Gdzie jest Dagni? cz.IV

Wydarzenia z sesji 28 luty i 23 marca 2010

Późnym popołudniem 17 lipca 1499 TH wrócili do Ardanyan. Było upalnie, żaden podmuch nie chłodził rozgrzanych kamiennych ścian Ardanyan. Budzili spore zainteresowanie przechodniów niosąc ażurowy kosz ze skórą wywerna. Mandragor Glump był zachwycony, wypłacił im obiecany 1000 srebrników. Byli zmęczeni i głodni, więc czym prędzej wrócili do zajazdu Pod Czerwonym Krukiem i opłacili u H'challa pokój. Dwirnach z niecierpliwością czekał, aż t'skrang zaprowadzi ich do piwnicy i wręczy rzeczy Dagniego. Zabrali ze sobą posiłek i 2 dzbany wina i popędzili na piętro, do pokoju.

Krasnolud ostrożnie rozkładał na łóżku rzeczy swojego syna. „To jest jego topór - rzekł wzruszony - nie powinien rozstawać się z bronią”. „A to jego płaszcz i podróżna sakwa…”. Wyjęli ze środka skórzaną tubę i pożółkły pergamin, suszoną rację podróżną, narzędzia kamieniarskie, osełkę do broni i sakiewkę z garścią srebrników. Dwirnach rozłożył pergamin i zamarł. Widniały na nim throalskie glify jakich nie znał. Czegoś brakowało w słowach, wydawało mu się, że sylabiczne pismo jest niedokończone, brakowało tradycyjnych akcentów, którymi throalczycy zaznaczali samogłoski. Usiłował odczytać pismo, ale zdołał jedynie wypowiedzieć kilka słów, które i tak brzmiały archaicznie. Karam w tym czasie otworzył tubę i wyjął z niej list i niewielką mapę. „No co my tu mamy… - rzekł Łowca” Odczytał list:

Szanowny Tungarze!					17 listopad 1499 TH, Ardanyan


To prawda, że od dawna nie dawałem znaku życia, lecz zapewniam Cię, że nigdy
nie zapominam o tym ile Tobie zawdzięczam.

Kilka dni temu, mój młody przyjaciel, człowiek Tito, oddał mi zestaw starożytnych,
niezwykle interesujących dokumentów.  Treść tych dokumentów informuje
o bogatych złożach esencji żywiołu ziemi, gdzieś u podnóży Gór Throalskich. 
Najciekawsza część opisuje właśnie fakt, że złoża znajdują się wśród wzgórz, 
a więc są stosunkowo łatwe do prac odkrywkowych.  
Dokumenty stanowią swego rodzaju umowę, pomiędzy throalskim Domem Handlowym, 
a grupą górników, poszukujących funduszy na założenie odkrywki i prace kopalniane. 

Throalski Dom, sprawdzałem, już nie istnieje. Wszyscy jego członkowie wymarli w czasach Pogromu.
Dokument jest datowany na 9 stycznia 944 TH. Myślę, że możemy założyć, 
iż prace wydobywcze zostały przerwane przez Pogrom w kilka lat później 
i nigdy już nie kontynuowano wydobycia. Przynajmniej byłoby o tym głośno. 

Przyjacielu, wyobraź sobie tylko, jak bajecznie bogaci stalibyśmy się, 
gdyby udało nam się odnaleźć zaginioną kopalnię i przywrócić w niej wydobycie?!

Proszę Cię, zbierz naszą dawną ekipę i pospieszaj do Ardanyan. 
Mieszkam przy ulicy Bławatnej 6, więc znajdziesz mnie łatwo.  Zadbam o ekwipunek i 
natychmiast wyruszymy na poszukiwania.

Z wyrazami szacunku
Twój Grankar Eisengisser

Mapa zaś przedstawiała szkic miejsca w którym mogą być ukryte kopalnie, z charakterystyczną ikoną dwóch wysokich skał tkwiących pośród znaków lasu.

Naradzali się długo, aż do późnej nocy, w końcu zapadli w niespokojny sen. Nad Ardanyan zbierało się na burzę, w końcu nad ranem niebo otworzyło swoje zasoby i ulewnym deszczem oczyściło zakurzone miasto.

18 lipca 1499 TH

Rankiem zeszli na śniadanie już o świcie. Wczorajszego dnia, zdecydowali się skorzystać z pomocy adepta Łucznika. Nie musieli długo szukać, gdyż w karczmie nocowała Miriam Czarnowłosa ze swoim przyjacielem, t'skrangiem Wuschwusulem. Dziewczyna była Łuczniczką IV Kręgu i z chęcią zgodziła się pomóc adeptom, za niewielką opłatę 50 srebrników. Poznali przy okazji t'skrangowego Fechmistrza, który bawił ich opowieściami do późna. Wypili sporo wina i zadzierzgnęli znajomość a członkami Gwiezdnych Ostrzy. Para adeptów czekała tu na swych przyjaciół orka Harrasu i Czarodzieja Sindana Bladolicego. Umówili się na rano.

W karczmie panował niemiłosierny tłok. Mnóstwo zmokniętych krasnoludów tłoczyło się przy stolikach. Na zewnątrz lało. Miriam i Wuschwusul czekali na nich przy zastawionym stole. Po skromnym śniadaniu odczekali aż przestanie padać i ruszyli w kierunku Throalu. Zatrzymali się dobrą milę za miastem, przy brzozowym młodniaku. Tam Miriam odprawiła krótki rytuał z bronią Dagniego i wystrzeliła w niebo strzałę. Gdy ta upadła przed nimi, rozbiła się na mnóstwo skrzących drobin, które wyraźnie wskazały Ardanyan. „Nie idziemy do kopalń - bardziej stwierdził niż zapytał Dwirnach. Dagni jest w mieście, żywy i musimy zbadać Dom Rajców”.

20 lipca 1499 TH

Była już noc. Siedzieli w swym pokoju Pod Czerwonym Krukiem wraz z Tito i radzili. W ciągu ostatnich 48 godzin udało im się ustalić wiele faktów. Wiedzieli gdzie przebywają strażnicy w DOmu Rajców. Zbadali budynek astralnie w bardzo dokładny i skrupulatny sposób. Kiaur nawet wspomógł się duchem, którego napotkał nad rzeką. Poprosił go by zawarł bliższą znajomość z duchem uwięzionym w drzwiach wiodących do piwnic Ratusza.

Badając astralnie przestrzeń, spostrzegli, że adepci strzeżący Ratusza noszą znamię od magii krwi na swoim wzorcu. Obaj magowie dokładniej przyjrzeli się temu i stwierdzili, że to magia przysięgi krwi zagnieździła się we wzorcu strażników. Być może więc duch uwięziony w drzwiach przepuszcza swobodnie naznaczonych przysięgą.

Próbowali skonstruować plan włamania się do piwnic ratusza, w którym, wedle plotek Tito więzieni byli przestępcy polityczni, również oskarżony o handel niewolnikami Grankar. Tył budynku otoczony był murem przyległym do czarnego pierścienia okalającego cały rynek. Małego podwórza strzegły 4 psy. Wszystkie drzwi w ratuszu wzmocnione były esencją ziemi i posiadały magiczne zamki i zabezpieczenia przed włamaniem. Nocą, strzegło ratusza 6 adeptów. Badając ich wzorce Karam stwierdził, że strażniczka zejścia do piwnic jest Czeladnikiem Fechmistrzem. Większość z nich to były elfy.

Duch, któego Kiaur poprosił o przysługę bardzo narzekał na ducha uwiezionego w drzwiach. Stwierdził, że z natury był gburowaty i agresywny. Czuł się niezmiernie ważnym, że może swą magią decydować o tym kto wejdzie a kto nie. Potwierdził jednak duszkowi, że w piwnicach więziono grupę krasnoludów. Adepci mieli więc niezły orzech do zgryzienia, jak wejść do piwnic, uwolnić więźniów i opuścić miasto. Mieli świadomość, że otwarte działanie bądź odkrycie nadszarpnie ich reputację, zwłaszcza Sivariusa, który żyjąc w Tansiardzie cieszył się powszechnym uznaniem i w Ardanyan był szeroko rozpoznawany i ceniony.

Karam martwił się również tym, że będąc w Komnacie Rejestrów otwarcie wypytywał o Dagniego, przedstawiając swoją tożsamość. Do Ardanyan dotarły już wieści z Urupy i niektórzy lepiej poinformowali rozpoznawali byłego Kapitana Straży Błękitnej Róży.

Tito zaproponował im użycie środków usypiających strażników i trucizny na psy. Musiał zorganizować specyfiki, a na to potrzebował czasu i pieniędzy. Wręczyli mu więc 380 srebrników. Miał się zjawić 27 lipca. Dysponowali więc kilkoma wolnymi dniami. Dwirnach mimo wszystko nalegał by nie paradować zbytnio po ulicach i nie rzucać się w oczy. Po dłuższym namyśle i dyskusji doszli do wniosków, że należy jednak odwiedzić kopalnie, a także spróbować porozmawiać z Mangalinem, jednym z członków Rady, który ponoć oszalał i zdziwaczał lata temu.

21 lipca 1499 TH

Poranne śniadanie stało się okazją do sprzeczki. Dwirnach sam nie wiedząc czemu, zaczął wątpić we wczorajsze wnioski. Usiłował przekonać resztę towarzyszy, że należy szukać wewnętrznego wsparcia. Przed południem postanowili raz jeszcze odwiedzić Khalosa.

W sklepie krasnoluda była para elfów. Khalos rozłożył na zielonym suknie kilkanaście barwnych wisiorków i zachwalał ich szczególne pochodzenie. Dwirnach i Karam czekali spokojnie, aż goście opuszczą sklep. „Witajcie, zapewne chcecie pogadać o czymś nie cierpiącym zwłoki? Chodźcie za mną..” - Khalos wprowadził ich do wnętrza domu i niskim korytarzem przywiódł do piwnicznej komnaty. Ściany przyozdobiono barwnymi arrasami, w jednym kącie stała skórzana sofa, w drugim trzy wielkie skrzynie o potężnych zamkach. Khalos usiadł przy niewielkim stoliku i wyciągnął karafkę wódki. „Siadajcie, napijcie się i pogadajmy”.

Dwirnach niezwykle wymownie zaczął wprowadzać Khalosa w ciąg swoich przypuszczeń, wymieszany z faktami o których wiedzieli mniej lub więcej. Opowiedzieli mu o nagłym zniknięciu Dagniego, o tym iż wiedzą, że siedzi w więzieniu tu, w Ardanyan, pod ratuszem, jednak nikt nie chce tego potwierdzić. Khalos pomału przeczuwał do czego zmierzają. W końcu wspomnieli też o kopalniach. „Ciii! - syknął kupiec - ludzie nie lubią, kiedy się mówi o tym przeklętym miejscu.” Zrobili duże oczy słysząc słowa krasnoluda. „Tak, powiadają, że Mangalin postradał zmysły, kiedy siedem lat temu wybrał się do kopalni. Odtąd nikt tam nie chodzi i raczej omija się to miejsce. Kto wie, co czai się w głębinach? Lepiej dajcie sobie spokój.” - Morgond spojrzał na Karama. „Choć z drugiej strony, twe powołanie Karamie mówi ci pewnie co innego”.

Dwirnach opowiedział też o dokumencie, który mówił o pakcie zawartym między górnikami, a Throalskim Domem. Pytał Khalosa, czy w obliczu prawa, dawny właściciel może domagać się zwrotu. Krasnolud nie był pewien, lecz wiedział już, że adepci podejrzewają, iż Rada czerpie jakieś korzyści z kopalni i usuwa tych, którzy za bardzo się nią interesują.

Mieli mętlik w głowach. Tym bardziej, że Khalos dałm im wyraźnie do zrozumienia, że otwarcie szukając Dagniego, mogą narazić się na szykany lub aresztowanie. Wytłumaczył im, że w więzieniu pod Ratuszem przebywają najgorsi przestępcy, skazani na długoletnie więzienie. Sami też zaczęli się zastanawiać dlaczego Dagni jeszcze żyje, a nie został zamordowany, skoro tak żywotnie zaszkodził komuś?

Powróciwszy do zajazdu, zjedli lekki obiad. Dwirnach udał się na targowisko, zaopatrzyć się na wyprawę i kupić gołębia. Sivarius z Karamem postanowili przejść się po Górnym Mieście i obejrzeć Wieżę Mangalina.

Szli Złotą Aleją podziwiając piękny park i wille ukryte wśród drzew. Z zainteresowaniem obejrzeli martwe drzewa, będące domem Janji i Errina. Wmieszali się w tłum na Placu Założycieli, zgromadzony wokół studni. Na lustrze wody, duchy żywiołów przedstawiały historyczne wydarzenie ataku orków na stare Ardanyan. Adepci spojrzeli po sobie…„Marnotrawstwo” - westchnął cicho Sivarius. W końcu dotarli do Wieży Mangalina. Smukła na 45 metrów wieża z białego marmuru, zwieńczona była błękitną flagą z herbem Ardanyan. Wokół niej było pusto. Zbliżywszy się do drzwi spostrzegli bogate ornamenty i złocenia. Wielka kołatka stylizowana na pysk potwora zachęcała do wzięcia w rękę i zastukania.

Karam spojrzał w astral, chciał zobaczyć jak prezentuje się wieża. Jej astralne odbicie było jeszcze bardziej okazałe i przepiękne. Błyszczące węzły ze strumieniami energii podtrzymywały całą konstrukcję. Ściany wzmocnione zaklęciami, były nieprzejrzyste dla postronnego obserwatora. Żaden duch, czy inny mieszkaniec astralu nie miałby dostępu do wnętrza wieży. Wtedy Łowca zdał się na instynkt. Zaczął szukać najdelikatniejszych śladów splugawienia. Wokół przestrzeń astralna była otwarta, jak w większości rejonów Barsawii. Nie było śladu atramentowych wirów, czy zakrzywień odbić astralnych tak charakterystycznych dla zniszczonych obszarów. Jednakże magia Łowcy podpowiadała mu że coś jest nie do końca w porządku. Nie wiedział jeszcze co. Miał pewność, że w pobliżu nie ma żadnego Horrora, żadnego konstruktu. Ale coś było nie tak jak trzeba.

W tym czasie Sivarius zbliżył się do drzwi i zapukał. Drzwi zajasniały, nad kołatką rozjarzył się napis, złożony ze znaków, jakimi posługują się magowie. Sivarius odczytał, go i się przedstawił. Musiał raz jeszcze to uczynić. Jego imię pojawiło się na drzwiach. A potem Czarodziej dostrzegł kolejne imiona, i kolejne, dziesiątki, setki imion, które rozjaśniały się na sekundę i gasły na białym drewnie drzwi. Niektóre z nich rozpoznawał…

Chwilę później otwarło sie maleńkie okienko na trzeciej kondygnacji wieży i wychylił się z niej starzec. Musiał to być Mangalin. Usiłowali z nim rozmawiać, lecz elf był zupełnie pomylony. Wołał swych uczniów, dopytywał się o strony kodeksów magicznych, w końcu zaczął podejrzewać ich o spisek. W jednej chwili spadła na nich chmura przeraźliwego bólu. Obaj adepci padli na ziemię krzycząc w agonii. Kilka chwil później, dobiegł do nich jeden z przechodniów, odciągnął od Wieży i usiłował przywrócić do zmysłów. Przechodniem okazał się Selbion, elf przewodnik. Wyjasnił im to i owo o Mangalinie. Polecił udać się do Halizuma - głowy Gildii Magów i więcej nie drażnić szalonego Czarodzieja.

Pełni bolesnych wspomnień wrócili do karczmy i podzielili się z Kiaurem i Dwirnachem tym co ich spotkało. Magowie długo się zastanawiali nad rodzajem magii, jaki ich zaatakował przy wieży Mangalina. W końcu jednoznacznie stwierdzili, że była to moc głosiciela. A tylko głosiciele szalonej Pasji mogą czynić takie rzeczy. Sivarius postanowił odwiedzić Halizuma i z nim porozmawiać. Niestety Czarodziej był zajęty i mógł go przyjąć dopiero nazajutrz po południu.

Karam w tym czasie odwiedzał bibliotekę w Ratuszu w Ardanyan. Niezwykle miła dziewczyna wskazała mu najnowszą kopię Kronik Ardanyan, oficjalnego spisu wszystkich ważnych zdarzeń w mieście. Łowca z uwagą studiował wpisy z różnych roczników, usiłując wypełnić wiedzą luki w układance.

Długo dyskutowali nad tym jakie kroki przedsięwziąć. Snuli też przeróżne teorie o kopalniach, Mangalinie i losach Dagniego. Dwirnach wieczorem spóbował sprowokować Sant'Zaburra jednakżed t'skrang nie przyjął warunków krasnoluda. Ten chciał się z nim zmagać w zapasach, lub sprawdzić w pojedynku na ogłuszenie. Zaburr jednakże z pogardą odrzucił takie zainteresowanie Dwirnacha. T'skrang walczył na prawdę i interesowało go tylko udowodnienie, kto jest skuteczniejszy. A Dwirnach nie mógł sobie na to pozwolić w obliczu planowanej wyprawy.

23 lipca 1499 TH

Wyruszyli po śniadaniu. Wcześniej Dwirnach odwiedził żonę Fergasa Kulara i zostawił u niej broń Dagniego. Sivarius polecił swe kufry opiece H'challa. Przez drogę rozmawiali o tym czego dowiedział sie Czarodziej od Halizuma.

Mistrz Gildii był uczniem Mangalina. Wiedział o tym, że elf jest głosicielem Raggoka, ale nie przeszkadzało mu to. Był zafascynowany umiłowaniem wiedzy Mangalina. Przez długie lata poszukiwał remedium na jego szaleństwo. Powiedział im, że wszystko zaczęło się 10 lat temu, kiedy Mangalin wrócił z WIelkiej Biblioteki w Throalu. Zaczął wtedy coraz więcej czytać, nie zważając na wszystko. Przestał jeść, pić, rozmawiać z innymi, bywać na mieście. Izolował się. Wówczas Halizum musiał go opuścić ze względów osobistych, lecz polecił dwom przyjaciołóm - Kordo i Vanbrusowi, żeby pilnowali Mangalina. Bał się, że choroba będzie coraz bardziej odczuwalna a stary mistrz nie poradzi sobie ze wszystkim. Jego obawy się potwierdziły. Trzy lata temu Mangalin wyrzucił dwóch magów. Nikt nie miał wstępu do jego Wieży. Nawet głosiciel Garlen, którego Halizum sprowadził został odprawiony.

Gdy tak siedzieli ukryci wśród traw i krzewów, powrócił Kiaur w ciele gołębia. Ksenomancie wydawało się, że podążając z biegiem rzeki dostrzegł na szczycie jednego ze wzgórz charakterystyczną skalną formację, podobną do rysunku z mapy, jaką znaleźli w rzeczach Dagniego. Czym prędzej podążyli w tamtą stronę.

Okazało się, że już 4 mile od miasta, zagłębili się w las. Idąc wzdłuż parowu, którym wartko płynęła rzeka, dotarli na szczyt wzgórza, na wielką polanę, na której zachodnim końcu wyrastały w niebo trzy wysokie skały. W jednej z nich ziała potężna dziura. Karam dostrzegł na mokrej ziemi pod drzewami ślady potężnych łap, dostrzegł też odciski butów. Lecz nim zdołał cokolwiek uczynił, powitał ich głośny ryk. Z ciemności jaskini wyszedł ku nim wielki brytan. Stanął na tylne łapy i głośnym rykiem obwieścił dookoła kto tu jest panem. Byli zaskoczeni. Sivarius zaczął splatać wątki zaklęcia lewitacji, Kiaur chciał odstraszyć zwierzęta. Kilka chwil później, do wielkiego samca dołączyły dwie samice. Brytan wyszedł na środek polany. Postanowili się wycofać i przemyśleć strategię. Obeszli polanę tak, by Karam mógł dostrzec ślady odcisków butów. Łowca posłużył się swą magią, dostrzegł wkrótce jaśniejące odbicia śladów. Szli tym tropem kilka minut. W końcu Karam się zatrzymał, chciał odprawić rytuał Hartowania siebie, nim podjąłby dalej trop. Sivarius postanowił szybko zmienić zaklęcia w matrycach, Kiaur zaś zaczął wyciągać gołębia z klatki. Jeden Dwirnach zachował czujność, bacznie rozglądając się na boki. Usłyszał jedynie świst strzały i jęk Karama. Łowca zaczynał własnie medytować, kiedy pierzasta strzała przeszyła jego lewy bark.

kampania/gdzie_jest_dagni_cz.iv.txt · ostatnio zmienione: 2012/06/09 17:29 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG