiem. Karam postanowił pociągnąć za wiszącą bezwładnie mackę. Wtedy cielsko stwora spadło na niego i wojownika, omalże ich nie dusząc. Gdy ze wstrętem wydostali się spod błoniastego i śliskiego cielska, wyglądali przerażająco. Stwór był martwy. Wrócili szybko do Sotthiego. Mag leżał bezwładnie, sparaliżowany jadem konstrukta. Postanowili powrócić z nim do piramidy, przy okazji sprawdzając stan zdrowia Tussurta

Wcześniej jednak zapragnęli skorzystać z chwili spokoju i zbadać dziwną budowlę. Wzięli sparaliżowanego maga i wraz z Xavierem otworzyli ciężkie drzwi budynku. Ciemne wnętrze ogromnej sali powitało ich lasem kolumn. Cztery rzędy kolumn podtrzymywały masywne sklepienie, a dwa rzędy bocznych schodów prowadziły na górę budynku. Przestrzeń na środku ogromnej sali, którą oświetlili swymi kryształami, zajmowała kamienna misa wypełniona cieczą. Pół metra nad nią lewitowała błyszcząca metalicznie, nieregularna kula. Pojęli, że trafili do budynku magów, w którym zbierano się, by śledzić obniżanie poziomu magii w świecie. Karam użył swych zmysłów, spoglądając w astralną przestrzeń. Struktura misy wzmocniona była nićmi orichalku, podobnie jak jej dno. Czysta esencja wody, odizolowana orichalkiem i esencją ziemi, lekko drgała na środku misy.

Na sklepieniu nad kulą, widać było astralne odbicie jakiejś magicznej struktury, której srebrne nici, widoczne mimo zanieczyszczonej przestrzeni, łączyły się z dwoma wrzecionami, osadzonymi po bokach wejściowych wrót. Karam spostrzegł również odbicie astralne schodów, ukrytych pod kamiennymi płytami posadzki. Schody wiodły centralnie pod miejsce w którym osadzono misę. Na schody rzucono zaklęcie ochronne. Gdy poprosili Xaviera o pomoc, ten dostrzegł drzwi u podstawy schodów i wypełnione orichalkiem inskrypcje w języku sperethiel. U ich stóp ukryte było mauzoleum Salianara Theutariasa, maga, który uciekł ze Smoczej Puszczy, z sadzonką róży królowej Alachii. Poróżniony z dworem i wygnany, przed wiekami założył osadę na wybrzeżu Aras. To on stworzył z kwiatu Smoczej Puszczy magiczną roślinę, która miała informować o zbliżającym się Pogromie. Mieszkańców Liandrill uratował, budując dla nich kaer. W oczach elfów Alachii był zdrajcą, gdyż posłużył się theranskimim Rytuałami, płacąc za nie magicznymi różami z Liandrill.

Xavier potwierdził istnienie magicznej pułapki we wzorcu schodów. Postanowili, że nie będą niepokoić mumii Salianara. Zostawili Ksenomantę z nieprzytomnym Sotthimi powędrowali z powrotem do piramidy. Tussurt jeszcze się nie ocknął. Musieli wrócić do jednej z pierwszych komnat, by zbudować prowizoryczne nosze z pozostawionych tam resztek mebli. Niestety, a może i na szczęście, tunel którym przyszli zawalił się pod naporem ciężaru skały.

Pozostało im jedzenia i wody zaledwie na jeden dzień. Dwirnach był tak wygłodniały, że nie mógł się opanować i nim zawrócili, zmiótł wszystko co do niego należało. Karam mial silniejszą wolę, ale pragnienie i zmęczenie sprawiało, że miał momentami zawroty głowy.

Byli prawie na miejscu, gdy usłyszeli złowrogie odgłosy za swoimi plecami. Z całą pewnością ich śladem podążał kościotocz. Dwirnach zrzucił wzystkie liny, torby i plecaki, które zabrał, wziął tylko pod pachy sparaliżowanego Tussurta i począł wycofywać się wąskim przesmykiem, do wielkich drzwi pałacu magów. Karam stanął na środku szerokiego korytarza. Postanowił stawić samotnie czoła potworowi i dać czas przyjacielowi na ukrycie maga. Był w końcu Łowcą Horrorów. Kiedy jednak ujrzał trzy kształty zmierzajace w jego stronę, przyjął inną taktykę, ruszył biegiem za Dwirnachem i zatrzymał się na środku przesmyku. W ten sposób mógł walczyc tylko z jednym stworem. Dwa kształty przeskoczyły przesmyk pędząc głównym szlakiem. Trzeci jednak zatrzymał się i ruszył na Karama. Łowca bohatersko stawil mu czoła, zbijając mieczem grad ciosów konstrukta. W końcu skorzystał z okazji, że kościotocz utknął w przejściu i podążył za Dwirnachem.

Weszli do środka pałacu, położyli Tussurta na posadzce i zaparli drzwi. Chwilę później, konstrukty z całą mocą zaczęły uderzać w ciężkie wrota. Xavier zaczął splatać zaklęcie astralnej włóczni. Chwilę później posłyszeli wycie Tussurta. Łowca ocknął się z paraliżu i poczuł ogromny ból. Nie wiadomo co ich rozproszyło. Krzyk Tussurta, upadek Xaviera , oślepionego astralnym wybuchem magicznej energii, gdy nie podołał zasilić nią wzorca zaklęcia… W każdym razie uderzenie kościotoczy rozwarło drzwi. Karam rzucony siłą ciosu, opadł na ręce ślizgając się na posadzce. Dwirnach wziął topór w garść i rzucił się by zablokować wejście. Wybuchła zacięta i krwawa walka. Z jednej strony dwa szczepione z sobą kościotocze, zasypujące żywych gradem ciosów. Z drugiej człowiek i krasnolud, dokonujący cudów swym mieczem i toporem. Xavier dzielnie dotrzymywał im pola, rzucając swą astralną włócznią w potwory i wyrywając duże fragmenty kości z ich szkieletu. Nawet nie zauważyli, kiedy Tussurt wziął się w garść, zażył swój eliksir i rozłożył się na skalnej posadzce. Zwrócili na niego uwagę dopiero, gdy rzucił sztyletem w jednego z konstruktów i pognał z mieczem na drugiego. Walka była trudna. Wiedzieli, że stawką jest ich życie. Gdyby nie ich doświadczenie, doskonała taktyka i znakomite zbroje, dawno byliby martwi. Karam zadziwiał Dwirnacha swą skutecznością, jednak zmęczenie wzięło górę. Łowca boleśnie skręcił nadgarstek, kiedy jego miecz rysował złociste kręgi wokoł konstrukta. Chwilę potem otrzymał cios, który wysłałby w powietrze dorosłego trolla. Karam ustał, jednak Tussurt miał mniej szczęścia. Uderzenie kościotocza pozbawiło krasnoluda przytomności i rzuciło go w stronę Xaviera.

Gdy po kolejnym kwadransie udało im się pokonać ostatniego z konstruktów, padli wyczerpani na posadzkę. Zamknęli wrota i ostatkiem sił dociągnęli nieprzytomnych kompanów w pobliże magicznej misy. Po półgodzinnym odpoczynku, kiedy opadła adrenalina, a wyczerpanie, ból i pragnienie dawały o sobie znać, wypili leczące eliksiry i pogrążyli się w medytacji. Po odzyskaniu sił, wnieśli sparaliżowanego Sotthiego i śpiącego Tussurta na górę. Dwirnach wspiął się po linie na dach budynku razem z Karamem. Przy pomocy Ksenomanty wciągnęli obu krasnoludów na płaski dach pałacu. Dwirnach spostrzegł na przeciwległym krańcu dachu, wbity podobny hak. Z Xavierem przyjrzeli mu się bliżej. Byl spłaszczony po bokach i nosił wytrawione znaki w języku elfow. „Własność Andarsilla” - przeczytał Xavier. Karam czuł coraz większy niepokój. Jego zmysły Łowcy podpowiadały mu, że dzieje się coś niedobrego. Dopiero badając astral dostrzegł, że kości unicestwionych konstruktów zaczynają się ponownie łączyć. Nim w panice zbiegli na dół, jeden z potworów zdołał się odrodzić. Z wściekłością napierał na drzwi pałacu. Dopiero po kwadransie Xavier zdołał go powalić swymi zaklęciami, podczas gdy Karam z Dwirnachem trzymali wrota. Szybko zrzucili kości potworów w jeden stos, porąbali kilka drzwi z elfickich domów i podpalili pozostałości. Obaj z trudem wspięli się na dach pałacu. Męczeni pragnieniem zapadli w sen.

25 Teayu, Kaer Liandrill

Spali kilkanaście godzin. Po przebudzeniu, zastali trójkę kompanów, naradzającą się w skupieniu. Nie mieli jedzenie, nie mieli wody. Byli potwornie zmęczeni i poranieni. A droga wyjścia została definitywnie zablokowana. Karam zastanawiał się czy i kiedy znajdą wyjście z Kaeru…

Postanowili znaleźć drogę wyjścia. Jedyną sensowną metodą było zbadanie każdego zaułka i korytarza kaeru. Załadowali swoje rzeczy i zeszli do głównej sali. Byli okropnie spragnieni, więc nie cofnęli się przed skorzystaniem z resztek esencji wody, która wypełniała misę. Każdy z nich przełknął pół litra ożywczo chłodnej wody, dopiero potem zdali sobie sprawę, jaki majątek trafił do ich żołądków. Przygotowani do drogi wyruszyli do komnaty z piramidą, miejsca, od którego rozpoczęli badanie kaeru. Tussurt był słaby i trawiła go gorączka, więc szli mocno spowolnieni. Przez cztery kolejne godziny badali sale i korytarze kaeru w tamtej części. Jednak nie znaleźli nawet śladu drogi, wiodącej do bramy wejściowej. Umęczeni wędrówką, trafili w końcu do sporej jaskini, w której błyszczało lustro wody. Rzucili się spragnienie, by się nasycić. Karam i Dwirnach musieli się umyć, gdyż wyglądali straszliwie. Dopiero potem zbadali dwie budowle stojące w jaskini nad wodą. Jedna zwieńczona była wieżą, lecz drewniane schody wewnątrz zostały zdewastowane przez czas. W drugim, mniejszym budynku znajdowała się głęboka studnia. Weszli na dach i tam udali się na spoczynek.

Po przebudzeniu odczuli dopiero atak głodu. Szczęściem, Dwirnach wspiął się na wieżę i dostrzegł niewielką kępkę mchu, zarastającego sufit jaskini. Dzięki tym kilku źdźbłom i magii Sotha pierwszy raz od kilku dni mieli prawdziwą ucztę. Nasyceni poczuli się raźniej. Wrócili do centralnej części kaeru, Postanowili iść brzegiem ściany jaskini. Wkrótce dotarli do ogromnych schodów wiodących w dół. Mieli przed sobą ogromną część kaeru, która służyła za miejsce produkcji żywności dla 6 tysięcy mieszkańców.

Badanie tej części zajęło im prawie cały dzień. W końcu, gdy dotarli do rozwidlenia korytarza, gdzie widniały ślady Qurala, odpuścili i wrócili do centrum. Posileni magią Sotthiego, obejrzeli zawaloną, wschodnią część kaeru. Mieli pewność, że pod setkami ton skały kryje się wyjście. Nie było jednak szans by do niego dotrzeć. Zawrócili do pałacu magów, tym bardziej, że Karam wykrył kolejne kościotocze. Przez następne dni, usiłowali się wyleczyć i zbadać resztę kaeru. Badając ulice wokół pałacu, natknęli się na zmumifikowane ciało elfa.

Kojarząc fakty, przyporządkowali hak znaleziony na dachu (własność Andarsilla), do martwego elfa. Jego obrażenia wskazywała na to, że zginął zabity przez Quarallotecticę. Rozdziali ciało z płaszcza, wykonanego z łusek espagry i z uszkodzonej, magicznej zbroi. Ściągneli jego amulet z szyi i postanowili spalić jego zwłoki. W torbie znalezionej przy elfie był kryształ z księgą jego zaklęć. Xavier od razu rozpoznał w nim Ksenomantę. Karam sięgnął do zasobów swej pamięci. Andarsill, był jednym z członków drużyny Nurkowie z Mothas. Jego daleki krewniak, Ereshjar, Wojownik Vorst, również należał do niej. Karam pamiętał, że pracował dla krasnoludzkiego domu Ylwaz.

Co więcej, noc wcześniej Dwirnach i Karam mieli sny, w których widzieli członków drużyny w niebezpiecznych sytuacjach. Podejrzewali, że cała czwórka Nurków, znalazła tu swój koniec.

Kolejnego dnia przeszukali raz jeszcze, szczegółowo część ogrodów. Znaleźli kilka zasuszonych cebulek, pokładali więc nadzieje w Sotthim, że przygotuje dla nich prawdziwą ucztę. W części przeznaczonej dla zwierząt, natknęli się na zmumifikowane zwłoki pozostałej trójki Nurków. Mężczyzna Vorst leżał martwy z ręką zaciśniętą na mieczu. Karam ostrożnie wyjął broń z zasuszonej dłoni. Z torby wyciągnał dwa stare eliksiry. Equilibrium i Żywe srebro. Miał nadzieję, że oba nadal mają swą magię. Krasnolud i ork również zginęli za sprawą Qurala. W torbie należącej do jednego z nich, znaleźli pergamin. Była w nim zakontraktowana umowa z Domem Ylwaz, na kwotę 10 tys. dla każdego. Adepci mieli przynieść do Throalu, pradawne uzbrojenie ukryte w grobowcu maga Theutariasa. List był datowany na Sollus 1479 TH. Popatrzyli po sobie i podjęli decyzję.

Nieco dalej odkryli jaskinię, w której sklepieniu ziała szeroka szczelina. Podłogę zalegały kości zwierząt, a z góry zwisała lina. Byli uratowani. Jednak lina musiała tu wisieć lata, lekkie pociągnięcie zerwało zbutwiałe konopie. Dzięki magii i zręczności Dwirnacha, udało im się umieścić nową liną w szczelinie, 25 metrów nad nimi. Wojownik wspiął się i wyszedł na zewnątrz, mrużąc oczy od rażącego słońca. Stał na górskim grzbiecie chłostany zimnym wiatrem. Słońce było wysoko, patrząc na południe dostrzegał w oddali kilkunastu mil rozbłysk Wężowej Rzeki. Nasycił się nadzieją i wrócił do kaeru.

Spalili zwłoki adeptów. Złożyli ich rzeczy w jednym z pomieszczeń dla zwierząt i wrócili do centrum kaeru. Tussurt by nie podarował im, że zrezygnowali z oczyszczenia kaeru z konstruktów. Spędzili noc w pałacu magów, a rankiem wyruszyli do części miasta gdzie wcześniej wykryli obecność konstruktów. Walka był krótka. Uciekający kościotocz został zaskoczony z boku przez Dwirnacha. Nie miał żadnych szans w starciu z Wojownikiem i Łowcą.

Ostatniego dopadli w odległej komnacie, poświęconej Garlen. Konstrukt ukrył sie za jej posągiem. Lecz wzięty w kleszcze przez Karama i Dwirnacha, długo nie stawiał oporu, choć udało mu sie zranić Tussurta.

Po godzinie wrócili do pałacu magów. Długo dyskutowali nad tym, czy wejść do grobowca elfa. Mieli świadomość, że na schodach założono magiczną pułapkę z osadzonym zaklęciem. W końcu podjęli decyzję. Dwirnach przewiązał się liną i korzystając z całej swej magii ruszył powietrznym chodem nad schodami. Pułapka zadziałał jednak szybciej niż mógł zareagować. Karam spoglądając w astral widział jak efekt zaklęcia rozrywa ciało Wojownika. Dwirnach krzyczał z bólu, z jego ciała tryskała krew. Płaty skóry i mięśni, oddzielały się od kości. Ból i szok przytłumił jego świadomość. Dotarł jednak do końca schodów i nadludzkim wysiłkiem pchnął drzwi do komnaty. Utrzymał się na nogach mimo okropnego bólu. Krew zalewała mu oczy. Dostrzegł jednak mumię elfa, spoczywającą na kamiennym katafalku. Jego głowa leżała na niewielkiej, żelaznej tarczy. Dwirnach wyciągnął ją ostrożnie i wtedy zaklęcie uderzyło ponownie. Krew krasnoluda zrosiła ściany i posadzkę. Cudem zdołał się wyrwać z komnaty. Kolejnego ataku zaklęcia z całą pewnością by nie przeżył. Bez zmysłów padł między towarzyszy, a podłoga wokół jego ciała zaczerwieniła się od krwi. Karam wiedział, że podobnym zaklęciem wykonuje się egzekucje na Therze. Jego przyjaciel wyglądał straszliwie i mocno cierpiał. Owinął jego poszarpane ciało własną koszulą. Skóra twarzy poprzecinana była głęboko, aż do kości regularnymi liniami. Krasnolud leżąc na posadzce czerpał życiodajne siły z ziemi. Magia zasklepiała jego rany. Wkrótce krwawienie ustało.

30 Teayu, Kaer Liandrill

Dwirnachem wstrząsała gorączka. Dawno nie czuł tak wielkiego bólu całego ciała. Zaklęcie poczyniło większe szkody niż wpierw sądził. Krwotok ustał, ale wewnętrzne obrażenia były ogromne. Zamknęli zejście do grobowca i ułożyli Dwirnacha na posadzce. Karam ciął na paski swoją ostatnią koszulę. Z troską patrzył na przyjaciela…

Pod koniec dnia ponownie zajęli się jego ranami. Gorączka przybrała na sile.

***

everwary.jpgNoc spędzili w pałacu magów. Wielokrotnie, każdy z nich podchodził do tarczy i przyglądał się z uwagą. Tarcza była niewielkim puklerzem, idealnym do wymiarów krasnoluda. Jej środek zajmował płaski i okrągły kamień, mający kolor przydymionej szarości. Budziła ich zachwyt. Nikt jednak nie ważył się jej dotknąć.

Posileni odczekali do południa, aż przebudził się Dwirnach. Krasnoluda nie opuszczała gorączka. Opuchł straszliwie na całym ciele, musieli więc ściągnąć z niego wszystko poza koszulą. Dali mu do pici resztki Prawdziwej Wody z misy, po czym Tussurt z Xavierem ruszyli do ogrodów napełnić bukłaki.

Po ich powrocie i sutym obiedzie, poruszyli temat, który ciężarem kamienia zalegał wszystkim w piersi. Usiedli wokół tarczy jakby mimochodem. Każdy chciał zrealizować swoje cele. Xavier chciał zawiadomić Jandara, że żyją, żeby nie wysyłać ekspedycji poszukiwawczej, dopilnować, żeby wszyscy dostali po równo ze znalezionych rzeczy, albo je podzielić, albo spieniężyć, wszystko jedno, zbadać kryształ, żeby zorientować się jak umieszczono w nim zaklęcia, jakie są tam zaklęcia i nauczyć się tych, których nie zna. Opowiedzieć Jandarowi o wszystkim, z pominięciem faktu wchodzenia do grobowca

Tussurt pragnął zniszczyć wszelki ślad splugawienia w kaerze (spalić pozostałości itp.), nanieść miejsce na mapę i uzupełnić wpisy w miejskiej bibliotece o kaerze Liandrill, napisać petycję do rady miasta o zorganizowanie ekipy która zniszczy ostatecznie kaer, jako potencjalne miejsce wylęgu zła, dopilnować sprawiedliwego podziału ze znalezisk, zbadać historię krasnoluda zabitego w kaerze i odnaleźć jego rodzinę o ile istnieje, pominąć milczeniem fakt wejścia do grobowca. Ale chciał też wiedzieć co dalej z tarczą, sam proponował dokończyć misję Nurków i zwrócić ją domowi Ylwaz z Throalu

Sotthi pragnął doprowadzić bezpiecznie wszystkich do Urupy, dopilnować sprawiedliwego podziału znalezisk, ale wpierw oddać wszystko do Gildii żeby magowie opisali i zidentyfikowali przedmioty (lub zlecili to Zbrojmistrzom z Kuźni w Otosk), łącznie z tarczą z grobowca. Podzielić się wiedzą z zarządem cechu na temat tarczy i wydarzeń przy grobowcu, z zastrzeżeniem tajności, Sotthi zaproponował jako pierwszy, żeby oddać tarczę Gildii, żeby doświadczeni magowie mogli ją zbadać, potem rada cechu podjęłaby decyzję co dalej robić z przedmiotem, gildia mogłaby wynagrodzić w pewien sposób znalazców.

Wreszcie Dwirnach zaczął rozmowę.

Występowaliśmy jako przedstawiciele urupy w sprawie robala i usunięcia zagrożenia dla kopalni, odnośnie łupów wszyscy mamy zgodę na sprawiedliwy podział, rzeczy do identyfikacji oddamy gildii jeśli uczyni to za darmo, jeżeli nie, przeprowadzimy to na własną rękę i potem zdobycze rozdzielimy lub spieniężymy…

Sotthi słysząc słowa Dwirnacha zaoponował: Dwirnachu, Gildia nie uczyni tego za darmo, gdyż w większości to broń, więc trzeba Zbrojmistrzów, którzy z darmo tego nie czynią. Owszem, mamy umowy wzajemne i koszta się znacząco obniżają. Sądzę, że za 75% nominalnej stawki Zbrojmistrza VI Kręgu, Gildia Magów z Urupy, zbadałaby przedmioty. Zaletą jest fakt, że może zająć się kilkoma egzemplarzami naraz, a ja, jako przedstawiciel cechu, gwarantuję wysoką jakość usługi.

Ksenomanta Xavier zaś wtrącił:Mi tam to obojętne. Samemu nie będę miał ochoty i czasu włóczyć się po Otosk, a przez Gildie możemy zaoszczędzić.Jestem za pomysłem oddania przedmiotów znalezionych przy Nurkach. Ale co z tarczą…?

Dwirnach: W sprawie tarczy występowaliśmy jako pojedynczy dawcy, a więc każdy może podjąć własną decyzję. Każdy sie zgodził na wejście do grobowca, a więc każdy chciał ją zdobyć. Pytanie co z nią zrobimy. Pytanie czy zależy nam na srebrze czy czymś więcej? Chcę, aby każdy w swoim sumieniu się opowiedział i rzekł czego chce?

Sotthi: Ja osobiście nie zabierałem zdania. To Wy wraz z Xavierem podjęliście działania. Ja zapewniam was, że w swoim sumieniu muszę poinformowac mistrzów cechu o takim znalezisku. Nie wiedzieliśmy ze elfy z Liandrill zostawiły tu ciało Salianara. A ten przedmiot, tarcza pod jego głową emanuje silną magią. Nie mogę nie opowiedziec o tym gildii. Z całą pewnością mistrzowie zechcą się temu przyjrzeć. Jak się ustosunkują do waszego wejścia - tego nie wiem. Na szczęście w radzie nie ma żadnego elfa, gdyż spotkalibyście się z potępieniem i oburzeniem. Ale cech zrzesza wielu magów z Liandrill… Ja nie pochwalam tego co zrobiliście. Choć może czarodzieje będą zadowoleni odkryciem przedmiotu, który pochodzi z odległej historii i zechcą go badać…

Dwirnach: Brak działania jest także działaniem. Nie pamiętam ani słowa protestu z twojej strony. Nie pamiętam też, abyś próbował kogokolwiek powstrzymać. Brałeś w tym udział tak samo jak wszyscy i tak samo chciałeś zdobyć tarczę. Dla siebie czy dla gildii, nieważne.

Sotthi: Nie ja tu dowodzę. Więc nie do mnie należała decyzja. Nie protestowałem, bo i tak nic by to nie zmieniło. Gildia byłaby zainteresowana tym przedmiotem, i sądzę, że mistrz mógłby zaproponować pewną sumę będącą zadośćuczynieniem za odnalezienie przedmiotu i zagwarantować zachowanie tajemnicy, żeby wam nikt nie utrudniał życia w Zennice.

Dwirnach:Cóż…jeżeli chcemy tylko srebra, wtedy pozostaje znaleźć jak najlepszego kupca. Może nim być także Gildia Magów w Urupie… Jeżeli jednak chcemy czegoś więcej - zyskania mocy, sprawiedliwego zwrotu lub innych rzeczy - musimy mieć wiedzę, a tej nie mamy, czyja to tarcza, co tu robiła, kto jej najbardziej potrzebuje? Wiemy tylko, że pragnie jej wielu dawców i gotowi są słono zapłacić. Co zatem dzięki tej tarczy chcecie uzyskać?

Karam:
Wedlug mojej wiedzy ta tarcza nie ma zadnego zwiazku z horrorami. Jest natomiast najwyrazniej spornym punktem miedzy krasnoludami, a elfami. Mimo ze ciekawosc wierci mi dziure, aby zdobyc o niej wieksza wiedze to jednak moja sciazka mowi mi, ze to strata czasu i dodatkowe zupelnie nie potrzebne zagrozenie. Zwlaszcza ze zajec mam w planch az nadto. Za to srebro przyda sie tu i teraz. Wiec miw tym wypadku zalezy na srebrze.

Tussurt: Moja opinia jest taka. Interesuje mnie co uczynicie z tarczą. Ja przyłożyłem ręki do liny na ktorej końcu był Dwirnach. Chciałbym dokończyć misję Nurków i zwrócić ją domowi Ylwaz z Throalu. Nie interesuje mnie co powie Gildia na to. I tak się dowie, z relacji Sotthiego. Jeśli mistrzowie zechcą zainterweniować, owszem, niech płacą 40 tys srebrników. A jeśli zagrożą rozpuszczeniem plotek w Liandrill? Cóż, możemy iść z tarczą do starego Liandry, który pamięta wyjście z kaeru i samego Salianara i zwrócić mu ją. Niech wspólnota elfów zadecyduje co dalej i nagrodzi nas, za oczyszczenie źle zabezpieczonego kaeru, za odzyskanie tarczy z łap konstruktów i ocalenie zwlok maga przed zbeszczeczeniem… Sotthi: Ale to nie było tak.

Xavier: Zamknij się niewyrośnięty niedołęgo. Wszyscy pożądaliśmy tego, czego Nurkomnie udało się zdobyć. Teraz mamy zaspokojoną ciekawość, a Dwirnach okupil ją bardzo dotkliwie. Ja chcę poznać jej tajemnice. I podjąć decyzję później. To przedmiot z całą pewnością silnie magiczny i dysponujący potężną magią. Poznajmy ją. A potem możemy zadecydować co dalej. Oddać ją krasnoludom? Jeśli to ich rzecz - owszem, porozmawiajmy o cenie. A jeśli to rzecz elfów z Liadnrill…Tussurt dobrze mówi. Odzyskaliśmy ją z łap konstruktów.

Sotthi: Jesteście kłamcami, rada uwierzy mnie i oskarży Was przed elfami z Liandrill… Xavier: Słuchaj zakompleksiony gównojadzie. Jeszcze siedzimy pod ziemią. Jeszcze mogę cię zabić i uwolnić świat od śmierdzącego Mistrza Żywiolów, który nie ma ambicji, który jest zamknięty w kodeksie gildii i nie ma woli ani siły wyzwolić się i działać samemu… Sotthi: Grozisz mi?

Tussurt: Nikt nikomu nie grozi. Jesteś w mniejszości Sotthi. Opowiesz gildii co uznasz za stosowne. Xavier ani nikt inny nie uczyni ci krzywdy, jakem krasnolud z Biharj

Dwirnach: Sotthi decyduj czy w sprawie tarczy jesteś częścią grupy czy też nie. Jeżeli tak, musisz uwzględniać interesy wszystkich nas. Także swoje, jeśli skłaniają cię do działań na rzecz gildii. Pojmuję to, bo w tym leży twój interes. Musimy jednak działać wspólnie, także odnośnie gildii i tego jak sprawę prowadzić, aby dla wszystkich było to z korzyścią. Decyduj. Chcę mieć jasność.

Sothi: Ależ ja już wyraziłem swoje zdanie. Bez względu co i jak uczynicie, to gildia dowie się ode mnie o prawdziwych wydarzeniach jakie zaszły w kaerze. Nie ujmując nikomu bohaterstwa i chwały w oczyszczeniu tego miejsca. To co dalej z tą wiedzą uczynią mistrzowie Gildii - tego już nie wiem. Choć mam pewność ze nie pozostawią tej wiedzy, bez działania. Zapewne skontaktują się z wami w stosownym czasie ze stosowną propozycją. Nie ukrywam, że moja obecność od początku miała służyć również interesom cechu magów. Jestem dumny z tego że wspólnie walczyliśmy. Jednak moja decyzja od początku była taka a nie inna. Jestem lojalnym członkiem cechu i krasnoludem który ma swą dumę. Nie pozwolę się obrażać ludzkim chudzielcom, którzy mają blade pojęcie o prawdziwej magii tego miejsca. Pomijam milczeniem obelgi i groźby kierowane w moją stron Służę prawdzie, równowadze i Gildii. O wszystkim zatem opowiem mistrzom. Koniec na tym dyskusji.

Karam: No to sprawa jasna. Jedyne o co mozemy Cie prosci to abys Ty poprosil gildie, aby wiedze o tym przedmiocie zachowała dla siebie i ograniczyła do jak najmniejszego grona, a w zamian my dużo przychylniej spojrzymy na ich ewentualna ofertę. Pare godzin mamy ta tarcze, a juz prawie doszło do rękoczynów, wiec dalej podtrzymuje swoje zdanie żeby pozbył sie tej tarczy jak najszybciej. Również chciałbym oddać ja prawowitemu właścicielom, ale ryzyko jest za duze.

Dwirnach: Dobrze, a zatem mamy jasność. Od tej chwili tworzymy drużynę, której celem jest bezpieczne dotarcie do Urupy i nic więcej. Podkreślam - bezpieczne dotarcie. Bez gróźb i obelg. Słowa Karama odnośnie tego, co mógłbyś rzec od nas gildii są rozsądne. Myślę, że istnieje szansa na korzystne porozumienie. A teraz proszę cię byś zostawił nas samych, musimy rozważyć zaistniałą sytuację. [jeśli Sothi odchodzi] Tussurcie, czy nadal podtrzymujesz chęć zwrócenia przedmiotu Throalowi? Nie chcesz mieć pewności czy dom Ylwaz ma prawa do tej tarczy? Znamy tylko list zleceniodawcy, to słaba podstawa. Czy też zwracasz się w stronę elfów z Liandrill?

Tussurt: Nie. Po zastanowieniu się i wysłuchaniu waszych słów sądzę, że należy czekać na propozycje Gildii. Jeśli będą rozsądne - oddać im tarczę, za powiedzmy kilka tysięcy sztuk srebra i zapomnieć o sprawie. Jeśli ktoś będzie nas szkalował, załatwię to po swojemu (klepie się po mieczu). Jeśli propozycja będzie nie do przyjęcia, wybiorę się do Throalu, bezpośrednio do domu Ylwaz wywiedzieć się o co chodzi. Z elfami bym nie zaczynał. Skoro Salianar życzył sobie, by tarcza pozostała na wieki z nim pod ziemią, to miał istotny powód ku temu…

Xavier: A ja bym jednak optował za tym, by zwodzić gildię za nos. Dać zaufanemu zbrojmistrzowi do badania i oddac się poszukiwaniom wiedzy. Może być, że potega tej broni daleko przewyższa koszt w srebrze. Nie jestem zbrojnym i trudno mi ocenic wartość takowej tarczy. Ale fakt że równie dobrze jak Gildii, przysłużyłaby się Ogrodom…

Tussurt: Mówisz tak, bo cię wyrzucono z gildii

Xavier: To nie ma nic do rzeczy…

Tussurt: A owszem, ma. Nie pragniesz jej dla siebie, tylko chcesz utrzeć nosa cechowi magów!

Karam: Przestańcie się kłócić!

Dwirnach: Uspokójcie się!!! Przecież teraz nikomu jej nie dajemy. Tarczę trzeba dobrze zabezpieczyć i ukryć, możliwie blisko Urupy i poczekać na propozycje gildii. Trzeba dowiedzieć się czegoś więcej, ale bez wciągania w to dodatkowych dawców. Im więcej osób wie, tym gorzej dla nas. Myślę, że poszukiwania biblioteczne na początek powinny wystarczyć. A rzeknijcie mi jakie będzie miało znaczenie gdzie ewentualnie będzie tarcza, w Ogrodach czy w Gildii? Oświećcie mnie jaka to różnica? Ogrody są opłacane przez radę miasta a gildia jest od rady i jej finansów niezależna? Swoją drogą niepokoi mnie fakt, że przy tej tarczy tak często się kłócimy. Czy to aby nie jakaś klątwa? A zarazem powód jej ukrycia?

Karam: A po co Ogrodom ta tarcza? Poza tym nie sadze zeby Ogrody wylozyla az taka kwote na ta tarcze, srebro potrzebne jest na wazniejsze rzeczy. Swoja droga mozemy tez od gildii zarzadac jako zaliczki wiedzy na temat tej tarczy, to tez powinno zaoszczedzic nam czas i zaspokoic nasza ciekawosc jednoczesnie….

Sotthi (podchodząc) Widzę, że nie tylko ustaliliście co dalej, ale nadal tkwicie w zacietrzewieniu.

Xavier ze złością: Waż słowa zdrajco!

Sotthi: Zdrajco?! To ciebie wyrzucono z cechu za podle uczynki i gdyby nie Jandar, musiałbyś umykać z Urupy! A tarczę owszem, możecie zostawić nawet tu, w kaerze. Albo zwrócić ją do mauzoleum maga…

Xavier: To głupi pomysł, bo przyjdziesz ze swoją kompanią i sam ją wyciągniesz, jak już wiesz, co kryło się w grobowcu! Jeśli tak, to ja stanę na straży

Tussurt: …by ją sobie przywłaszczyć i umknąć do Throalu, zgarniając samemu nagrodę!

Karam: Spokojnie Tussurt! Schowaj ten nóż! Czy jesteście ślepi? Nie widzicie jak działa na wszystkich ta tarcza? Może będziemy wartować po dwóch, bo niemam już pewności, że skoczycie sobie do gardeł przy lada sposobności!

Sotthi: To nie klątwa, ani podszepty Horrora Karamie, to zwykła chciwość i zła wola dawców imion! Swoją drogą Dwirnachu, jeśli chcesz rozpocząć badania biblioteczne, to musisz dysponować podstawową wiedzą o tej tarczy. Czego chcesz szukać w bibliotekach? ZMarnujsze tylko czas… Czemu nie chcesz zaufać mądrości Gildii? Przecież Emeric jest takoż krasnoludem, jak ty, ja czy Tussurt! Myślisz, że zdradzimy naszą krew? Służę cechowi kilka lat i będę lojalny do śmierci.

Karam: Tak, to klątwa pieniądza

Dwirnach się zastanowił

Xavier Uczyńmy tak jak radzi Dwirnach. Weźmy wszystko co znaleźliśmy do Urupy, wraz z tarczą. Tarczę niech zachowa Dwirnach, gdyż on ją wyciągnął. Poczekamy co powie gildia, choć ja bym nie liczył na wiele. Możemy też ruszyć w drugą stronie, a nie do Urupy. Oddajmy ją Zbrojmistrzom V'strimonów. Poczekajmy na opinię kogoś niezależnego. 'skrangi W nosie mają elfów i krasnoludy z Throalu. Karam: Powtarzam po raz kolejny ja z ta tarcza nie bede lazil dalej niz to konieczne, czyli do Urupy. Dosyc tego! Glosujemy co z nia zrobic, a ostateczna decyzje podejmie Dwirnach, bo to on prawie przyplacil zyciem zdobycie jej. Ja i Sothi jestesmy zeby ukladac sie z gildia. Tussurt? Xavier?

Xavier: Jestem od początku przeciwny! Gildia tylko nas wykorzysta! Wyruszmy do V'strimonów razem z Sotthim, żeby nie mógł donieść cechowi o naszych poczynaniach ten zdrajca! Tam zbadajmy jej moce i podejmiemy właściwe decyzje. Albo wy tam wyruszcie, a ja wrócę z Sotthi do Urupy…

Tussurt: Nie będziesz wracał sam z Sotthim!

Sotthi: Sam się o siebie zatroszczze!

Tussurt: Ja nie jestem ani za ani przeciw oddaniu tarczy cechowi. Mnie interesuje co potem z nią zrobicie. Chcę udać się do Domu Ylwaz i poznać sprawę u źródeł, bez angażowania się w niepotrzebne ryzyko…

Karam: Czyli dwoch za, jeden przeciw i jeden sie wstrzymal. Dwirnach podejmij decyzje.

Dwirnach: Sotthi, proszę cię raz jeszcze, byś nam pozwolił rozważyć sytuację. [jeżeli Sothi odchodzi, Dwirnach upewnia się, że mag jest dostatecznie daleko by nie słyszeć rozmowy] Xavier czy możesz rozjaśnić mi i Karamowi twe sprawy z gildią magów? W czym rzecz?

Xavier: To nie ma nic do rzeczy. Nie należę do cechu, gdyż mnie z niego usunięto. Jestem ofiarą wolnomyślicielstwa i umiłowania swobody. Nie słuchajcie tego krasnoludzkiego durnia. W cechu silną ręką rządzą krasnoludy z Bihraj, nie uwłaczając tobie , Dwirnachu. Zreszta sami widzicie, jak gildia doskonale współpracuje z cechem górników… Każdy, kto nie jest krasnoludem, jest gorszej kategorii adeptem. Nie godziłem się z takim traktowaniem. Uknuto więc spisek i mnie usunięto. Lecz mistrz Jandar mnie przygarnął i dał pracę w Ogrodach. Zapytaj Karama, czy kiedykolwiek go zawiodłem? Zawiodłem was teraz?

Tussurt: Z tego co pamiętam, to nie całkiem tak było Xavier. Wezwane duchy ci się spod kontroli wymknęły…„

Xavier: Gówno prawda! Ktoś maczał w tym palce! Zresztą mów co chcesz. Ja swoje wiem. I sram na gildę, i błaznów z Biharj do których ty takoż należysz. Widze, że trzymasz ich stronę, choć zostały ci resztki rozumu, by uszanować wole Karama!

Tussurt sięgając po nóż:
Myślisz, że co będziesz szybsze? Mój sztylet, czy twoje zaklęcie?! Ostatni raz mnie obraziłeś, albo mnie przeprosisz, albo następnym wytnę ci jęzor!

Xavier: Dobrze. Może pochopnie się wściekam. Ale nie straszny mi twój zasrany nóż. Ostrzegam was wszystkich. Idąc na układy z cechem magów, już siedzicie po pas w łajnie. Chcecie rady? Oto ona. Albo oddacie darmo to co znaleźliście na pastwę Emerica, ten zaś zbadawszy przedmiot zacznie targować się z Throalem, skoro to tak bezcenne żelastwo. Albo usiłując wygrać parę groszy, zostaniecie doszczętnie zniszczeni. Wasze kariery, dobre imiona, bliscy…wszystko! Nie mam nic więcej do powiedzenia

Dwirnach: Wynika z twej mowy, że i tak jesteśmy na straconej pozycji. Wyniesienie tarczy do V'strimonów przyniesie takie same skutki jak targowanie się z gildią - rujnację naszego życia w Urupie. Czy tego na pewno chcesz Xavier? Odejść z Urupy? Nie lepiej potargować się z magami i zyskać coś czego w innych okolicznościach nie bylibyśmy w stanie? Przecież każdy z nas ma inne cele i może o co innego paktować. Możesz żądać tego, czego nigdy by ci nie dali! Czy to cię nie pociąga? Przyznaję, jest w tym ryzyko. Więc zabezpieczmy się najlepiej jak potrafimy. Ukryjmy dobrze tarczę i uzgodnijmy co będziemy mówić, a co nie. Xavier, nikt z nas nie zna magów lepiej od ciebie. Co zrobią, gdy ukryjemy tarczę? Będą obiecywać, grozić, tropić? Pomyśl, możesz zagrać z nimi w grę, w której już na początku masz przewagę!

Xavier: Mnie nie interesuje targowanie się z cechem. Nie mają nic do zaoferowania co mogłoby mnie zaciekawić. Targujcie się jeśli chcecie, ale beze mnie. Jeśli chcec im oddać tarczę - wasza rzecz. Nie przymuszę was. Pamiętajcie tylko, żeby sprawiedliwie podzielić to co od magów z cechu dostaniecie.

Dwirnach: A interesuje cię poszukanie wiedzy, aby podbić cenę albo zmienić stronę, z którą będziemy rozmawiać?

Xavier: Tak. To mnie interesuje. Ale nie widze szans na na szukanie wiedzy, kiedy Sotthi doniesie cechowi, że wyciągnęliśmy tarczę spod głowy Salianara! By szukać wiedzy, wpierw musimy dać ją obiektywnemu Zbrojmistrzowi, na co od samego początku was namawiam! Jeśli tak się stanie, wtedy mogę wziąć tyłek w troki i podążyć z Tussurtem do Throalu. On zajmie się domem Ylwaz, a ja odwiedzę Wielką Bibliotekę. Pod warunkiem, że Karam da nam obu urlop. Mogę tak zrobić, a wy w tym czasie będziecie mieli na głowie cech. W sumie to i dobrze. Zniknę z Urupy i będę miał spokój. Ale nie mowcie potem, że was nie ostrzegałem przed układaniem się z gildią magów. A więc co ostatecznie postanawiacie. Wy, Dwirnachu i Karamie. Bo zdanie naszej trójki znacie już na wylot. Więc?

Karam: Ja w tej chwili nie jestem juz kapitanem strazy. Mam umowe na przepedzenie robala i zlikwidowanie zagrozenia, ktore go wyploszylo. Wiec ewnetualna kwestie urlopu miesielibyscie zalatwiac z Jandarem, ale w razie czego moge poprzec ten pomysl. Moje zdanie w calej kwestii tez juz znacie. Najchetnie od razu pozbylbym sie tej tarczy i szybko zapomnial ze wpadlismy na pomysl wyciagania jej skadkolwiek. Malo mnie obchodzi komu ja oddamy. Ale jesli decyzja wiekszosci, a przede wszystkim Dwirnacha bedzie szukanie wiedzy na jej temat to oczywiscie w granicach swojej mozliwosci pomoge. Aczkolwiek nie chcialbym miec gildii magow na karku, bo problemow mi nie brakuje. Biorac pod uwage ze gildia i tak sie o wszystkim dowie od Sotthiego, to dokladnie tak sie to niestety skonczy.

Dwirnach: A zatem postanowione. Tarczę ukrywamy i czekamy na ruch magów. W międzyczasie Karam, Xavier i Tussurt jako że macie dostęp do biblioteki poszukacie jakiejś wiedzy na jej temat. Być może Tussurt lub Xavier macie jakiegoś zaprzyjaźnionego zbrojmistrza, ale nie elfa, z którym można by pogadać o tak wyglądających legendarnych tarczach z Throalu? Fakt wejścia do grobowca przemilczamy, opowiadamy o kaerze, konstruktach, bytności horrora i zwłokach adeptów sprzed lat. Pozostaje jeszcze uzgodnienie tego, zrobimy, gdy ktoś dajmy na to Liandra zada pytanie wprost o mauzoleum, np czy nie zbezczeszczone.

Karam: A skad mamy wiedziec czy zbeszczeszczone, pulapka byla to nie wchodzilismy. Tylko jak wyjasnimy Twoje blizny?

Dwirnach: Tylko czarami horrora. Choć sądzę, że faktu wejścia raczej nie ukryjemy. Należy liczyć się z tym, że elfy podejmą wyprawę do kaeru w celu już to zbadania, już to ponownego zabezpieczenia. Więc odkryją brak tarczy. Podług mnie najbezpieczniej zrzucić na grupę adeptów, których przecież mogło być więcej, ich nazwy nie będziemy wymieniać. Oni zostawili otwarte wejście, a my nie zauważyliśmy pułapki, czego dowodem moje blizny

Tussurt, wskazując na zbliżającego się Sotthiego:
Cóż….Sotthi i tak zaprzeczy naszej wersji przed Gildią, więc kłopoty murowane.

Karam: Tak ale wytlumaczy tez dlaczego nasza oficjalna wersja wydarzen jest inna.


Zmęczyła ich ta długa dyskusja. Zwłaszcza Dwirnacha. Wojownik czuł się mocno osłabiony. Piekły go głebokie rany na całym ciele. Moc jego zdolności zdrowienia była barzo ograniczona. Toteż zjadł niewiele i zapadł w senny letarg. Kolejnego dnia, postanowili opuścić kaer. Jako, że Dwirnach nie czuł się jeszcze na siłach, samodzielnie chodzić i gwałtowniej ruszać, zdecydowali, że pozostanie z Tussurtem w kaerze, a Xavier, Sotthi i Karam wyjdą na zewnątrz, by odnaleźć drogę wiodącą do kaeru.

Wiedzieli, gdzie się znajduje mniej więcej osypisko skalne, przysypujące główne wejście, mieli pobieżną orientację. Po wyjściu przywitał ich zimny wicher i lekka mżawka. Ostrożnie szli przez skalne piargi i grzbiet długiego pasma. Po godzinie odnaleźli miejsce gdzie najprawdopodobniej elfy z Liandrill rzuciły zaklęcie, które spowodowalo zapadnięcie się całego wzgórza. Sotthi wyraźnie rozpoznał ślady magii żywiołów. Po kolejnej godzinie, zeszli dobre 1.5 mili do szczeliny nad kaerem. Wreszcie odnaleźli drogę. Ślad prowadził na północny-zachód, w kierunku burej linii na horyzoncie, którą tworzył ogromny, zalesiony teren. Karam wiedział, że na drugim brzegu tego lasu jest jego ojczysty dom. Musieliby więc dojść zatartym szlakiem do linii, gdzie las wchodził na skaliste wzgórza, odbić na południe w kierunku Wiji i dotrzeć do jej brzegów, wkraczając na szlak z Axalalail do Urupy. Czekało ich zapewne 5-6 dni drogi pieszej wędrówki.

Wspinali się z powrotem, by dotrzeć do szczeliny. Wkrótce mżawka przerodziła się w prawdziwą ulewę. Mało co nie zgubili szlaku. Przemoczeni i zziębnięciu, opuścili się po linie, do zalewanej ściekającym deszczem jaskini. Wrócili do ogrodów, gdzie przebywał Tussurtz Dwirnachem. Musieli wrócić do centrum, by przynieść sporo desek. Rozpalili ognisko i suszyli się w cieple ognia. Wkrótce zmorzył ich sen.

kampania/kaer_liandrill.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/12 15:44 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG